Kołakowski rozłożył marksizm na łopatki

Roger Kimball
Leszek Kołakowski zawiódł się na marksizmie, który oferował przymusowe braterstwo międzynarodowe ujęte w karby przymusu zamiast wolności i naturalnego rozwoju gwarantowanego przez kapitalizm i wolny rynek.

Polskiemu filozofowi Leszkowi Kołakowskiemu brakowało tylko kilku miesięcy do 82. urodzin, gdy 17 lipca zmarł w swoim domu w Oksfordzie, po - jak to określiła jego córka Agnieszka - nagłej i krótkiej chorobie.

Dla tych, którzy rozpaczają, że żyjemy w czasach intelektualnej miernoty, Kołakowski jest świetlanym kontrprzykładem. Był intelektualnym gigantem, a co jeszcze bardziej zaskakuje - intelektualnym gigantem, którego osiągnięcia powszechnie ceniono. Zmarł w pełni chwały, przeżywszy długie życie. Upragniony przez wszystkich MacArthur Fellowship, zwany grantem dla geniuszy: Kołakowski go dostał.

Nagroda Klugego za osiągnięcia życia w dziedzinach humanistycznych (tzw. Nobel humanistyczny) - okrągły milion dolarów: on ją zdobył. Honorowe tytuły i mniejsze nagrody, liczne doktoraty honoris causa, uniwersyteckie etaty i rozmaite dowody uznania: otrzymał i zasłużył na wszystkie.

Kołakowski przeżył i przemyślał wszystkie rodzaje pokus totalitarnych. Miał 12 lat, gdy Wehrmacht najechał Polskę. Nieco później, w czasie wojny, był świadkiem zagłady warszawskiego getta. W 1945 roku sowiecka tyrania zastąpiła nazistowską, a Kołakowski dorastał, obserwując, jak wygląda proletariacki raj.

Choć w wiek dojrzały wchodził jako zadeklarowany marksista, już w połowie lat 60.
głośno wyrażał swoje rozczarowanie ideologią. Odczucie było widać obustronne, bo wkrótce Kołakowski znalazł się pod czujną obserwacją milicji, by w 1968 zostać wydalonym z Uniwersytetu Warszawskiego za "kształtowanie opinii młodych ludzi w kierunku rażąco sprzecznym z dominującą tendencją rozwoju kraju".

W tym samym roku Kołakowski, zmuszony do wyjazdu z Polski, rozpoczął karierę na Zachodzie. Zatrzymał się w Berkeley, gdzie mógł z pierwszej ręki poznać i dlatego pogardzać kulturą Nowej Lewicy lat 60.; w Yale, gdzie z nim studiowałem; w końcu na uniwersytetach w Chicago i Oksfordzie, jego intelektualnych domach przez ostatnie dekady życia.

Kołakowski jest najbardziej znany z krytyki marksizmu i duchowych spadkobierców tej doktryny. Jego opus magnum: "Główne nurty marksizmu. Powstanie, rozwój, rozkład", to trzytomowa miażdżąca krytyka filozoficzna. Sidney Hook trafnie określił jego dzieło jako sędziowskie. Co charakterystyczne, wyjaśnianie "pochodzenia dialektyki" Kołakowski rozpoczyna nie od Rousseau czy Hegla, ale od Plotyna (okres rozkwitu około 240 n.e.).

Tom drugi to szczegółowa anatomia myśli marksistowskiej, konkluzją zaś jest przegląd losów marksizmu XX wieku, od "marksizmu w akcji" Lenina, Trockiego, Stalina i Mao, po napuszoną teorię marksizmu Lukácsa, Sartre'a i tzw. szkoły frankfurckiej (Adorno, Marcuse i inni). "W tej chwili", zauważa Kołakowski, nawiązując do słynnego powiedzenia Marksa, "marksizm ani nie tłumaczy świata, ani go nie zmienia, jest tylko zasobnikiem haseł służących organizowaniu różnych interesów".
"Główne nurty" ukazują, w jaki sposób marksizm, który dał wyraz "samoubóstwienia człowieka", stał się "największą fantazją naszych czasów". Jak pisze Kołakowski, była to idea, która "miała początek w prometejskim humanizmie, a kulminację znalazła w potwornej tyranii stalinizmu". Jako taki, marksizm już zawsze będzie cennym ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwami utopii, co Kołakowski nazywa farsowym aspektem ludzkiego przywiązania. Istnieje wiele aspektów owej farsy, czego dowodzi trafna uwaga Kołakowskiego o tym, że "do zielonej utopii należy podchodzić z taką samą ostrożnością jak do czerwonej". Mam nadzieję, że jakaś życzliwa dusza podeśle tę książkę Alowi Gore'owi.

Następstwem krytyki marksizmu było docenienie przez Kołakowskiego zalet kapitalizmu i wolnego rynku jako niezastąpionych motorów wolności. "Kapitalizm", jak zauważył w 1995, "rozwinął się spontanicznie, w wyniku rozkwitu handlu. Nikt go nie planował, niepotrzebne też mu były wszechogarniające ideologie, podczas gdy socjalizm był konstrukcją ideologiczną.

U korzeni swoich kapitalizm jest to natura ludzka w działaniu, to znaczy chciwość, podczas gdy socjalizm był próbą instytucjonalizacji braterstwa. Dziś oczywiste wydaje się, że społeczeństwo, w którym chciwość jest głównym motywem postępowania, przy wszystkich swoich odrażających i ubolewania godnych sektach jest nieporównywalnie lepsze od społeczeństwa opartego na przymusowym braterstwie, czy to w narodowym, czy międzynarodowym socjalizmie".

"Główne nurty marksizmu" są interesujące nie tylko ze względów historycznych. We wstępie do wydania z 2004 Kołakowski przypomniał, że pomimo upadku Związku Radzieckiego marksizm nadal wart jest dokładnego studiowania, nie tylko dlatego, że jego aspiracje wciąż żyją w wizjach rozmaitych utopijnych planistów.

(Nie trzeba jeździć do Chin czy nawet na Kubę; wystarczy popatrzeć na zaróżowione autorytarne oblicze Unii Europejskiej). Jak Kołakowski napisał we wstępie do "Moich słusznych poglądów na wszystko" (2005), "komunizm nie był szaloną wizją kilku fantastów ani owocem ludzkiej głupoty i nikczemności; był rzeczywistą, bardzo rzeczywistą częścią historii XX w., a tej historii naszych losów nie sposób pojąć bez zrozumienia komunizmu. Nie pozbędziemy się tego widma, mówiąc, że była to jedynie "ludzka głupota" czy "ludzka przekupność". Widmo jest silniejsze niż klątwa, którą na nie rzucamy. Jeszcze może wrócić do życia".

Choć to niezwykle ważny obszar jego pracy naukowej, mordercza tradycja marksistowska to tylko część intelektualnego portfolio Leszka Kołakowskiego. Z zadziwiającą łatwością poruszał się wśród zawiłości Plotyna, św. Augustyna i innych ojców Kościoła, w naturalny sposób przechodząc do Descartesa, Pascala, angielskich empiryków, Hegla, Kierkegaarda, Bergsona, Husserla i całego zbioru problemów i postaci, które lubimy umieszczać w rubryce "Nowoczesność i rozgoryczenie, jakie w nas wywołuje".
Geniusz Kołakowskiego po części polegał na umiejętności przybliżenia i ożywienia nawet najbardziej zawiłych tematów filozoficznych i teologicznych. Czynił to dzięki cechom, jakich brak większości współczesnych rozpraw akademickich: jasności, humorowi i egzystencjalnej niecierpliwości. Jego umysł był nieprawdopodobnie logiczny, co owocowało stylem pisarskim, którego nieocenionym walorem była zrozumiałość.

Kołakowski miał wyjątkowe poczucie ironii i paradoksu, nadające jego pisarstwu siłę i przenikliwość, wynikające ze świadomości, że ludzkie życie jest pełne sprzeczności i absurdów, np. takich jak "niezwykły paradoks, gdzie dobre rezultaty wynikają ze zła, a zło wynika z dobra. Fakt, że obie te wartości mogą się wspierać, jest wstrząsającym aspektem ludzkiego doświadczenia".

Stąd tylko krok do błyskotliwego humoru. Szczególnie gorąco polecam krótką "Ogólną teorię nie-uprawiania ogrodu", (tekst w przekładzie Leszka Kołakowskiego ukazał się w "Zeszytach Literackich", 1986): "Ci, którzy nie cierpią ogrodnictwa, potrzebują teorii. Nie uprawiać ogrodu bez teorii jest płytkim i niegodnym sposobem życia".

Refleksje Kołakowskiego o wolności i jej zmiennych kolejach tak bogatymi czyniło głębokie zrozumienie faktu, że wolność człowieka jest nierozerwalnie związana ze świadomością własnych ograniczeń, co ostatecznie rozwija się w świadomość sacrum.

W wywiadzie z 1991 dowodził, że "ludzkość zawsze będzie odczuwać potrzebę religijnego samookreślenia: kim jestem, skąd pochodzę, gdzie jest moje miejsce, dlaczego jestem odpowiedzialny, jaki jest sens mojego życia, jak stawię czoła śmierci? Religia jest aspektem ludzkiej kultury. Potrzeby religii nie można ekskomunikować racjonalistycznymi zaklęciami. Człowiek nie żyje samym tylko rozumem".

Kołakowski dowiódł, że nasza skłonność do wierzenia, iż wszystkie ludzkie problemy mają techniczne rozwiązanie, to niefortunne dziedzictwo po epoce oświecenia. Pisał: "Po najlepszych stronach Oświecenia, po jego walce przeciw nietolerancji, samozadowoleniu, zabobonom i bezkrytycznej czci dla tradycji". Wiele aspektów ludzkiego życia nie podlega ludzkiej interwencji. Nasze przywiązanie do ideałów nieograniczonego niczym postępu jest - paradoksalnie - niebezpiecznym moralnym ograniczeniem, ściśle związanym z tym, co Kołakowski określa jako utratę świętości.
"Wraz ze zniknięciem sacrum", pisał, "z narzuconego ograniczenia doskonałości, którą osiągnąć można dzięki profanum, rodzi się jedna z najniebezpieczniejszych iluzji naszej cywilizacji - złudzenie, że nie istnieją granice zmian, jakim może podlegać ludzkie życie, że społeczeństwo jest "z zasady" nieskończenie elastycznym bytem, i że zaprzeczanie owej elastyczności i możliwości osiągnięcia doskonałości oznacza zaprzeczenie ludzkiej autonomiczności, a co za tym idzie zaprzeczenie samego człowieka".

To mądre słowa, uderzająco trafne dla wieku przesiąkniętego nowinkami technologicznymi w rodzaju klonowania, inżynierii genetycznej i innych prometejskich pokus. Jesteśmy dumni z naszej "otwartości" i oddania liberalnym ideałom, z naszej empatii dla innych kultur i świadomości, że nasz sposób patrzenia na świat jest tylko naszym sposobem patrzenia na świat. Tymczasem Kołakowski przypomina, że bez oddania wartościom nadrzędnym - idei dobra i (co równe istotne) świadomości zła - istnieje groźba, że otwartość zdegeneruje się do bezsensu. "Zaprzeczanie »wartościom absolutnym« w imię zarówno zasad racjonalizmu, jak i ogólnego ducha otwartości zagraża naszej zdolności rozróżnienia dobra od zła", ostrzegał Kołakowski.

Dowodów tego zagrożenia nie trzeba daleko szukać. Najważniejszym problemem nękającym liberalne społeczeństwa od chwili, gdy takowe powstały, jest fakt, że próbują stworzyć maksymalnie tolerancyjne społeczeństwo, umożliwiamy zaistnienie tym, którym zależy na stworzeniu maksymalnie nietolerancyjnego społeczeństwa. To bardzo ciekawe zjawisko. Liberalizm implikuje otwartość na inne punkty widzenia, a więc nawet te, których triumf oznaczałby koniec liberalizmu. Rozszerzenie tolerancji o te punkty to przepis na skuteczne samobójstwo. Nietolerancja zaś łamie podstawowe założenie liberalizmu, a mianowicie otwartość.

Jedyną ucieczką od tej choroby liberalizmu jest zrozumienie, że "tolerancja" i "otwartość" muszą być ograniczone pozytywnymi wartościami, jeśli w ogóle mają mieć jakiś sens. Nasze oświecone, świeckie społeczeństwo jest niezwykle przychylnie nastawione do odmiennych punktów widzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

J
JAQ
"liberalny" i "tolerancyjny" nie są tożsame, drugie z tych pojęć jest węższe od pierwszego. "Kapitalizm" jest pojęciem wymyślonym przez Marksa brak potrzeby by go powielać.
J
JAQ
"liberalny" i "tolerancyjny" nie są tożsame, drugie z tych pojęć jest węższe od pierwszego. "Kapitalizm" jest pojęciem wymyślonym przez Marksa brak potrzeby by go powielać.
P
Paweł
Aż trudno uwierzyć, że artykuł ten napisany został blisko dziesięć lat temu. Jak trafne dzisiaj wydaje się określenie "różowej Unii Europejskiej" - i jak trafna diagnoza jej problemów, które w międzyczasie zdążyły się zmaterializować.
Wróć na i.pl Portal i.pl