Jak mafia kalabryjska, znana jako ’ndrangheta, chciała brutalnie przejąć kontrolę nad Włochami

Alex Perry „Dobre matki. Prawdziwa historia kobiet, które przeciwstawiły się najpotężniejszej mafii świata”
123rf
Mafia kalabryjska znana jako ‘ndrangheta działa w 120 krajach, kontroluje 80 proc. rynku twardych narkotyków w Europie. Prawdopodobnie stała za śmiercią dziennikarza Jána Kuciaka na Słowacji. Alex Perry opisuje kulisy jej działania.

W Kalabrii zaginięcie Lei Garofalo nie wymagało większych wyjaśnień. Mafia ma nawet specjalne określenie na to, co stało się z ludźmi, którzy pewnego dnia po prostu zniknęli: „lupara bianca” („biała strzelba”), czyli pozbawione świadków zabójstwo, po którym nie zostają żadne ślady, nawet zwłoki. W Pagliarelle, odległej górskiej wiosce leżącej na „podbiciu” włoskiego buta, w której na świat przyszli Lea i Carlo, ludzie wiedzieli, że nie należy już nigdy wymawiać głośno imienia Lei.

Choć z pewnością nie mogli o niej całkiem zapomnieć. Skromna kawalerka Lei na pierwszym piętrze, z pomalowanymi na różowo okiennicami i rynnami, znajdowała się niedaleko głównego placu wioski. Ale czterystu mieszkańców Pagliarelle już dawno nauczyło się żyć ze swoimi duchami. W ciągu trzech dekad w mafijnych porachunkach zginęło tam - a także w pobliskim mieście Petilia Policastro - trzydzieścioro pięcioro kobiet i mężczyzn, w tym ojciec Lei Antonio, jej wuj Giulio oraz brat Floriano. Zniknięcie kobiety, która urodziła się w takim miejscu i pochodziła z takiej rodziny, wydawało się niemal nieuniknione, wręcz przesądzone. Kilka lat później jej siostra Marisa spojrzała z ulicy na okno w mieszkaniu Lei i powiedziała: „Lea zawsze pragnęła być wolna. Nigdy przed nikim nie zginała karku. Ale ludzie, którzy znają ’ndranghetę, uznali jej decyzję za bardzo nierozważną. Wyjątkowo niebezpieczną. Chcesz być wolna? Więc zapłać za to własnym życiem”. Marisa miała na myśli to, że tak naprawdę nikt nie mógł dla niej nic zrobić.

Alessandra Cerreti wiedziała, że wielu jej kolegów z pracy podziela ten pogląd. Kiedy przed siedmioma miesiącami przybyła tu z Mediolanu, by objąć stanowisko prokuratora do spraw walki z mafią w Kalabrii, uderzyło ją, jak wielu miejscowych w dalszym ciągu akceptuje ’ndranghetę jako nieodłączną część swojego życia. Poza południowymi Włochami mafia była postrzegana wyłącznie w kategoriach filmowych i literackich, traktowano ją jako ekscytującą, a nawet atrakcyjną legendę, która zawierała w sobie ziarno historycznej prawdy, jednak w czasach, gdy musiano się zmagać z takimi problemami jak kryzys finansowy, zmiany klimatu czy zagrożenie terrorystyczne, jawiła się raczej jako baśń z minionej epoki. Ale nie w Kalabrii. Podobnie jak jej znacznie sławniejsze kuzynki z­Sycylii i Neapolu ’ndrangheta powstała w drugiej połowie XIX wieku. O ile jednak Sycylijczycy obserwowali, jak potęga ich mafii upada pod wpływem zdecydowanych działań państwa oraz oporu samej ludności, o tyle ’ndrangheta stale rosła w siłę. Organizacja wciąż była kierowana przez swoich założycieli, czyli sto czterdzieści jeden rodów pasterzy i plantatorów pomarańczy, którzy rządzili okolicznymi dolinami oraz górskimi miasteczkami. Jej żołnierze w dalszym ciągu wymuszali miliardy euro rocznie od kalabryjskich sklepikarzy, właścicieli restauracji i lodziarni, a od czasu do czasu mordowali jakiegoś nieprzejednanego karabiniera, sędziego lub polityka, który odważył się stanąć im na drodze.

Co roku ’ndrangheta gromadziła przychody w granicach 50 mld dolarów, co stanowiło równowartość 4,5 proc. PKB Włoch

Oblicze ’ndranghety radykalnie odmieniła globalizacja. Organizacja szmuglowała siedemdziesiąt- osiemdziesiąt procent kokainy i heroiny trafiających na europejski rynek. Okradała państwo włoskie i Unię Europejską na dziesiątki miliardów euro. Pośredniczyła w sprzedaży broni dla przestępców, bojowników i terrorystów na całym świecie, w tym dla wszystkich stron zaangażowanych w wojnę domową w Syrii. Według szacunków prokuratorów w 2009 roku imperium ’ndranghety obejmowało pięćdziesiąt krajów, a więc jedną czwartą planety, i rozciągało się od Albanii do Togo, będąc łącznikiem pomiędzy wojnami gangów w Toronto a zabójstwem adwokata w Melbourne, przejęciem na własność całej dzielnicy w Brukseli a działalnością rozprowadzającej kokainę pizzerii w nowojorskim Queens, która nosiła nazwę Cucino a Modo Mio („gotując po mojemu”). Na początku drugiej dekady nowego tysiąclecia ’ndrangheta była pod każdym względem najpotężniejszą organizacją przestępczą na świecie.

To globalne imperium napędzała bezwzględna przemoc, która przynosiła mu zdumiewające bogactwo. Każdego roku organizacja gromadziła przychody w granicach pięćdziesięciustu miliardów dolarów, co stanowiło równowartość czterech i pół procent włoskiego PKB lub też dwa razy tyle co roczne dochody koncernów Fiata, Alfy Romeo, Lancii, Ferrari i Maserati razem wzięte. Tak ogromne sumy pieniędzy sprawiały, że ich pranie i ukrywanie wymagało prowadzenia równolegle drugiego biznesu. Kalabryjczycy okazali się tak sprawni w praniu brudnych pieniędzy, które przepuszczali przez restauracje i firmy budowlane, drobne zagraniczne banki i wielkie instytucje finansowe, a nawet holenderską giełdę kwiatową i europejski rynek czekolady, że według informacji współpracujących z Alessandrą Cerreti prokuratorów inne zorganizowane grupy przestępcze - z Europy Wschodniej, Rosji, Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej - zaczęły opłacać ’ndranghetę, żeby w taki sam sposób zaopiekowała się ich fortunami. To oznaczało, że ’ndrangheta obsługiwała przepływ setek miliardów, a nawet bilionów nielegalnie zarobionych dolarów na całym świecie.

I właśnie za sprawą tego, że ’ndrangheta operowała pochodzą cymi z przestępczości pieniędzmi w skali globalnej, Kalabryjczycy pojawili się w życiu każdego z nas. Miliony ludzi mieszkały w należących do nich budynkach, pracowały w ich firmach, robiły zakupy w ich sklepach, jadały w ich pizzeriach, handlowały ich akcjami, ubijały interesy z ich bankami i wybierały polityków z finansowanych przez nich partii. ’Ndrangheta, która zarządzała takimi sumami pieniędzy jak najpotężniejsze koncerny, banki czy rządy, mogła oddziaływać na całe rynki i zmieniać życie ludzi od Nowego Jorku i Londynu, przez Tokio i São Paulo, aż do Johannesburga. Na początku nowego milenium trudno było sobie wyobrazić inne przedsiębiorstwo, które miałoby tak olbrzymi wpływ na tak dużą część światowej populacji. Najbardziej niezwykłe było zaś to, że prawie nikt nie słyszał o tej organizacji.

’Ndrangheta - nazwa ta wywodzi się od greckiego słowa „andragathía”, oznaczającego stowarzyszenie ludzi obdarzonych honorem i męstwem - była okryta tajemnicą nawet dla wielu Włochów. Prawdę mówiąc, niewiedza ta wynikała w równym stopniu z dyskrecji samych członków organizacji i ze stereotypów na temat południa Włoch. Wielu mieszkańców północy nie potrafiło sobie nawet wyobrazić, by na południu można było czegokolwiek dokonać lub dorobić się majątku. Poza tym kontrast między obiema częściami kraju był uderzający. Północ miała Florencję i Wenecję, prosciutto i parmezan, barolo i ocet balsamiczny, renesans i oświecenie, AC Milan i Inter Mediolan, Lamborghini i Maserati, Gucciego i Pradę, Leonarda da Vinci, Michała Anioła, Caravaggia, Pavarottiego, Pucciniego, Galileusza, Dantego, Machiavellego, Marca Pola, Krzysztofa Kolumba i papieża. Południe miało zaś cytryny, mozzarellę i słońce w zimie. Było to - o czym Alessandra Cerreti dobrze wiedziała - wielkie kłamstwo zjednoczonych Włoch. Dwa tysiące lat wcześniej południe kraju stanowiło źródło europejskiej cywilizacji. Ale kiedy w 1861 roku generał Giuseppe Garibaldi z północy zjednoczył Pół­ wysep Apeniński w jeden organizm państwowy, próbował połączyć ze sobą ludzi wyedukowanych, kulturalnych i żyjących w uprzemysłowionych miastach z niewykształconą ludnością funkcjonującą w feudalnych stosunkach i pozbawioną dostępu do kanalizacji. Rozziew między obiema częściami kraju okazał się zbyt duży. Pół­ noc rozwijała się dzięki przemysłowi i handlowi. Południe coraz bardziej ubożało, a wielu jego mieszkańców emigrowało do pół­ nocnej Europy, a także do obu Ameryk i Australii.

Z czasem prowincje na południe od Rzymu zaczęto określać mianem „Mezzogiorno” - była to kraina spalonych upalnym południowym słońcem, suchych, sennych połaci, zamieszkiwanych przez uprawiających ziemię wieśniaków oraz drobnych rybaków, rozciągająca się od Abruzji przez Neapol aż do wyspy Lampedusa, oddalonej o sto dziesięć kilometrów od wybrzeża Afryki Północnej. Dla większej części południowych Włoch taki ogólnikowy opis był dość krzywdzącym stereotypem. Ale w przypadku tworzącej czubek włoskiego „buta” Kalabrii wydawał się jak najbardziej trafny. Ten ciągnący się przez dwieście pięćdziesiąt kilometrów z północy na południe region starożytni Rzymianie nazywali Bruttium. Jego krajobraz składa się głównie z ciernistych, krzaczastych zarośli oraz skalistych gór urozmaiconych jedynie gajami sękatych drzew oliwnych oraz polami pokrytymi drobnym szarym pyłem. Panuje tu również przerażająca pustka: przeszło sto lat emigracji sprawiło, że poza granicami Włoch żyje obecnie cztery razy więcej Kalabryjczyków oraz ich potomków niż w ojczystym kraju. Kiedy Alessandra Cerreti opuszczała Reggio di Calabria i wjeżdżała w głąb regionu, mijała po drodze kolejne wyludnione miasteczka, opustoszałe wioski i porzucone gospodarstwa. Przypominało to krainę, którą dotknęła wielka katastrofa, co - biorąc pod uwagę stulecia życia w skrajnym ubóstwie - było w zasadzie prawdą.

Alessandra zastanawiała się, czy to właśnie srogość tej krainy wywołuje taką brutalność u Kalabryjczyków. Mieszkali oni w starożytnych miastach wzniesionych na skalnych, trudno dostępnych wzniesieniach. Na polach uprawiali palące papryczki chili i odurzający jaśmin, a także hodowali długorogie krowy i górskie kozy, które piekli w całości nad ogniskiem, paląc w nim zdrewniałymi poskręcanymi pnączami winorośli. Mężczyźni urządzali polowania ze strzelbami na dziki, a harpunami łowili mieczniki. Kobiety przyprawiały sardynki ostrym pieprzem i przez długie miesiące suszyły pstrągi, aż mięso nabierało brązowego koloru i gryzącego zapachu. Dla Kalabryjczyków niewiele dzieliło sfery sacrum od profanum. W dni świąteczne po porannych procesjach następowały popołudniowe festyny uliczne, podczas których kobiety serwowały olbrzymie porcje makaronu z ’nduja, czyli ostrą, miękką kiełbasą o ceglanym kolorze z dodatkiem papryki, a wszystko to przepijano ciemnym winem, plamiącym usta i palącym w przełyku. „Grecja Italii” - tak o Kalabrii pisały gazety.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl