Konfederacja zakładnikiem Grzegorza Brauna i Janusza Korwin-Mikke?

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
12 grudnia poseł Grzegorz Braun przy pomocy gaśnicy proszkowej zgasił chanukowe świece, które zapłonęły w polskim Sejmie. W sieci zawrzało, a Konfederacja ma poważny problem wizerunkowy.
12 grudnia poseł Grzegorz Braun przy pomocy gaśnicy proszkowej zgasił chanukowe świece, które zapłonęły w polskim Sejmie. W sieci zawrzało, a Konfederacja ma poważny problem wizerunkowy. Fot. Adam Jankowski
Szokujący incydent w Sejmie, jakim było ugaszenie gaśnicą chanukowej menory zaczyna wyglądać na nieprzypadkowe działanie. Wygląda na to, że partia Grzegorza Brauna - Korona, postanowiła wykorzystać to wydarzenie, aby powoli żegnać się z Konfederacją. Najbardziej radykalni zwolennicy Brauna widzą w Konfederacji jedynie „wehikuł wyborczy”. Tym bardziej, że na horyzoncie rysuje się kolejny, atrakcyjny dla Grzegorza Brauna, sojusz polityczny, a wiele tropów wiedzie do Janusza Korwin-Mikke.

Spis treści

Ostatnie miesiące nie są lekkie dla Konfederacji. Kiedy już wydawało się, że ucichły echa rozliczeń za wyborczą porażkę, ujawniony tuż po wyborach skandal obyczajowy (z szefem sztabu Konfederacji w roli głównej) przestał wzbudzać zainteresowanie, a rozłam w Nowej Nadziei zaczął krzepnąć, przykryty wyborami nowego rządu, wtedy to na scenę wkroczył Grzegorz Braun. Tym razem ofiarą krewkiego parlamentarzysty padła nie sądowa choinka, wymagająca „interwencji poselskiej”, ani nie mikrofon, przez który wybrzmiewała „antypolska i łajdacka propaganda”, lecz stojąca w Sejmie menora z chanukowymi świecami. Grzegorz Braun właściwym sobie dramatyzmem spacyfikował judaistyczny symbol przy pomocy gaśnicy.

Wideo z tego zdarzenia trafiło do internetu.

Burza, która rozpętała się po tym zdarzeniu, może mieć dla Konfederacji daleko idące konsekwencje. Pytanie, czy dzisiejsze działanie Brauna to jedynie spontaniczny zryw, czy też jeden z kroków przemyślanej strategii politycznej? Wiele wskazuje na to, że może chodzić o to drugie.

Grzegorz Braun kradnie show...

Choć w social mediach dominują głosy krytyczne i pełne oburzenia wobec spektakularnego zamachu na menorę, której dopuścił się lider Korony Polskiej - jednego z trzech ugrupowań współtworzących Konfederację - tzw. „betonowy elektorat” Brauna oraz wyborcy judeosceptyczni deklarują pełne poparcie dla swojego kandydata. Janusz Korwin-Mikke, Prezes Założyciel Nowej Nadziei (pod jego rządami partia ta nosiła nazwę KORWiN), również wyraził w social mediach poparcie dla działań Grzegorza Brauna, ponownie zaostrzając tym samym wewnętrzny spór w Konfederacji, którego kulminacja będzie mieć miejsce w południe.

...a Janusz Korwin-Mikke radykałów

Janusz Korwin-Mikke wraca bowiem na fotel prezesa partii. Tym razem nie jest to jednak Nowa Nadzieja, a zupełnie nowy twór, którego ogłoszenie prezes Korwin-Mikke zapowiedział kilka tygodni wcześniej. To rezultat rozłamu ideologicznego, do jakiego doszło w Nowej Nadziei po wyborach parlamentarnych wskutek poszukiwania winnych wyborczej porażki. Do nowej partii miało już zapisać się ponad 350 osób spoza Nowej Nadziei, a wedle nieoficjalnych informacji, kilkuset działaczy Nowej Nadziei z lokalnych struktur czeka cierpliwie na oficjalne ogłoszenie startu nowej partii JKM, by dołączyć do niej, porzucając tym samym Sławomira Mentzena i ubiegając go w kwestii czystek osobowych, jakie lider Nowej Nadziei prowadzi ostatnio w szeregach swojej formacji.

Nieoficjalne informacje portalu i.pl są takie, że do nowego ugrupowania Janusza Korwin-Mikke dołączyć mają m.in. Jakub Grygowski, Sebastian Ross, Robert Iwaszkiewicz, Roland Czerniawski (asystent JKM), znana z kontrowersyjnych wypowiedzi w portalu X Julia Gubalska i publicystka „Najwyższego Czasu” oraz propagatorka ruchu red pill oraz patriarchatu, Marta Warda (niegdyś Markowska) wraz z mężem Danielem (niegdyś szefem trójmiejskich struktur młodzieżówki Nowej Nadziei, czyli Młodych dla Wolności).

To osoby, które w przestrzeni medialnej dały poznać się jako najbardziej radykalni członkowie i sympatycy Konfederacji. Po wyborach nie ma już tam dla nich miejsca.

Polowanie na czarownice w Konfederacji

Prześledźmy zatem, co doprowadziło do rozłamu oraz przepychanek zarówno w samej Konfederacji, jak i poziom niżej – w Nowej Nadziei i co pozwoliło wzmocnić Grzegorzowi Braunowi swoją pozycję w konfederackich szeregach.

Kiedy wieczorem 15 października znane stały się wyniki sondażu exit pool, w sztabie Konfederacji zapanowały ponure nastroje. Sławomir Mentzen, lider Nowej Nadziei, a także (do wyborów) współprzewodniczący Konfederacji, wprost mówił do swoich ludzi o tym, że partia poniosła porażkę. Nawet wobec niewielkiego wzrostu poparcia, który Konfederacja odnotowała w ostatecznym rozrachunku, miast być ”języczkiem u wagi” i poważną siłą polityczną w Sejmie, z którą trzeba się liczyć, wprowadziła do izby niższej zaledwie 18 swoich reprezentantów.

- Czuję się odpowiedzialny za ten wynik. Przez ostatni rok dałem z siebie wszystko, ale okazało się, że było to zdecydowanie za mało. Wiele razy, gdy ktoś mnie pytał, co było największą porażką w moim życiu, odpowiadałem, że ta dopiero przede mną. Być może wreszcie nadszedł ten dzień, który mogę nazwać największą porażką w moim życiu. Gdy emocje opadną, na spokojnie zastanowię się, co z tym zrobić i jakie wnioski wyciągnąć

– mówił Mentzen.

Ten mizerny wynik pokrzyżował większość planów politycznych oraz scenariuszy, które mogła rozważać po wyborach Rada Liderów. W partii (Konfederacja zarejestrowana jest jako partia złożona z trzech mniejszych partii: Korony Grzegorza Brauna, Ruchu Narodowego, na czele którego stoi Krzysztof Bosak, a także Nowej Nadziei pod przywództwem Sławomira Mentzena) rozpoczęło się polowanie na czarownice i szukanie winnego bardzo słabego wyniku w wyborach. To, rzecz jasna, musiało doprowadzić do wzajemnych oskarżeń trzech ugrupowań tworzących Konfederację. Główne zarzuty formułowane były pod adresem sztabu wyborczego, na czele którego stał Witold Tumanowicz z Ruchu Narodowego. Narodowcy nie zamierzali jednak być matką porażki wyborczej całej Konfederacji.

Fundacja Patriarchat i Pandora Gate

- Na czas ścisłej kampanii Brauna udało nam się jakoś schować do szafy i tam utrzymać. O Korwinie zapomnieliśmy

– mówi informator z Nowej Nadziei.

- Wszystkie badania i analizy wskazują na to, że Konfederacji poparcie zaczęło spadać po tym, jak Janusz Korwin-Mikke pojawił się na spotkaniu Fundacji Patriarchat. To zostało podchwycone i rozdmuchane przez media. Dla nas to był też duży problem, bo odwróciły się od nas kobiety – ba, nawet kandydatki z naszych list trudno było zmotywować do pracy. Jedna powiedziała nam na przykład tak: „Prowadzę salon kosmetyczny, co mam powiedzieć swoim klientkom? Że z kim ja idę w jednym szeregu?”

- portal i.pl usłyszał od jednego z polityków Konfederacji.

Kontrowersyjny prezes – założyciel Nowej Nadziei (wcześniej KORWiN), choć zadeklarował swój sprzeciw wobec idei głoszonych przez Fundację Patriarchat (największe kontrowersje wzbudziła chyba wypowiedź organizatora spotkania Ronalda Laseckiego, który postulował, by „kobiety były częścią domowego dobytku, należącego do mężczyzny”), samą swoją obecnością na spotkaniu założycielskim organizacji miał przysporzyć Konfederacji problemów wizerunkowych, jak utrzymują sztabowcy Konfederacji. Nie był zresztą w tym odosobniony: na spotkaniu pojawili się też inni konfederaci, jak choćby Damian Adam Marks z Nowej Nadziei, który później również grubo tłumaczył się ze swojej obecności na wydarzeniu. Gdy zresztą na początku października w polskich mediach wybuchła tzw. Pandora Gate z udziałem influencerów i youtuberów, Janusz Korwin-Mikke ponownie dolał oliwy do ognia, publikując w internecie swoje rozważania dotyczące wieku zgody na rozpoczęcie legalnego współżycia płciowego. Skrytykował w nich obecnie obowiązujące przepisy. To na dobre przykleiło mu – a także całej Konfederacji, jak uważała część jego partyjnych kolegów – łatkę mizogina i zwolennika legalizacji peodfilii.

- I na ostatniej prostej, tuż przed samymi wyborami, cały umiarkowany, wahający się, młody elektorat, któremu podobał się nasz program gospodarczy, straciliśmy na rzecz Trzeciej Drogi

– wzdycha polityk Konfederacji, pragnący zachować anonimowość, z którym rozmawiał portal i.pl.

Seksafera i ojcobójstwo w Konfederacji

W dwa dni po wyborach szef sztabu Konfederacji, Witold Tumanowicz, przekazał Polskiej Agencji Prasowej, że złożył do sądu partyjnego wniosek o ukaranie Janusza Korwin-Mikke za sabotowanie kampanii Konfederacji. Sąd partyjny w ekspresowym tempie wydał decyzję, że prezes – założyciel Nowej Nadziei wylatuje z Rady Liderów (to organ decyzyjny całej Konfederacji) oraz zostaje zawieszony w partii z groźbą usunięcia go z jej szeregów.

Wśród fanów Janusza Korwin-Mikke zawrzało. Jego najbardziej zagorzali zwolennicy z Nowej Nadziei natychmiast wzięli go w obronę. W social mediach prym wiedli w tym działacze Jakub Grygowski i Sebastian Ross (numer 6 na liście Konfederacji w Warszawie).

O tym, jak ostry spór rozpętał się w szeregach Konfederacji niech świadczy fakt, że dwóch wspomnianych działaczy oskarżyło w social mediach szefa sztabu, Witolda Tumanowicza, o hipokryzję i romans pozamałżeński z jedną z działaczek i sympatyczek Konfederacji. Portal i.pl uzyskał potwierdzenie z dwóch dodatkowych, niezależnych od siebie źródeł z wnętrza Konfederacji, że w „seksaferę” zamieszanych było więcej osób, a okołopartyjna femme fatale, której wizerunek i dane szybko wyciekły do sieci, nie była jedyną, która usiłowała swobodnie korzystać ze swoich atutów w nadziei na karierę polityczną. Na dziś wszystkie partie wchodzące w skład Konfederacji stanowczo i kategorycznie odcinają się od obyczajowych zawirowań, a z zasłyszanych informacji wynika, że kontrowersyjne działaczki nigdy nie były członkiniami ani Konfederacji ani żadnej z partii wchodzących w jej skład.

Oskarżenia Grygowskiego i Rossa nie mogły przejść jednak bez echa. Bardzo szybko obu działaczy usunięto z szeregów Nowej Nadziei oraz z Konfederacji. Co więcej, Rada Krajowa Nowej Nadziei, która zebrała się pod koniec października, podjęła decyzję o tym, że Janusz Korwin – Mikke nie będzie startować z list Konfederacji w kolejnych wyborach. Sympatycy prezesa – założyciela uznali to za zdradę ze strony Mentzena, który uważany był przez długi czas za „politycznego syna” Janusza Korwin – Mikke. W przestrzeni medialnej padały takie określenia jak „ojcobójstwo” i „zdrada”, a najbardziej zagorzali zwolennicy JKM oraz jego wyrażanych w sposób nieskrępowany poglądów odwróciło się od Konfederacji mocno centrowej, reprezentowanej przez Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka, oskarżając ich o zdradę ideałów.

Czystki w Konfederacji

Tymczasem Sławomir Mentzen przystąpił do realizacji swojej obietnicy, czyli do tego, co w przemówieniu podczas wieczoru wyborczego nazwał „wyciąganiem wniosków”. W partii rozpoczęły się czystki, którym kibicowali narodowcy. Z członkostwem w Nowej Nadziei pożegnali się nie tylko Jakub Grygowski i Sebastian Ross, ale również wspomniany wyżej Damian Adam Marks. Mentzen zaczął uważnie przyglądać się swoim ludziom i głoszonym przez nich poglądom.

Na pierwszy ogień poszły wszelkie związki z Fundacją Patriarchat. Przeciwnicy tych działań otwarcie zarzucali Mentzenowi, że tak naprawdę to jednak powyborcze „polowanie na korwinistów” w łonie partii. A tych ponoć wcale nie ma tak niewielu. Z wnętrza Konfederacji płyną głosy, że wiele dla ugrupowania, a przede wszystkim dla Nowej Nadziei, zmienić może dzisiejsza konferencja prasowa, zapowiadana przez Janusza Korwin-Mikke, podczas której oficjalnie zostanie ogłoszona nazwa jego nowej partii politycznej. Sam Janusz Korwin-Mikke liczy na to, że utworzenie jego ugrupowania oczyści sytuację w Nowej Nadziei i przyciągnie do niego tych działaczy partyjnych, którym nie podoba się centrowy wizerunek, jakiego dla Konfederacji chcą Mentzen i Bosak. A tych ma być ponoć kilkuset, rozsianych w strukturach Nowej Nadziei po całej Polsce.

- Kiedy byłem sobą i głosiłem swoje poglądy, poparcie nam rosło. Zaczęło spadać, gdy porzuciliśmy swój wyrazisty wizerunek i gdy zaczęło się wyciszanie mnie i Grzegorza Brauna

– twierdzi Janusz Korwin – Mikke.

Grzegorz Braun przywołany jest w jego wypowiedzi nie bez przyczyny. Obu liderów łączy nie tyko kontrowersyjny styl uprawiania polityki i poglądy, ale również wzajemny szacunek i sympatia, którego nie dało się nie zauważyć choćby w przemówieniu Grzegorza Brauna podczas czerwcowej konwencji programowej Konfederacji.

Brauna pozycja negocjacyjna

Nie jest tajemnicą, że dzięki rekordowej frekwencji w tegorocznych wyborach, Konfederacja liczyć może na wysoką w porównaniu z poprzednimi latami subwencję partyjną – 8,4 mln złotych z budżetu państwa rok do roku przez kolejne cztery lata.

- Braunowi zależy teraz przede wszystkim na tym, by wyszarpać dla Korony jak najwięcej pieniędzy z Konfederacji

– usłyszał portal i.pl w kilku niezależnych od siebie źródłach.

Dla Korony może to być albo nie być, jeśli chodzi o karierę polityczną i udział w polityce krajowej. I chociaż jednak w szeregach partii Grzegorza Brauna nie słychać otwartej krytyki pod adresem bardziej centrowego kursu, na którym zależy Bosakowi i Mentzenowi, to jednak Grzegorz Braun umiejętnie prowadzi w ramach formacji swoją własną politykę, czyniąc niejako całą Konfederację swoim zakładnikiem.

Po pierwsze, Korona nie miałaby szans na samodzielne wprowadzenie do Sejmu swoich posłów. „Wehikuł wyborczy”, jak Konfederację wprost nazywa Janusz Korwin – Mikke, w przypadku Korony spełniła swoją funkcję znakomicie. Ugrupowanie Grzegorza Brauna ma dzięki temu w X kadencji Sejmu czterech posłów – oprócz lidera partii są to Włodzimierz Skalik, Andrzej Zapałowski i Roman Fritz. Ich odejście z Konfederacji oznaczałoby, że z klubu poselskiego Konfederacja spadłaby do rangi koła. Tym samym nie mogłaby liczyć ani na własnego wicemarszałka (dziś jest nim Krzysztof Bosak) ani na dłuższe wystąpienia sejmowe, które przysługują przedstawicielom klubów.

Pod drugie, w nowej kadencji Sejmu nie da się nie zauważyć wyjątkowej aktywności posła Brauna. Ciągle jest widziany i słyszany z sejmowej mównicy, punktuje przeciwników politycznych, walczy o swoje postulaty i ogólnie rzecz ujmując, nie daje o sobie zapomnieć czy się nie zauważyć. Kulminacją tego koncentrowania na sobie uwagi był właśnie wtorkowy incydent z gaśnicą. W ten sposób Braun niejako „przywiązał” do siebie Konfederację, stając się jej wyrazistą twarzą w X kadencji Sejmu. Nie bez znaczenia jest też fakt, że to on stoi na czele jednego z trzech ugrupowań, współtworzących Konfederację.

- Tym samym staje się dla Konfederacji wizerunkowym kłopotem, którego partia już od dawna najchętniej pozbyłaby się, gdyby tylko mogła sobie na to pozwolić

– przyznał niechętnie jeden z konfederatów, z którym rozmawiał portal i.pl. Dodaje jednak, że nie wierzy w przemyślany plan i strategię Grzegorza Brauna, a wszelkie jego impulsywne wystąpienia przypisuje osobowości lidera Korony.

Po trzecie, nie mając posłów w Sejmie, czyli działając samodzielnie, bez Konfederacji, Korona nie mogłaby liczyć na subwencję partyjną. Będąc członkiem Konfederacji, dzięki spektakularnym akcjom i trzymaniu w szachu całości klubu partyjnego, Braun może sobie pozwolić na swoisty szantaż, którego przedmiotem mogłyby być fundusze partyjne. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić sytuację, w której szef Korony stawia sprawę następująco: zaprzestanie kontrowersyjnych akcji w zamian za korzystniejszy podział funduszy.

Po czwarte, mając swój budżet, Korona w każdych negocjacjach międzypartyjnych zyskuje pozycję o wiele lepszą, niż gdyby w posagu wnosiła do nowego sojuszu jedynie charyzmę Grzegorza Brauna i jego ludzi.

Co ciekawe, Lewica, która złożyła wniosek o odebranie Krzysztofowi Bosakowi funkcji marszałka, chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że gra w tym momencie w to samo co Braun i nie osłabia Konfederacji radykalnej, której twarzami był Janusz Korwin-Mikke i właśnie Braun (obej są nadal członkami Konfederacji), lecz uderza w Konfederację umiarkowaną, spod znaku Bosaka i Mentzena. Pozbawienie Krzysztofa Bosaka funkcji wicemarszałka i odebranie klubowi Konfederacji reprezentacji w Prezydium Sejmu może bowiem sprawić jedynie tyle, że Grzegorzowi Braunowi łatwiej będzie wystąpić z dotychczasowego klubu i zadeklarować bliższą współpracę z nową partią Janusza Korwin-Mikke.

Tłuste koty Janusza Korwin - Mikke

Sam prezes – założyciel, Janusz Korwin-Mikke, nie przesądza jednak o współpracy z Koroną, choć deklaruje szacunek i sympatię wobec jej lidera. Dopytywany, czy to wynik niechęci wobec finansowego podporządkowania się zamożniejszej dzięki subwencji partii Brauna, zaprzeczył i stwierdził, że „tyle razy startował z partią od zera, że i tym razem nie będzie to problem”. Korwin-Mikke nie zgadza się również z tym, że do uprawiania skutecznej polityki i do realizowania postulatów wolnościowych potrzebna jest jedna, zunifikowana programowo partia.

Nie rozumie też, dlaczego Konfederacja pod rządami Mentzena i Bosaka za wszelką cenę postanowiła dążyć do programowego kompromisu, mającego w założeniu zatrzeć różnice pomiędzy programami konserwatywno – liberalnym i narodowym. Jego pomysł na nową partię ma zagospodarować tych działaczy partyjnych oraz elektorat, którego poglądy są bardziej radykalne i który po ostatnich decyzjach zapadających w tym środowisku nie jest w stanie dłużej identyfikować się z nową Konfederacją. Nie jest też tajemnicą, że JKM znowu stawia na młodych.

- Tłustym kotom nie chce się już polować. A ja, Mentzen, Berkowicz i moi wychowankowie to już takie tłuste koty

- tłumaczy. Zaznacza jednak, że w jego partii nie będzie miejsca dla ludzi, których główną motywacją do robienia polityki jest dążenie do wcielenie idei Fundacji Patriarchat w życie, bo te dla Janusza Korwin-Mikke są nie do przyjęcia.

To wszystko sprawiło, że niegdysiejszy prezes partii KORWiN nadal jest pełen nadziei na współpracę z Konfederacją, ale i z Grzegorzem Braunem. Czy jego wiara w zjednoczenie przez podział i ostre cięcia ideologiczne pozwolą na odbudowanie poparcia i skuteczne realizowanie wolnorynkowych postulatów? Pokażą to kolejne wybory parlamentarne. Zarówno sam Janusz Korwin – Mikke, jak i anonimowi informatorzy z Konfederacji przekazali portalowi i.pl, że z dużym prawdopodobieństwem odpuszczą sobie walkę w wyborach samorządowych, a na ich celowniku są jedynie wybory do europarlamentu. Dlaczego?

- Nie mamy czego zaoferować samorządom. To nie nasz program i nie nasz obszar działania. Przepraszam, co my mamy niby zdziałać w samorządach? Kariera w samorządzie, a kariera w polityce krajowej to powinny być dwie różne sprawy

– argumentuje Korwin – Mikke.

- W partii nikt nie myśli aktualnie o strategiach i o działaniach dotyczących wyborów samorządowych. Wszystkich pochłaniają bieżące wydarzenia w polityce ogólnokrajowej. Do samorządowych zostały zaledwie cztery miesiące! Z niczym nie zdążymy

– wzdycha anonimowy informator portalu i.pl z Konfederacji.

To wszystko pozwala przewidywać, że póki co skrajna polska prawica nadal tkwić będzie w stanie „rozbicia dzielnicowego”, z którym boryka się od wielu lat.

od 16 lat

rs

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze 7

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

z
zb
13 grudnia, 13:34, Gość:

Jeśli Braun zostanie ukarany to dlaczego posłanka Szoring-woelgus nie ukarao za swoje błazenady wyprawiany w czasie mszy w kościele katolickim ?

13 grudnia, 13:57, JPiS100%:

Nie wiem :) Zera pytaj :)

Ty jak zwykle G...wiesz. Posłanka mogła być ukarana tylko przez sąd, prokurator nie jest sędzią i nie wydaje wyroków barani łbie. A reguła Neumanna wciąż działa.

J
JPiS100%
13 grudnia, 13:34, Gość:

Jeśli Braun zostanie ukarany to dlaczego posłanka Szoring-woelgus nie ukarao za swoje błazenady wyprawiany w czasie mszy w kościele katolickim ?

Nie wiem :) Zera pytaj :)

123345
13 grudnia, 13:34, Gość:

Jeśli Braun zostanie ukarany to dlaczego posłanka Szoring-woelgus nie ukarao za swoje błazenady wyprawiany w czasie mszy w kościele katolickim ?

Zgodnie z doktryną Neumanna nie można karać członków PO. Tu zachodzi taki przypadek. Braun jest z innej opcji politycznej i ma problem.

G
Gość
Jeśli Braun zostanie ukarany to dlaczego posłanka Szoring-woelgus nie ukarao za swoje błazenady wyprawiany w czasie mszy w kościele katolickim ?
z
zydowska komuna
braun ma racje wywalic satanistyczno rasistowskie hanukowe gusło
G
Gość
Żeby nie Braun to ja bym do dziś nie wiedział że w polskim budynku sejmu jakieś gminy wyznaniowe wystawiają swoje gusła.
G
Gość
Braun na prezydenta !!!
Wróć na i.pl Portal i.pl