Jacek Komuda o Batohu i innych punktach zwrotnych historii Rzeczpospolitej. Wywiad przed Alterhist 2021

Tomasz Borówka
Tomasz Borówka
Jacek Komuda: Turcja nie była w stanie pokonać Rzeczypospolitej
Jacek Komuda: Turcja nie była w stanie pokonać Rzeczypospolitej archiwum własne Jacka Komudy via Głos Wielkopolski
Przed Festiwalem Historii Alternatywnej Alterhist 2021 rozmawiamy z pisarzem Jackiem Komudą. Jakie punkty zwrotne w dziejach Rzeczpospolitej Obojga Narodów widzi mistrz osadzonych w jej realiach, epickich opowieści?

Przewodnim motywem tegorocznego Festiwalu Historii Alternatywnej jest bitwa pod Chocimiem w 1621 roku, w której 400. rocznicę odbywa się Alterhist 2021 . A przecież ta batalia jakoś nieszczególnie jest dziś obecna w zbiorowej świadomości Polaków. Podręczniki szkolne kwitują ją co najwyżej kilkoma zdaniami. Hetman Jan Karol Chodkiewicz kojarzony jest raczej z husarią pod Kircholmem, Chocim z inną bitwą pod nim stoczoną, czyli wiktorią Jana Sobieskiego… Nie wspominając już, że jak zwycięstwo nad Turkami, to nic tylko Wiedeń. Na czym więc polega fenomen i znaczenie bitwy pod Chocimiem?

W przeciwieństwie do bitwy pod Wiedniem, pod Chocimiem daliśmy sobie radę sami, oczywiście z ogromną i niezastąpioną pomocą kozaków, a także armii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Sami, dosłownie sami zatrzymaliśmy potęgę otomańską, do pokonania której w 60 lat później potrzeba było połączonych sił dwóch państw – Polski i Cesarstwa. Siły tureckie zgromadzone pod Chocimiem moim zdaniem można porównywać z armią Kara Mustafy. I był tam sam sułtan, we własnej osobie, Osman II, młody i niedoświadczony, przy tym pewny siebie. Jego błędy wydatnie dopomogły nam w zwycięstwie, podobnie jak fakt, iż wielki wezyr Ohrili Hussejn Pasza był równie słabym wodzem.

Jacek Komuda o Batohu i innych punktach zwrotnych historii Rzeczpospolitej. Wywiad przed Alterhist 2021

Czy uważa pan, że Chocim był punktem zwrotnym historii Polski? Czy Turcja miała potencjał, by zalać wojskiem i podbić Rzeczpospolitą?

Turcja nie była w stanie pokonać Rzeczypospolitej nawet w 1673 roku, kiedy kraj znajdował się w stanie kompletnej anarchii. Dlatego gdybyśmy przegrali w 1621 roku pod Chocimiem, skończyłoby się na upokarzającym rozejmie, jak ten w Buczaczu. A zatem utracilibyśmy część Ukrainy, Kamieniec, być może Lwów, kraj zostałby spustoszony przez Tatarów i mocno osłabiony. Co gorsza, Zygmunt III Waza zmuszony zostałby do płacenia trybutu, co byłoby ogromnym ciosem dla starzejącego się władcy. Być może zmarłby wcześniej i wtedy jego następca – Władysław IV musiałby uporać się z odzyskaniem zajętych przez Turków ziem i zerwaniem z zależnością od Porty Otomańskiej. Cóż, miałby wojnę, o której marzył pod koniec życia, i której nie udało mu się zrealizować, doprowadziła zaś do powstania kozackiego w 1648 roku.
Natomiast na klęsce pod Chocimiem na pewno skorzystaliby sąsiedzi. Nie ci jednak, a przynajmniej nie wszyscy ci, którzy w sto lat później wzięli udział w rozbiorach.

A może Chocim byłby punktem zwrotnym dla dziejów powszechnych? Np. gdyby Austria, Szwecja, Rosja i Brandenburgia nie stały na uboczu, ale… No właśnie, co „ale”? Czy ktoś w ogóle wspomógłby śmiertelnie zagrożoną Rzeczpospolitą, czy wręcz przeciwnie – sąsiedzi skorzystaliby z okazji, by wziąć udział w jej rozszarpaniu?

Jedynym sojusznikiem Rzeczypospolitej był Jakub I, król Anglii i Szkocji, który przysłał nam pomoc wojskową. Cesarstwo pogrążone było w wojnie z Czechami i ich „królem zimowym” Fryderykiem V oraz wspierającym ich księciem siedmiogrodzkim Bethlenem Gaborem. To wszak początek wojny trzydziestoletniej i ogromnego konfliktu między katolikami i protestantami. Natomiast przynajmniej jeden nasz przeciwnik na wojnie z Turcją skorzystał – Szwecja zaatakowała Inflanty i odbiła Rygę, korzystając z tego, że armia Korony i Litwy była pod Chocimiem. Mało kto bowiem pamięta, że w 1621 roku mieliśmy de facto wojnę na dwa fronty – z Turkami na południu i ze Szwedami na północy. Kolejnym wrogiem była Moskwa, która aż dyszała z zemsty za zajęcie prawie całego księstwa i stolicy, ale jednocześnie była bardzo osłabiona po Wielkiej Smucie i z powodu tych zaszłości. Zatem podsumowując – szanse na stworzenie wielkiej ligi antytureckiej były równe zeru, natomiast klęska pod Chocimiem zostałaby na pewno wykorzystana przez wrogów. Szwecja zajęłaby od razu całe Inflanty i może nawet w przyszłym roku zaatakowała Prusy Królewskie. Moskwa, chociaż osłabiona, mogłaby zostać zachęcona do wypowiedzenia rozejmu w Dywilinie i zaatakowania Litwy. Ja jednak uważam, że atak taki by nie nastąpił.

Nie przeocz

Czy historia mogła potoczyć się inaczej? Zabawmy się w małe „co by było, gdyby”. Np. gdyby turecki szpieg odkrył, że Polacy mają już tylko jedną beczkę prochu, albo gdyby ta sławetna beczka przypadkiem wybuchła podczas rokowań? Albo jeszcze inny pomysł: beczka wybucha, a eksplozja zabija królewicza Władysława Wazę… Czy to byłyby potencjalne punkty odmiany dziejów?

Tak jak mówiłem wcześniej, sądzę, że konsekwencjami przegranej pod Chocimiem byłaby utrata Ukrainy, zwasalizowanie Rzeczypospolitej, jakie miało miejsce w traktacie z Buczacza w 1672 roku i wyniszczenie kraju. Jednak dodatkową konsekwencją byłby atak Szwecji i zajęcie Inflant, a być może także Prus Królewskich i Smoleńska – jeśli Moskwa zdecydowałaby się zaatakować. Natomiast nie doszłoby wtedy do rozbiorów. Rzeczpospolita przetrwałaby, ale osłabiona i okrojona – proszę pamiętać, że za 34 lata nie zdołał jej zniszczyć nawet ciąg wojen toczących się od 1648 roku i potop szwedzki. Jednak przegrana pod Chocimiem oznaczałaby, że wcześniej zacząłby się jej powolny upadek.
Natomiast ciekawie potoczyłaby się nasza historia, gdyby Władysław IV Waza zginął lub zmarł pod Chocimiem. Wtedy po śmierci Zygmunta koronę otrzymałby zapewne albo Jan Albert, albo Karol Ferdynand Waza, obaj młodzi książęta. Nie sposób przewidzieć, jak potoczyłaby się pod ich rządami nasza historia.

Czy w dziejach Rzeczpospolitej było pana zdaniem więcej momentów zwrotnych, a jeżeli tak, to jakie? A może któryś uznaje pan za najważniejszy?

Od dziesięcioleci historycy wskazują co najmniej kilka takich przełomowych wydarzeń. Rok 1621, Chocim pozwolił odsunąć niebezpieczeństwo tureckie. Jednak przełomowy był rok 1648, początek powstania Chmielnickiego na Ukrainie, początek upadku RON, który przyniósł za sobą cały cykl wyniszczających wojen. Kolejne daty to roku 1683, odsiecz wiedeńska, kiedy zlikwidowane zostało na zawsze zagrożenie ze strony Turcji, a jednocześnie bijąc Kara Mustafę pod Wiedniem, Sobieski przemeblował mapę tej części Europy. Kolejna data graniczna to rok 1701, przystąpienie króla Augusta II Sasa do wojny północnej, która ostatecznie przypieczętowała upadek Polski i Litwy.

Czy w historii RON o wyniku jakiejś bitwy lub innego przełomowego wydarzenia decydowały nie zdolności strategów i odwaga żołnierzy, ale przypadki czy wręcz drobiazgi? Na przykład pogoda, jakieś osobiste animozje albo niedyspozycja dowódcy?

Jest kilka takich momentów – ja osobiście uważam za bardzo groźną datę 2 czerwca 1652 roku, okropną klęskę wojsk koronnych w walce z Kozakami i Tatarami pod Batohem. Przegrana była zasługą nieudolności hetmana Marcina Kalinowskiego, który był znienawidzony w wojsku. Nie potrafił dowodzić ani słuchać bardziej doświadczonych wodzów, na przykład Zygmunta Przyjemskiego. Hetman postanowił zagrodzić Chmielnickiemu drogę do Mołdawii, ale nie zgromadził w obozie wystarczających sił. Co więcej z powodu jego osobistego stosunku do żołnierzy wojsko zawiązało konfederację i wypowiedziało mu posłuszeństwo. Kiedy Chmielnicki zaatakował, cała armia koronna została rozbita, jeńców ścięli Tatarzy. Zginął wtedy starszy brat przyszłego króla Jana – Marek Sobieski, Przyjemski, generał artylerii koronnej, Jan Odrzywolski. Stefan Czarniecki ocalał cudem, podobnie jak nieliczni oficerowie – uratowani przez swoich pobratymców z Ordy. Przestaje istnieć rdzeń sił zbrojnych RON; klęska jest tak okropna, że po prostu trudno w nią uwierzyć. A wszystko z powodu głupoty i zaślepienia hetmana Kalinowskiego.
To jak rysa na murze państwa – Moskwa i Szwecja, które dotąd albo przegrywały wojny (pierwsza), albo udawało im się wygrać tylko częściowo (Szwecja) nagle przekonują się, że niezwyciężoną armię polską można pokonać – co więcej wyrżnąć ją, zniszczyć, zlikwidować. To zachęca ich do działania – to pokazuje, że wróg jest słaby, że coś się stało w systemie politycznym przeciwnika, że został rzucony na kolana. Moskwa zatem decyduje się otoczyć protekcją Kozaków i uderzyć na Rzeczpospolitą, Szwecja już wie, że będzie musiała przystąpić do tego konfliktu – na razie jeszcze nie wiadomo po czyjej stronie, ale wkrótce zdrajca i banita Hieronim Radziejowski namówi ją do ataku na Polskę i Litwę od północy. Za chwilę zacznie się potop szwedzki i cykl wojen pięcioletnich na wschodzie Europy. A wszystko przez Batoh – klęskę, której można byłoby uniknąć, po prostu przepuszczając Chmielnickiego. Albo w odpowiednim miejscu i czasie gromadząc całość sił.
Ale i Batoh był oczywiście konsekwencją upadku ustroju Rzeczypospolitej, a mianowicie zerwanego sejmu w marcu – tego właśnie, na którym przedłużenie obrad uniemożliwił Władysław Siciński. Nie uchwalono podatków na wojsko, nie zatwierdzono ugody białocerkiewskiej z Kozakami, przygotowując grunt pod bunt wojska w obozie pod Batohem.

To może taka propozycja punktu odmiany dziejów: w 1551 roku, ku rozpaczy rodziny Stadnickich, umiera w kołysce chłopczyk ochrzczony w ostatniej chwili imieniem Stanisław. Co będzie dalej?

Nie stałoby się nic groźnego, po prostu obecne Podkarpacie straciłoby jedną postać ze swego folkloru. Stanisław Stadnicki zwany „Diabłem Łańcuckim”, o którym kręcę teraz serial historyczny, nie był na pewno wielkim politycznym statystą, ale pogranicznym watażką, nie pozbawionym dobrych cech Sarmaty. Humoru, fantazji i jowialności. Jednocześnie był niebezpieczny. Myślę, że bez Stadnickiego nie mielibyśmy dziś pałacu w Łańcucie, albo byłby to pałac Korniaktów. Gdyby zabrakło Diabła, Pilecka pewnie straciłaby dobra na rzecz wspomnianego rodu. Jednak o dziejach pana z Łańcuta więcej dowiemy się z naszej produkcji, opowiadającej o wojnie, jaką wzniecił Stadnicki z okoliczną szlachtą na początku XVII wieku, która wkrótce ujrzy światło dzienne – zapraszam do wspierania nas na zrzutka.pl i na stronę Ostoja Tradycji.

Festiwal Historii Alternatywnej Alterhist 2021 odbędzie się w dniach 9-10 października 2021 w Zabrzu, Sztolnia Królowa Luiza ul. Wolności 408. Jego patronem medialnym jest Dziennik Zachodni. Szczegóły na www.alterhist.pl.

Musisz to wiedzieć

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jacek Komuda o Batohu i innych punktach zwrotnych historii Rzeczpospolitej. Wywiad przed Alterhist 2021 - Dziennik Zachodni

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl