Działkowicze zauważyli, że dzieje się coś złego w poniedziałek po południu. Z przelotu pomiędzy Kajką a mniejszym stawem zwanym Małą Kajką burzyła się dwumetrowa piana, woda nabrała koloru kawy z mlekiem, a w samej Kajce na powierzchnię wypłynęły martwe ryby.
Krystyna Wysocka, prezes ogródków działkowych na Wrzesińskiej, wiadomość o skażeniu stawu otrzymała już w niedzielę od dyrektora SKF Poznań (zakład sąsiaduje z ogródkami).
Następnego dnia Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska pobrał próbkę wody ze stawu do zbadania. Trzeba jeszcze poczekać na wynik zawartości tlenu, już wiadomo, że woda została skażona. - Stężenie jest duże, ale nierównomierne. Ważne jednak, że nie ma żadnych substancji toksycznych. Ostateczny wynik będzie w piątek - mówi Krzysztof Pawłowicz, naczelnik wydziału inspekcji WIOŚ.
Działkowicze są wzburzeni. Rzucają oskarżenia.
- Nie chcieli zatruć Warty, to zatruli nas - skarży jeden z nich. - Dbaliśmy o tę wodę, badaliśmy ją co roku, a teraz potrzebujemy pomocy, której nikt nam nie chce udzielić - dopowiada Krystyna Wysocka. Podejrzewają, że ścieków z pogorzeliska nie chciała przyjąć miejska oczyszczalnia, dlatego trafiły do stawu. Nie wierzą miastu, dlatego sami oddali próbki do innego laboratorium. Chcą wiedzieć, kto odpowie za skażenie i kiedy staw zostanie oczyszczony. Przy Wrzesińskiej jest aż 500 działek, które zajmują 28 ha. Wszyscy czerpią wodę z Kajki. Teraz nie mogą podlewać roślin, używać wody do celów przemysłowych czy sanitarnych i nie wiedzą, jak długo to potrwa. Są też tacy, którzy mieszkają na terenie działek przez cały rok i mają studnie głębinowe. Oni też są w kropce.
- W sanepidzie powiedziano mi, że wodę w studni muszę zbadać na własny koszt - żali się Joanna Włodarczyk. - Dlaczego mamy za to płacić, skoro to nie nasza wina - dodaje.
Działkowicze żałują też ryb, których w Kajce nie brakowało, bo wędkarzy było wielu. Teraz ze stawu, po którym jeszcze niedawno pływały pontonami, dzieci wyciągają martwe sumy, szczupaki i sandacze.
Choć na skażenie złożyło się wiele czynników, wszystko wskazuje na to, ze doszło do niego wskutek pożaru i akcji gaśniczej. - Przyczyną zanieczyszczenia są detergenty z hali na Mogileńskiej - potwierdza Krzysztof Pawłowicz.
Według straży pożarnej akcję gaśniczą przeprowadzono poprawnie. Później zabezpieczono folią studzienki kanalizacyjne.
- Na miejscu byli przedstawiciele WIOŚ, ale przy tak dużym pożarze mogło się coś przedostać do wód gruntowych. Padał deszcz, a w hali były chemikalia - tłumaczy Jarosław Kuśmierek z wojewódzkiej straży pożarnej.
Kiedy będą znane ostateczne wyniki badań, sprawa trafi do Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa. Trzeba będzie znaleźć firmę, która oczyści staw i zutylizuje martwe ryby. Nie wiadomo tylko, kto za to zapłaci.
- Trzeba jak najszybciej posprzątać te ryby - mówi Przemysław Piwecki ze straży miejskiej. - Dołożymy wszelkich starań .
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?