Izu Ugonoh - pięściarz, który łamie stereotypy

Patryk Kurkowski
Urodził się w Szczecinie, dojrzewał na gdańskiej Żabiance, gdzie łatwo nie było. Otarł się o zawodową karierę piłkarza, ale ciągnęło go do sportów walki, w których od kilku lat odnosi sukcesy. Okrzyknięto go nawet wielką nadzieją polskiego pięściarstwa, mimo że jego przygoda z ringiem jest wyjątkowo krótka. Izuagbe Ugonoh, czarnoskóry Polak o nigeryjskich korzeniach, udowadnia, że w życiu wszystko zależy od nas. I od naszego podejścia.

Walka z rasizmem

Jego rodzice do naszego kraju przyjechali na studia - mama studiowała prawo, ojciec nawigację na Wyższej Szkole Morskiej (jest kapitanem żeglugi). Na świat przyszedł w Szczecinie, ale we wczesnym dzieciństwie przeprowadził się z rodziną do Trójmiasta - najpierw na krótko osiedlili się w Sopocie, by następnie przenieść się do Gdańska. Zamieszkali w blokowisku na gdańskiej Żabiance. Dla Izu dorastanie nie było przyjemnym procesem, zwłaszcza że wielu Polaków pod koniec lat 90. dopiero zaczęło kształtować w sobie kwestie tolerancji. "Obcy" nie byli zatem mile widziani. Co więcej, spora część naszego społeczeństwa była wrogo nastawiona do innych ludzi.

Kiedyś zaatakowało go pięciu chłopaków. Nie był w stanie obronić się przed taką grupką, w efekcie oberwał i w dodatku stracił telefon. Innym razem uciekał z dyskoteki, bo czarnoskóry w takich miejscach na niektórych działał niczym płachta na byka. Wzbudzał wrogość i niepohamowaną agresję, czemu sam zainteresowany nadal się dziwi. - To jest dla mnie ciekawe zjawisko. Jak to jest możliwe, że ktoś w jednym momencie, patrząc na mnie jak byk na czerwoną płachtę, jest w stanie wyzwolić w sobie tyle agresji, że po prostu bierze ręce do góry i nie licząc się z konsekwencjami zaczyna nimi wymachiwać. Zawsze sobie myślałem, że aby walczyć z takimi ludźmi, którzy często byli fanatykami, to muszę być jeszcze większym świrem od nich - mówił w "Asie Wywiadu" w SportKlubie.

Ugonoh tłumaczył, że przeważnie przegrywał, gdyż atakowali go starsi i w grupkach.

- Nigdy nie robiłem z siebie ofiary czy też męczennika. Takie jest życie, a w nim trzeba walczyć. Jeśli nie na ringu czy ulicy, to chociażby w biurze. Bo w życiu nie ma nic za darmo - podkreślał wielokrotnie.

Izu za swój kolor skóry wielokrotnie cierpiał. Mówił, że na swojej drodze napotkał sporą grupę rasistów, ale niechętnie wraca do tych wspomnień. Nie dlatego, że wciąż bolą go tamte wydarzenia, że ma żal. 26-letni Ugonoh mówi wprost, iż tamte sytuacje miały wpływ na jego tożsamość, ale nie wywołują w nim agresji.

Z czasem, za sprawą swoich sportowych sukcesów, stał się dość rozpoznawalną postacią w Trójmieście. Spacerując po ulicy Bohaterów Monte Cassino w Sopocie napotkał na czterech skinheadów, którzy w jego kierunku krzyczeli: "Ty jeb... małpo, wyp... stąd!". Ugonoh nie wystraszył się grupki, ale ci nawet wówczas nie ustąpili. Mało tego, by go sprowokować - udawali małpy. To również nie zadziałało. Dopiero kiedy podeszli bliżej - po krótkiej dyskusji - rozpoznali Izu i odeszli, życząc przy okazji powodzenia w dalszej karierze. Był jednak jeden skin, który regularnie uprzykrzał życie Ugonohowi.

- Stanąłem przed nim i wystarczyło, że pokazałem swoim spojrzeniem, że jestem gotów walczyć i nie dam się dalej zepchnąć. On te emocje we mnie zobaczył i nigdy więcej mnie nie zaczepiał. Ta walka psychologiczna jest najważniejsza. Jeśli nauczysz się ją wygrywać, to już nie będziesz musiał używać przemocy - wyznał w magazynie "MaleMen".

Z uprzedzeniami wynikającymi z koloru skóry spotykał się nie tylko w sposób agresywny. Zdarzały się też zabawne historie. Raz wszedł do sklepu, gdzie ekspedienci na widok czarnoskórego mężczyzny zaczęli mówić po angielsku oraz wykonywali ruchy koszykarzy. Ugonoh nie wyprowadził z ich błędu, lecz udawał obcokrajowca.

- Na szczęście po angielsku też umiem się biegle porozumiewać, więc w podobnych sytuacjach mogę udawać obcokrajowca. Nie ma problemu (śmiech) - żartował kilka miesięcy temu.

Krótka przygoda z piłką nożną

Mimo że ostatnie lata są przepełnione sukcesami Ugonoha w sportach walki, to niewiele brakowało, by został... piłkarzem z prawdziwego zdarzenia. Na fali popularności dyscypliny Izu jako dziecko (w wieku 10 lat) zaczął trenować futbol. Swój udział w tym mieli też rodzice, którzy nakierowywali syna na sporty drużynowe.

Pierwsze kroki stawiał w Championie Gdańsk, następnie grał w KP Sopot (był nawet kapitanem drużyny). W obu przypadkach szkolił się pod okiem trenera Sebastiana Czajki.

Izu był na tyle dobry, że zdołał załapać się do rezerw Lechii Gdańsk, ale wyżej już nie podskoczył (marzył o przedarciu się do pierwszego zespołu, który grał w ówczesnej II lidze).

Polak o nigeryjskich korzeniach próbował wywalczyć zawodowy kontrakt. Wyjeżdżał nawet na testy do Hiszpanii (jeszcze zanim wylądował w Lechii, był w klubie z trzeciej ligi hiszpańskiej i wypadł obiecująco. Zaproponowano mu wówczas ponowne testy po sezonie) i irlandzkich klubów, tyle że mimo obiecujących prognoz nie udało mu się zostać piłkarskim profesjonalistą.

Jego obecny trener i zarazem przyjaciel Dobrosław Bielecki wyznał, że Izu po prostu nie nadawał się do piłki nożnej. Miał wprawdzie świetne warunki fizyczne (dobrze zbudowany, wysoki), ale według Bieleckiego Ugonoh jest wielkim indywidualistą, co przecież kłóci się z ideą sportów zespołowych.

- Sport drużynowy podcinał mi skrzydła, bo zawsze byłem zależny od innych ludzi - przyznał nawet w jednym z wywiadów sam zainteresowany.

Mistrzem w trzy lata

Izu rzeczywiście szybko otrząsnął się po nieudanej karierze piłkarskiej. Niebawem po rozbracie z futbolem zdecydował się na treningi muay thai (boks tajski). O sportach walki marzył już zdecydowanie wcześniej, bo chciał wyładować i opanować ogromne pokłady energii. Miał wtedy już 20 lat i prędzej skazywano go na porażkę niż na owocny rozwój. Dał jednak przykład, że w każdym momencie można zmienić swoje życie.

Wystarczyły trzy miesiące, by Ugonoh wygrał swoją pierwszą walkę. Efekty były piorunujące, ale w nim wciąż drzemał nieokiełznany potencjał. Polak kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa - pokonał nawet mistrza świata.

W 2009 roku w austriackim Villach wywalczył tytuł mistrza świata amatorów, zaś rok później w stolicy Azerbejdżanu Baku sięgnął po mistrzostwo Europy amatorów.

Ugonoh podkreślał, że kick-boxing miał dla niego szerszy wymiar niż tylko sportowy. Nauczył go też podejścia do życia, bo to sport indywidualny, w którym wszystko zależy od własnych decyzji. Od przygotowań czy taktyki na ringu.

Eksperci widzieli w nim lustrzane odbicie Remiego Bonjasky'ego (Holender był trzykrotnym mistrzem świata w K-1). Nie tylko ze względu na taki sam kolor skóry czy podobną budowę fizyczną. Obaj wyróżniali się na ringu stylem - walczyli ofensywnie i za wszelką cenę chcieli wygrywać.

Mimo sukcesów w tej dyscyplinie na zawodowstwo nie przeszedł. Powód był prozaiczny - profesjonalne K-1 w Polsce nie istnieje. A wyjazd z kraju nie wchodził w rachubę.

Niepokonana nadzieja

Na boks przeskoczył w tak późnym wieku, że tylko nieliczni wierzyli, iż może jeszcze zajść daleko. Teraz jest nadzieją polskiego pięściarstwa, choć warto wspomnieć, że na początku nie dostrzegano w nim wielkich umiejętności. Ugonohem zainteresował się promotor Andrzej Wasilewski ze znanej agencji KnockOut Promotions, ale o Polaka (nieskutecznie) zabiegał też Andrzej Gmitruk, który przygotowywał Andrzeja Gołotę (w przeszłości był jego trenerem) do walki z Przemysławem Saletą.

Po raz pierwszy jako pięściarz (walczy w kategorii junior ciężkiej) na ringu zaprezentował się 2,5 roku temu (w październiku 2010 roku), kiedy to w podwarszawskim Legionowie zmierzył się z Igorem Papunią. Choć przeciwnik nie był znany, to Izu zaliczył fantastyczny start - znokautował Litwina już w pierwszej rundzie. Polak wykonał już kolejne ciosy - dotąd stoczył dziewięć walk, wszystkie wygrał. Tylko dwaj rywale wytrwali pełny czas - Niemiec Rashid Raad oraz mieszkający w Starogardzie Gdańskim Łukasz Rusiewicz, którego pokonał nieco ponad dwa tygodnie temu podczas gali Polsat Boxing Night w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie.

- Nie zaprezentowałem pełni swoich możliwości, bo z czasem inicjatywę przejął Rusiewicz, ale jestem pewien, że zadałem zdecydowanie więcej celnych ciosów niż Łukasz. Przygotowując się do walki sparowałem z Przemkiem Saletą, od którego byłem szybszy. Cieszę się, że mogłem boksować w Ergo Arenie.

Konflikt z promotorem

Choć wydaje się, że jego kariera przebiega bez najmniejszych zgrzytów, rozwija się odpowiednio, to jednak diabeł tkwi w szczegółach. W ubiegłym roku doszło do wielkiego sporu między Ugonohem a promotorem Wasilewskim i agencją KnockOut Promotions. 26-letni pięściarz chciał się rozstać z "Wasylem", pojawiły się nawet informacje, że urodzony w Szczecinie Izu będzie występował w półzawodowej lidze World Series of Boxing w barwach polskiej Husarii, która podróżuje po świecie, tocząc pojedynki (m.in. w Meksyku, Rosji). Wówczas konflikt się zaostrzył.

Wasilewski zagroził Ugonohowi, z którym miał ważny kontrakt, że wytoczy mu proces, jeśli ten nie zrezygnuje z występów w Husarii. Konflikt udało się zażegnać i Ugonoh wrócił pod skrzydła KnockOut Promotions.

- To obiecujący bokser, dlatego chcę mu pomóc i liczę, że mnie nie zawiedzie. Trochę to wszystko przypomina historię z powrotem syna marnotrawnego - przyznał w jednym z wywiadów Wasilewski.

- W kick-boxingu wychodziłeś do ringu i się napieprzałeś. Boks to wielki biznes. Bo jeżeli kick-boxing jest blisko sztuki, to boks podchodzi pod politykę. Tego się właśnie nauczyłem - przyznał w rozmowie z portalem natemat.pl.

Nabrać rozpędu

Po zwycięstwie nad Rusiewiczem Izu liczy, że jego kariera - wszakże ma już 26 lat - nabierze rozpędu. W tym mają mu pomóc kolejne pojedynki - już niebawem Ugonoh ponownie pojawi się na ringu, w tym roku chciałby stoczyć jeszcze trzy walki. Jeśli wciąż będzie wygrywał, to może otrzymać przepustkę do światowej czołówki. Niektórzy widzą w nim nawet materiał na nowego mistrza świata w swojej kategorii wagowej.

Zaistniały wiele miesięcy temu zgrzyt z Andrzejem Wasilewskim budzi wątpliwości, czy agencja KnockOut Promo- tions jest w stanie wypromować czarnoskórego zawodnika, by miał możliwość walki z uznanymi bokserami o najwyższe laury. Zwłaszcza że jego umowa z agencją wygasa z końcem sierpnia.

- Ten rok powinien pokazać bardzo dużo. Są dwie niewiadome. Czy moi promotorzy będą mnie promować tak, że dostanę szansę walk o jakieś poważne rzeczy? Czy zdołam sprostać temu wyzwaniu? Ja robię wszystko, co mogę, nabywam kolejne umiejętności, wygrywam, ale wpływ mam tylko na jedną niewiadomą. Druga jest poza mną - mówił.

Izu zdaje sobie sprawę, że kariera sportowca wyczynowego jest wielką niewiadomą, pełną różnych wypadków, ale na razie nie zastanawia się, co będzie po zakończeniu kariery. W przeszłości trenował młodzież, ale postanowił w całości oddać się swojej karierze. Nie wyklucza jednak, że w przyszłości do tego wróci, bo lubi pracować z ludźmi.

Na wielkim ekranie

Czarnoskóry Polak - jeszcze w trakcie swojej przygody z rezerwami Lechii Gdańsk - studiował na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu im. Jędrzeja Śniadeckiego w Gdańsku. Ukończył kierunek Turystyka i Rekreacja. Pracę magisterką zaliczył trzy lata temu.

Ugonoh ma też za sobą występ w... telewizji. W 2005 roku zadebiutował w serialu "Pełną parą" (serial obyczajowo-kryminalny, który ukazywał się w TVP 2). Izu wystąpił w kilku odcinkach, grał rolę Bartka Lamartiego.

- To w sumie taka ciekawa przygoda. Poleciła mnie koleżanka, która jest montażystką w Telewizji Polskiej. Potrzebowali do serialu aktora do takiej roli, potrzebowali kogoś takiego koloru skóry. Ona powiedziała, że mnie zna, skontaktowała się ze mną. A ja, nie powiem, jestem osobą otwartą i w momencie, jak tylko coś takiego usłyszałem, powiedziałem: "No kurczę, fajnie". Mam jedno życie i trzeba korzystać z takich sytuacji, ile się da, prawda? Skorzystałem więc z okazji. Na planie filmowym było świetnie, bardzo mi się podobało - mówił siedem lat temu Ugonoh.

Cztery lata temu na ekranach kin ukazał się film "Afonia i pszczoły" z udziałem boksera. Natomiast całkiem niedawno zaliczył epizod w głośnym i kontrowersyjnym filmie "Drogówka", w którym zagrał rolę... czarnoskórego bijącego w domu publicznym policjanta rasistę.

Polak pojawiał się nie tylko na ekranie, ale w przeszłości brał też udział... w sesjach fotograficznych.

Życiowa filozofia

Izu to człowiek wielowymiarowy. Istotną rolę w jego sukcesach odgrywa filozofia życiowa. A ta, podobnie jak on sam, jest nietuzinkowa.

26-letni pięściarz jest odwrotnością polskiej mentalności. Nie narzeka, nie użala się nad bolesną przeszłością, lecz skupia się na pozytywnych aspektach swojego życia. I w ten sposób dba o higienę psychiczną. Wystawiany na próbę jest tylko podczas trzymania się restrykcyjnej diety czy treningów, ale i z tej walki wychodzi zwycięsko.

Na proces kształtowania jego tożsamości miały wpływ nie tylko sytuacje życiowe (regularna styczność z rasizmem), rodzina (uczył się w polskiej szkole od Polaków, ale jednak rodzice wszczepili w niego cząstkę nigeryjskiej kultury. Zresztą miał okazję na własne oczy zobaczyć ojczyznę rodziców) czy też książki. Tych przeczytał naprawdę wiele, ale najbardziej przepada za "Alchemikiem" Paula Coelho. Z ciekawszych pozycji wyciągał istotne elementy, które złożyły się na jego rozbudowaną osobowość. Największą rolę odegrał jednak on sam oraz wiara w Boga, która daje mu wewnętrzną moc.

Od wielu miesięcy Izu wzbudza spore zainteresowanie swoją osobą. Wpłynęły na to nie tylko sukcesy sportowe, ale również fakt, iż łamie wiele panujących w społeczeństwie obecnie stereotypów. Jest Polakiem, choć nie ma w nim nic ze Słowianina. W dodatku - co jest zaskakujące - mówi po polsku bez żadnego akcentu. Biegle i poprawnie, co wśród sportowców - zwłaszcza pięściarzy - nie jest taką oczywistością.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Izu Ugonoh - pięściarz, który łamie stereotypy - Dziennik Bałtycki

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

T
Tomasz
No chyba Pan trochę popłynął za daleko. Rozumiem, że mówiąc o tym tłumaczeniu wnosi Pan że słowo murzyn pochodzi od słowa maurus, tak? A maurus to z antycznej greki po prostu "czarny". Nawet taki biskup Krakowa w średniowieczu był - Maurus. Więc raczej wątpię żeby tak ważną personę wyzywano od "afrykańskiego niewolnika". Na przyszłość - proszę nie poprawiać słowników :)
S
Stanislaw
Czesc i honor dla dziennikarza, ktory jest jeszcze w mniejszosci swiadomy znaczenia, jak okreslac ludzi o czarnej skorze. Czarny czlowiek jest czarnoskory i to jest prawda! Murzyn to w tlumaczeniu doslownym afrykanin niewolnik, pogardliwie Niger! Gdyby ktos powiedzial w NY na czarnego Niger to moglby nie dozyc jutra!! Ludzie mniej wyksztalceni, nie oczytani, nie rozumieja roznicy ...to ich intelektualne kalectwo, niedorozwoj! Izu jest Polakiem o wiele wiekszym, prawdziwszym od tych bialych Polakow, ktorzy swymi glupkowatymi wywodami uragaja Polsce i Polskosci! Bledy w slownikach w tym temacie czekaja na reforme w tym tej kwestii.
Mamy mlodych, swiatlych jezykoznawcow, ktorzy zmienia prostackie tlumaczenia znaczenia ow pojecia! Bardzo w to wierze. Pozdrawiam wszystkich Polakow sluzacych ojczyznie i slawiacych Polske w swiecie jak Izu!!
p
pedro
Moim zdaniem Izu to wspaniały człowiek i extra sportowiec - widać w wywiadach, że jest ambitny i inteligentny. Trzymam za niego kciuki i życzę mu, żeby zaszedł daleko :D
Wróć na i.pl Portal i.pl