Dr Katarzyna Dawidowicz, łodzianka, która twierdzi, że „przeszła piekło” podczas zdobywania stopnia naukowego, napisała wspomnieniową książkę pt. „Koszmar doktoratu” i ogłosiła zbiórkę pieniędzy w internecie na jej wydanie.
W książce łodzianki doktoranci wyprowadzają promotorom psy albo myją okna w ich domach. No i starają się ukończyć swoją pracę naukową. Katarzynie Dawidowicz udało się to w 2017 r. Zdobyła wtedy tytuł doktora (nauk humanistycznych), ale czas studiów 3. stopnia uważa za „horror”. Jak mówi, odreagowała przy książce pt. „Koszmar doktoratu”.
O książce "Koszmar doktoratu" czytaj więcej w naszej galerii...
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji.
Zaloguj się lub załóż konto
Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.
Podaj powód zgłoszenia
D
Doktorant
21 marca, 0:16, Doktor:
Przewód doktorski nie jest przymusem. W każdym momencie życia można z niego zrezygnować. Oczernianie promotora jest nieeleganckie i świadczy jedynie o słabości doktoranta. Próba zaistnienia w świecie mediów poprzez publikowanie opisu "drogi przez mękę " jaką było pisanie doktoratu jest świadectwem braku klasy i poczucia honoru,kieruje się Pani bardzo niskimi pobudkami.Poza tym jeśli ktoś godzi się na wykorzystywanie,to świadczy jedynie o braku poczucia własnej godności.
Nie tędy droga ....
Zgadzam się że to jest brak poczucia własnej godności. Ale z czasem jesteś już tak zmanipulowany że sobie z tym nie radzisz. Toksyczne osobowości potrafią cię całkowicie ubezwłasnowolnić. Nie potrafisz się sprzeciwić i masz poczucie winy. Boisz się osmieszenia w momencie rezygnacji. Jesteś jak w sekcie i nie potrafisz się uwolnić. Niestety relacje mistrz uczeń nie zawsze są prawidłowe.
D
Doktorant
Dla mnie doktorat to prawdziwy koszmar, który trwał bardzo długo. Początkowo nie myślałam o doktoracie, ale przez 2 lata nie mogłam znaleść pracy w moim mieście a bardzo nie chciałam z niego wyjeżdżać. Byłam przekwalifikowana. Dwa kierunki studiów i studia podyplowe skutecznie uniemożliwiły mi znalezienie pracy. Musiałam wyjechać do Warszawy. Zdecydowałam się na doktorat. Na moją decyzję miało wpływ atrakcyjne stypendium, ciekawy temat oraz rozmowa z przyszłym promotorem. Niestety promotor okazał się oszustem i manipulatorem. Bałam się zrezygnować bo stypendium było moim jedynym źródłem utrzymania. Potem jest coraz trudniej. Ma się poczucie że straciło się 2-3 lata życia w momencie rezygnacji. Niestety doktorat w naukach medycznych przy bardzo zaawansowanym technologicznie temacie trwa do 8 lat. Mój promotor wcale nie przejmował się mną. Okazało się że wogóle nie mam środków na badania. Mało tego zagrożono mi że jeśli zrezygnuje po 2 roku będę musiała zwracać całe stypendium. Doktorat to było najgorsze co mi się w życiu przydarzyło. Najgorsze że mój promotor znowu przyjął kolejne osoby które uwierzyły w jego kłamstwa. I koszmar rozpoczyna się od nowa.... Niestety ja trafiłam na patologię. Nie wiem dla kogo to jest branża. Ale przemielą cię tam jak mieso mielone i pozostawią sępom na pożarcie...
w
www.habilitacja.eu
Przy habilitacjach jest jeszcze gorzej...
D
Doktorant
Jak widzę niektóre komentarze to mam wrażenie, że piszą je przedstawiciele uczelnianej wierchuszki lub osoby, które nie mają o doktoracie pojęcia. Ogólnie jest to ciężka praca, ktòra dla 80% doktorantòw jest darmowa. Po ukończeniu doktoratu mały procent z nas dostanie etat, zwykle w wyniku znajomości, a nie osiągnięć. Trzymam kciuki za tą książkę!
D
Doktor
Przewód doktorski nie jest przymusem. W każdym momencie życia można z niego zrezygnować. Oczernianie promotora jest nieeleganckie i świadczy jedynie o słabości doktoranta. Próba zaistnienia w świecie mediów poprzez publikowanie opisu "drogi przez mękę " jaką było pisanie doktoratu jest świadectwem braku klasy i poczucia honoru,kieruje się Pani bardzo niskimi pobudkami.Poza tym jeśli ktoś godzi się na wykorzystywanie,to świadczy jedynie o braku poczucia własnej godności.
Nie tędy droga ....
J
Jarvena
Duża część ludzi, który byli ze mną na studiach doktoranckich, podobnie zresztą jak ja, jednocześnie pracowała. Mnie udało się zrobić badania, opisać je i zedytować tekst doktoratu w ciągu trzech ciężkich lat pracy w zasadzie na dwa etaty. Ale dzięki temu mogłam zmienić pracę. I zarobki :) Więc argument o przedłużaniu studiów niekoniecznie jest trafiony. Co więcej: miałam fantastycznego promotora, człowieka wielkiej kultury osobistej i wiedzy. I nie działo się to w latach przedwojennych, a w ciągu ostatnich pięciu lat. I nie, nie przypłaciłam zdobycia tytułu ani nerwicą, ani anoreksją lub inną nieciekawą przypadłością. Bardzo niemetodologicznie jest wrzucać wszystkich do jednego worka. A że zdarzają się patologie - tak, oczywiście i warto je piętnować, żeby ta nasza nauka szła do przodu! Pozdrawiam
m
m.
Poza autorem - idąc Twoim tropem myślenia, to trzeba zrezygnować z recenzowania prac naukowych i funkcji promotora sprawdzającego artykuł - przecież zainteresowane osoby zrozumieją!
Nie. Nielogicznego bełkotu z błędami w szyku zdania nikt nie zrozumie. A obecność tej pani jest o tyle istotna, że ona też musi znać się na tym, co redaguje, żeby wyłapać niuanse. To, że ktoś tam niżej porównał ją do sekretarki, świadczy tylko o tym, że studia, nawet te wielce chwalone techniczne, logicznego myślenia nie uczą.
m
m.
Mieszkałam kilka lat w akademiku najlepszej polskiej politechniki. Studenci piątego-szóstego roku elektrotechniki nie potrafili naprawić korków (ja to robiłam, a zajmuję się medycyną). Nie wiedzieli co to jest "bryła", nie znali podstawowych wzorów, nie mówiąc o całkach. Przepychani z ośmioma warunkami na raz, bo "niedobory na uczelni, promotor straci pracę". Większość bezkarnie powtarzała rok przez pięć lat, co nawet na polonistyce UW jest nie do pomyślenia, nie mówiąc o prawie. Żaden student nie dorabiał, nie stażował, bo po co, jak będzie dyplom, to będą miliony "w informatyce".
To byłoby tyle na temat wielkiej inteligencji i przydatności przeciętnego studenta politechniki, zwłaszcza z uczelni im. Zapchajdziury i kierunku z niedoborem. A humanista, to wbrew pozorom nie jest człowiek, który został nim, bo miał dopa z matematyki. Tam też się pojawiają ścisłe przedmioty. Nie mówiąc o kierunkach społecznych, gdzie matematyki i programowania jest sporo, a statystyki użytkowej więcej niż na niejednym kierunku z polibudy.
m
m.
Ale co ma do tego bycie w piątej setce? Przecież masa doktorantów po skończeniu doktoratu spada na Zachód - w sumie ci lepsi, więc uczelnia się nie odkuje. Szczególnie w naukach społecznych, medycznych i przyrodniczych, bo u nas po prostu nie ma hajsu na te badania, więc osiągnięć pod afiliacją uczelni mieć nie będą.
H
Heh
Ja jestem po doktoracie i zarabiam 15k netto. Pomysł na siebie miałam super
A
Ag
Oj! Nie ładnie pluć na macierzystą uczelnię! Czyżbyś nie dostał się na studia doktoranckie tamże?
z
zet
Wpis wyraźnie sponsorowany???
p
promotor
Promotor jest autorem koncepcji pracy, nadzoruje badania, wykonuję korektę pracy, czyli zarzuty w stosunku do promotora są delikatnie mówiąc niestosowne. Doktorant uzyskuje różnego rodzaju stypendia nieopodatkowane, wyższe od pensji asystenta, można również starać się o granty. Decydując się na studia doktoranckie należy znać ich zasady i specyfikę i po prostu do tego się nadawać. Sądząc po treści wpisu doktoranta ma z tym kłopot!!!
m
menago
niech sie zglosi do papryka vegety, moze to gotowy scenariusz na jego kolejny film.
r
rose29
Większość osób, które tu komentują pluja jadem na sam widok słowa doktorant. Nie rozumiem skąd się to bierze. Widać po komentarzach, że pojęcia nie mają o czym mówią, jak chociażby o stypendium. Trzeba się na nie natyrac jak by się miało etat, a i tak można go nie dostać. Przykro czytać takie bezrefleksyjne wypociny frustratów. Zgadzam się z Twoim komentarzem, że to niewdzięczne zajęcie dla wytrwałych