Bogusław Linda pokazał swojemu ojcu, że jednak warto było zostać aktorem

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Z krakowskiej szkoły teatralnej próbowano go wyrzucać aż trzy razy. Bo nie potrafił śpiewać. Kiedy zagrał w trzech wybitnych filmach, wszystkie, zamiast do kin, trafiły za sprawą cenzury na półkę. W końcu został etatowym twardzielem polskiego kina.

Choć po występie w „Powidokach” sugerował, że może to być jego ostatnia rola filmowa w biografii, za kilka dni znów pojawi się na dużym ekranie. Zobaczymy go w opowieści o przestępczej Grupie Mokotowskiej - „Kobiety mafii”. Rola niebezpiecznego „Padrino” idealnie pasuje do jego filmografii - wszak już na początku lat 90. grał gangsterów i, chcąc nie chcąc, poznał ich trochę bliżej.

- Mieszkam koło Pruszkowa, znam trochę środowisko policyjno-mafijne. Bo to jest jedno środowisko. Kiedyś z Jackiem Skalskim zrobiłem film o mafii pruszkowskiej („Miasto prywatne” - przyp. red). Potem chłopcy przychodzili do mnie i pytali, gdzie mieszka reżyser, bo chcieliby z nim porozmawiać. Pamiętam, jak jeden tłumaczył mi, że nigdy nie przypalał żelazkiem, tak jak to zostało pokazane w filmie, że to nie jest prawda. Pogadaliśmy o tym i rozdzieliliśmy kino od rzeczywistości - opowiada w Wirtualnej Polsce.

*

W jego żyłach płynie niemiecka i polska krew. Śmieje się, że to dlatego jest z jednej strony pracowity, a z drugiej - leniwy. Jego ojciec był co prawda dyrektorem banku w Peerelu, ale komunizm złamał mu życie. Dlatego nie wierzył w sens tego, co robił jego syn. „Nie rób tego, nie warto, przegrasz” - mówił mu. Ale to sprawiło tylko, że młody Boguś jeszcze mocniej parł do przodu. Choć pomysł na to, aby zostać aktorem, przyszedł mu do głowy z zupełnie prozaicznych powodów.

- Wydawało mi się, że ten zawód niesie za sobą same przyjemności: kobiety, wino, śpiew, dodajmy jeszcze kwiaty… Nic więcej. Wtedy myślałem, że człowiek, który kończy szkołę aktorską, siłą rzeczy staje się sławny. Wydawało mi się, że będę tak jak Zapasiewicz, Łapicki, Olbrychski czy Cybulski - zapamiętany - wspomina w serwisie Anywhere.

Po maturze zdanej w rodzinnym Toruniu zamiast zdawać na medycynę, jak chciał ojciec, przyjechał do Krakowa i dostał się na tutejszą PWST. Nie był to czas usłany różami - trzykrotnie chcieli go wyrzucać ze szkoły za... brak umiejętności wokalnych.

Jego pierwszą ważną rolą był występ w „Gorączce” w reżyserii Agnieszki Holland, gdzie wcielił się w postać anarchisty Gryziaka (1980). Następnie zagrał
Jego pierwszą ważną rolą był występ w „Gorączce” w reżyserii Agnieszki Holland, gdzie wcielił się w postać anarchisty Gryziaka (1980). Następnie zagrał m.in. w „Kobiecie samotnej” (1981) tej samej reżyserki, w „Człowieku z żelaza” Andrzeja Wajdy, w „Przypadku” Krzysztofa Kieślowskiego (1981) i „Matce Królów” Janusza Zaorskiego (1982). W połowie lat 80. aż dwanaście filmów z jego udziałem zostało zatrzymanych przez cenzurę PRL i odłożonych na półkę. Szerszej publiczności dał się dopiero poznać w „Zabij mnie, glino” Jacka Bromskiego (1987). Rola nieuchwytnego gangstera otworzyła mu drogę do występów w filmach Władysława Pasikowskiego - „Kroll”, „Psy”, „Sara”, „Demony wojny według Goi” czy „Operacja Samum”. W 2005 roku nagrał płytę z krakowskim zespołem Świetliki - „Las Putas Melancolicas”. Ma 65 lat. Pawel Relikowski / Polska Press

- Pamiętam, że testowanie młodej aktorskiej braci studenckiej polegało na tym, aby wypić ćwiartkę wódki z plastikowego kubka duszkiem, leżąc w pustej wannie. Tragedia. Mało kto to przeszedł. Ja nie. Ale mój kolega, świeżo po wojsku, podołał - podkreśla w „Playboyu”.

*

Już w czasie studiów debiutował w Starym Teatrze. Potem przeszedł do Współczesnego we Wrocławiu i Studio w Warszawie. Bardziej pociągało go jednak kino. Chciał grać po „amerykańsku” - jak Marlon Brando, James Dean czy Jack Nicholson. Oglądał ich filmy - i próbował iść ich śladem. Kiedy trafił na plan „Gorączki” Agnieszki Holland, operator powiedział, że tak nie wolno grać. Reżyserka była jednak innego zdania. „Niech sobie tak pogra, zobaczymy, co z tego wyniknie” - odpowiedziała.

- Miałem po prostu olbrzymie szczęście. W pewnym momencie zgłosiła się do mnie trójka wspaniałych ludzi, którzy „przewodzili” kinu w Polsce. Byli to Andrzej Wajda, Agnieszka Holland oraz Krzysztof Kieślowski. W ciągu roku udało mi się zagrać w trzech filmach, po jednym, wyreżyserowanym przez każdego z tej trójki. To umożliwiło mi dalszy rozwój kariery. I tak to się właśnie zaczęło - opowiada w serwisie Time & Watches.

Niestety, stan wojenny przekreślił marzenie aktora. „Człowiek z żelaza”, „Kobieta samotna” i „Przypadek” zamiast do kin, trafiły na półki. Cenzura nie pozwoliła wyświetlać tych filmów przez następne kilka lat. Musiał więc pracować za granicą.

Dostał propozycję występu w filmie „Miłość w Niemczech”, który Andrzej Wajda kręcił w RFN, ale odmówił, bo... komunistyczne władze chciały, żeby donosił na słynnego reżysera. Wyjściem z tej trudnej sytuacji okazał się wyjazd na Węgry.

- Wprawdzie nie dostałem paszportu do różnych krajów, ale na Węgry mogłem pojechać. Z polecenia Agnieszki Holland wpadłem w ręce dysydenta węgierskiego, reżysera, z którym zrobiłem bardzo mocny politycznie film. Potem nakręciłem sześć czy dziesięć kolejnych i stałem się jednym z głównych węgierskich aktorów. Bardzo dobrze się bawiłem w tych ciężkich czasach - śmieje się w „Zwierciadle”.

,,To jedyny amerykański aktor w Polsce” - powiedział reżyser Jacek Bromski o Bogusławie Lindzie. Agnieszka Holland dodaje z przekonaniem: ,,Mógł zrobić karierę za granicą”.

*

Prawdziwą sławę zdobył dopiero po upadku Peerelu. Dzięki występowi najpierw w „Krollu”, a potem w „Psach” Władysława Pasikowskiego stał się idolem młodych Polaków. Tak mocno wszedł w swoją rolę twardego eks-milicjanta Franza Maurera, że widzowie zaczęli utożsamiać go z granymi postaciami.

- Zdarzali się jacyś psychicznie odmienni goście i nagle chcieli się sprawdzać na przykład w krakowskim szalecie. „Co z ciebie za Franz? Ja jestem Franz!”. Trochę było takich sytuacji, ale odkąd przyznałem się, że lubię broń, zaczęły zanikać - dowcipkuje w „Playboyu”.

Kiedy estetyka „męskiego kina” według Pasikowskiego wyczerpała się, z roku na rok aktor miał coraz większe trudności ze znalezieniem dla siebie miejsca w polskim kinie. Nie przyjął warunków producentów - dlatego nie zaangażowano go do roli Bohuna w „Ogniem i mieczem”. Zagrał za to u Wajdy w „Panu Tadeuszu” księdza Robaka. Postanowił spróbować swoich sił w reżyserii - i całkiem dobrze sobie z tym poradził.

Obecnie więcej czasu zamiast kinu poświęca uprawianiu sportów ekstremalnych. Starannie chroni przed mediami swoje życie rodzinne. Wiadomo, że jego żoną (drugą w biografii) jest ceniona fotografka Lidia Popiel. Z pierwszego małżeństwa ma dwóch dorosłych synów, z drugiego córkę, Aleksandrę, modelkę, która również próbuje swych sił w filmie.

- Wiem, że zrobiłem parę błędów, za które będę cierpiał do końca swoich dni. Mówię tu o ważnych rzeczach. Zrobiłem też wiele dobrego. Na to w końcu składa się moje człowieczeństwo. Nikt nie jest bez winy, nie przechodzi życia gładko, bo nikomu nie jest to dane - podsumowuje w „Gali”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bogusław Linda pokazał swojemu ojcu, że jednak warto było zostać aktorem - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

h
hahahaha
nosi koraliki na karku.
J
Jan S
Artykuł to kompilacja innych artykułów. Ciekawa koncepcja.
F
Filip
66 lat na karku, a dalej pieprzy farmazony. Środowisko policyjno-mafijne to jedno środowisko? Chyba tylko w filmach z Lindą.
F
Filip
66 lat na karku, a dalej pieprzy farmazony. Środowisko policyjno-mafijne to jedno środowisko? Chyba tylko w filmach z Lindą.
F
Filip
66 lat na karku, a dalej pieprzy farmazony. Środowisko policyjno-mafijne to jedno środowisko? Chyba tylko w filmach z Lindą.
Wróć na i.pl Portal i.pl