Lubi dobre wino, kobiety i lśniące marynarki. Kocha muzykę, futbol i Celtic Glasgow. I wciąż daje radę, choć na scenie jest już 56 lat. Do Krakowa Rod Stewart przyjechał z własną garderobianą, kucharzem i znajomością jednego polskiego słowa - „dzięki”. Wystarczyło. Dystansem do siebie, poczuciem humoru, tańcem i opowiastkami z życia Rod błyskawicznie zjednał sobie publiczność w Tauron Arenie.
- Chcę rozświetlić niebo nad Krakowem - powiedział na samym początku angielski dżentelman i słowa dotrzymał. Pomogli mu w tym fantastyczni muzycy z magnetycznym saksofonistą, Jimmym Robertsem i piękne kobiety. Śpiewające w chórkach, stepujące, tańczące, grające, kuszące skąpymi, seksownymi sukienkami skutecznie podgrzewały temperaturę.
Przeboje takie jak „Maggie May”, „Sailing”, czy „I don’t want to talk about it” Stewart odśpiewał razem z fanami. I choć żartował, że zawsze modli się, kiedy oddaje głos publiczności, tak, by nie okazało się, że nie będzie znała słów, w Krakowie obawy okazały się nieuzasadnione. A modlitwy zbędne.
Rod jest naturalny i charyzmatyczny. Przyciąga uwagę minami, kroczkami i żartami. Bawi, jak wtedy, kiedy po trzecim kawałku upadł na scenę, symulując fizyczne wycieńczenie. I prowokuje, gdy mówi: „Mężczyzna może kochać tylko matkę i drużynę sportową”. A może to nie prowokacja? Patrząc, z jakim przejęciem wykopuje piłki w stronę fanów, i słuchając anegdot o ukochanym Celtic F.C., nabiera się przekonania, że dla Roda najważniejsza w życiu jest gra. Ta, podczas koncertów, i ta na zielonej murawie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?