Kierownik w Muzeum Westerplatte skazany za kradzież dokumentów z IPN

Łukasz Kłos, współ. MA
Tomasz Bołt
W Muzeum Westerplatte w Gdańsku zatrudniono mężczyznę, który był skazany prawomocnym wyrokiem za kradzież dokumentów IPN. Dyrekcja placówki nie widzi problemu, sprawą zainteresował się jednak wiceminister kultury.

Granda w Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. Niczym lisa w kurniku, na stanowisku kierownika pozyskiwania zbiorów dyrektor zatrudnił osobę... skazaną za przywłaszczenie materiałów z akt warszawskiego IPN. Dyrekcja muzeum nie widzi problemu. Sam zainteresowany przekonuje, że to wywoływanie demonów z przeszłości. Stanowczo za to reaguje wiceminister kultury, informując, że kierownik został właśnie zwolniony.

O potrzebie powołania muzeum upamiętniającego bitwę o Westerplatte jeszcze w ostatniej kampanii wyborczej mówił Jarosław Sellin z PiS, dziś poseł i wiceminister kultury. Starania przyniosły efekt i już w grudniu 2015 roku pojawiły się informacje o pierwszych krokach podjętych w kierunku powołania instytucji. W marcu bieżącego roku minister kultury prof. Piotr Gliński wydał zarządzenie oficjalnie już powołujące do życia Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. W kwietniu nabrało ono mocy urzędowej.

Niedawno zaś dyrektor instytucji Mariusz Wójtowicz obowiązki kierownika ds. pozyskiwania zbiorów i archeologii powierzył Robertowi Wyrostkiewiczowi, dziennikarzowi i redaktorowi naczelnemu serwisu archeolog.pl, aktywnemu działaczowi organizacji poszukiwawczych (18 czerwca - już jako muzealny kierownik - wygłosił prelekcję w ramach panelu „Odpowiedzialny detektoryzm i archeologia”). Szkopuł w tym, że na Wyrostkiewiczu ciąży... prawomocny wyrok skazujący za przywłaszczenie dokumentów z czytelni IPN.

W maju 2012 roku Pion Śledczy IPN w Warszawie skierował do warszawskiego sądu akt oskarżenia, w którym zarzucił Robertowi Wyrostkiewiczowi „usunięcie z akt przechowywanych w zasobie archiwalnym IPN: 9 fotografii oraz oryginał zobowiązania do współpracy Andrzeja K.”. Dostęp do tych materiałów uzyskał jako dziennikarz, w ramach realizacji wniosku o udostępnienie dokumentów w celu przygotowania publikacji prasowej.

Czyn Wyrostkiewicza został zakwalifikowany jako szczególny - prokuratura IPN uznała, że nie była to „zwykła” kradzież przewidziana w Kodeksie karnym (zagrożona 5 latami więzienia), ale przestępstwo przeciwko art. 54 ust. 1 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Przepis ten przewiduje do 8 lat więzienia za niszczenie, uszkadzanie, ukrywanie czy też właśnie przywłaszczanie wszelkich „dokumentów pamięci narodowej”. Jak wynika z informacji IPN, Robert Wyrostkiewicz przyznał się do winy, ale odmówił złożenia wyjaśnień.

- Wyrokiem z dnia 6 grudnia 2012 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uznał oskarżonego za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu. Wymierzono oskarżonemu karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby w wymiarze 5 lat - poinformowała „Dziennik Bałtycki” sędzia Katarzyna Kisiel z Sądu Okręgowego w Warszawie.

Ponadto na Wyrostkiewicza sąd nałożył grzywnę 1 tys. złotych, a kolejne 3 tys. zł nakazał wpłacić na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.

Sam zainteresowany nie krył się z wytoczoną przeciwko niemu sprawą. W 2013 roku na profilu społecznościowym Cezarego Gmyza szeroko ją komentował. Wczoraj tak tłumaczył ją w korespondencji z „Dziennikiem Bałtyckim”: - Podobnie jak Bronisław Wildstein złamałem regulamin Czytelni IPN, ale mnie w odróżnieniu od bardziej znanego, zresztą wybitnego dziennikarza spotkały surowe konsekwencje w postaci wyroku w zawieszeniu - napisał wczoraj.

Ale Wyrostkiewicz przekonuje, że zamierzał wówczas jedynie zeskanować poza instytutem kilka fotografii oraz zobowiązanie do współpracy, które były mu potrzebne „jako ilustracja do artykułów”. Tyle że IPN nie zabrania fotografowania zbiorów własnymi aparatami, a gdy potrzebne są zdjęcia w najwyższej jakości - przygotowuje odpłatnie profesjonalne fotokopie.

Robert Wyrostkiewicz przekonuje, że choć część z wyniesionych materiałów zagubił (niektóre ze zdjęć UB-ków), to sam z siebie powiadomił o tym Instytut Pamięci Narodowej. Ten zaś wytoczył przeciwko niemu najcięższe działa i oskarżył o popełnienie przestępstwa.

- Wszystkie akta były jawne. Szkoda, że za złamanie regulaminu i zagubienie głównie kilku zwykłych zdjęć paszportowych, które istnieją w (identycznych jak zagubione) kopiach oraz pozaregulaminowe zeskanowanie „lojalki” ubeckiego TW mnie spotkała tak wysoka kara - napisał, przekonując zarazem, że wszystko co robił, miało na celu „ukazywanie czytelnikom mechanizmów działań służb specjalnych PRL”. - W odróżnieniu od np. Lecha Wałęsy, który dokumenty na swój temat bezprawnie zniszczył i do dzisiaj za to nie zapłacił nawet mandatu w wysokości jednej symbolicznej złotówki.

Okres karnej próby dla Wyrostkiewicza zakończy się w grudniu przyszłego roku. Status niekaranego odzyska zaś po zatarciu skazania - najwcześniej w 2022 roku. Od strony formalnej nie ma jednak przeszkód, by w instytucjach kultury zatrudniać osoby karane.

Niemniej sprawa zatrudnienia skazanego dziennikarza w Muzeum Westerplatte zbulwersowała wiceministra kultury Jarosława Sellina: - Został on zwolniony z powodu utraty zaufania, gdyż przed pracodawcą zataił okoliczność skazania prawomocnym wyrokiem - poinformował wczoraj przed południem wiceminister Sellin. Jak tłumaczył, dyrektor Wójtowicz przekonywał go, że nie wiedział o tej sprawie. - Wierzę mu.

Po południu dyrekcja muzeum przedstawiła jednak odmienny stan rzeczy. O żadnej utracie zaufania nie ma mowy, za to wicedyrektor Karol Szejko zachwalał kompetencje Roberta Wyrostkiewicza.

- Dyrekcja nie była świadoma dziennikarskiej przeszłości z epizodem sprawy sądowej (...), koncentrując się wyłącznie na jego profesjonalizmie oraz wysokim poziomie merytorycznej wiedzy i doświadczenia jako osoby zaangażowanej w szereg bardzo ważnych projektów archeologiczno-badawczych w Polsce - napisał w odpowiedzi wicedyrektor Szejko.

Stwierdził jednocześnie, że kierownik dokończy powierzone mu zadanie, jakim było stworzenie projektu o nazwie „Misja Poszukiwawczo-Archeologiczna na Westerplatte”. Rozwiązanie umowy nastąpić ma zaś 30 czerwca.

******

Już po zamknięciu technicznym piątkowego wydania gazety dotarły do redakcji dwie odpowiedzi uzupełniające od głównych stron sprawy.

Mariusz Wójtowicz-Podhorski, p.o. dyrektora Muzeum Westerplatte i Wojny 1939

W pierwszej kolejności informuję, że pan Robert Wyrostkiewicz został zatrudniony w Muzeum w dniu 17 maja br. Pan Robert Wyrostkiewicz nadal jest kierownikiem działu ds. poszukiwań i archeologii, jednak z dniem 30 czerwca 2016 r. jego stosunek pracy z Muzeum zakończy się. Przyjęte rozwiązanie ma także istotny walor praktyczny, a mianowicie taki, że pan Robert Wyrostkiewicz będzie miał możliwość w ciągu tego tygodnia, jaki pozostał do dnia 30.06.2016 r., częściowo dokończyć realizowane przez siebie zadania (do których zresztą nie mam żadnych zastrzeżeń merytorycznych) i przekazać obowiązki innej osobie.

Jeśli chodzi o Pana pytanie, czy "zatrudnienie na stanowisku kierownika w państwowej instytucji licuje z faktem prawomocnego skazania i nie rzutuje na jakąkolwiek współpracę z panem Wyrostkiewiczem", do którego faktycznie pan Karol Szejko, mój zastępca, nie ustosunkował się w swojej odpowiedzi, pozwolę sobie stwierdzić, że odpowiedź na nie wydaje się być oczywista, mimo że - co należy podkreślić - obowiązujące przepisy prawa nie wykluczają zatrudnienia przez muzeum osoby skazanej prawomocnym wyrokiem i de facto uniemożliwiają nawet samodzielną weryfikację tych okoliczności przez pracodawcę. Niemniej jednak, kierując się wewnętrznym imperatywem zapewniania, aby personel Muzeum, będącej jednostka państwową, stanowiły wyłącznie osoby o nieposzlakowanej opinii, nie mogę, ujawnionych przez Pana okoliczności, które niestety okazały się prawdziwe, zbagatelizować.

Przytoczone przez Pana słowa pana Jarosława Sellina, wiceministra kultury, iż pan Robert Wyrostkiewicz "został zwolniony, gdyż zataił przed pracodawcą okoliczność skazania prawomocnym wyrokiem", zawierają prawdziwe informacje o podjętych przez władze Muzeum krokach. Konfuzja wynika zapewne z tego, iż określenie "został zwolniony" interpretuje Pan w kategoriach rozwiązania stosunku pracy ze skutkiem natychmiastowym tj. w trybie art. 52 par. 1 k.p. (zwolnienie dyscyplinarne), tymczasem używa się go także w odniesieniu do rozwiązania umowy o pracę w innym trybie. Służby prawne Muzeum, do których zwróciłem się z prośbą o opinię w tej sprawie, poinformowały mnie, iż w świetle prawa brak jest podstaw ku temu, aby umowę o pracę z panem Robertem Wyrostkiewiczem rozwiązać (dyscyplinarnie - red.) na podstawie art. 52 par. 1 k.p. (...). Sądzę więc, że zrozumiałym jest, iż mimo mojego sprzeciwu wobec postawy pana Roberta Wyrostkiewicza, nie podjąłem decyzji o jego dyscyplinarnym zwolnieniu z pracy, gdyż taka decyzja mogłaby narażać Muzeum na ryzyko procesu sądowego i konieczność poniesienia poważnych skutków finansowych i wizerunkowych.

Podtrzymuję przekazane Panu informacje o tym, że dyrekcja Muzeum nie miała świadomości skazania pana Roberta Wyrostkiewicza prawomocnym wyrokiem sądu, co więcej, nie wiedziała także o tym, że był on oskarżony o jakiekolwiek przestępstwo. Przepisy prawa nie przewidują możliwości żądania od pracownika zaświadczenia o niekaralności tylko w szczególnych przypadkach, a co więcej domaganie się przez pracodawcę przedłożenia takiego zaświadczenia, gdy nie jest to nakazane przepisami, może zostać potraktowane jako naruszenie zasady równego traktowania w zatrudnieniu i także zakończyć się sprawą sądową.

W odpowiedzi pana Karola Szejko skierowanej do Pana nie chodziło, rzecz jasna, o to, że nie miałem świadomości dziennikarskiej przeszłości pana Roberta Wyrostkiewicza, czy to związanej z IPN czy też nie, lecz o proces sądowy z jego udziałem. Faktycznie na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie udzielałem wywiadów panu Robertowi Wyrostkiewiczowi, jednak wówczas, siłą rzeczy, to ja odpowiadałem na zadawane przez niego pytania, a nie odwrotnie. Trudno mi ustosunkować się do Pana oceny, że "znaliśmy się dobrze". W kontekście zaistniałej sytuacji adekwatny byłby chyba komentarz, że widocznie "nie dość dobrze", skoro informację o skazaniu pana Wyrostkiewicza prawomocnym wyrokiem sądu i poprzedzającym wyrok procesie, pozyskałem wczoraj, od Pana.

******

Robert Wyrostkiewicz

Nigdy przed nikim niczego nie zatajałem. Mój biogram może poznać każdy, kto zajrzy w wyszukiwarkę Google lub mnie zapyta. Moja sprawa (związana z oskarżeniem przez IPN - red.) była jawna i relacjonowana przez media. Jeśli ktoś twierdzi, że zatajałem krzywdzący mnie wyrok przy lustracji ludzi "bezpieki" lub mówi, że chociaż raz podałem nieprawdziwą informację o karalności, jest kłamcą.

Przez lata i aż do dzisiaj zajmowałem się jako dziennikarz kwerendami w IPN, lustracją, publikowaniem biografii i zdjęć ubeckich funkcjonariuszy i ich tajnych współpracowników lub osób uwikłanych we współpracę, a także życiorysy ofiar „bezpieki”. Podobnie jak Bronisław Wildstein złamałem regulamin Czytelni IPN, ale mnie w odróżnieniu od bardziej znanego, zresztą wybitnego dziennikarza spotkały surowe konsekwencje w postaci wyroku w zawieszeniu. Skanując poza IPN kilka zdjęć jako ilustrację do artykułów (niemal wszystkie były zwykłymi zdjęciami paszportowymi, których IPN każdej sztuki posiada zwyczajowo cztery identyczne egzemplarze) zagubiłem kilka z nich, o czym powiadomiłem Instytut. Ten uznał, że nawet tego typu zdjęcie jest dokumentem i odpowiedziałem przed sądem jak za usunięcie z Instytutu dokumentów oraz za to, że bez zgody IPN skopiowałem jedno zobowiązanie do współpracy TW „bezpieki” i po skopiowaniu zwróciłem je do zasobów IPN. Wszystkie akta były jawne. Szkoda, że za złamanie regulaminu i zagubienie głównie kilku zwykłych zdjęć paszportowych, które istnieją w identycznych jak zagubione kopiach oraz pozaregulaminowe zeskanowanie „lojalki” ubeckiego TW mnie spotkała tak wysoka kara, chociaż wszystko co robiłem miało na celu ukazywanie czytelnikom mechanizmów działań służb specjalnych PRL, w odróżnieniu od np. Lecha Wałęsy, który dokumenty na swój temat bezprawnie zniszczył i do dzisiaj za to nie zapłacił nawet mandatu w wysokości jednej symbolicznej złotówki.

W Muzeum Westerplatte odpowiedzialny byłem jedynie i aż za stworzenie projektu „Misji poszukiwawczo-archeologicznej na Westerplatte” funkcjonującej na bazie współpracy muzealnej, poszukiwawczej (wolontariat), archeologicznej i konserwatorskiej, a skoro słowo niemalże stało się ciałem, a kwestie koncepcyjne i częściowo formalne zostaną najpóźniej zakończone w tym miesiącu to z tego wynika, że moja z kolei misja na Westerplatte dobiega końca. Był to dobry czas, a projekt badawczy moim zdaniem jest pierwszym takim całościowym, wieloletnim i spójnym programem tego typu, na który Westerplatte czekało od końca wojny (nie licząc dotychczasowych drobnych prac czy nadzorów archeologicznych przeprowadzonych na terenie Składnicy).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kierownik w Muzeum Westerplatte skazany za kradzież dokumentów z IPN - Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl