Łańcucki Polmos. Tak umiera tradycja

Andrzej Plęs
Bartosz Frydrych
Polmos w Łańcucie - zakład o 250-letniej tradycji. Nie wykończyły go zabory, obie wojny światowe ani pół wieku komuny. Wykończyła rynkowa optymalizacja kosztów po francusku. W łańcuckim „Polmosie” atmosfera stypy po kimś bardzo bliskim, bo kawał historii polskiego gorzelnictwa… właśnie przechodzi do historii.

Tu rodziło się polskie gorzelnictwo na skalę przemysłową. Przez 250 lat zakład w Łańcucie zyskał wielką sławę, a jego wyroby do dziś cieszą się uznaniem. Jak wódka „Biała Dama” - duma zakładu ostatnich lat, czy rosolisy - duma zakładu przez dwa i pół stulecia.

Elżbieta księżna Lubomirska pewnie przewraca się w grobie. Ponoć lubiła przyrządzać nalewki, to jej przypisuje się pomysł, by w łańcuckich dobrach w 1764 roku założyć zakład gorzelniczy. Jej wnuk, Alfred Potocki, też w grobie się przewraca, bo gorzelnictwo łańcuckie wyniósł na wyżyny sztuki, bardzo umiejętnie łącząc produkcję masową z jakością rękodzielniczą. Niebawem zakład może się stać już tylko częścią historii, bo istnienie „Polmosu” w Łańcucie stoi pod znakiem zapytania.

Jeśli francuscy właściciele przeniosą produkcję „Krupniku” 0,7-litrowego do Starogardu Gdańskiego (na co się zanosi, a to finansowy fundament zakładu w Łańcucie), jeśli właściciele nie zgodzą się na kontynuację produkcji rosolisów, to utrzymanie produkcji nie będzie miało sensu ekonomicznego. I w ten sposób 250 lat tradycji zostanie tylko tradycją, bez szans na kontynuację.

Siła jakości w łańcuckim alkoholu

Dla Lubomirskich wódka to była poważna sprawa. I trochę polityczna. Do 1772 roku w tej części Galicji pijało się okowitę sprowadzaną z Podola, ale po 1772 roku transport towarów z dotychczasowych rynków utrudniała sytuacja polityczna. A narodowi chciało się pić także pod zaborami, więc nie dziwota, że gorzelnictwo rozkwitło na miejscu - w Galicji. Lubomirskim wystarczyło tylko rozbudować w Łańcucie to, co już istniało. Ale prawdziwy rozkwit łańcuckiego gorzelnictwa zaczął się z początkiem XIX wieku, kiedy interes w spadku po babci Lubomirskiej objął Alfred Potocki. Hrabia z niezwykłym zmysłem do interesów. Wymarzyło się arystokracie, że będzie produkował najlepsze wódki nie tylko na ziemiach polskich, ale i w Europie. Czyli na świecie, bo najlepsze wódki produkowano w Europie.

Oczkiem w głowie stały się słodkie rosolisy, wykonane na włoskich recepturach, ale z polską duszą. Hrabia wypuszczał ze swoich kadzi 60 smaków, współczesny „Polmos Łańcut” zdołał odtworzyć i dać klientom do posmakowania ledwie 3 smaki. A hrabia nie tylko wódę, likiery i rosolisy wypuszczał na rynek, ale przy okazji zajmował się produkcją rumu, a nawet… wody kolońskiej.

Istnienie łańcuckiej wódczarni zachwiało się po raz pierwszy w połowie XIX wieku, kiedy władza mocno podniosła podatki na produkcję gorzelnianą. Padło wiele małych zakładów, ale Potoccy Łańcut obronili: wystarali się o status specjalny dla „C.K. uprzywilejowanej fabryki krajowej Hr Potockiego rosolisów, likierów, rymu, octu i wody kolońskiej”, jak zanotowano w księgach cesarsko-królewskiej Izby Handlowej w Krakowie.

Alfredowi wkrótce się zmarło, ale syn Alfred Józef trunki traktował równie poważnie jak tatuś. A jakość jeszcze poważniej, skoro fachowca od gorzelnictwa, Rosenzweiga, poprosił o radę. Fachowiec orzekł, że produkty łańcuckie wcale nie ustępują smakiem i jakością najlepszym europejskim, tyle że są mało znane.

Nawet w okolicy, bo na rynkach europejskich nie są znane wcale. Fachowiec mocno pobudził ambicję hrabiego, toteż ten postanowił ruszyć z produktami w świat. Celu osiągnąć nie zdążył, ale zdążył jego syn Roman i z końcem XIX wieku likiery i rosolisy z Łańcuta gościły… może jeszcze nie pod strzechami, ale na stołach szlacheckich i królewskich, dotarły nawet na stół cesarski w Wiedniu. A na cesarskich stołach gościło tylko to, co w świecie najlepsze.

Dla cesarza Franza Josefa najlepszy na świecie był rosolis kawowy. Daleko po niego nie musiał służby posyłać, bo Potoccy urządzili w Wiedniu sklep firmowy swoich zakładów w Łańcucie. Ale szczególny był sklep przyzakładowy.

- Produkty z Łańcuta zdobyły sobie taką renomę, że pociąg jadący ze Lwowa do Wiednia i z Wiednia do Lwowa, zatrzymywał się na stacji w Łańcucie - opowiada Elżbieta Kojder z „Polmosu Łańcut”. - Tyl-ko po to, by pasażerowie mogli wyjść z wa-gonów, zaopatrzyć się w trunki w firmowym sklepie, wsiąść i pojechać dalej.

Podróżni ze Lwowa też wysiadali, choć przecież Potocki im również zainstalował we Lwowie swój sklep firmowy.

Wódka na wojnie

Wódka łańcucka wygrała obie światowe. A raczej wygrała z nimi. Wprawdzie pierwsza zmiotła w Łańcucie budynki fabryczne, zniszczyła większość maszyn produkcyjnych, ale ocalało to, co firma miała najcenniejszego - ludzie. Rosolisy odzyskały w 1918 roku niepodległość, a fabryka - miano najlepszej w swojej branży w II Rzeczpospolitej. Choć przychodziło jej walczyć z produktami Baczyńskich ze Lwowa.

Znacznie trudniej było walczyć z mnożącą się i nie zawsze uczciwą konkurencją, coraz to nowymi spółkami i zrzeszeniami spirytusowymi, ale i z tego Fabryka Wódek w Łańcucie wyszła obronną ręką. A nawet wzmocniona, skoro w 1925 r. stać ją było na wywiercenie nowej studni artezyjskiej, która zakładowi służyła przez niemal cały następny wiek. I wciąż służy, choć nie wiadomo, jak długo jeszcze.

Produkcja, zbyt, inwestycje ciąnęły się do drugiej wojny, podczas której łańcuckie spirytualia szły na niemieckie tylko stoły. Niemal 200-letnią tradycję zakładu podtrzymywała wciąż 120-osobowa załoga. Aż do 1944 roku, kiedy wycofujący się Niemcy spalili cały zakład z większością maszyn produkcyjnych. Kiedy przyszła Armia Czerwona, zaczął się czerwonoarmiejski szaber. Wydawało się, że to już koniec dzieła Potockich, dumy Łańcuta, ozdoby królewskich stołów. Bo nie było gdzie i nie było czym produkować. Ale było kim, więc rosolisy i likiery zmartwychwstały.

Polmos Łańcut walczył i wygrywał

Przed wyzwolicielami i nową rzeczywistością wyjechał z miasta Alfred Potocki. Wiedział, co się zbliża ze wschodu. Ale w nowych czasach zakład z wojennych zniszczeń i radzieckiego szabru został odbudowany, bo - jak przed 50 laty - z wojennej pożogi ocaleli fachowcy. PRL zakład upaństwowił (jak w koszmarnych wizjach przy-szłości spodziewał się hrabia Potocki), bo przecież PRL też chciał pić. I już nie tylko książęta w Wiedniu, ale lud pracujący miast i wsi.

Od 1951 roku Łańcuckie Zakłady Przemysłu Spirytusowego „Polmos” doświadczały kolejnej wojny. Wojny o utrzymanie produkcji w warunkach chronicznego, socjalistycznego braku wszystkiego. Poza popytem. Ta wojna trwała pół wieku i została przez „Polmos” wygrana.

Potem przyszła demokracja, przyniosła wolny rynek, w 1991 r. łańcucki „Polmos” stał się zakładem samodzielnym, kilka lat później - spółką akcyjną. Kiedy w 2004 r. „Polmos Łańcut” SA wchodził do Grupy Sobieski, spodziewano się, że francuski właściciel (Grupa Belvedere) otworzy przed likierami, rosolisami, Białą Damą i Polonaise’m drzwi na rynki świata. Drzwi właśnie z hukiem się zatrzaskują, gros produkcji zostanie przeniesiona do zakładu Grupy Sobieski w Starogardzie Gdańskim. Wydaje się, że likiery i rosolisy właścicieli spółki nie interesują, podobnie jak tradycja tego miejsca.

Stuletni rosolis

Załoga pewnie trafi na listę bezrobotnych, teren, budynki i maszyny - pewnie pod młotek. Nie wiadomo dokąd trafią zbiory jedynego w kraju i jednego z dwóch w Europie muzeum gorzelnictwa. Razem z butelką rosolisu, który został tu znaleziony po stu latach pod zwałami węgla. Smolisty się zrobił z wiekiem, więc nie do użytku, ale ciągle świadczy o chwale łańcuckiego gorzelnictwa.

Właśnie piszą się ostatnie słowa historii o 250 latach tradycji gorzelniczego zakładu w Łańcucie, o Potockich, o Franciszku Józefie i transeuropejskim pociągu, który zatrzymywał się tu tylko po to, by przemierzający Europę podróżni mogli obładować torby likierami, wódką i 60 gatunkami rosolisów, z których dziś można jeszcze kupić kawowy, ziołowo-gorzki i różany.

Przeniesienie produkcji z Łańcuta do Starogardu Gdańskiego, wygaszenie zakładu produkującego wódki, zwolnienia grupowe 130 pracowników, pozostawienie 40-osobowej załogi dla potrzeb zakładu gorzelniczego - to plany spółki Marie Brizard Wine & Spirit, francuskiego właściciela Polmosu. Załoga jest oburzona. Związkowcy chcą dodatkowych odpraw oraz zmniejszenia liczby zwalnianych osób.

- Nie wykluczamy strajku - ostrzega Jacek Wielgos, szef związków zawodowych Polmos Łańcut. W czwartek wypowiedzenia bez podania przyczyny dostało trzech pracowników. Nie mieli żadnej ustawowej ochrony. To tylko zaogniło atmosferę w zakładzie, a pracownicy podjęli decyzję o zorganizowaniu pikiety. - Wykorzystamy dogodny moment, jakim jest Festiwal Muzyczny w Łańcucie. Będziemy pikietować pod zamkiem przed sobotnim koncertem plenerowym - zapowiada Wielgos.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Łańcucki Polmos. Tak umiera tradycja - Nowiny

Komentarze 65

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

1410
W dniu 11.08.2018 o 14:10, Kris napisał:

Kiedyś w sklepie firmowym, dostałem z pod lady wódkę CK KRÓLEWSKA, już nigdzie jej się nie kupi.

Żadna wódka, czy spod lady , czy znad lady nie równa się z dobrze zrobionym bimberkiem. 

K
Kris
Kiedyś w sklepie firmowym, dostałem z pod lady wódkę CK KRÓLEWSKA, już nigdzie jej się nie kupi.
K
Kris
Kiedyś w sklepie firmowym, dostałem z pod lady wódkę CK KRÓLEWSKA, już nigdzie jej się nie kupi.
z
zuzek
W dniu 25.05.2016 o 18:46, Tomek napisał:

 Poczytaj sobie materiał źródłowy, a potem zabierają glos. Ja czytałem, a ty ? 

Nie wystarczy umieć składać litery i czytać. Trzeba jeszcze posiadać umiejętność rozumienia tekstu a u ciebie tego brak.

 

T
Tomek
W dniu 25.05.2016 o 15:46, zuzek napisał:

Bredniami głupoty, przy której Himalaje to pagórki, nie przykryjesz. Zero wiedzy i zero wyobraźni i z tym bagażem wpadłeś na forum. 

 


Poczytaj sobie materiał źródłowy, a potem zabierają glos. Ja czytałem, a ty ?

z
zuzek
W dniu 25.05.2016 o 13:29, Tomek napisał:

 Czasy powojënne zastały tylko działkę ze zburzonymi budynkami , bez instalacji produkcyjnych itp ,  w tym miejscu gdy kiedyś ktoś produkował trunki. Przedwojenny właściciel narobił  w gacie i zwiał jeszcze  przed przybyciem sowietów. Nic nie odbudowăl. Swoj tyłek byl dla niego cenniejszy niż wlasny zakład, niż dobro ludzi w nim pracujących.  Zrozumcie wiec jeden z drugim  ten fakt, że gdyby nie komunistyczny rząd, to w tym miejscu byłoby dziś osiedle mieszkaniowe.    

 

Bredniami głupoty, przy której Himalaje to pagórki, nie przykryjesz. Zero wiedzy i zero wyobraźni i z tym bagażem wpadłeś na forum.
 

T
Tomek
W dniu 25.05.2016 o 11:47, pracownik z hrab Likierni napisał:

Przykro mi oznajmic panu ze Zaklad Produkcji Wodek i Rosolisow w Lancucie zalozyl i wybudowal HRABIA POTOCKI, a nie zadno panstwo. Tak samo wybudowal Browar Lancucki, cukrownie w Przeworsku wraz z koleja waskotorowa do przewozu burakow i kilkanascie innych zakladow.Panstwo PRL tylko UPANSTWOWILO te zaklady i czaesciowo naprawilo jezeli byly szkody wynikle z dzialan wojennych. Praktycznie takich szkod wcale nie bylo w dobrach Potockich.Rzad Polski UPANSTWOWIL wszelkie dobra Potockich a nawet probowal je zniszczyc w porywie niszczenia panskich majatkow. To LUDZIE ktorzy pracowali w palacu ratowali historyczny palac przed komunistyczna zaraza jako dobro narodowe. Byly te czasy minione troche pokrecone bo PKWN w porywie parcelacji gruntow niszczyl i rabowal majatki ktore nie podlegaly parcelacji lacznie z okolicznym chlopstwem rabujacym dwory i palace w Polsce w 1944 roku.Panstwo Komunistyczne tylko czerpalo zyski z produkcji tych zakladow jakie wybudowal Hrabia Poltocki. Na koniec po transformacji w 1989 roku sprzedalo te zaklady jako swoj majatek choc nie bylo to jego wlasnoscia.

 


Czasy powojënne zastały tylko działkę ze zburzonymi budynkami , bez instalacji produkcyjnych itp ,  w tym miejscu gdy kiedyś ktoś produkował trunki. Przedwojenny właściciel narobił  w gacie i zwiał jeszcze  przed przybyciem sowietów. Nic nie odbudowăl. Swoj tyłek byl dla niego cenniejszy niż wlasny zakład, niż dobro ludzi w nim pracujących.  Zrozumcie wiec jeden z drugim  ten fakt, że gdyby nie komunistyczny rząd, to w tym miejscu byłoby dziś osiedle mieszkaniowe.   

p
pracownik z hrab Likierni
W dniu 25.05.2016 o 08:11, Tomek napisał:

 Ale za to państwo sprawdziło się jako budowniczy od zera (słownie OD ZERA) Polmosu w Lancucie. Tego nie zauważysz ? Niech teraz państwo wybuduje jakikolwiek zaklad , da rodakom prace. Bardzo łatwo jest sprzedawać cudzy majątek, w tym państwo jest bardzo dobre.   

Przykro mi oznajmic panu ze Zaklad Produkcji Wodek i Rosolisow w Lancucie zalozyl i wybudowal HRABIA POTOCKI, a nie zadno panstwo. Tak samo wybudowal Browar Lancucki, cukrownie w Przeworsku wraz z koleja waskotorowa do przewozu burakow i kilkanascie innych zakladow.

Panstwo PRL tylko UPANSTWOWILO te zaklady i czaesciowo naprawilo jezeli byly szkody wynikle z dzialan wojennych. Praktycznie takich szkod wcale nie bylo w dobrach Potockich.

Rzad Polski UPANSTWOWIL wszelkie dobra Potockich a nawet probowal je zniszczyc w porywie niszczenia panskich majatkow. To LUDZIE ktorzy pracowali w palacu ratowali historyczny palac przed komunistyczna zaraza jako dobro narodowe. Byly te czasy minione troche pokrecone bo PKWN w porywie parcelacji gruntow niszczyl i rabowal majatki ktore nie podlegaly parcelacji lacznie z okolicznym chlopstwem rabujacym dwory i palace w Polsce w 1944 roku.

Panstwo Komunistyczne tylko czerpalo zyski z produkcji tych zakladow jakie wybudowal Hrabia Poltocki. Na koniec po transformacji w 1989 roku sprzedalo te zaklady jako swoj majatek choc nie bylo to jego wlasnoscia.

z
zuzek
W dniu 25.05.2016 o 08:11, Tomek napisał:

 Ale za to państwo sprawdziło się jako budowniczy od zera (słownie OD ZERA) Polmosu w Lancucie. Tego nie zauważysz ? Niech teraz państwo wybuduje jakikolwiek zaklad , da rodakom prace. Bardzo łatwo jest sprzedawać cudzy majątek, w tym państwo jest bardzo dobre.   

Upadłeś na głowę i uraz pozostał. Państwo ma budować "jakikolwiek zakład" ?

Naprawdę masz problemy ze zrozumieniem prostych tekstów?

Nie zachęcam do odwiedzin lekarza, bo w twoim przypadku medycyna i medycy są bezradni.

Skoro państwo cokolwiek zbudowało to pozostawało właścicielem. Jaki to "cudzy majątek" został sprzedany.?

Poczytaj /jeśli dasz radę/ historię fabryki wódek w Łańcucie,bo i w tej sprawie bajdurzysz,pisząc,że coś zbudowano /OD ZERA/. Nie chwal się głupotą,bo to nie uchodzi.

T
Tomek
W dniu 24.05.2016 o 09:56, zuzek napisał:

Człowieku,niezbyt rozgarnięty a do tego odporny na wiedzę. Państwo /obojętne,czy to PRL czy LRP/ nie sprawdziło się w roli właściciela środków produkcji /zakładów produkcyjnych/ w żadnym /powtarzam  w ŻADNYM/ kraju realnego socjalizmu. Prywatyzacja,nawet w przyspieszonym wydaniu musiała być w Polsce przeprowadzona,bo w końcówce PRL-u brakowało już wszystkiego,łącznie z papierem toaletowym. Nawet Wietnam,który dążył w przeszłości do komunizmu,wspiera obecnie prywatną własność. Popatrz co się dzieje na Kubie.Jak wracają do ludzkiego systemu,bo 50 lat budownictwa socjalistycznego /i państwowej własności zakładów/ do prowadziło kraj do ruiny.Trzeba jeszcze pamiętać i o tym,że w krajach socjalistycznych budowano zakłady pracy z powodów politycznych a nie gospodarczych. Chodziło o realizację polityki pełnego zatrudnienia. Tak powstałe zakłady były w większości dotowane z budżetu państwa. Przykładem pierwszym z brzegu jest jarosławski "Jarlan".Znasz jakiś kraj zachodni,w którym państwo jest właścicielem fabryki wódek?

 


Ale za to państwo sprawdziło się jako budowniczy od zera (słownie OD ZERA) Polmosu w Lancucie. Tego nie zauważysz ? Niech teraz państwo wybuduje jakikolwiek zaklad , da rodakom prace. Bardzo łatwo jest sprzedawać cudzy majątek, w tym państwo jest bardzo dobre.  

T
Tomek
W dniu 24.05.2016 o 21:55, Tadek napisał:

Podkarpacie od dawna nie pije polskiej wódki tylko ukraińską :) sami skończyli Łańcut.  

 


A kto się brzydzi ukraińską wódką z powodów np politycznych, bo to wszak potomkowie bandery ja produkują , to robi bimberek.  Na tzw ,,własny użytek"  po 15 zł za pół litra. Pycha, glowa nie boli i  kaca nie ma.

T
Tadek
W dniu 23.05.2016 o 10:51, Brzeszczot napisał:

Tak umiera tradycja. Jaka tradycja? Chlania wódy? Dzięki Francuzom podkarpackie społeczeństwo będzie miało zdrowsze wątroby. Francuzi, jako naród powoli przechodzący na islam, nie piją alkoholu. Religia im zabrania.

Podkarpacie od dawna nie pije polskiej wódki tylko ukraińską :) sami skończyli Łańcut.  

R
Ryś
W dniu 23.05.2016 o 14:37, Gość napisał:

Związkowcy wtedy nie protestowali ?(bo dostali dobry socjal) ?

i akcje w prezencie, chytry dwa razy traci :)

W
Wania

Politycy się chwalą że Polacy pija coraz mniej wódki, jak tak jest to kto ma wypijać produkty Polmosu? Baby wrzeszczą że chłop pije a teraz płaczą, że zamykają Polmos :) Albo picie i praca,  albo niepicie i bezrobocie :) 

z
zuzek
W dniu 23.05.2016 o 21:55, Tomek napisał:

Dlaczego wszyscy boją się przyznać, że obecny Polmos lancut to inwestycja od A do Z  PRLu ? Ta niby wielka tradycja to jedynie nazwa miejscowości. A wszystko co było peerelowskie bylo be i trzeba było sprzedäc, nawet za tzw  czapkę śliwek.

Człowieku,niezbyt rozgarnięty a do tego odporny na wiedzę. Państwo /obojętne,czy to PRL czy LRP/ nie sprawdziło się w roli właściciela środków produkcji /zakładów produkcyjnych/ w żadnym /powtarzam  w ŻADNYM/ kraju realnego socjalizmu. Prywatyzacja,nawet w przyspieszonym wydaniu musiała być w Polsce przeprowadzona,bo w końcówce PRL-u brakowało już wszystkiego,łącznie z papierem toaletowym. Nawet Wietnam,który dążył w przeszłości do komunizmu,wspiera obecnie prywatną własność. Popatrz co się dzieje na Kubie.Jak wracają do ludzkiego systemu,bo 50 lat budownictwa socjalistycznego /i państwowej własności zakładów/ do prowadziło kraj do ruiny.

Trzeba jeszcze pamiętać i o tym,że w krajach socjalistycznych budowano zakłady pracy z powodów politycznych a nie gospodarczych. Chodziło o realizację polityki pełnego zatrudnienia. Tak powstałe zakłady były w większości dotowane z budżetu państwa. Przykładem pierwszym z brzegu jest jarosławski "Jarlan".

Znasz jakiś kraj zachodni,w którym państwo jest właścicielem fabryki wódek?

Wróć na i.pl Portal i.pl