W cały kraju, w piątek i sobotę trwały „Ogólnopolskie Dni NATO”. W Poznaniu piknik pod hasłem „Razem z NATO” odbył się na placu Wolności. Ci, którzy się wybrali – nie żałowali, bo atrakcji było całe mnóstwo. Pod urokiem sprzętu, fachowości żołnierzy byli wszyscy – od najmłodszych do najstarszych poznaniaków. I to niekoniecznie płeć męska zachwycała się wozami bojowymi.
Dwie starsze panie wypytały chyba o wszystko co dotyczyło przedwojennej tankietki TK-S. Sławomir Kulczyński, pasjonat wojskowości, wolontariusz w Muzeum Broni Pancernej, który zajmuje się także rekonstrukcją historyczną, wiedział o lekkim czołgu rozpoznawczym chyba wszystko i chętnie, a momentami dowcipnie, tą wiedzą się dzielił.
- Ma napęd na przednie koła. Dzięki temu podjeżdża na wzniesienia. Był tani w produkcji. Śmiano się, że był mały, ale jak urządzono zasadzkę, a to "małe" stało w krzakach i jak wygarnęło... - opowiada S. Kulczyński.
Dwie panie słuchały z zainteresowaniem i dzieliły się własnymi, krytycznymi spostrzeżeniami, że u Niemców, to wszystko, także czołgi, musiało być duże i ciężkie, a nasze były leciutkie i dawały im radę. - Przed wojną wyprodukowano 280 tankietek. Obecnie w Polsce jest pięć sztuk. Sprowadzono je głównie z Norwegii, bo Niemcy po zajęciu Polski, tam je wysyłali. Służyły jako ciągniki artyleryjskie – dodaje S. Kulczyński.
Tuż obok tankietki znajdował się masywny czołg – M-60 Patton. Dzieciaki przy pomocy żołnierzy wchodziły na niego, a rodzice robili im zdjęcia. - Jak tu jest fajnie – woła dziewczynka. Z kolei Nikola wcale nie chciała wejść na czołg. - To może najpierw twój miś wejdzie na czołg – proponuje żołnierz. Kubuś Puchatek wylądował na czołgu i to ośmieliło także Nikolę.
Inne dzieciaki, ale także dorośli faceci pozwalali się malować w barwy ochronne, zakładali hełmy, dostawali karabiny i robili sobie zdjęcia z żółnierzami.
Największą chyba frajdę sprawiało maluchom malowanie czołgu. I to prawdziwego! Pasy, serduszka, plamy – pancerz był we wszystkich kolorach tęczy. Nie zapominano też o pomalowaniu gąsienic. Nie tylko czołg, ale i mali artyści byli cali w farbach. 3,5-letni Rafał w farbach miał rączki, kurtkę, a nawet włosy i ani myślał zarzucić malowanie.
- To co, że wszystko brudne. Najważniejsze, że dobrze się bawi – uważa mama Rafała, Daria Wyka. I dodaje: - Od pewnego czasu syn interesuje się czołgami. Tata jest wojskowym, w jednostce chemicznej w Śremie. Przyszliśmy tu razem, ale gdzieś przepadł.
Należy podejrzewać, że tata Rafał „przepadł” w namiocie 6. batalionu Chemicznego Sił Powietrznych w Śremie, gdzie jego koledzy tłumaczyli uczestnikom sobotniego pikniku czym się zajmują i prezentowali sprzęt.
W innym z kolei namiocie żołnierze z Krzesin opowiadali z czego składa się wyposażenie ratunkowe pilota F-16. - To są elementy zasobnika awaryjnego, które służą pilotowi po katapultowaniu się – tłumaczy kapral Piotr Chudy. - Znajdują się w nim między innymi: trzy zestawy wody; apteczka, która oprócz leków zawiera też haczyk i żyłkę, by można było złowić rybę; taśma, którą mocuje się do tratwy, by łatwiej było ją zlokalizować; flary błyskowe i dymne oraz długopisowe, cukierki kofeinowe.
Każdy mógł też zobaczyć co pilot musi założyć na siebie przed lotem (suchy skafander, ocieplacz, uprząż, kamizelkę ratunkową). - Przychodzi do nas mnóstwo starszych osób, które kiedyś służyły na Krzesinach i wspominają dawne czasy – dodaje P. Chudy.
Na placu wolności były też namioty wielkopolskiej policji, strażaków. Ratownicy medyczni uczyli na fantomach udzielania pierwszej pomocy. Z tych szkoleń korzystali także najmłodsi. Były występy artystyczne, gry, konkursy, pokazy musztry.
Dużym wzięciem cieszyły się namioty Wojskowego Oddziału Gospodarczego. Do wojskowej kuchni stano cierpliwie w długiej kolejce. - Zjadłam dwa talerze grochówki – chwaliła się dystyngowana dama żołnierzowi.
Do godziny 14. wydano 600 litrów grochówki. W wojskowych kotłach zostało wtedy jeszcze 400 litrów. - Do godziny 17 zabraknie. Tak szybko schodzi, że nie ma szans, by wystarczyło – mówi jeden ze starszych żołnierzy, który chce pozostać anonimowy. I proponuje: - A zna pani przepis na wojskową grochówkę? Gotuję ją od kilkudziesięciu lat.
- Bardzo proszę – odpowiadam.
Oto składniki: groch cały niełuskany; włoszczyzna; ziemniaki; boczek; kiełbasa. - Najpierw gotujemy groch z włoszczyzną, ziemniaki pokrojone w kostkę. Wędzonkę podsmażamy i dodajemy na końcu – mówi żołnierz.
- Doprawiamy majerankiem, pieprzem i solą do smaku. Z solą trzeba uważać, bo czasami wędzonka bywa słona. To przepis na grochówkę w warunkach garnizonowych. Natomiast w warunkach polowych pod koniec gotowania dodajemy kilka umytych szyszek jałowca lub szyszkę świerku. Zyska inny aromat - zdradza.
ZOBACZ TAKŻE:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?