Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem trochę ziomem

Paweł Gzyl
Marta Podulka
Marta Podulka Fot. Łukasz Dziewic
Rozmowa. Martę Podulkę po występie w telewizyjnym talent-show nazwano „polską Adele”. Teraz młoda wokalistka lansuje piosenkę „Za mało snu” na przebój tegorocznego lata.

- Z Twojego Facebooka wynika, że cały czas gdzieś jeździsz z koncertami. Odpowiada Ci taki tryb życia?

- Tak. Chociaż to swoisty obóz przetrwania. (śmiech) Mam jednak takie momenty, kiedy wyłączam się totalnie, aby odpocząć. Ciężko generować ciągle taką pozytywną energię, bo z czasem pojawia się zmęczenie. Ale kiedy widzę roześmiane twarze lub łzy w oczach widzów, myślę sobie: „Jestem w tym miejscu, w którym powinnam być”. Koncertujemy więc sporo, jeździmy po różnych zakątkach Polski. Niedawno wystąpiliśmy nawet w Turcji. Przyszedł tam po koncercie do mnie Turek i mówi bez ogródek: „You are so beautiful. Kiss me later”. Nie jakieś tam randki, tylko od razu do rzeczy. Takie zdarzają się przygody.

- No właśnie: jesteś kobietą - a z Tobą w trasie trzech mężczyzn. Jak sobie z nimi dajesz radę?

- Lubię towarzystwo facetów. Sama jestem trochę takim „ziomem”. Nie strzelam fochów, nie mówię: „Czemu tak rano wstajemy?” albo „Dlaczego tutaj tak zimno?”. Miałam dwóch braci, grałam z nimi w piłkę, stojąc na bramce. Dostałam więc dobrą szkołę.

(śmiech)

- Po koncertach bardzo rozrabiacie?

- Na początku tak było. Cieszyliśmy się wtedy pierwszymi występami. Kiedy pojawiło się ich więcej, okazało się, że potrzebna jest higiena życia. Żeby być w formie musimy się wyspać i odpocząć. A ja lubię być w formie. Lampka czerwonego wina - owszem. Ale nie więcej.

- Podoba Ci się polski show-biznes?

- Nie ciągnie mnie w ogóle w celebrycką stronę. Dlatego raczej nie zobaczycie mnie na „ściankach”. Nie będę takim „misiem na Krupówkach”.

- Twoje piosenki przypominają dawne przeboje Maryli Rodowicz. To radosne utwory, z akustyczną gitarą w roli głównej, w trochę folkowym stylu. Skąd taki pomysł?

- To narodziło się przy okazji tworzenia singla „Nieodkryty ląd”. W pierwotnej wersji brzmiał on zupełnie inaczej niż wszyscy usłyszeli. Nagle do studia wszedł mój kolega z... mandoliną. „Stary, ale fajny instrumencik! Zagraj na nim koniecznie!” - zawołałam. „Marta, co ty, przecież on ma tylko cztery struny!” - zaoponował. Namówiłam go jednak - i okazało się, że to był genialny pomysł. Zrobiliśmy to dla zabawy, ale kiedy zagrał milion dźwięków w ciągu sekundy, piosenka zmieniła się diametralnie. To było tak urocze, że postanowiliśmy zostawić. I fajnie wyszło.

- Kiedy pojawiłaś się w telewizji, Robert Kozyra z Radia Zet powiedział, że mogłabyś być „polską Adele”. Nie chciałaś nagrać płyty w jej stylu, z wielką orkiestrą?

- Jestem na takim etapie życia, że na razie chcę wyładować tkwiącą we mnie energię. To pewnie zajmie jakieś dwa-trzy lata, żebym się wyluzowała. Może wtedy pójdę na lekcje jogi, żeby odzyskać równowagę - i nagram właśnie takie przestrzenne i akustyczne piosenki. Nie mogę się doczekać, kiedy będę te plany realizować. Może będzie to już druga moja płyta?

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski