Rozmawiamy z Martą Kisiel o jej nowej powieści "Toń". Co zdradziła nam autorka? WYWIAD

Piotr Ciastek
Piotr Ciastek
fot. Malwina Musialska
O skomplikowanych relacjach rodzinnych, "wyrobach książkopodobnych" i popularności rozmawiamy z Martą Kisiel, której najnowsza powieść "Toń" lada moment trafi do księgarń.

Piotr Ciastek: **Od lat poruszasz się po meandrach fantastyki, co takiego Cię do niej przyciągnęło? Czego nie ma w innych gatunkach, a znajdujesz w fantastyce?Marta Kisiel:** Ugryzłabym temat od innej strony: w fantastyce znajduję wszystko, co jest w innych gatunkach, i coś jeszcze. No, może wszystko poza literaturą faktu czy popularnonaukową, choć fantastyczni pisarze na etapie researchu czerpią garściami również z nich. Ale bez trudu znajdziesz fantastykę i kryminalną, i obyczajową, i humorystyczną, i militarną, a nawet quasi-historyczną, do wyboru, do koloru. A ta dodatkowa warstwa nadprzyrodzona rozszerza niewyobrażalnie pole do popisu dla wyobraźni — tak i autora, jak i czytelnika. Pozwala opisać więcej, bardziej, mocniej.

Czy zaskoczyła Cię popularność Twojej debiutanckiej powieści „Dożywocie”? Jak radziłaś sobie z nagłym zainteresowaniem czytelników, blogerów i mediów?
- Prawdę mówiąc, popularność „Dożywocia” wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Niedługo po premierze pierwszego wydania urodziłam córkę i na pewien czas straciłam łączność z rzeczywistością. Wiele mnie ominęło, choć nie wszystko. Dopiero przy wydaniu drugim, pięć lat później, dotarło do mnie, co się właściwie gdzieś w międzyczasie wydarzyło, a premiera kontynuacji, czyli „Siły niższej”, uświadomiła mi już dobitnie, jak wielkie jest przywiązanie czytelników do tej serii. Dla niektórych nie liczy się nic, byle tylko Licho było szczęśliwe, co jest bardzo wzruszające i bardzo przerażające jednocześnie — czasem odnoszę wrażenie, że ile bym tego Licha nie napisała, to zawsze będzie za mało…

W nadchodzącej powieści „Toń”, oprócz wątków fantasy i kryminalnych, poruszasz temat skomplikowanych relacji rodzinnych. Każdy z nas ma w rodzinie taką „ciotkę Klarę”, która działa wszystkim na nerwy, wie najlepiej i próbuje każdego zdominować. Wielu ma też trupy w szafie, które wypadają zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Naprawdę jest z naszymi relacjami tak źle?
- Na pewno nie jest to codzienność każdej rodziny. Pamiętajmy, że literatura karmi się przypadkami ekstremalnymi, wyrazistymi, z pozoru czarno-białymi, które może potem rozmyć w różne odcienie szarości. Na tym polega dobra opowieść. Ale w życiu również wystarczy jedna toksyczna osoba, taka jak wspomniana ciotka Klara, żeby skłócić wszystkich na długie lata, zatruć całe pokolenia. Zwłaszcza jeśli nie znajdzie się nikt na tyle odważny, by się jej przeciwstawić, nawet kosztem własnych relacji z pozostałymi krewnymi zrobić wyłom w murze. Niestety, nikt nas nie uczy w sposób systemowy, na przykład w szkole, jak ze sobą rozmawiać, jak rozwiązywać konflikty, wyrażać swoje racje w sposób asertywny, lecz nie napastliwy, jak ustępować pola zamiast za wszelką cenę stawiać na swoim. W kontaktach z rodziną na dodatek dochodzą emocje i niejednokrotnie biorą górę. Zamiast dążyć do porozumienia, komunikujemy się poprzez domysły i niedopowiedzenia, ciche dni, fochy, obrazy majestatu i inne formy biernej agresji — i mimowolnie uczymy tego, na własnym przykładzie, następne pokolenia, które potem powielają nasze błędy.

Co prawda w praktyce nie istnieje czytelnik idealny, ale do kogo kierujesz swoje książki? Czy to ewoluuje, zmienia się?
- Nie mam własnej wizji czytelnika idealnego, dla którego piszę. Zabrzmi to może dziwnie, ale podczas prac nad koncepcją i potem nad samym tekstem staram się w ogóle nie myśleć o żadnych czytelnikach. W ślad za myślą o czytelniku idzie myśl o jego oczekiwaniach i pytanie, czy dam radę im sprostać, a to potrafi sparaliżować na długi czas. Piszę zawsze tak, jak mi w duszy gra, co potrafi, tak jak to było w przypadku „Toń”, dać zaskakujące efekty.

W „Toń” pojawia się pewna tajemnica z przeszłości i nie dotyczy ona tylko osobistych relacji bohaterów powieści. Historia Twojego rodzinnego miasta Wrocław jest, jak pokazuje wielu innych autorów, świetnym materiałem na książkę. Czy historia to tylko użyteczne tło, czy chcesz też przekazać czytelnikom coś więcej?
- Historia zawsze może przekazać coś więcej, zwłaszcza w takich miejscach jak Wrocław, gdzie nie ma prostych odpowiedzi na pytania o przeszłość, jej charakter i znaczenie. A przeszłość nie istnieje przecież w oderwaniu od teraźniejszości, nie urywa się nagle w konkretnym punkcie, lecz nieustannie wypycha ją z siebie, tłoczy, nadaje kształt — fizycznej przestrzeni, ludzkiej mentalności, naszym nadziejom i lękom, również tym bardzo niskim, niemal atawistycznym, indywidualnym i zbiorowym. Fascynuje mnie to, nie powiem, szczególnie ten specyficzny wrocławski miszmasz, w którym dostrzegam niesamowity potencjał. Wydaje mi się, że bohaterki „Toń” są dobrym przykładem takiego uwikłania i w historię rozumianą jako ich przeszłość, to, co wydarzyło się w ich rodzinie, i w historię w pojęciu najszerszym, dziejowym. Nie tylko wydarzenia sprzed szesnastu lat, lecz również te z czasów drugiej wojny mają diametralny wpływ na konstrukcję psychiczną Eleonory, Dżusi i Klary, na ich elementarne życiowe wybory czy nawet prozaiczną codzienność, choć żadna z nich z początku nie zdaje sobie z tego sprawy. Do czasu, rzecz jasna.

Jak w Twoim przypadku wygląda research, gdy przygotowujesz się do powieści?
- Wiele zależy od tego, jaka to jest powieść. „Dożywocie” czy „Siła niższa” nie wymagały wielkiego researchu, natomiast i „Nomen omen”, i „Toń” już tak, podobnie jak planowana przeze mnie powieść o Mickiewiczu. W ich przypadku liczba przeczytanych stron idzie w tysiące. Zdarzało mi się pochłaniać kilka książek tylko po to, żeby napisać jeden akapit, a nawet zdanie, co nie znaczy, że udało mi się całkowicie uchronić od błędów — pasjonaci tematu pewnie by coś wyłowili. Ale co tu kryć, bardzo lubię ten etap prac nad książką, wychodzi ze mnie polonista. Mogłabym bez końca szperać w źródłach, czytać, dociekać, notować, kompilować, wykorzystywać ciekawostki od ręki albo chomikować na przyszłość! I za każdym razem z ciężkim sercem mówię sobie „stop, wystarczy, weź się wreszcie do uczciwej roboty”.

Wielu czytelników zastanawia Twój system pracy. Piszesz po nocach, tylko w dni nieparzyste, a może ciągiem, dopóki nie skończysz rozdziału?
- Kiedyś pisałam wyłącznie z doskoku, w niektóre weekendy lub wieczorami, czyli w czasie wolnym od przekładów i dzieci. Pod koniec zeszłego roku postanowiłam zrezygnować z pracy zawodowej i skupić się wyłącznie na własnych książkach. Piszę teraz w zasadzie etatowo, bo od poniedziałku do piątku, od godziny ósmej do szesnastej, co daje mi niesamowity komfort. Dzięki temu mogłam swobodnie skończyć „Toń” i zaraz potem „Małe Licho i tajemnicę Niebożątka”, które zaczęłam już wiosną zeszłego roku, a następnie wziąć się za dopieszczanie zbioru opowiadań. W końcu mam to, czego brakowało mi najbardziej, czyli czas.

Czy „istnieją” pani Bimbowa, Dżusi i jej narzeczony Karolek, których poznajemy w "Toń"? Wzorujesz się na postaciach ze świata rzeczywistego?
- Pani Bimbowa rzeczywiście istnieje, choć nigdy jej nie spotkałam. Znajomi z drugiego krańca Polski mają sąsiadkę, o której wszyscy tak mówią, a ja akurat szukałam dla postaci chwytliwego przezwiska z „psim” uzasadnieniem. Tak właśnie tworzę postacie — ze strzępów rzeczy zasłyszanych, przeżytych osobiście przez znajomych czy przeze mnie, które wplatam w fikcję, żeby ją ożywić, dodać ten trzeci wymiar.

Podobno więcej ludzi pisze książki, niż je czyta. Czy odczuwasz ścisk na rodzimym rynku i to, że często mami się ludzi „wyrobami książkopodobnymi”?
- Och, idę o zakład, że niejeden zaliczyłby do tych wyrobów również i moje książki. Zresztą to, co dla jednego będzie wyrobem książkopodobnym, dla innego może być objawieniem, początkiem wielkiej pasji, czy się to znawcom literatury podoba, czy też nie, dlatego nie przepadam za takim kategoryzowaniem. Fakt, pisarzy u nas nie brakuje, a co więcej, wielu spośród nich to autorzy bardzo płodni, którzy publikują po kilka książek rocznie. Aż sprawdziłam liczby — według raportu Instytutu Książki w 2014 roku ukazało się u nas 3167 tytułów zaliczanych do kategorii literatura piękna dla dorosłych, licząc wyłącznie oryginały, bez przekładów z języków obcych. To daje ponad sześćdziesiąt książek tygodniowo samej beletrystyki polskiej! Nie istnieje czytelnik, który by za tym nadążył, siłą rzeczy musi dokonywać selekcji, a ta liczba wcale z roku na rok nie maleje. Dlatego coraz trudniej przebić się do świadomości szerszego grona odbiorców, zwłaszcza debiutantowi. Sama mozolnie drążę tę skałę już od dwunastu lat, a wciąż długa droga przede mną. Ale zaczynam widzieć światełko w tunelu i chyba nie jest to pospieszny.

Co czyta Marta Kisiel?
- Ostatnio wróciłam do czytania fantastyki, co ciekawe, głównie w wykonaniu autorek. I wbrew stereotypom żadnej z nich nie sposób zaliczyć do literatury kobiecej, nie mówiąc już o „babskiej”, choć każda bez wątpienia kobietą jest. Rozstrzał tematyczny i stylistyczny bezbrzeżnie mnie zachwyca. Jestem świeżo po lekturze „Cienia Gildii” i „Domu Wschodzącego Słońca” Aleksandry Janusz oraz „Tajemnicy godziny trzynastej” Anny Kańtoch, w trakcie „W mocy wichru” Agnieszki Hałas, a w kolejce już czeka „Trup na plaży” Anety Jadowskiej i „Post scriptum” Mileny Wójtowicz. Tyle jeśli chodzi o samą beletrystykę — książek popularnonaukowych i naukowych lepiej nie będę wymieniać, bo trochę się tego nazbierało w ramach researchu do następnych powieści.

Jak zachęciłabyś do „Toń” czytelników, którzy nigdy Cię nie czytali?
- Tu mnie masz. Nie potrafię zachęcać ludzi do moich książek. Do cudzych — żaden problem! Raz w trakcie dyżuru autorskiego na targach książki bez żadnych trudności, wpisując jednocześnie autografy, przekonałam pewnego miłego młodzieńca, żeby przeczytał trylogię nordycką Marcina Mortki. Ale gdyby ten sam człowiek zapytał mnie o którąkolwiek z moich własnych powieści, nie wydusiłabym z siebie ani jednego sensownego zdania… Ot, taki feler.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozmawiamy z Martą Kisiel o jej nowej powieści "Toń". Co zdradziła nam autorka? WYWIAD - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl