Wypadek komunikacyjny, udar, nowotwór - to tylko niektóre z sytuacji, które mogą na stałe zmienić życie. To również sytuacje, w wyniku których lekarze, by ratować życie pacjenta, decydują się na wykonanie tracheotomii. Tracheostomia to nic innego, jak niewielki otwór w przedniej ścianie tchawicy, którego celem jest udrożnienie dróg oddechowych. Dzięki specjalnej rurce pacjent może swobodnie oddychać.
Niestety rurkę tracheostomijną zakłada się w bardzo skrajnych i ciężkich przypadkach. Niejednokrotnie pacjenci spędzają długi czas w szpitalu, a powrót do pełni sprawności możliwy jest dzięki wsparciu regularnej rehabilitacji. Z tym jednak, jak przyznają poznańscy lekarze, jest ogromny problem.
- Jest lęk społeczeństwa przed osobami z rurką tracheostomijną. Oczywiście, założenie rurki w zakresie laryngologii czy guza krtani pozbawia naszego pacjenta najważniejszej dla człowieka funkcji, czyli możliwości porozumiewania się swoim naturalnym głosem, bo usuwamy narządy głosu jakim są fałdy głosowe i głośnia. Ale laryngolodzy znaleźli sposób na to, by ten głos mógł być wytwarzany w inny sposób - poprzez głos przełykowy czy mowę przetokową. W związku z tym chory jest w stanie się porozumiewać. Brzmi to może trochę dziwnie i prawdopodobnie to właśnie wzbudza brak tolerancji z drugiej strony - tłumaczy dr hab. Małgorzata Leszczyńska z Kliniki Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
- Ale tracheotomię wykonuje się też z możliwością zachowania głosu, ona wówczas wykonywana jest u pacjentów neurologicznych, kardiologicznych czy neurochirurgicznych. Ci chorzy ze względu na swój ciężki stan mają zaburzenia, które nie pozwalają na usunięcie rurki tracheotomijnej, która wcześniej została założona w celu ratowania życia. Bo pojawia się np. zachłystywanie.
Po wypisaniu ze szpitala pacjenci z rurką tracheostomijną powinni trafiać do ośrodków rehabilitacyjnych w celu powrotu do samodzielnego funkcjonowania.
Nie lepiej sytuacja wygląda w przypadku pacjentów neurologicznych. Ci po udarach, zabiegach trombektomii stanowią sporą grupę pacjentów, u których trzeba było zastosować rurkę tracheostomijną.
- To jest nasza zmora. Jak pacjent ma zaburzenia połykania i my mu założymy sondę do żywienia, albo chory ma zaburzenia oddychania i koledzy laryngolodzy założą rurkę tracheostomijną, to oddziały rehabilitacyjne takich pacjentów nie chcą przyjmować. Zaburzenia połykania ma ok. 40 proc. pacjentów naszego oddziału. Średni czas oczekiwania na miejsce w zakładach opiekuńczo-leczniczych to kilka miesięcy. A miejsca w takich placówkach zwalniają się w sposób jednoznaczny - dopiero, gdy jakiś pacjent umrze - tłumaczy prof. Sławomir Michalak z Kliniki Neurologii i Chorób Naczyniowych Układu Nerwowego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
Z kolei dr hab. Leszczyńska dopowiada:
- Ostatnio przez tydzień nie mogliśmy znaleźć ZOL-u dla pacjenta, który w przebiegu choroby nowotworowej taką rurkę musiał mieć wykonaną. Jedyny wolny był ZOL na Śląsku. Finalnie po wielu próbach trafił on do placówki w Kiekrzu, ale to naprawdę była batalia. Za każdym razem, gdy mówimy, że mamy pacjenta z rurką tracheostomijną, to wszyscy odkładają słuchawkę, mówią, że nie mają wolnych miejsc itp. To nie tak powinno wyglądać. Ta rehabilitacja powinna być dostępna w każdym rejonie. Rehabilitanci nie powinni bać się chorego, który ma zrekonstruowaną żuchwę, zniekształconą twarzo-czaszkę, ma zrobiony dziubek, czy ma trudności z ruchomością języka, czy ma rurkę tracheotomijną.
Jak tłumaczą lekarze, szukanie zewnętrznej placówki, która podejmie się rehabilitacji pacjenta z rurką nie powinno leżeć w gestii szpitala.
- Znalezienie miejsca rehabilitacji dla pacjenta nie leży w naszym obowiązku. To jest nasza dobra wola, ponieważ wiemy, jak ogromny jest z tym problem - podkreśla prof. Michalak.
Zapytaliśmy przedstawicieli poszczególnych oddziałów i placówek, czy przyjmuje pacjentów z rurką tracheostomijną na rehabilitację. Odpowiedzi okazały się różne. W przypadku Zakładu Opiekuńczo Leczniczego przy ul. Mogileńskiej w Poznaniu odpowiedź brzmiała następująco:
- Sam fakt posiadania rurki tracheostomijnej nie jest przeciwwskazaniem do przyjęcia. Ważne są rozpoznanie oraz ogólny stan pacjenta - mówi Irena Majer, dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego i Rehabilitacji Medycznej przy ul. Mogileńskiej w Poznaniu.
- Od stycznia na oddziale rehabilitacyjnym nie przyjęto pacjentów z rurką tracheostomijną (nie było takich skierowań). Na oddział opiekuńczo-leczniczy przyjęto 15 pacjentów z rurką tracheostomijną. Średnio w miesiącu przyjmuje się na oddział od 4 do 6 pacjentów, o których mowa - dodaje.
Z kolei, jak tłumaczy Konrad Napierała, rzecznik Szpitala Wojewódzkiego, w skład którego wchodzi zarówno ZOL i placówki rehabilitacyjne w Kowanówku i Kiekrzu, to właśnie do tych drugich trafiają pacjenci po tracheotomii.
- Na ZOL nie przyjmuje się pacjentów celem rehabilitacji. Pacjenci w tym stanie są przyjmowani na oddziały rehabilitacyjne w naszych filiach w Kiekrzu i Kowanówku. Jeśli nie ma przeciwwskazań medycznych, każdy pacjent jest kwalifikowany indywidualnie. W ubiegłym roku mieliśmy kilkoro pacjentów z rurką tracheostomijną, w tym roku żadnego - wyjaśnia Napierała.
Inaczej sprawa wygląda w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. J. Strusia, który również dysponuje ZOL-em.
- Zakład Opiekuńczo-Leczniczy przyjmował i przyjmuje pacjentów zakwalifikowanych do długoterminowego leczenia i rehabilitacji, również z założoną rurką tracheostomijną - mówi mgr piel. Izabela Kuraś, naczelna pielęgniarka.
Dodaje, że pacjenci po tracheotomii stanowią 1-2 proc. wszystkich przyjmowanych na ZOL.
Oprócz braku wolnych miejsc, jak wynika z relacji lekarzy, placówki mają również tłumaczyć się brakiem specjalistycznego sprzętu.
- Ale to nie jest żadna filozofia. Wystarczy gabinet zaopatrzyć w ssak, żeby móc odessać choremu wydzielinę z rurki. I właściwie każdy gabinet powinien mieć dostęp ewentualnie do tlenu. Ale tego tlenu może potrzebować każdy pacjent, więc ogólnie gabinety fizjoterapeutyczne w ten tlen powinny być wyposażone - mówi dr hab. Leszczyńska.
Potwierdza to naczelna pielęgniarka ze szpitala im. J. Strusia.
- Fakt posiadania przez pacjenta protezowania dróg oddechowych w postaci rurki tracheostomijnej nie stanowi współcześnie żadnego problemu pielęgnacyjnego, leczniczego i rehabilitacyjnego - mówi Izabela Kuraś.
Rehabilitacja po pobycie w szpitalu, potrzebna jest pacjentom, by mogli zabezpieczać swoje podstawowe funkcje życiowe.
- Czyli, żeby mogli samodzielnie się umyć, ubrać. To ma być rehabilitacja ruchowa. To naprawdę nie różni się niczym od rehabilitacji pacjentów bez rurki tracheostomijnej - mówi dr. hab. Leszczyńska.
Podobnie wyjaśnia tę sytuację prof. Michalak: - Ci pacjenci mają ogromny potencjał do tego, żeby w pełni wrócić do sprawności i nie wymagać więcej pomocy innych osób. Taki jest nasz cel, żeby jak najlepiej wyleczyć pacjenta, wykorzystując nowoczesne metody i później wdrożyć jak najszybciej kolejne działania, jak właśnie rehabilitacja, by pacjent mógł normalnie żyć.
I dodaje: - Rehabilitacja zewnętrzna, po opuszczeniu szpitala przez pacjenta, powinna być łatwo dostępna. Przecież ona jest potrzebna osobom po różnych schorzeniach - neurologicznych, laryngologicznych, kardiologicznych, pulmonologicznych itd. - dodaje prof. Michalak.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Turystyczna Wielkopolska: Kalisz
Obserwuj nas także na Google News
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?