Polskie tabloidy przekroczyły już wszystkie granice

Joanna Berendt
Miały działać w interesie społecznym, w imieniu zwykłych ludzi kontrolować klasę polityczną i osoby na świeczniku. Coraz częściej zamiast tego jest brutalne epatowanie odbiorców

Sprawa Krzysztofa Piesiewicza rozpoczęła na nowo debatę na temat roli tabloidów w Polsce. Tak jak nasz rynek podzielony jest między dwa tytuły - "Fakt" oraz bohatera ostatniego tygodnia "Super Express" - tak w ostatnich dniach podzieliła się Polska. Jedni bronią tabloidu i jego prawa do informowania czytelników. Inni uważają, że przekroczył granice nie tyle dobrego smaku, co praw człowieka.

- Tabloidy pełnią bardzo pożyteczna rolę. Oczyszczają nasze życie publiczne ze zgnilizny - uważa publicysta "Rzeczpospolitej" Rafał Ziemkiewicz. Po przeciwnej stronie barykady stoi założyciel "Super Ex-pressu" Grzegorz Lindenberg, który nie zostawia na tytule suchej nitki. - Tabloidy nie kontrolują życia publicznego, bo się nim po prostu nie zajmują. Interesuje je tylko obsmarowywanie ludzi - mówi stanowczo.

Lindenberg zakładał "Super Express" w 1991 r. jako dziennik o charakterze sensacyjno-rozrywkowym. Pierwszą granicę tytuł przekroczył dwa lata później, kiedy w czasie ciszy przedwyborczej opublikował przedwyborcze sondaże. Od większych kontrowersji jednak stronił do 2003 r., kiedy na rynek wszedł "Fakt". Wzorowany na jednym z najbardziej kontrowersyjnych tabloidów na świecie, niemieckim "Bildzie", dziennik podniósł poprzeczkę "Super Expressowi", który od tego momentu zaczął się przeprofilowywać na rasowy brukowiec.

W początkowych latach rywalizacja między oboma tytułami miała dosyć łagodny przebieg. Nawet opiniotwórcze tytuły przypisywały im zasługę wprowadzenia pluralizmu na rynek polskiej prasy oraz demokratyzacji informacji. Nasze tab-loidy od ich zachodnich odpowiedników miało odróżniać skuteczne kanalizowanie społecznego niezadowolenia.

- "Fakt" jest przeciwieństwem populizmu. Nie przetwarza ludzkiej krzywdy w ideologię. Przeciwnie, pozwala poczucie krzywdy, poczucie oburzenia wypowiedzieć - pisał w "Dzienniku" Cezary Michalski na trzecie urodziny tabloidu.

Za inny pozytyw wejścia tabloidów można uznać zakończenie dominacji dziennikarstwa śledczego, które na wykrycie afery niejednokrotnie potrzebowało miesięcy. Dziś w wielu przypadkach aferę można wykryć z dnia na dzień dzięki nieoficjalnemu donosowi czy zdjęciom zrobionym przez paparazzi z ukrycia.

Z czasem jednak "Super Ex-press" przystąpił do wyścigu na sensacje z "Faktem". Wtedy też pojawiło się pytanie, czy istnieją jakieś granice, których w celu pokonania konkurencji tabloidy nie przekroczą.

Przekraczanie granic
Okazało się, że rola tabloidów w kwestii wyznaczania tych granic jest dużo poważniejsza. Nie tylko publikują one pewne materiały, odzwierciedlając tym samym poziom przyzwolenia społecznego na nie, ale same to przyzwolenie kreują. Ich zadaniem bowiem jest szokowanie. Tak jak w przypadku opublikowania zdjęć ciała Waldemara Milewicza przez "Super Ex-press" w 2004 r. czy przez "Fakt" w 2006 r. - zdjęć zgwałconej dziewczynki, na których ofiarę można było rozpoznać.
- To media decydują o tym, co można, a czego nie można pokazywać. Jedno wydawnictwo uważa, że Polakom potrzebne są informacje na temat preferencji seksualnych polityka, a inne nie - wyjaśnia medioznawca prof. Wiesław Godzic.

- To, że do sądów trafiają poz-wy przeciwko tabloidom, a sądy każą gazetom płacić odszkodowania, oznacza, że całkowitego przyzwolenia na pewne materiały nie ma - nie zgadza się z nim inny medioznawca prof. Maciej Mrozowski. Granice tego, co dozwolone, ciągle się przesuwają. Takiego materiału jak ten o senatorze PO jeszcze kilka lat temu żaden tytuł by nie opublikował. A i teraz symptomatyczne jest to, że pojawił się on w "Super Expressie", a nie "Rzeczpospolitej", której wcześniej szantażyści też oferowali zdjęcia.

Część uważa, że to dobrze, że te granice się przesuwają. - Grzeszymy postkomunistyczną obłudą - mówi o tym mniejszym przyzwoleniu Rafał Ziemkiewicz. - Jesteśmy przyzwyczajeni do lukrowanej wersji rzeczywistości, którą tworzy cenzura - dodaje.

Profesor Godzic również jest za tym, aby ludzie oswajali się z demokratyzacją informacji. - To nie jest kwestia tego, co znajduje się w jakimś materiale, ale tego, aby został on w ogóle dopuszczony do publikacji. Potem ludzie sami mogą wydać osąd, co jest on wart, ale wpierw muszą go przecież zobaczyć.

Jak podać newsa

Ziemkiewicz i Godzic jednak zdają się przeoczać jedną rzecz. - Samo poinformowanie o a-ferze z senatorem Piesiewiczem byłoby słuszne. Każdy tytuł miałby prawo czy obowiązek ten materiał opisać. Ale opisać, a nie interpretować i okraszać zdjęciami, co wymusza określony odbiór materiału! Tabloidy w Polsce przekroczyły już wszelkie granice - uważa prof. Mro-zowski.

Tabloidy funkcjonują na granicy kultury słowa pisanego i kultury obrazkowej. Ta druga dla zwykłego czytelnika jest bardziej zrozumiała i szybciej do niego dociera. Konsekwencją tego jest to, że maleje nasza wrażliwość. Kiedyś szokowała zakrwawiona twarz, a dziś potrzebne są już wnętrzności.

Kolejnym problemem przedstawiania informacji w tablo-idach jest to, że zasada o domniemaniu niewinności, która obowiązuje w prawie karnym, została przez tabloidy odwrócona do góry nogami. Tak było w przypadku tekstu "Faktu" o pedofilii zatytułowanego "Ten zboczeniec jest wolny" na temat mężczyzny, który okazał się niewinny. Rozprawa o zniesławienie zakończyła się wypłaceniem mężczyźnie 200 tys. zł odszkodowania.

- Normalnie wszelkie wątpliwości powinny być tłumaczone na korzyść oskarżonego. Tabloid zakłada od razu najgorsze. Zwłaszcza jeżeli chodzi o polityków - mówi prof. Mrozowski.

Politycy i tak nie mają zbyt dużego pola manewru, jeżeli chodzi o tabloidy. Jak mówił kiedyś Sławomir Nowak, każdy polityk zaczyna dzień od przejrzenia właśnie tabloidów. Brukowiec jednego dnia może pokazać byłego prezydenta, jak załatwia pilną potrzebę fizjologiczną w krzakach, a drugiego bez pardonu zadzwonić do niego i poprosić o komentarz na temat stosunków Polski z USA. Politycy nie mogą bowiem się obrażać.

- Politycy żyją w strachu przed tabloidami - przyznaje Ryszard Kalisz i żali się: - Posłowie mają za małe pensje w stosunku do ciążącej na nich odpowiedzialności, a populistyczny rząd nie odważy się nic zrobić.

Inną kwestią jest to, że nie tylko tabloidy cynicznie wykorzystują polityków i ich nieszczęścia. W wielu przypadkach politycy nie mniej cynicznie wykorzystują tabloidy w celu tzw. ocieplenia wizerunku.
- W Polsce utworzyła się klasa polityczno-medialna. Politycy i media dostosowują się do siebie i to na coraz niższym poziomie - mówi Sławomir Sierakowski.

Stąd tyle tzw. ustawek, czyli umówionych akcji, podczas których paparazzi niby z ukrycia fotografują odzianego w szorty ministra grającego się z dziećmi w piłkę czy panią poseł, która w słomkowym kapeluszu zawzięcie pieli swój ogródek, czy też polityka, który przemierza z nagim torsem plażę, na końcu której czeka na niego ukochana...

- Rzeczywiście jest współpra-ca między politykami a tablo-idami - przyznaje Sebastian Karpiniuk. - Podstawą jednak jest tutaj zasada dobrowolności. Jeśli jest obopólna zgoda, to nie widzę w tym nic nienormalnego - uważa poseł PO, ale po chwili zaznacza, że nawet osoba publiczna w swoim mieszkaniu ma prawo czuć się swobodnie.

Nasze niskie instynkty
Zgodnie ze swoją filozofią tabloidy przyjmują perspektywę zwykłego człowieka. I z takiej pozycji chcą poniżać elity.

- Funkcją tabloidów jest zaspokojenie najniższych odruchów na poziomie między pornografią a prostytucją - uważa Sławomir Sierakowski.

Tabloidy zakładają, że ludzie, którzy osiągnęli sukces, nie zasłużyli na niego, dochodząc do niego nieuczciwą drogą. Prowadzi to do powszechnego braku zaufania w stosunku do klasy politycznej. - Bo przecież ci politycy to niby złodzieje, kłamcy, narkomani i dziwkarze - zauważa prof. Mrozowski.

Tabloid to poza tym instytucja komercyjna i jako taką nie kieruje nim interes społeczny, ale chęć zysku. - Gdzieś muszą być jakieś mechanizmy powściągania - uważa medioznawca. - Tabloidom granicę wytyczają tylko sądy. Ale też nie zawsze, bo taki tabloid zapłaci odszkodowanie, a potem grzeszy dalej.

Współpraca Barbara Stefańska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl