Wstrząsający wypadek 19-letniego Ukraińca w polskiej firmie

Łukasz Cieśla
Ukrainiec stracił rękę przy pracy w polskiej firmie
Ukrainiec stracił rękę przy pracy w polskiej firmie Magdalena Łukaszewska
19-letni Ukrainiec, pracujący „na czarno”, stracił rękę w firmie Wiel-Pol, produkującej w Wielichowie pojemniki do owoców. Jak relacjonuje, maszyna wciągnęła jego rękę i przez 15 minut na nadgarstek działały temperatury sięgające 150 stopni Celsjusza. - Po wypadku właściciel Wiel-Polu nakłaniał mnie do przedstawienia fałszywej wersji wydarzeń. Miałem skłamać, że spaliłem sobie rękę, bo wkładałem ją do piecyka - opowiada Dmytro.

Dmytro, nie chcąc trafić na wojnę, przyjechał do Polski do pracy. Znalazł zatrudnienie w Wielichowie pod Grodziskiem Wlkp. przy produkcji pojemników do owoców. Miesiąc temu prasa wciągnęła jego rękę. Przed 15 minut, na zakleszczoną dłoń, w okolicy nadgarstka, miały działać temperatury sięgające 150 stopni.

- Ręka została zmiażdżona, a grzałki, które były w maszynie, ją ugotowały - opowiada Ukrainiec pochodzący ze Skały Podolskiej w obwodzie tarnopolskim.

Sprawę bada prokuratura, inspekcja pracy oraz sąd.

Polska ziemia obiecana

W ostatnich miesiącach wielu znajomych Dmytra trafiło na front we wschodniej Ukrainie, gdzie trwa wojna z tzw. zielonymi ludzikami, de facto z Rosją.

- W zachodniej Ukrainie, skąd pochodzimy, jest wielu patriotów. Jako pierwsi, dobrowolnie, poszli na wojnę. Wielu nie wróciło, wciąż są poszukiwani. Ci którzy wrócili nie mają rąk, oczu - opowiada pani Galina, mama Dmytra, która po wypadku syna przyjechała do Polski.

19-latek wolał przyjechać do Polski, by tutaj zarobić na upragniony samochód. W lutym został ściągnięty przez agencję pracy Kajan prowadzoną przez Jana K. Najpierw pracował w Stęszewie za 8 zł na godzinę.

- W marcu zadzwonił właściciel agencji i powiedział, że jest lepiej płatna praca, za 10 zł za godzinę. Tak trafiłem do Wielichowa, do zakładu Wiel-Pol produkującego pojemniki do owoców - wspomina.

Szybko okazało się, że praca tak naprawdę również jest za 8 zł na godzinę. - Właściciel odciągał 2 zł za godzinę na poczet mieszkania, w którym spali jego pracownicy. Ale zapewniam pana, że długo by pan nie wytrzymał w tym lokalu. Panował tam smród, czuć było stęchliznę i wilgoć - opowiada poznański adwokat Patryk Graczyk, który po wypadku zaczął reprezentować młodego Ukraińca.

Krzyków nikt nie słyszał

Osobliwe były też godziny pracy. Dmytro opowiada, że dniówka trwała od godz. 6 rano do 21 wieczorem. Czyli po 15 godzin dziennie, przez sześć dni w tygodniu. Niedziele miał wolne. Jego kolega z Ukrainy zaczynał nieco później i dniówki kończył o godz 24.

12 kwietnia prasa do wytłaczania pojemników wciągnęła rękę Dmytra.

- Właściciel i jego syn tłumaczyli nam, że jak papier się zatnie w maszynie, mamy jej nie wyłączać i wyciągać go ręką. Chodziło o oszczędność czasu i materiału - opowiada. - Gdy wyciągałem papier, maszyna wciągnęła moją rękę. A potem grzałki gotowały ją przez 15 minut. Tak długo czekałem na pomoc. Moich krzyków nikt nie słyszał. Pomógł dopiero sms wysłany do kolegi. Na szczęście miałem telefon przy sobie. Gdyby jednak aparat leżał kawałek dalej, pewnie stałbym tak do wieczora i umarłbym.
W piątek spotkaliśmy się z 19-latkiem, jego mamą oraz adwokatem w grodziskim ośrodku pomocy społecznej. Tam właśnie trafił po operacji amputowania ręki. Z relacji naszych rozmówców wynika, że właściciel zakładu w Wielichowie i jego syn nakłaniali Dmytra do kłamania.

- Po wypadku najpierw kazali mi się przebrać w nierobocze rzeczy. Dopiero potem zawieźli do szpitala. Po drodze do lekarza i po operacji chcieli, bym mówił, że wkładałem rękę do piecyka, który stał w naszym mieszkaniu - opowiada młody Ukrainiec.

- W grodziskim szpitalu nikt nie chciał uwierzyć w tę wersję - dodaje adw. Patryk Graczyk. - Gdy do Polski przyjechała mama Dmytra i chłopak przestał się bać, powiedział, jak było naprawdę. Zeznania złożył już także jego kolega Nazar, który wspólnie z nim pracował.

Prawnik zapowiada, że dla 19-latka będzie domagać się dożywotniej renty, zadośćuczynienia od pracodawcy oraz pieniędzy na protezę prawej ręki.

Bezsenność Roberta S.

Dmytra do Polski ściągnął Jan K. prowadzący agencję pracy Kajan. - Moja rola ograniczyła się do skojarzenia pracodawcy z pracownikiem. Robiłem to w dobrej wierze i dla reklamy moich usług. Oczywiście zarabiam na dzierżawieniu innych pracowników. Ale Dima pracował „na lewo”, był niewykwalifikowany. Gdyby był np. spawaczem, pewnie formalnie byłby przeze mnie komuś dzierżawiony - twierdzi Jan K.
Jan K. mówi, że przykro mu z powodu wypadku. Jednak dystansuje się od swojego związku ze sprawą. Ale, jak się dowiedzieliśmy, to właśnie Jan K. zabrał Dmytrowi paszport i oddał go dopiero po wypadku. Otoczenie Ukraińca sugeruje, że Polacy zabezpieczają się w ten sposób, by tania siła robocza ze Wschodu nie uciekła im z pracy.

- Zabrałem jego paszport, bo prosił mnie o to właściciel zakładu w Wielichowie. Miałem sprawdzić, do kiedy Ukraińcy mają ważne wizy - taka wersję przedstawił nam Jan K. Dodał, że do Roberta S. już wcześniej wysyłał Ukraińców i niektórzy z nich skarżyli się na brak wypłat. Mimo to, nadal z nim współpracował.

A co do powiedzenia ma Robert S., właściciel zakładu Wiel-Pol w Wielichowie, w którym nielegalnie pracował Dima? Spotkaliśmy go pod jego zadbanym domem. Na jego tyłach znajduje się zakład produkcyjny. Zachowanie Roberta S. wskazywało, że jest kłębkiem nerwów. Na nasze pytania odpowiadał nieskładnymi zdaniami. Stwierdził, że najpierw trzeba ustalić, kto był pracodawcą dla Ukraińca: on czy agencja Jana K.

- Jestem pod obstrzałem, nie spałem całą noc - skarżył się nam Robert S.

W czwartek w sądzie pracy w Grodzisku Wlkp. odbyły się przesłuchania Dmytra i jego kolegi. - Zeznawali o warunkach pracy w Wiel-polu. Pracowali po 15 godzin dziennie, byli zamykani w piwnicy. To warunki niczym z epoki kamienia łupanego - komentuje adw. Patryk Graczyk.

Zobacz komentarz: Trzeci świat jest tuż obok

Dima myśli o szybkim powrocie na Ukrainę. Jest bez środków do życia. Ale z drugiej strony wstyd mu wracać w rodzinne strony: bez ręki, bez pieniędzy, bez większych perspektyw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wstrząsający wypadek 19-letniego Ukraińca w polskiej firmie - Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl