Fakty i mity. Cała prawda o Dubaju [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Jacek Pałkiewicz
imago stock&people/EAST NEWS
Miasto marzeń, ekscytująca świątynia luksusu zachwyca i rozbudza wyobraźnię przepychem i ostentacyjnym zbytkiem. Jaki naprawdę jest przesiąknięty mitami i stereotypami Dubaj, miasto-państwo epoki postnaftowej?

Autor szukał przez rok odpowiedzi na to pytanie. Dubajski emirat to miejsce wciąż poszukujące własnej tożsamości, rozdarte między beduińską tradycją, religijnym radykalizmem islamskim i ekstremizmem progresywności. Łechcąc próżność zamożnych snobistycznymi hotelami i przyciągając poszukujących fortuny inwestorów i handlowców statusem raju podatkowego, przekształcił się w futurystyczny koszmar, całkowicie zdominowany przez „Księgę rekordów Guinnessa”, nieoficjalną konstytucję emiratu. Bo tutaj wszystko musi być większe i ładniejsze niż gdzie indziej na świecie. Wśród gąszczu ekscesów brakuje tu jednak czegoś, co w starej Europie jest być może mało przejrzyste, ale istotne dla jakości życia. We Wrocławiu, Berlinie czy Madrycie każdy czuje się jak w swoim domu. A w Dubaju na pewno nie. Wielu nazywa go miastem bez charakteru. Jak zauważa brytyjski pisarz Lawrence Osborne, „pełna skrajności i sprzeczności metropolia przybrała wymiar tandetnej groteski”.

Autor często ucieka od świata czaru i zrywając jego złotą maskę, ujawnia drugie oblicze sztucznego raju. Oblicze, o którym głośno się nie mówi i nie pisze. Pokazuje nędzę Azjatów kontrastującą z baśniowymi warunkami bytowymi boskiej kasty etnicznych Dubajczyków, wnuków niepiśmiennych Beduinów. Zapuszcza się w miejsca skrajnego ubóstwa, na przykład do getta na obrzeżu miasta, gdzie w okrutnych warunkach bytuje armia azjatyckich robotników. To właśnie oni w ciągu jednego pokolenia zbudowali w niewolniczych warunkach sięgający nieba pustynny Manhattan. Przyjechali tu zwiedzeni dobrymi zarobkami i możliwością zapewnienia godnego życia swoim rodzinom, a zastali koszmar. Tego turysta nigdy nie zobaczy, bo - jak mówi Pałkiewicz - mogłoby to wysadzić w powietrze kreowany przez lata mit Dubaju. Coraz częstsza krytyka społeczności międzynarodowej sprawia, że temat taniej siły roboczej staje się wysoce kłopotliwy dla emira. Nic dziwnego, że dla przykrycia takich problemów, rok temu pojawił się groteskowy temat zastępczy: nowopowstałe Ministerstwo Szczęścia.

Autor nie pominął też autorytarnego ustroju, represji wobec działaczy na rzecz demokracji, arbitralnych aresztowań oraz szokujących tortur, na które zwróciła uwagę Unia Europejska, występując z apelem do Zjednoczonych Emiratów Arabskich o poszanowanie wolności i państwa prawa. Niestety - bezskutecznie, bo petrodolary zapewniają tutejszym rządzącym sporą pobłażliwość. Liderzy polityczni nie odważyli się na złożenie interesów ekonomicznych na ołtarzu walki o wartości najwyższe.

ZOBACZ TEŻ: [KONKURS] Wygraj książkę "Dubaj. Prawdziwe oblicze"

„Dubaj. Prawdziwe oblicze” obala utarte poglądy, obnażając mroczną stronę do niedawna nic nieznaczącej na mapie monarchii absolutnej, będącej dziś jednym z najbardziej rozreklamowanych miejsc na świecie. Szejkowie ZEA nie są zbyt wyczuleni na punkcie poprawności politycznej. Miejscowe sądy słyną z procesów skazujących na więzienie tylko i wyłącznie za to, że ktoś upomniał się o prawo do wolnych wyborów, lub żądał wolności słowa. Albo też za umieszczenie na YouTubie satyrycznego filmiku z wymyślonej szkoły sztuk walki młodych Dubajczyków. Jak zdarzyło się to amerykańskiemu konsultantowi biznesowemu, który trzy lata temu został skazany na rok więzienia, bo „ośmieszył miejscową młodzież, szkodząc w ten sposób wizerunkowi ZEA”. Absurdalna kara grzywny dotknęła pewną Angielkę, która na swoim facebooku napisała, że nudzi się podczas ramadanu. Nie ma więc wątpliwości, że Autor, który miał odwagę pokazać to wszystko, musi się liczyć z zaocznym skazaniem na dłuższe pozbawienie wolności. To dodatek do wyroku śmierci, który od dekady ciąży już nad nim z rąk Al Kaidy. Otrzymał go za sprzeciw wobec islamskiej inwazji na Europę. „Rzetelność należy do moralnego obowiązku dziennikarza. Zawsze pokazuję świat takim, jaki jest, a nie takim, jaki go kreują” - podkreśla Jacek Pałkiewicz.

Poniżej niektóre fragmenty książki „Dubaj. Prawdziwe oblicze”.

*****

Następnego dnia przy śniadaniu spotykamy rubasznego Irlandczyka, za którym jednak ciągną się wyraźnie grube miliony dolarów. Siedząc przy sąsiednim stoliku, raczy się jajecznicą z bekonem, opowiadając anegdoty, które pospolity zjadacz chleba może odebrać jako policzek. Ale pozwolę sobie je przytoczyć, odzwierciedlają bowiem obraz świadomości mieszkańców Dubaju:

- Do hotelu Burdż al-Arab przychodzi facet z walizką i ściszonym głosem zwraca się do recepcjonisty, że chciałby przechować w sejfie swoje oszczędności, sto tysięcy dolarów. Na to słyszy odpowiedź: „Proszę nie szeptać, ubóstwo to żaden wstyd”.

A po opróżnieniu filiżanki z kawą Irlandczyk dorzuca:

- Podobno w ręce prasy wpadła kiedyś taka korespondencja: „Kochany ojcze, Londyn jest wspaniałym miejscem i świetnie się tu czuję. Tylko trochę się wstydzę, bo przyjeżdżam moim złotym Bugatti do szkoły, podczas gdy moi koledzy i nauczyciele dojeżdżają pociągiem. Twój kochający Safij”. I odpowiedź: „Kochany synu, wysyłam ci 25 milionów dolarów. Przestań nas hańbić i też kup sobie pociąg. Twój czuły ojciec”.

Ot, taki jest Dubaj, który przed stu laty był portową osadą zasypywaną piaskami pustyni.

*****

dziennikzachodni/x-news

- Nigdzie indziej nie zobaczysz tego prostego życia sprzed dwóch pokoleń - odzywa się wreszcie Izmir. - A nawet to tutaj jest wygładzone, osłodzone i stanowi nie tyle ślad trudnej przeszłości, co element folkloru.

- Dubajczycy nie chcą pamiętać o tamtych czasach? Mój przyjaciel wzrusza ramionami i wyprowadza mnie na zewnątrz, gdzie przedpołudniowe słońce uderza w oczy ostrymi szpikulcami.

- To nawet nie tak. My żyjemy tu i teraz, jakby historia zaczęła się przed pięćdziesięciu laty, a to, co robili nasi ojcowie, to opowieści z czasów starożytnych.

- Wstydzicie się przeszłości? - pytam wprost.

Izmir milczy chwilę, po czym ostrożnie tłumaczy:

- Dawnego ubóstwa dzisiaj nigdzie nie dostrzeżesz. Nawet w muzeach, bo po co wracać do wstydliwej przeszłości? Boom gospodarczy, związany z odkryciem ropy naftowej, sprawił, że w ciągu jednego pokolenia przeskoczyliśmy ze standardów średniowiecza do życia ponad stan. Widzisz, wygraliśmy więcej niż główną nagrodę w loterii, bo dostaliśmy gwarancję państwa na dostatni byt, niemal nieograniczone fundusze i beztroskie życie. - Spójrz: już od urodzenia każdy z nas otrzymuje dożywotny opiekuńczy pakiet i może nie martwić się o przyszłość. Szejk podpisał milczący pakt ze swoimi poddanymi. W zamian za całkowitą zależność od dynastii obiecał przekształcić pustynne terytorium w zielony ogród. I obietnicy dotrzymał, na początku rozdał ludziom ziemię, czyli połacie piasku i asygnował długą listę przywilejów. Zapewnił dom, bezpłatną edukację, służbę zdrowia, elektryczność i wodę, zasiłki na dzieci oraz mnóstwo innych grantów. Oczywiście i pracę. Przepisy mówią, że w każdej firmie zagranicznej powinien być zatrudniony określony procent Emiratczyków, którym należy się pierwszeństwo przed kandydatami z innych krajów oraz dużo wyższe pensje. Jak widzisz, tutejsi nie mogą narzekać, nie w głowie im parady równości, gander i inne ”zdobycze” zachodniego świata.

*****

W kwietniu 2009 roku świat obiegła sensacyjna wiadomość. Amerykański informacyjny kanał telewizyjny ABC News wyemitował szokujące video „Torture Tape Implicates UAE Royal Sheikh” ukazujące tortury mających miejsce piętnaście lat wcześniej w Al Ain, pustynnym miasteczku-ogrodzie. Przekaz okazał się oszałamiający, bo egzekutorem był szejk Issa bin Zaid en-Nahian, przyrodni brat obecnego przywódcy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Na 45 minutowym filmie widać było wyjątkowo sadystyczne znęcanie się nad związanym mężczyzną, afgańskim sprzedawcą zboża o nazwisku Muhammad Shah Poor, który nie rozliczył się z ciążącego na nim długu 5 tysięcy dolarów. Oprawca sypał piasek do ust, strzelał z karabinu maszynowego obok leżącego, potem po spuszczeniu mu spodni kilkakrotnie uderzał w pośladki deską ze sterczącym gwoździem. “Gdzie jest sól? Dajcie mi sól!”, krzyczał bezwzględny oprawca do obecnych w pobliżu osób. Po czym wysypał zawartość pojemnika na krwawiące rany błagającego o litość nieszczęśnika. Dalej widać było jak szejk z zapalniczki wylewa benzynę na genitalia i podpala ją. Potem wołając do kamerzysty: “Bliżej, podejdź bliżej. Pokaż jak cierpi”, wsunął do odbytu elektryczny treser dla bydła. „Ty psie”, wrzasnął degenerat. Na koniec trzygodzinnego znęcania się, kilkakrotnie przejechał terenowym autem po wijącej się z bólu ofierze.

ZOBACZ TEŻ: [KONKURS] Wygraj książkę "Dubaj. Prawdziwe oblicze"

Taśmę upublicznił Bassam Nabulsi, Amerykanin libańskiego pochodzenia, były partner biznesowy szejka z którym procesował się teraz z powodu zerwania kontraktu. Po ujawnieniu tych wydarzeń obrońcy praw człowieka nagłośnili ten temat. Prezydent Chalifa śpiesznie zareagował i obiecał że jego brat będzie sprawiedliwie osądzony. I rzeczywiście prokuratura wszczęła dochodzenie wydając komunikat zapewniający, że prawo jest jednakowe w odniesieniu do wszystkich obywateli ZEA.

Proces odbył się wyjątkowo prędko. Po krótkiej sesji sąd oczyścił szejka z wszelkich zarzutów. Sędzia Mubarak al Awad Hassan umotywował to następująco: „Owszem, na filmie widać, że oskarżony bierze udział w torturach, ale według opinii lekarza sądowego nie był on świadom swoich czynów, bo znajdował się pod wpływem silnych leków mogących zwiększyć poziom agresji i utratę pamięci. To trzeba wziąć pod uwagę”.

W tej samej sprawie sąd uniewinnił policjanta biorącego udział w maltretowaniu, bo ofiara nie była w stanie go zidentyfikować. Pozostali trzej widoczni na filmie mężczyźni zostali skazani od roku do trzech lat więzienia. Jednak najsurowszy, zaoczny wyrok pięciu lat więzienia, zapadł w sprawie braci Bassam i Gassan Nabulsi, którzy ujawnili bestialstwo księcia. Okazuje się, że Afgańczyk cudem przeżył zadane mu tortury i po wielu miesiącach szpitalnego leczenia wrócił do domu.

Sentencję postarano się wykorzystać do celów propagandowych. Adwokat księcia, Habib al Mulla, w wypowiedziach dla mediów podkreślił po rozprawie: „Świat wreszcie dowiedział się, że szejk Issa padł ofiarą nikczemnego spisku. Mianowicie został odurzony lekami przez braci Nabulsi, którzy zamierzali szantażować go później nagraniem. A to, że szejk stanął przed sądem, dowodzi, że w naszym konserwatywnym kraju ponad wszelką wątpliwość wszyscy są równi i sprawiedliwie traktowani”.

Na pytanie o komentarz, zadane przez dziennikarza ABC News, ministerstwo spraw wewnętrznych Abu Dhabi, kierowane przez jednego z 22 braci Issy, wprawdzie uznało jego rolę w nagraniu, ale uznało, że „zdarzenia oglądane na taśmie nie są w zasadzie przykładem zachowania szejka”. W uzupełnieniu podało, że z raportu resortowego wynika, że „policja przestrzegała właściwych procedur zgodnie z obowiązującym prawem”.

*****

dziennikzachodni/x-news

- Nie sądzisz - zwracam się do Krzysztofa, zasiedziałego w Dubaju specjalisty od handlu nieruchomościami - że jeśli Rzym był „Wiecznym Miastem”, a Manhattan apoteozą urbanistyki XX wieku, to Dubaj można uznać za prototyp nowego miasta postglobalnego?

Wysoki mężczyzna unosi w geście pozdrowienia szklankę dżinu, zerka na sunącą pod nami linię samochodowych świateł i powoli kiwa głową.

- A mógłbyś rozszerzyć myśl? Bo wydaje mi się ciekawą syntezą.

Mógłbym, oczywiście. Także sięgam po swój drink - jak dobrze, że to nie Szardża! - i ciągnę myśl:

- Obejrzałem Dubaj. Tryumfują tutaj dzieła tuzów architektury: George’a Katodrytis czy Jona Jerde, których cyklopowa fantazja konsekrowała miasto na skrajnie nowoczesne. Przytłaczające ogromem, czasem kontrowersyjne projekty najwyraźniej mają na celu po prostu zwrócenie na siebie uwagi świata.

- A wszystko to - uzupełnia Krzysztof, potakująco zgadzając się z moją opinią - dzięki obecnemu władcy, szejkowi „Mo”, jak nazywają tutaj Jego Wysokość Mohammeda bin Raszida Al Maktouma. Mówią, że jego prawdziwą pasją jest skrajna architektura. Ale trudno czynić mu z tego zarzut. Niepohamowany entuzjazm do betonu i stali przemienił piaski i namioty nomadów w główną bramę na rynek całego Bliskiego Wschodu. Zapewnił krajowi przewagę nad odwiecznym rywalem Abu Dhabi, stolicą polityczną Zjednoczonych Emiratów Arabskich. I to praktycznie bez zasobów finansowych z ropy, która dzisiaj przynosi krajowi zaledwie 4 procent PKB. Żeby zbudować metropolię na nie ugorze, potrzebny był taki właśnie wizjoner.

Krzysztof sięga do stojaka pełnego prasy - nie tylko lokalnej, ale i znaczących światowych tytułów. Krótko przegląda The Guardian, Financial Times, Washington Post, The Indipendent i jeszcze inne zadrukowane płachty, po czym kładzie na stoliku otwarte gazety.

- Popatrz - wskazuje dłonią. - Nazwisko szejka pojawia się na stronicach ekonomicznych największych gazet świata. Głównie za sprawą jego odważnych decyzji związanych z rozwojem Dubaju. Jest tutaj otoczony ogólną czcią i respektem. Czytałem, że jeśli ambasador Francji zostaje nagle wezwany do niego, to normalne, że anuluje swoje obowiązki i szybko przybiegnie. A nawet przyklęknie. Ale jeśli szejk zmieni plany i nie zjawi się na światowym sympozjum, to nikt się nie oburza. Należy jednak przyznać, że na swój sposób jest „zwyczajnym” facetem.

- Zwyczajnym? Pod jakim względem?

- Potrafi nieraz samotnie, incognito wsiąść do metra, zrobić jakieś zakupy w supermarkecie, albo osobiście usiąść za kierownicą swojego mercedesa.

- Trudno mi sobie wyobrazić polskiego prezydenta w takiej sytuacji.

- Więc jaki on jest naprawdę?

Krzysztof wskazuje te same gazety.

- Kalejdoskop oficjalnych portretów nie da ci odpowiedzi, bo w zależności od sytuacji, raz widać go w wersji białego szejka lub we fraku, o, popatrz! Innym razem w europejskim garniturze lub paradnym wojskowym mundurze. Albo w stroju casual lub dżokeja, bo szejk ponad wszystko przepada za końmi. Jak każdy człowiek, ma wiele twarzy, a on podkreśla to też różnymi strojami.

Biznesmen sięga po swój duży smartfon płynnym ruchem wynikającym najwyraźniej z wielokrotnych treningów. Szybko odnajduje w sieci interesująca go witrynę i pokazuje mi uśmiechniętego szejka, dosiadającego swojego wierzchowca, gotowego, by ścigać się w przełajowych crossach.

Podpis pod fotografią niestety nic mi nie mówi.

- Przepraszam, mój arabski ogranicza się do rozmówek pustynnych - wskazuje znaki arabskiego alfabetu.

- Kocha konie, ta pasja rozwijała się od dziecka - szybko tłumaczy Krzysztof. Pamiętam, jak kupił Authorized, zwycięzcę prestiżowego derby w Epson. Wydał zdaje się 44 miliony euro. A za japońskiego konia Admire Moon zapłacił tylko 24. Dla niego nie ma konkurentów na aukcjach w Wielkiej Brytanii czy USA. Ludzie z branży twierdzą, że jest właścicielem największych na świecie stajni, kupił setki wspaniałych koni pełnej rasy i wygrywał na nich najbardziej prestiżowe zawody na świecie. Lubi - i stać go na to.

ZOBACZ TEŻ: [KONKURS] Wygraj książkę "Dubaj. Prawdziwe oblicze"

dziennikzachodni/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl