Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza śląska Katalonia

Michał Smolorz
Polska samorządność jest kaleka, gdyż w 85 procentach jest oparta na budżecie centralnym: tylko nikły odsetek podatków jest zatrzymywany na poziomie gminy i województwa, reszta idzie do Warszawy, gdzie jest dzielona po uważaniu.

W minioną niedzielę w Katalonii odbył się ostatni akt niepodległościowego referendum - pytanie o wolę odłączenia tego autonomicznego regionu od Hiszpanii. Formalnie były to tylko konsultacje społeczne, organizowane przez partie polityczne - a więc bez skutków prawnych. Do urn poszło poniżej połowy mieszkańców regionu, za samodzielnym bytem wypowiedziało się ponad trzy czwarte głosujących. Choć bez formalnych następstw, z pewnością i tak wyniki będą znaczące dla dalszej polityki państwa hiszpańskiego wobec regionów autonomicznych.
Niewykluczone, że pośrednio będą miały znaczenie także dla... Górnego Śląska.

Z naszej perspektywy

Ruch Autonomii Śląska od dawna powołuje się na podobieństwa naszej historii, sytuacji społecznej i mentalności. Coś jest na rzeczy, więc warto zastanowić się, ile mamy wspólnego z Katalończykami i jak bardzo śląskie postulaty rozwijania śląskiego regionalizmu są tamtym podobne.
Hiszpańska konstytucja przewiduje istnienie regionów autonomicznych, ale też w Hiszpanii mamy do czynienia z różnymi autonomiami.

Separatyzm baskijski jest oparty na skrajnym nacjonalizmie, można mówić nawet o odrębności krwi, co radykalni politycy z Kraju Basków podnoszą bez skrępowania.
Społeczeństwo katalońskie jest bardziej zbliżone do górnośląskiego: autochtoni stanowią tam około 40 procent wszystkich mieszkańców (na Górnym Śląsku 25-30 procent), a istnienie odrębnego narodu katalońskiego jest ciągle kwestią sporną zarówno w organizacjach politycznych, jak i pośród naukowców (widać wyraźne paralele do niedawnej dyskusji o śląskiej narodowości). Kwestia etnicznej bądź narodowościowej tożsamości Katalończyków jest bardziej rozwinięta niż u Górnoślązaków, ale i tak chodzi bardziej o subiektywną przynależność do wspólnoty niż o dziedzictwo krwi.
U nas ten problem stanął tylko raz: u progu lat 90. niektórzy aktywiści Związku Górnośląskiego próbowali formułować kryterium czystości krwi do trzeciego pokolenia wstecz, ale sprawa zakończyła się skandalem i szybko upadła.
Dziś powszechnie uznajemy, że Ślązakiem jest ten, kto się za takowego uważa - i tak samo definiują swoją tożsamość Katalończycy. Zdecydowanie różni nas kwestia języka. W przeciwieństwie do śląskiego, kataloński jest uznanym od średniowiecza odrębnym językiem, którym posługuje się około 5 milionów ludzi, dalsze 3-4 miliony znają go biernie.

Spór o pieniądze
Widoczne są podobieństwa w kwestiach społecznych i gospodarczych. Od dawna na Śląsku pokutuje pogląd, że nasz region - jako bogaty w zasoby naturalne i w ogóle silny gospodarczo - jest wykorzystywany przez scentralizowane państwo polskie i napełnia stołeczną kasę, dostając ze wspólnej kasy mniej niż do niej wpłaca.

Było to bezdyskusyjne w przeszłości (zwłaszcza w czasach PRL-u), dziś te dysproporcje osłabły. Ale i tak ciągle spotykamy się z przykładami łupienia Górnego Śląska przez resztę Polski: na przykład przy podziale składek płaconych na Narodowy Fundusz Zdrowia, które są dzielone wedle kryteriów janosikowych.

Ta sama kwestia jest główną osią sporu między Madrytem a Barceloną. Dlatego w statucie katalońskiej autonomii zapisano, że 35 procent wpływów podatkowych zostaje na miejscu, reszta jest odprowadzana do centrali.

W uchwalonym przed rokiem nowym statucie (który jeszcze nie wszedł w życie) udział ten podniesiono do 50 procent. To już pozwala na daleko idącą autonomię gospodarczą. Nie bez powodu samodzielność finansowa wszędzie jest uznawana za najważniejszy miernik rzeczywistej autonomii.

Polska samorządność jest kaleka, ponieważ w 85 procentach jest oparta na budżecie centralnym: tylko nikły odsetek podatków jest zatrzymywany na poziomie gminy i województwa, reszta idzie do Warszawy, gdzie jest dzielona po uważaniu. I jeśli wraca potem do regionów, to jako pieniądz znaczony, czyli zarezerwowany na konkretne cele, bez prawa wydania na coś innego. Ten centralizm jest nieco łagodzony przez środki z funduszy unijnych, które dzieli się już na poziomie województw, ale jest to rozwiązanie z natury swojej przejściowe.

Barwy narodowe

Pozostaje wreszcie kwestia imponderabiliów, na które Katalończycy są bardzo wyczuleni. Ostatnie referendum zostało rozpisane w odpowiedzi na stanowcze veto Madrytu wobec postulatów stosowania przez Katalonię własnych symboli narodowych, w tym flagi, oraz możliwości wystawiania... odrębnej reprezentacji piłkarskiej, co budzi ciągły sprzeciw rządu.

(Jako ciekawostkę warto przywołać przykład dawnego Związku Radzieckiego, który - mimo niewątpliwego totalitaryzmu - zezwalał na wystawianie odrębnych reprezentacji sportowych przez niektóre republiki związkowe, więc nie jest to aż tak istotna sprawa).

Pewne echa tego konfliktu widać i u nas. Niedawno Ruch Autonomii Śląska i inne organizacje regionalne zaprotestowały przeciw montowaniu na Stadionie Śląskim krzesełek w barwach biało-czerwonych, postulując zastąpienie ich krzesełkami żółto-niebieskimi.
Nietrudno też sobie wyobrazić śląską reprezentację piłkarską, zważywszy liczbę utalentowanych Ślązaków występujących w barwach... reprezentacji Niemiec.
Taki postulat jeszcze się nie pojawił, ale prędzej czy później stanie na porządku dziennym. Zwłaszcza że mój Czcigodny Kolega z łamów Polski Dziennika Zachodniego, pan Jerzy Gorzelik, prezes Ruchu Autonomii Śląska, jest zapalonym kibicem piłkarskim i sam chętnie biega za piłką. Niedawno udało mu się nawet restytuować zasłużony klub sportowy FC Katowice.

Kilometr za peletonem
Patrząc na te porównania, widać, że śląski regionalizm kroczy podobną drogą co kataloński, choć jest za nim daleko w tyle. Inne ma też otoczenie polityczne.
Hiszpania po czasach dyktatury generała Franco od razu uchwaliła konstytucję umożliwiającą tworzenie regionów autonomicznych. Polskich polityków nie stać było na taką odwagę, centralizm państwowy jest niepodlegającym dyskusji aksjomatem dla wszystkich znaczących partii politycznych i w przewidywalnym czasie nie zanosi się na zmiany.

Reforma państwa z 1999 roku, idąca w stronę regionalizmu, została okaleczona i zatrzymana w pół drogi. Dyskutowane obecnie propozycje zmian w konstytucji nawet nie zahaczają o decentralizację.
Paradoksalnie, ostatnie referendum katalońskie wzmacnia argumentację tych polskich polityków, którzy programowo przeciwstawiają się postulatom regionalistów. W Katalonii bowiem na porządku dziennym nie staje już zakres swobód autonomicznych, lecz postulat ostatecznego zerwania z Hiszpanią i ustanowienia odrębnego państwa. A taka wizja jest w Polsce traktowana jak zamach na podstawowe świętości i trudno byłoby znaleźć polityka, który odważyłby się otworzyć usta na ten temat. Zaś autonomia regionów jest uznawana jako zagrożenie integralności terytorialnej państwa, więc na kataloński przykład można patrzeć ze śląskiej perspektywy tylko w kategoriach baśniowych marzeń.
A z drugiej strony: jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku nikt nie potrafił sobie wyobrazić upadku komunizmu. Czasami marzenia się spełniają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!