Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

20 lat w szpitalu psychiatrycznym. Sąd pozwolił pacjentowi opuścić placówkę

Marcin Koziestański
Jana Kossakowskiego odwiedziliśmy we wtorek na terenie szpitala przy ul. Abramowickiej
Jana Kossakowskiego odwiedziliśmy we wtorek na terenie szpitala przy ul. Abramowickiej Małgorzata Genca
We wtorek Sąd Okręgowy w Lublinie zdecydował, że Jan Kossakowski może wyjść ze szpitala przy Abramowickiej. Mężczyzna przebywał tam 20 lat. Wszystko dlatego, że w 1996 roku, przez przypadek, zaprószył ogień we własnej stodole w Niedrzwicy.

Kossakowski, który wcześniej był na odwyku alkoholowym, został uznany przez sąd za niepoczytalnego. Usłyszał, że chciał podpalić swoje gospodarstwo i na wolności zrobi to ponownie. Sąd zdecydował o jego przymusowym leczeniu w szpitalu psychiatrycznym.

- To była niezrozumiała decyzja, także ze względów prawnych. Za nieumyślne zaprószenie ognia grozi najwyżej 5 lat więzienia w zawieszeniu - podkreśla Piotr Wojtaszak, adwokat pana Jana, który o dramacie klienta dowiedział się w grudniu ub. roku od jego przyjaciela.

Od razu zauważył błędy medyków. - Biegli nie badali stanu zdrowia pacjenta, a jedynie powielali poprzednie opinie. Dopiero, gdy pokazałem je sądowi, ten zdecydował o powołaniu nowych biegłych. To dzięki ich opinii pan Jan może opuścić szpital - wyjaśnia Wojtaszak.

- Te zarzuty to totalna bzdura. Pacjent był badany nawet częściej niż trzeba - twierdzi Marek Domański, zastępca dyrektora szpitala neuropsychiatrycznego przy Abramowickiej.

- Ulżyło mi, kamień spadł z serca - przyznaje Jan Kossakowski, który dzięki wtorkowemu postanowieniu Sądu Okręgowego w Lublinie wkrótce opuści mury szpitala psychiatrycznego przy ul. Abramowickiej. Przebywał w nim przez ostatnich 20 lat.

- Było bardzo ciężko, trzy razy próbowałem uciec. Dlaczego? Tęskniłem. Za domem w Niedrzwicy, za wolnością - opowiada pan Jan, który po próbach ucieczki z oddziału wolnościowego trafił na zamknięty Oddział Psychiatrii Sądowej Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie.

Kossakowski do szpitala trafił w 1996 roku. - Przez przypadek zaprószyłem ogień we własnej stodole. Spłonęło kilka gazet, nikt nie ucierpiał, nie było żadnych szkód materialnych. Jedynie trochę dymu. Przyjechała straż, potem policja - opowiada nam pan Jan.

Sąd uznał, że mężczyzna był niepoczytalny i na wolności ponownie podpali własne gospodarstwo.

- Nigdy bym tego nie zrobił, ten dom, ziemia, to wszystko co miałem - przyznaje Kossakowski, który przed zdarzeniem próbował założyć własną firmę remontową. Ta jednak upadła. Podczas pobytu w szpitalnym zamknięciu dom pana Jana popadł w zupełną ruinę.

- Nie ma możliwości wyremontowania go, jest bez okien, bez drzwi, całkowicie zdewastowany. Dlatego załatwiliśmy 57-latkowi pobyt w Domu Pomocy Społecznej - mówi Elżbieta Kędziora, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Niedrzwicy Dużej.

- Może sprzedam ziemię, której jestem właścicielem i po jakimś czasie kupię sobie mieszkanie. Cieszę się, że niedługo już stąd wyjdę - przyznaje Kossakowski.

Pan Jan od wielu lat walczył o zmianę swego położenia. Wysyłał pisma nawet do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Bezskutecznie.

- Te próby znalezienia pomocy były przez biegłych lekarzy uznawane za objawy manii. A smutek i przygnębienie spowodowane tęsknotą za domem i martwieniem się o własny los, zostały uznane za objaw zaburzenia psychicznego - tłumaczy Piotr Wojtaszak, adwokat Kossakowskiego.

- Kilka razy zmieniali mi diagnozę, ale ciągle faszerowali jednym i tym samym lekiem. Przez 20 lat - wyznaje 57-latek.

Nie wiadmomo, kiedy pan Jan wyszedłby na wolność, gdyby nie pomoc przyjaciela, który regularnie odwiedzał go w szpitalu.

- Znamy się z młodych lat, razem graliśmy w piłkę w Orionie Niedrzwica. Nie mogłem zostawić kolegi samego w potrzebie - przyznaje pan Czesław.

To on poprosił o pomoc w rozwiązaniu sprawy Piotra Wojtaszaka, mecenasa z Krakowa.

- Zająłem się tym przypadkiem w grudniu ubiegłego roku. Od razu zauważyłem, że opinie biegłych lekarzy na temat zdrowia pana Jana są regularnie powielane. Szpital powinien co pół roku sprawdzać stan zdrowia pacjenta. Jednak tego nie robił i dlatego tyle lat bezbronny człowiek musiał żyć w zamknięciu - wyjaśnia Wojtaszak.

- Nie widzimy żadnych błędów ze strony naszych lekarzy. Najprawdopodobniej tych 20 lat leczenia w szpitalu było koniecznych - mówi nam dr n. med. Marek Domański, z-ca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Neuropsychiatrycznym przy ul. Abramowickiej. - Totalną bzdurą jest to, że pacjent nie był u nas badany, a opinia co pół roku była kopiowana. Na pewno, zgodnie z procedurą, był badany przed wydaniem opinii sądowej i również częściej, tak jak każdy pacjent na oddziale - dodaje dr n. med. Domański.

Jednak Wojtaszak sugeruje, że wyjaśnienia dyrektora to jedynie próba obrony.

- Kwestia powielanych opinii była w grudniu przedstawiona przeze mnie przed sądem. Sąd zauważył nieprawidłowości i dlatego zdecydował się powołać nowy skład biegłych, którzy stwierdzili, że nie ma potrzeby, by pan Jan pozostawał w szpitalu - tłumaczy prawnik.

Za całą sytuację Wojtaszak obwinia zarówno biegłych lekarzy, jak i wymiar sprawiedliwości.

- Za zaprószenie ognia grozi jedynie 5 lat w zawieszeniu. Decyzja sądu sprzed 20 lat o skierowaniu mężczyzny na przymusowe leczenie była nieuzasadniona - uważa mecenas.

Według przepisów prawa, pan Jan może się starać teraz o odszkodowanie. Jednak on zastanawia się jeszcze, czy chce wyruszać na kolejną sądową batalię.

Słoneczny Wrotków już czynny. Można się kąpać (ZDJĘCIA)
Obwodnica Lublina: Drogowcy ustawili wiadukt ważący dwa tys. ton (WIDEO, ZDJĘCIA)
Piknik rodzinny i maraton leszczowy nad Zalewem Zemborzyckim (DUŻO ZDJĘĆ)
Ekobazar w Ogrodzie Saskim. Moda na śniadania na trawie wkracza do Lublina (FOTO)
W Lublinie ścigali się w kolejnym biegu zaliczanym do cyklu "Chęć na Pięć" [ZDJĘCIA]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski