"Sully". Clint Eastwood wskrzesił cud na rzece Hudson [RECENZJA] [ZWIASTUN]

Aleksandra Gersz
Tom Hanks
Tom Hanks warner bros. pictures
W końcu mamy okazję obejrzeć na dużym ekranie opowieść o dramatycznym lądowaniu samolotu na wodzie w 2009 roku w wykonaniu kapitana Chesley’a Sullenbergera. Historię pokazał w swoim nowym filmie „Sully” sam Clint Eastwood.

Clint Eastwood skończył w tym roku 86 lat, ale nie zwalnia reżyserskiego tempa. Po dwóch latach od premiery swoich dwóch filmów „Snajpera” i „Jersey Boys” na ekrany kin wchodzi długo oczekiwany „Sully”. Eastwood nie jest jedyną amerykańską ikoną zaangażowaną w ten oparty na faktach obraz. Dwóch kolejnych ulubionych „chłopaków” Ameryki to kapitan Chesley „Sully” Sullenberger oraz aktor Tom Hanks. Pierwszy jest bohaterem historii przedstawionej w filmie, drugi się w niego wciela.

Zdarzenia, na których oparty jest najnowszy film Eastwooda, siedem lat temu zelektryzowały Amerykanów. Chodzi o słynny „cud na rzece Hudson”, o którym mówiły media na całym świecie. Ów cud zdarzył się 15 stycznia 2009 r. Samolot linii lotniczych US Airways o 15:25 wystartował z lotniska Nowy Jork-LaGuardia w nowojorskiej dzielnicy Queens. Na pokładzie było 150 pasażerów i 5 członków załogi, w tym kapitan Sullenberger oraz drugi pilot Jeff Skiles. To miał być rutynowy lot do Seattle w stanie Waszyngton z przesiadką w Charlotte w Karolinie Północnej i nic nie zapowiadało niczego niezwykłego.

Zmieniło to się jednak zaledwie trzy minuty po starcie. Maszyna pilotowana przez Sully’ego - pilota z ponad czterdziestoletnim doświadczeniem - uderzyła w stado dzikich gęsi i utraciła moc w obu silnikach. Decyzja kapitana była natychmiastowa - awaryjne lądowanie na rzece Hudson, która na szczęście była nieoblodzona. Sullenberger twierdził bowiem, że samolot nie doleci ani z powrotem na lotnisko LaGuardia ani na pobliskie Teterboro.

CZYTAJ TAKŻE: "American Sniper", czyli 84-letni Clint Eastwood znów walczy o Oscara [ZWIASTUN]

- Kiedy zdałem sobie sprawę, że naszą jedyną opcją była rzeka, trzymałem się tego. Nie wahałem się - mówił o tych mrożących krew w żyłach zdarzeniach 65-letni kapitan w niedawnym wywiadzie dla gazety „The Guardian”. Jak dodał Sullenberger, wiedział, że oznacza to utratę samolotu oraz ocenianie jego decyzji przez ludzi przez lata. - Nie zaprzątałem sobie tym głowy. Nie pozwoliłem, żeby to przeszkodziło mi w tym, co musiałem zrobić. Ani razu nie pomyślałem o mojej rodzinie ani niczym nieistotnym. Pilotowałem samolot i robiłem to dobrze - dodał.

„Mówi kapitan. Proszę przygotować się na zderzenie” - brzmiały ostatnie słowa Sully’ego do pasażerów przed awaryjnym lądowaniem na wodzie. Ten arcytrudny manewr jednak się powiódł. Airbus dotknął szeroką taflę rzeki Hudson o godzinie 15:31, ulokował się 1600 metrów od słynnego nowojorskiego Times Square na Manhattanie. Nikomu ze 155 osób w samolocie nie stało się nic poważnego - jedna ze stewardess złamała tylko obie nogi, a kilkadziesiąt osób dostało hipotermii. Pasażerowie i członkowie załogi w kamizelkach ratunkowych stanęli na skrzydłach ratunkowych, inni na specjalnych pneumatycznych tratwach, które posiada każdy latający w Stanach samolot. Po uwięzionych na rzece ludzi natychmiast wyruszyły promy i holowniki z pobliskiego portu, a cała akcja ratunkowa skończyła się o 16:55.

„Cud na rzece Hudson” to idealny materiał na film. Zwłaszcza, że bohaterom tych wydarzeń sprzed siedmiu lat nie brakowało emocji. - Kiedy słyszysz te słowa [ostrzeżenie kapitana - red.], wydaje ci się, że źle usłyszałeś. Potem stewardessy zaczynają krzyczeć, dziwnie krzyczeć. Jak w horrorze. „Schowajcie głowę między kolana! Głowa w dół! Zostańcie w dole!” Mówiły to wciąż i wciąż - mówił „Daily Mail” jeden z pasażerów, dziś 36-letni Douglas Schrift. 44-letni Jim Whitaker dodaje: - Ludzie płakali, krzyczeli, modlili się, łapali się za ręce, wołali do Boga”.
Wielkie emocje towarzyszyły także samemu Sully’emu. Kapitan nie ukrywa, że powrót do normalności zajął mu miesiące. - Trauma była duża. Wszyscy cierpieliśmy na zespół stresu pourazowego. Przez kilka miesięcy miałem podwyższony puls i ciśnienie krwi, na początku mogłem jednorazowo spać tylko pół godziny - mówił kapitan w rozmowie z „The Guardian”.

Wyczerpujące emocjonalnie dla Sully’ego były jednak nie tylko same wydarzenia, ale również śledztwo, które po lądowaniu na Hudson wszczęła Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB). Przedstawił je również w swoim filmie Eastwood. Jednak podczas gdy na ekranie ma się wrażenie, że dochodzenie trwało tylko kilka dni, w rzeczywistości ciągnęło się ono przez 15 miesięcy. - Niepewność wyniku śledztwa i fakt, że moja zawodowa reputacja mogła być zagrożona sprawiały, że to był bardzo trudny okres - wspominał kapitan.

Sully uratował bowiem życie dziesiątek ludzi i był natychmiast okrzyknięty przez Amerykanów bohaterem narodowym - w 2009 r. uplasował się na drugim miejscu na liście najbardziej wpływowych ludzi magazynu „Times” (wyprzedziła go pierwsza dama Michelle Obama) i stał się częstym gościem zarówno w amerykańskich mediach, jak i Białym Domu - ale stracił samolot. Śledczy NTSB stwierdzili, że Sully mógł wrócić na czas na lotnisko LaGuardia, sugerowali również na początku, że tylko jeden z silników przestał funkcjonować. Po ponad roku dochodzenia Sullenberger i Skiles mogli jednak odetchnąć z ulgą - ich decyzja została uznana za prawidłową. Cała załoga samolotu została odznaczona medalem przyznanym przez związek pilotów GAPAN, otrzymała też klucze do miasta Nowy Jork z rąk burmistrza Michaela Bloomberga. Tymczasem Sullenberger, już emerytowany pilot, stał się naczelnym konsultantem lotniczym Ameryki.

CZYTAJ TAKŻE: "American Sniper", czyli 84-letni Clint Eastwood znów walczy o Oscara [ZWIASTUN]

Film Eastwooda jest częściowo oparty na wspomnieniach kapitana, które w Polsce zostały wydane pod tytułem „Sully. W poszukiwaniu tego, co naprawdę ma znaczenie”. Nie tylko nazwisko reżysera, ale również obecność Toma Hanksa - jednego z najbardziej lubianych i cenionych amerykańskich aktorów - jest gwarancją dobrego kina. Sam Sullenberger chwali profesjonalną postawę Hanksa, który, zdaniem krytyków, świetnie wcielił się w bohaterskiego pilota. Aktor odwiedził Sully’ego w domu i omawiał z nim rolę przez kilka godzin. - Tom bardzo chciał zapewnić mnie, że już wcześniej grał autentyczne postaci, na przykład mojego przyjaciela Jamesa Lovella z Apollo 13 [statku kosmicznego, którego katastrofa została przedstawiona w filmie z 1995 r. - red.], i że chce zrobić to jak należy. Nie chciał mi tego zepsuć - mówił kapitan.

Sam Tom Hanks wspominał pracę z pilotem w brytyjskim programie „Graham Norton Show”. - Sully był bardzo precyzyjny jeśli chodzi o przedstawienie procedury i emocji. Wyciągnął swój podniszczony egzemplarz scenariusza, pełen zszywek i notatek. Przerobiliśmy każdą stronę, każdy moment, skomentował każdy fragment. Miał swoje zdanie - mówił aktor, wspominając również ze śmiechem, że pilot skrytykował nawet samego reżysera za dwudziestominutowe spóźnienie na planie.

Autor „cudu na rzece Hudson” wyznał IBTimes UK, że historia sprzed siedmiu lat czekała długo na moment, kiedy trafi we właściwe ręce. Eastwood przeczytał początkową wersję scenariusza w połowie zeszłego roku i, jak mówił Sullenberger, „szybko go pokochał i dał zielone światło, więc wszystko ruszyło potem błyskawicznie”. Kapitan był bardzo zadowolony z rezultatu - chwalił wierne przedstawienie przez twórców „Sully’ego” realiów, w tym sekwencję lądowania na wodzie, którą on, Hanks i Aaron Eckhart (który wciela się w rolę Jeffa Skilesa) ćwiczyli w symulatorze. - To było bardzo emocjonujące przeżycie. Po seansie moja rodzina długo nic nie mówiła - stwierdził kapitan po filmie.
Wierność realiom nie dziwi. Eastwood jest bowiem znany z precyzji i dokładności, o czym również mówił w programie „Graham Norton Show” Tom Hanks: - Na pewno nie chcesz, aby Eastwood znacząco na ciebie spojrzał. On traktuje aktorów jak konie, ponieważ, kiedy w latach 60. występował w serialu „Rawhide”, reżyser krzyczał „akcja” i wszystkie konie ruszały z kopyta. Więc kiedy [Eastwood] kręci film, mówi bardzo cichym, spokojnym głosem „dobrze, ruszajcie”, a zamiast krzyczeć „cięcie!”, mówi „dosyć już tego”. To piekielnie stresujące!

Na planie mogło także iskrzyć z innego powodu - zakończonej w listopadzie kampanii prezydenckiej, której zwycięzcą okazał się Donald Trump. Hanks, podobnie jak większość gwiazd Hollywood, apelował do Amerykanów o głosowanie na Demokratkę Hillary Clinton. Tymczasem Eastwood był za kontrowersyjnym miliarderem. - Z Trumpem jest coś na rzeczy, ponieważ w głębi duszy każdy ma dość politycznej poprawności. Żyjemy w czasach, w których wszyscy całują się po tyłkach, wszyscy są mięczakami - głosił reżyser i aktor, który z pewnością nie boi się mówić tego, co myśli. -

Ludzie oskarżają teraz każdego o bycie rasistą i tak dalej. Kiedy ja dorastałem, takie rzeczy nawet nie były traktowane jako rasistowskie. Wszyscy mówią „ojej, to rasistowskie” i robią z tego wielkie halo. Ku...a, ogarnijcie się. Żyjemy w smutnych czasach

- mówił gwiazdor.

W innym tonie brzmiał nie tylko Hanks, który po zwycięstwie Trumpa zapewniał ludzi na spotkaniu w Nowym Jorku, że „wszystko będzie dobrze”, ale również sam Sullenberger. - Bardzo niepokoję się tym, co się dzieje. Mam nadzieję, że ludzie, o których mówimy, spełnią oczekiwania - powiedział dyplomatycznie kapitan o nowym prezydencie w „The Guardian”. - Przetrwaliśmy wiele kryzysów, jestem pewny, że znajdziemy sposób, aby przetrwać i ten - dodał amerykański bohater.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: "Sully". Clint Eastwood wskrzesił cud na rzece Hudson [RECENZJA] [ZWIASTUN] - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl