Często pojawia mi się taki sen. Jestem już dorosła i wracam do szkolnej ławki. Nie jest to nic chcianego, wyczekiwanego. I źle czuję się ze świadomością owego powrotu. No bo jak to tak, po co, dorosłemu wracać do tych dramatów, sprawdzianów wiedzy i bycia podległym tym, którzy uważają, że "Słowacki wielkim poetą był"?
Do szkoły, konkretnie do klasy szóstej, wraca też nomen omen, 30-letni Józio (rewelacyjny Michał Jarmoszuk) - bohater spektaklu "Hulajgęba" Waldemara Śmigasiewicza - najnowszej produkcji Białostockiego Teatru lalek. I to jakiej produkcji! Wielkoobsadowej, ubogiej może w scenografię, ale bogatej w sensy. I te wypowiedziane ustami bohaterów i te przekazane nam przy pomocy całego spektrum aktorskich możliwości i środków wyrazu.
"Hulajgęba" to rzecz w iście gombrowiczowskim klimacie. Oparta m.in. na „Ferdydurke" i „Dziennikach" Witolda Gombrowicza właśnie oraz pełna odniesień - tych wprost i tych między słowami (i między scenami również) do „Boskiej komedii" Dantego Alighieri. Tu absurdy mieszają się z życiem. A może nawet je tworzą. I jakby się tak bliżej przyjrzeć - podobnie jest w tzw. "realu". Przecież życiem wielu z nas też rządzą absurdy. Dajemy sobie przyprawić przysłowiową "gębę" i po jakimś czasie okazuje się, że nie jest nam z nią wcale tak źle. Przyzwyczajamy się i nie pragniemy już zmian. W końcu po co walczyć skoro "papa zamyka cykl zaczęty pupą".
O gębie i nie tylko
I to właśnie część tocząca się w szkole jest tu najlepiej oddana, najpełniejsza, dopieszczona w każdym detalu. Nie to, żeby innym częściom spektaklu czegoś brakowało. Jednak szkoła, niczym piekło Dantego, momentami przeraża, ale też i wciąga. Daje śmiech, prawdziwy - a nie marny rechot. Ale też budzi lęk. I pokazuje, że mimo lat niewiele się tam, w tym szkolnym piekle zmienia. I nagle przestaje dziwić, że nikt dorosły nie chce tam wracać. Do tej szkolnej ławki, do tych nauczycieli i do tej gęby - którą czasem przyprawiają nam inni, a czasem bierzemy ją sobie sami i przylepiamy na stałe, nie mogąc się jej później pozbyć.
Dalej jest równie ciekawie, mniej może zabawnie, a bardziej refleksyjnie. Bo i Józio jest dojrzalszy i nam bliższy. I więcej rozumie, a my razem z nim. Mimo, że wciąż podróżuje nie znając celu - z każdą minutą długiego, bo prawie trzygodzinnego, spektaklu dostrzega w tej podróży coraz więcej sensów. Widzi jak dziewczęta przeobrażają się w dziewczyny, a chłopięta orlęta w chłopaków. Dostrzega, że czasem naprawdę można zbratać się z chłopem, a życie u boku parobka, choć wydaje się niedorzeczne, może faktycznie komuś sprawić radość. Albo chociaż dać pewną ułudę.
Tu nie ma rechotu. Jest śmiech. Śmiech przez rozumienie sensów i odwołań literackich. Ale też bez ich rozumienia czy znajomości da się świetnie ten spektakl odebrać. Na nieco innym poziomie, mniej może metafizycznym, a bardziej realnym. I aktualnym. Bo mimo upływu lat ma się wrażenie, że niewiele się od czasów Gombrowicza zmieniło. A przyklejanie komuś gęby ma nadal znaczenie kluczowe.
Świetny zespół BTL - idealnie współpracujący z reżyserem
Nie da się mówić czy pisać o tym spektaklu bez wspomnienia o zespole aktorskim BTL. To on robi tutaj świetną, wymarzoną wręcz robotę. Dzięki nim, temu jak bardzo ufają reżyserowi i jak bardzo dają mu się prowadzić - nie zbaczając przy okazji z własnych ścieżek pełnych sensów i rozumienia postaci - ten spektakl płynie. Tu na każdym etapie czuć zrozumienie między wszystkimi, którzy "Hulajgębę" tworzą. Jest energia, twórczy ferment. Jest międzypokoleniowość, która umacnia, uwiarygodnia wszystko to, co ze sceny do nas dociera. I w końcu przekaz, że jesteśmy skazani na drugiego człowieka. A co z tym przekazem zrobimy? To już indywidualna sprawa każdego z nas i tego, co i gdzie nas poprowadzi po wyjściu z teatru.
Świetny Michał Jarmoszuk, początkowo zagubiony, na koniec rozumiejący już dużo, ale nie do końca mogący wyjść z narzuconych mu ról, uwięziony i związany z gębą. Czy na zawsze? Być może. Wtóruje mu Ryszard Doliński, do którego gry aktorskiej mam słabość już od wielu lat, a z każdą kolejną rolą słabość ta się pogłębia. Łucja Grzeszczyk - w stukających obcasach i peniuarach, która nie tak dawno grała córki, a teraz w roli matki, dojrzałej matki, sprawdza się fenomenalnie. Bardzo wyrazisty Błażej Piotrowski, który udowadnia, że potrafi zagrać każdą rolę i w każdej będzie tak samo dobry. W końcu prof. Wiesław Czołpiński, którego oglądać na scenie jest prawdziwą przyjemnością. A jeszcze w świetle tego, że gra ze swoimi byłymi studentami - teraz kolegami i koleżankami po fachu - całość wygląda bardzo ciekawie. Szczególnie kiedy patrzy się na kreowanego przez niego Bladaczkę - było nie było profesora...
To spektakl na który na pewno pójdą szkoły. I bardzo dobrze, bo może przekonają się nie tylko do Gombrowicza, ale również do teatru. A później zabiorą tam swoich rodziców. Którzy może pomyślą sobie jakby to było tak wrócić do szóstej klasy...
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?