Palikot ujawnia tajemnice PO i Tuska. "Wyp... was wszystkich" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Redakcja
"Kulisy Platformy" Z Januszem Palikotem rozmawia Anna Wojciechowska
"Kulisy Platformy" Z Januszem Palikotem rozmawia Anna Wojciechowska Fot. wyd. Czerwone i Czarne 2011
Publikujemy fragment książki "Kulisy Platformy". Tajemnice Donalda Tuska, rządu i parlamentu ujawnia Janusz Palikot w rozmowie z dziennikarką "Polski" Anną Wojciechowską. Książkę od piątku można znaleźć w księgarniach.

Jeszcze wcale nie tak dawno, kiedy przystępował pan do PO, Donald Tusk uchodził za nieco leniwego, niemrawego chłopca w krótkich spodenkach, który ponad sprawę polityczną stawia dobre towarzystwo i wino do oglądania meczu. Dziś Tusk przedstawiany jest wręcz jako tyran, który dokonuje egzekucji politycznych jednym ścięciem, bez żadnych sentymentów. Władza go zmieniła? A może to tylko iluzoryczna przemiana?
Ilekroć myślę o Tusku, widzę przede wszystkim jedną scenę. To był bodaj maj 2010 roku. Wchodzę do sekretariatu jego gabinetu w KPRM i słyszę jakieś dziwne hałasy, łomot. Pytam sekretarkę, co się dzieje. W odpowiedzi słyszę tylko: niech pan wchodzi. Otwieram pierwsze drzwi i znów ten sam łomot. Wchodzę i widzę Tuska w jednym z tych swoich świetnych, ciemnoniebieskich garniturów, dobrych butach skórzanych, wyglądały na Zegnę. Nogę miał opartą o piłkę nożną. Wyglądał naprawdę dobrze. Spojrzał na mnie i zachęcił: wejdź, wejdź. Po czym mówi: widzisz tę roślinę w rogu? Jak się tu wprowadziłem, odwiedził mnie Leszek Miller. Powiedział wtedy, że dała ją mu żona i poprosił, żebym o nią dbał, podlewał. Po tych słowach Tusk kopnął piłkę z całej siły w kierunku tej rośliny. Piłka odbiła się od niej, następnie od biurka i telewizora. Po czym poszła kolejna ścięta piłka w tę roślinę. Uderzał w coś, co należało do Millera, którym był autentycznie zafascynowany. Miałem jednoznaczne skojarzenie. Było w nim ewidentnie coś z bohaterów jego ulubionych lektur o małych tyranach greckich z czasów Sokratesa, Platona czy Herodota, którzy mieli w zwyczaju na przykład mordować wszystkich swoich synów zaraz po urodzeniu. Każdy z tych bohaterów pławił się w okrucieństwie, a pamięć o nich to pamięć o tym jednym ich straszliwym czynie.

Pytał pan, dlaczego wali w tę roślinę?
Nie, bo zastygłem w bezruchu. To był naprawdę niesamowity widok. Widać było, że on z czymś akurat nie daje sobie rady i w reakcji musi w tym momencie zrobić coś ekscentrycznego. W tym zachowaniu czuło się zarówno wielką irytację pomieszaną z bezradnością wobec jakieś sytuacji. Nie wiem jakiej. W każdym razie musiał dać upust emocjom. I w tym obrazku jest dla mnie jakaś głucha, twarda prawda o Tusku, którą odkryłem po godzinach, miesiącach spędzonych w jego otoczeniu. W tym zachowaniu wyrażała się jego bezwzględność, kontrolowana agresja, zawsze świetnie upudrowane, czego symbolem w tej sytuacji był właśnie dobry garnitur. To był prawdziwy Tusk: mieszanina nihilizmu i cynizmu, a z drugiej strony pewnego wdzięku, uroku.

Co panu imponowało w Tusku?
Powiedziałbym, że bardziej imponowała mi Platforma jako taka. Po aferze Rywina jawiła się po prostu jako dobra obywatelska inicjatywa. Nie ukrywam, że sam Tusk też ma swój urok. Przede wszystkim słucha i dobrze trzyma wątek rozmowy. Proszę pamiętać, że on długo w kontaktach z człowiekiem nie ujawnia swojego partyjnego, wręcz chamskiego oblicza. Zaczyna rozgrywać partnera dopiero wtedy, kiedy go od siebie mocno uzależni bądź też ustawi odpowiednio w hierarchii. W pierwszych rozmowach nie ujawnia swoich emocji, reakcji. Obserwuje uważnie człowieka, próbuje go dobrze wyczuć i rozkręca się dopiero, kiedy poczuje się naprawdę bezpiecznie.

To taka wyrachowana gra?
Też, ale nie tylko. Generalnie w kontaktach z ludźmi, których dobrze nie zna, jest nieśmiały. On naprawdę tylko z pozycji politycznych bywa brutalny.

Ale zanim przyszła władza, był jednak 2005 rok, podwójnie przegrane wybory. Jak Tusk to zniósł?
To były moje początki w Platformie, ale nigdy nie zapomnę tego wściekłego Tuska. Przyjechałem do Warszawy po wieczorze wyborczym w Lublinie, gdzie przegraliśmy. Tusk wiedział, że wygrana na Lubelszczyźnie w tamtej sytuacji to było zadanie karkołomne. Mimo to nie chciał mi tego wieczoru podać nawet ręki. W jego wzroku była wściekłość i wielka pretensja. Twarz zawzięta. To było coś niesamowitego, jakby z dnia na dzień inny człowiek w stosunku do mnie. To jest właśnie cały Tusk, bez żadnych sentymentów. Ale wtedy jeszcze nie zastanawiałem się na tym. Nie przywiązywałem wagi do tego zachowania, wychodząc z założenia, że w takim dniu każdy ma prawo do emocji. Był wtedy jak dziecko: milczał, ale cała postać wyrażała wszystko.

"Donald się wściekł" - to najczęstsze opisy kulisów, jakie dochodziły do dziennikarzy od jego współpracowników. Co to znaczy faktycznie? I rzeczywiście się tak często wścieka?
Tak, jest bardzo impulsywny. Ale też bardzo chwiejny. Kiedy ma atak, jego twarz staje się zawzięta, rzuca wulgaryzmami, obraża i wyrzuca wszystkich. - Absolutnie was wszystkich wypierdolę. Nie nadajecie się do niczego. Mam już dość! - to są tego typu teksty. Teraz to pewnie biedny Graś jest tym, który to głównie odbiera. A trzeba mieć dużo siły, żeby to wytrzymać. Dwór to znosił też dlatego, że wszyscy już się przyzwyczaili, że następnego dnia Donald już o tym zapomina, zachowuje się normalnie, jakby nigdy nic. Jak podrostek.

CZYTAJ TEŻ:
* Piskorski: Tusk potrafi być bezwzględny w partyjnych rozgrywkach
* Piskorski: Tusk się zmienił. Teraz tonie w oparach cygar
* Palikot: Tusk nie rządzi w PO. Warunki dyktują Schetyna z Grabarczykiem
* Palikot: Zachowania Kaczyńskiego były dziełem szatana. A ja jestem Chrystusem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl