I jak tu nie przyklęknąć przed wieszczem Słowackim Julem, który w "Grobie Agamemnona" napisał, co myśli o tych nie tylko językowych "pożyczkach" i "postawach":
Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą!
Pawiem narodów byłaś i papugą,
A teraz jesteś służebnicą cudzą.
Nic dodać, nic ująć. Nie, nie, to nie jest jakaś literacka inspiracja czy podpowiedź dla małego prezesa, który zaraz pewnie będzie własną miniaturą. Po prostu, chodziłem do bardzo zacnego IX LO imienia Juliusza Słowackiego przy ul. Piotra Skargi we Wrocławiu. I tyle. To szkoła, gdzie tego wieszcza szanuje się bardzo i nawet nie pomogła groteskowa "Ferdydurke" szlachetnie urodzonego Gombrowicza Witolda. Nie ma takiej sytuacji, by liceum o swoim wielkim patronie zapomniało. To widać najmocniej w trakcie Roku Słowackiego w 2009. Najlepiej wejść na ich stronę internetową, by samemu się przekonać, że to nie jest dla uczniów i nauczycieli patron papierowy.
Wiem, że w mojej idei fixe wesprze mnie tylko Izabela Koziej - dyrektorka tego liceum, która, gdy ja tam odbierałem rzetelną wiedzę, była bardzo małą dziewczynką. Zgodnie z intencjami patrona mojej szkoły bardziej podoba mi się staropolskie imię Lasota od pospolitego Sylwestra, w którego imieniny na całym świecie odbywają się najdziksze swawole. Swawole zawsze lubiłem, dziś oddaję im się tylko teoretycznie. Albo na papierze. Co ja czasem wypisuję?!
Korzenie tych szalonych i radosnych sylwestrów na ulicach sięgają roku 317, gdy ponoć w podziemiach Lateranu ówczesny papież Sylwester uwięził ogromnego oraz nieobliczalnego potwora morskiego Lewiatana. Proroctwa były czarne, bo też podpowiadała je Ewangelia św. Jana. Mijały stulecia, a groźba nadal wisiała nad wierzącymi. Spełnić się miała na sto procent w przełomową noc między rokiem 999 a rokiem 1000. Jak już wiemy, przepowiednia się nie spełniła, a ludzie wiwatowali na ulicach. I tak już zostało. Wtedy łacińskie imię Sylwester nabrało takiej dzikiej siły.
Co prawda jedno stare polskie przysłowie ironicznie w to powątpiewa: Czy rok był suchy, czy było błoto, nigdy w Sylwestra nie padało złoto. Ja bym się tego trzymał i stąd mój dystans do tego łacińskiego Sylwestra i pragnienie spotkania prawdziwego Lasoty!
Może z jednym wyjątkiem, niech będzie sobie jeden Sylwester Chęciński, mój ukochany od lat niepoliczalnych reżyser filmowy, którego piękną "Historię żółtej ciżemki" oglądałem na srebrnym ekranie nieistniejącego kina Warszawa. A to był rok 1961! Jak ten czas leci. Panie Sylwestrze, zdrowia i pomyślności z okazji imienin. Nie tylko ode mnie, ale też od wszystkich Czytelników tej gazety, która zawsze z sympatią i ciekawością towarzyszyła Pana artystycznej drodze.
Nie żebym się z tym Lasotą narzucał, ale Sylwester nie bardzo do takich astrologicznie wybranych miłośników spokoju i piękna, jak Byki, Wagi i Ryby, pasuje. A Pan to Byk majowy. Pan Sylwester urodził się 21 maja. Nie przypuszczam, żeby Pan się wybierał jutro na wrocławski Rynek. Ja też się nie wybieram, ale słucham z politowaniem tych wszystkich malkontentów, którzy uważają, że urządzanie takich sylwestrów na placach miejskich to wyrzucanie pieniędzy. Zwłaszcza że mamy kryzys.
Nie mogę się pochwalić, że wzrok mam sokoli i bystry. Widzę, co widzę i tego kryzysu jakoś nie widzę. Może się obudzę z ręką w nocniku w roku 2012. Na razie, jak patrzyłem na te świąteczne i przedsylwestrowe kolejki w galeriach i marketach, to trudno było mi uwierzyć, że te tłumy ludzi oglądają każdą złotówkę z każdej strony i pod światło.
W kryzysie głębokim jest natomiast imię Lasota. Nikt się już nim nie interesuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?