Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław D. z Bolszewa został już raz uniewinniony od zabójstwa. Proces ruszył od nowa

Jacek Wierciński
Przemysław Świderski
Rozbieżność między godziną wydrukowaną na paragonie a czasem rzeczywistym dla Stanisława D. z podwejherowskiego Bolszewa oznaczać będzie uniewinnienie lub ćwierć wieku za kratami. Przed gdańskim sądem znów rozpoczął się proces w sprawie mordu sprzed niemal pięciu lat. Wyjaśnienia zbrodni nie ułatwiają niewiarygodne zbiegi okoliczności.

Do decydującego o ponownym procesie Sądu Apelacyjnego w Gdańsku tuż przed rozstrzygnięciem śledczy przynieśli faks, który, jak tłumaczyli, otrzymali dzień wcześniej. Wynikało z niego, że w trakcie przesłuchania przez szczecińskich policjantów mężczyzna, który wcześniej siedział w areszcie ze Stanisławem D., zeznał, że przyznał się on do zamordowania żony. Pół roku wcześniej 52-latka uniewinniono z zarzutu zabójstwa, a do zbrodni współosadzonemu miał się przyznać dwa lata wcześniej. Równie zaskakujący jest inny świadek oskarżenia - Krzysztof S., który w aktach sprawy pojawił się dopiero trzy tygodnie po rozpoczęciu śledztwa: zatrzymany w Nowym Targu podejrzewany o rozboje i kradzież mężczyzna (sąsiad S.) przypomniał sobie wówczas, że w momencie mordu - w roli... włamywacza - przebywał w domu 52-latka i jego żony. Słyszał awanturę, która dla młodszej od męża o kilkanaście lat kobiety skończyła się tragicznie.

Zabójstwo w Bolszewie. Mąż ofiary został uniewinniony

29 października do 33-letniej Joanny pogotowie wezwał jej mąż, Stanisław. - Pamiętam jego zachowanie. Zachowywał się bardzo spokojnie jak na zaistniałą sytuację, cały czas tylko podkreślał, że on tego nie zrobił - zeznała w poniedziałek lekarka, która podkreśliła, że w ratownictwie pracowała wcześniej od 4 lat i widziała wiele reakcji na nagłe zgony. - Nie interesował się za bardzo leżącą kobietą, był obojętny w stosunku do niej - dodała.

Jak się okazało, leżącej na podłodze „bez znaków życia” kobiecie nic już nie pomogło i, oprócz rany na szyi, po przecięciu sweterka ratownicy zauważyli u niej jeszcze 33 rany klatki piersiowej i brzucha. To wykluczyło wersję, którą prezentował 52-latek, że żona potknęła się na leżącym na podłodze pokalu.

Dla uniewinniającego wobec Stanisława D. wyroku pierwszej instancji kluczowa okazała się kwestia czasu. Sędzia Sebastian Brzozowski w ustnym uzasadnieniu stwierdził m.in., że by dokonać zabójstwa, 52-latek w spowalniających kroki „laczkach lub ciapciach” musiałby w ciągu trzech minut dzielących moment wydruku paragonu w sklepie, gdzie kupował piwo, i połączenia z pogotowiem zdążyć wrócić do domu, pokłócić się z żoną, zadać jej kilkadziesiąt ciosów nożem i dodatkowo - nim przyjechała policja - tak ukryć narzędzie zbrodni, że nie udało się go znaleźć do dziś.

- W klapkach po tej ulicy nie chodziłem. Uważam, że jest uciążliwe, żeby robić tam zawody w klapkach - zeznał w poniedziałek przed sądem właściciel sklepu, w którym feralnego wieczora D. kupił dwa piwa.

Opowiadał też o tym, jak kilku śledczych próbowało wspólnie z nim, w oparciu o własne zegarki (każdy pokazywał inny czas) i... zegar z telegazety ustalić rozbieżność pomiędzy spóźniającą się o 7-9 minut godziną ustawioną w zegarze kasy a rzeczywistym czasem.

Decydujące dla nowego wyroku będą ustalenia dotyczące tego, co rozegrało się 29 października 2012 roku, w ciągu kwadransa po godzinie 19.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki