Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Kieliszewski: Kochamy musicale, bo to widowiskowe bajki

Marek Zaradniak
La La Land
La La Land materiały prasowe
Przemysław Kieliszewski, szef Teatru Muzycznego w Poznaniu, postawił na musicale. Nie on jeden - za Oceanem ten gatunek też przeżywa renesans. „La La Land” ma aż 14 nominacji do Oscara

W nocy z niedzieli na poniedziałek czeka nas gala oscarowa. Najwięcej nominacji ma „La La Land”. Skąd się bierze renesans musicalu w kinie i w teatrze?
Myślę, że najwięcej by na ten temat powiedział reżyser naszej „Zakonnicy w przebraniu” Jacek Mikołajczyk, który napisał książkę „Musical nad Wisłą”, a teraz pisze kolejną o światowym musicalu. Jeśli renesans gatunku, to można go datować od wspaniałego filmu „Chicago” Roba Marshalla, który znalazł nowy język filmowania musicalu. I to właśnie strona wizualna „Chicago” była dla wszystkich wielkim szokiem. To był jeden wielki teledysk i emocjonalny kop. A siłą „La La Land” jest to, że nie udaje, że jest musicalem ze wszystkimi ograniczeniami i umownościami konwencji. Reżyser nie szuka uzasadnienia dla tego, że ludzie wchodzą na samochody na autostradzie i zaczynają tańczyć, choć wiadomo, że to się w rzeczywistości nie zdarza. Nie ucieka przed tym, że film jest bajką. Reżyser, który jest muzykiem z wykształcenia, długo czekał na ten swój film. I trochę się z tej konwencji bajkowej, musicalowej naśmiewa. Pokazuje alternatywną wersję historii głównych bohaterów, która jest projekcją naszego sentymentalnego myślenia i marzenia o happy endzie: że wezmą ślub, będą mieć dzieci i osiągną wspólny sukces. Siłą tego filmu jest jego prawdziwość, dzięki której widzowie zgadzają się na tę bajkową konwencję. A ponieważ jest ona bardzo widowiskowa, jest to tym łatwiejsze i ciekawsze. Bo musical jest wielkim show, które pozwala marzyć na jawie o lepszej rzeczywistości. I ten film jest też tego odbiciem.

I za to kochamy musicale?
Kochamy za to, że w teatrze i w filmie musicalowym możemy uciec od rzeczywistości, która jest często szara i przytłaczająca. Myślę, że kochamy też za to, że emocje w tym gatunku są bardzo silne i najczęściej pozytywne. Oczywiście nie wszystkie musicale się dobrze kończą, ale sam śpiew i muzyka mają charakter terapeutyczny i pozwalają uwalniać emocje, odreagowywać. Gdy widzimy, że na koniec „Zakonnicy w przebraniu” ludzie wstają, kołyszą się, klaszczą, podśpiewują, gwiżdżą z radości i krzyczą, my się z tego bardzo cieszymy. To znaczy, że nasze emocje ze sceny docierają do widza i do nas wracają. Myślę, że to w teatrze nieczęsto się dzisiaj zdarza na taką skalę i musical jest takim bliskim nam gatunkiem, gdzie dobre emocje zostają obudzone, a baterie naładowane. Oczywiście musical jest bardzo widowiskowy, błyszczący, zaskakujący i chyba za to też kochamy musicale.

Zafascynowałem się musicalem dlatego, że jest tak komunikatywny, mówi dzisiejszym językiem i wciąż może się rozwijać

Co sądzi Pan o „La La Landzie”? Zamierza go Pan w przyszłości wystawić w Poznaniu?
Nie ma jeszcze takiej możliwości, aby wystawić „La La Land”, bo to film muzyczny, a scenariusz teatralny może dopiero powstanie. A wtedy z chęcią... Myśmy na początku roku wystawili program „Z Broadwayu do Hollywood” z przebojami z filmów powstałych na bazie musicali i odwrotnie. Te dwa gatunki nieustannie się przenikają. To miało swe pierwsze apogeum w latach 50.-60. Ale już wcześniej, gdy udźwiękowiono film, Hollywood bardzo szybko zaczął korzystać z tematów musicalowych. Musical i film nieustannie się inspirują i czerpią z siebie wzajemnie. Ale rzeczywiście w kinie po „Jesus Christ Superstar” Jewisona, które było genialną ekranizacją musicalu - rock opery Webbera i po „Hair” Formana, wydarzało się trochę mniej dobrych rzeczy. Wcześniej do historii kina, pośród dziesiątków innych, przeszły takie ikoniczne tytuły jak „Deszczowa piosenka” z Genem Kellym, „Hello Dolly” z Barbrą Streisand czy „Cabaret” z Lizą Minnelli. Po 2000 roku było znów wiele produkcji filmowych, choć często słabszych, jak „Nędznicy” czy „Nine”, gdzie mniejszą wagę przywiązano do strony muzycznej, stawiając na gwiazdorstwo, a całościowy pomysł był przekombinowany. „Evita” z Madonną przejdzie do historii, ale trudno ten tytuł zaliczyć do przełomowych. Do genialnych należy z pewnością „Mamma Mia”, dzięki muzyce Abby i kreacji Meryll Streep i spółki. Sfilmowanych tytułów musicalowych jest bez liku i „La La Land” jest skarbnicą cytatów ze znanych, ikonicznych scen z filmów muzycznych. Bawi się konwencją, trochę się z niej śmiejąc. To też znakomicie nakręcony film. Pierwsza scena tańca na samochodach, kręcona jest bez cięcia z jednego ujęcia kamery, która jakby sama tańczy, niesamowicie wspierając choreografię. Amerykanie są w tym gatunku mistrzami i zatrudniają mistrzów.

To nie jest koniec artykułu. Więcej przeczytasz w Serwisie Plus:
Kochamy musicale, bo to piękne, widowiskowe bajki. I tym nas wabią - mówi Przemysław Kieliszewski

Emma Stone o ekipie filmu "La La Land": Jesteśmy bandą wariatów i potworów. Gdy się spotykamy, lepiej nie wiedzieć, co się dzieje

Źródło:Associated Press

Czytaj też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski