Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syn esesmana obiecywał ukryty skarb. Wyłudził 200 tys. zł

Marcin Rybak
Stanisław M. zapewniał swoją ofiarę, że zna miejsce ukrycia złotego skarbu. To były kłamstwa - zdjęcie ilustracyjne
Stanisław M. zapewniał swoją ofiarę, że zna miejsce ukrycia złotego skarbu. To były kłamstwa - zdjęcie ilustracyjne Pawel Lacheta/ Polska Press/ Express Ilustrowany
Podawał się za syna esesmana i obiecywał ukryty skarb. Wyłudził 200 tys. zł na szukanie złota na działce koło Świdnicy.

Na działce pani Marii S. koło Strzegomia miało być zakopane 7 151 kilogramów złota. Stanisław M. (obywatel Niemiec, choć w Polsce się urodził i nazwisko ma polskie) szukał kogoś, kto pomoże w sfinansowaniu prac poszukiwawczych. Przekonał Władysława G., mieszkańca wsi pod Wrocławiem i dostał od niego w kilku ratach 205 tysięcy złotych. Minęło wiele miesięcy zanim pan Władysław zorientował się, że żadnego złota nie ma i nie będzie. A miał obiecane pięć milionów złotych - połowę zysków ze sprzedaży skarbu.

W kwietniu wrocławski Sąd Okręgowy skazał 65-letniego Stanisława M. na dwa lata i miesiąc więzienia m.in. za „złoty” przekręt. Wkrótce Sąd Apelacyjny będzie się zastanawiał, czy to sprawiedliwy wyrok.

Wszystko zaczęło się w połowie 2014 roku. Stanisław M. poznał się z wrocławskim pośrednikiem w handlu nieruchomościami. Mówił, że szuka kogoś z maszynami budowlanymi i pieniędzmi. Tak w tej historii pojawił się pan Władysław. Stanisław M. opowiedział mu swoją historię. Mówił, że ojciec był w SS i pod koniec II wojny światowej uczestniczył w zakopywaniu złota na działce pod Świdnicą.

Około 2002 roku - ciągnął swoją opowieść Stanisław M. - poszukiwał miejsca ukrycia skarbu. I to nie sam. Towarzyszyć mu mieli... członkowie „Odessy”. Mitycznej organizacji byłych członków SS, pomagającej dawnych towarzyszom walki urządzić się po wojnie. Pokazywał jakieś mapy, georadarowe zdjęcia, stare dokumenty. Jedyne czego potrzebował, to trochę gotówki. Od pana Władysława pożyczył najpierw 120 tys. zł, potem kolejne 80 tys. zł i na końcu 5 tys. zł. Umówili się, że jak tylko wykopaliska się zakończą i nazistowskie złoto trafi w ich ręce, to zyskami dzielą się po połowie. Pan Władysław akurat planował inwestycję i brakowało mu kilku milionów. Te pięć bardzo by mu się przydało...

Od lipca 2014 r. Stanisław M. mamił go opowieściami o tym, jak to postępują prace wykopaliskowe. Pierwsze problemy pojawiły się w grudniu 2014 r. Pan Władysław usłyszał od „syna esesmana”, że potrzebne są jakieś specjalistyczne maszyny, bo trzeba się wwiercić pod dno stawu. Dla uwiarygodnienia, pokazał nawet specjalistyczne wyliczenia. W styczniu 2015 r. kolejne spotkanie. Wtedy wyłudzone zostało ostatnie 5 tys. zł. Ale pan Władysław usłyszał, że lada dzień będą mogli podzielić się zyskiem. Jeszcze 10 miesięcy dawał się zwodzić. Pojawiały się kolejne przeszkody. A to teren wykopalisk zalała woda, a to niewybuchy, znaleziono wreszcie zwłoki niemieckich żołnierzy.

W końcu pan Władysław zaczął się domagać zwrotu pożyczonych 205 tys. zł. W październiku 2015 r. nabrał pewności, że jest oszukiwany i zawiadomił policję. Stanisław M. w śledztwie i podczas procesu przekonywał, że były wykopaliska. Podał imię i nazwisko właścicielki posesji. Maria S. miała dostać od niego 70 tys. zł za prawo do poszukiwań. Mówił, że znalazł na jej posesji 6 sakralnych kielichów. A 200 tysięcy? On się rozliczył z pokrzywdzonym: dał panu Władysławowi złote monety, krzyż kardynalski z XVIII wieku i złote pióro.

Sąd uważa, że to bujdy. Odnalazł i przesłuchał panią Marię. Stanisława M. nie zna, nie dostała 70 tys., kielichów u niej na podwórku nie wykopano...

Obrońca Stanisława M. - w swojej apelacji - prosi m.in. by wyrok był łagodniejszy, w zawieszeniu. Żeby Stanisław M. miał szansę na zarobienie na zwrot wyłudzonej kwoty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska