Esther Vilar zbudowała sytuację teatralną z listów, jakie wymieniają między sobą kobiety kochające tego samego mężczyznę. Jego w sztuce nie ma, o nim się mówi. A mówi się o nim albo dobrze, jak to potrafią tylko zakochane kobiety, albo tylko źle, jak to czynią zwykle kobiety porzucone. Vilar pokazuje, że niezależnie od tego, w jakim kobieta jest wieku, potrafi się zakochać i zazdrościć, podobnie odczuwa porzucenie. Co je różni? Dojrzałość i mądrość życiowa. Helen - prawniczka, prawowita żona, najstarsza w tym gronie, wie, że mąż wróci skruszony, rozczarowany, bo to z nią czytał te same książki, słuchał tej samej muzyki...
Vilar w "Zazdrości" łączy elementy komediowe i farsowe z dyskretną obserwacją świata, psychiki kobiet, ale i mężczyzn. Reżyserka doskonale dobrała obsadę. Osią, wokół której toczy się akcja, jest Helen (Joanna Żółkowska). Pozostałe aktorki - Katarzyna Taracińska-Badura (Yan) i Anna Kózka (Iris) - muszą się wobec niej określić. Żółkowska daje mistrzowski popis gry aktorskiej. Reżyserka wbrew pozorom nie ułatwiła im życia, każąc czytać listy. Aby to dobrze zrobić, trzeba tekst znać na pamięć, a z tym bywało różnie. Kładę to na karb tego, że panie niezbyt często grają to przedstawienie.
Scena na Piętrze: "Zazdrość", reżyseria: Monika Powalisz, scenografia: Olga Mokrzycka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?