Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wataha psów atakuje ludzi. Rzuciły się na chłopca!

Karolina Niemczyk
Psy uciekają przez płot i zachowują się agresywnie
Psy uciekają przez płot i zachowują się agresywnie Karolina Niemczyk
Czy naprawdę musi dojść do tragedii? Zastanawiają się mieszkańcy Jerzmanek. Mała wieś pod Zgorzelcem terroryzowana jest przez grupę psów, a walka z ich właścicielką trwa od 2007 roku. Bezskutecznie.

Niedawno pogryziony został 7 letni Szymon. Chłopiec wracał od babci gdy został napadnięty przez zwierzęta. Teraz otrzymuje serię bolesnych zastrzyków przeciw wściekliźnie. Fizycznie wraca do zdrowia. Psychicznie nieco wolniej. Jak przyznaje dziecko, boi się samo wychodzić poza ogrodzone podwórko.

- Boję się, że uraz do psów zostanie mu do końca życia. Szkoda, ponieważ bardzo lubił te zwierzęta - mówi Izabela Sikorska, mama chłopca. - Psy zaatakowały go jakieś 300-400 metrów od domu. Najpierw rzuciły się na niego te mniejsze. Przewróciły go na ziemię. Wtedy nadbiegł owczarek niemiecki i ugryzł go pod kolanem. Szymonowi udało się jakoś oswobodzić i zaczął uciekać do domu. Z daleka słyszałam jego krzyk, gdy spojrzałam przez okno zobaczyć co się stało, wdrapywał się już na płot by przeskoczyć na nasze podwórko - mówi pani Izabela.

Psy pani Smolik, mieszkanki Jerzmanek same przeskakują przez ogrodzenie. Incydent z Szymonem nie był pierwszy.

- Już kilka osób zostało pogryzionych. Ile możemy to znosić? Ja tego tak nie zostawię. Mam jeszcze małą córeczkę. Sama boję się wychodzić na spacer bo nie wiem czy będę w stanie obronić dzieci przed taką watahą psów. Te zwierzęta nie są ani szczepione, ani sterylizowane. Tylko się rozmnażają. Chciałabym aby tej kobiecie po prostu odebrano zwierzęta jeśli nie potrafi ich upilnować. Nawet kagańców nie mają. Czy naprawdę musi dojść do poważnej tragedii żeby ktoś zrobił z tym porządek - zastanawia się Izabela Sikora.

Problem znany jest również sołtysowi wsi, Andrzejowi Szczęsnemu.

- W tej sprawie zwracałem się z prośbą do różnych instytucji m.in. do wójta gminy i starosty. Pisałem pisma, prosiłem o interwencję, bezskutecznie. Zgłaszałem również na policję, przyjeżdżali, pisali protokoły, sprawy trafiały do sądu i były umarzane. Prawdopodobnie, na posesji tych ludzi znajduje się około 50 psów. Nic nie pomaga, żadne prośby ani pisma, jesteśmy bezsilni - mówi Andrzej Szczęsny.

Sprawa faktycznie znana jest policji. Jak zapowiada rzecznik KPP w Zgorzelcu, Antoni Owsiak złożono już pismo do urzędu gminy w Zgorzelcu o sądowe odebranie zwierząt właścicielce.

- Postanowiliśmy odstąpić od kary w postaci mandatu, ponieważ to nie przynosi efektu od kilku lat. Otrzymaliśmy zgłoszenie o pogryzieniu, dlatego też wystąpiliśmy o sądowe odebranie zwierząt właścicielce - mówi Owsiak.

Jak zapewnia gmina, już podjęto kroki by pomóc obu stronom tego wieloletniego konfliktu.

- Prowadzimy działania jednak należy pamiętać, że wszystko musi odbywać się zgodnie z prawem. Nie możemy nikomu bezpodstawnie odebrać zwierząt. Psy zostały poddane obserwacji i badaniu lekarza weterynarii. Uznał on, że zwierzęta są trzymane w dobrych warunkach co niestety nieco wiąże nam ręce. Gdyby były ewidentnie zaniedbane moglibyśmy je od razu odebrać. Czekamy również na pismo z policji w związku z pogryzieniem dziecka. Będziemy starali się rozwiązać sprawę tak by pomóc mieszkańcom - mówi Sylwia Prabucka, naczelnik wydziału Nieruchomości i Gospodarki Przestrzennej UG w Zgorzelcu. - Właścicielka musi mieć świadomość tego, że jeśli zwierzęta atakują ludzi to mogą z tego wyniknąć poważne konsekwencji. O sprawie został poinformowany już wójt gminy. Sprawa ta zostanie omówiona na specjalnym zebraniu. Na pewno nie zostawimy mieszkańców bez pomocy - dodaje naczelnik Prabucka.

My również sprawdziliśmy jak wygląda sytuacja psów. Już z kilkadziesiąt metrów od posesji przywitało nas ujadanie.

Psy zachowywały się w sposób agresywny aż do momentu gdy pojawiła się właścicielka. Przyznać należy jednak, że zwierzęta faktycznie wyglądają na zadbane. Bez problemu jednak mogą opuścić podwórko. Te zwinniejsze po prostu przeskakują płot. Inne przeciskały się na wolność między sztachetami. Do obcych ludzi podchodziły z niepewnością.

- Bardzo kocham te zwierzęta, nie mam serca by je oddać - mówi nam pani Smolik, właścicielka psów. - Nie stać mnie na to by poddać je wszystkie sterylizacji, ale podczas kontroli lekarza weterynarii, rozmawiałam z nim i powiedział, że mi pomoże - dodaje kobieta. Jak zapewnia, zadba również o lepsze zabezpieczenie podwórka.

- Przydałby się się wyższy płot, już jest zamówiony. Sama go jednak przecież nie postawię. Mam pękniętą kość ręki. Strasznie boli. Nawet ubrać mi jest się ciężko, a co dopiero płot stawiać. Ale będzie lepszy i wyższy - mówi zasmucona, starsza kobieta. - Najpierw miałam kilka psów. Wzięłam je bo bałam się kradzieży. Ukradli mi maszynę do cięcia drewna. Nowa była. Zabrali, a ja potem musiałam spłacać raty za sprzęt, którego nie miałam. Psy niestety zaczęły się rozmnażać. Czasami ktoś przychodzi i mówi, że chce wziąć małego pieska to je oddaje. Nie wiem jednak co zrobić zresztą. Mam nadzieję, że uda się je wysterylizować. Nie chcę się z nimi rozstawać - dodaje kobieta.

Jak przyznaje sołtys nie ma nic przeciwko zwierzęta, ważne by nikogo nie atakowały.

- Jeśli pani Smolik chce, może je trzymać. Niech tylko zadba o odpowiedni płot i kagańce dla tych zwierząt. Naprawdę nie mam nic przeciwko zwierzętom - mówi Andrzej Szczęsny.

Wierzymy, że w Jerzmankach uda się pokonać ten impas i doprowadzić do sytuacji, gdzie na całym tym konflikcie, nie będą więcej cierpiały dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska