Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawie jak ćpanie

Marcin Zasada
Sklep z legalnymi używkami w Katowicach jest jedną z kilkunastu takich placówek istniejących w Polsce
Sklep z legalnymi używkami w Katowicach jest jedną z kilkunastu takich placówek istniejących w Polsce fot. mikołaj suchan
Niepokojący i wręcz szokujący jest fakt otwarcia w Katowicach sklepu, w którym legalnie można zaopatrzyć się w środki odurzające. Za kilkadziesiąt złotych dostaniemy specyfiki, które wpływają na ludzki organizm podobnie jak narkotyki.

Choć otwarciu pierwszego takiego punktu w województwie nie towarzyszyła żadna kampania reklamowa, każdego dnia przychodzi tu ponad dwieście osób.

Właściciela sklepu, Michała Skowronka nie przestraszyły zapowiedzi rządu, który zamierza walczyć z tak zwanymi legalnymi narkotykami. Na listę substancji zakazanych trafi niebawem benzylopiperazyna, zwana też BZP, która działaniem przypomina amfetaminę. Sprzedawcy "dopalaczy" przygotowali się na taką ewentualność. Środki z BZP są wycofywane ze sklepów i zanim dojdzie do nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, której projekt został przyjęty na wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów, BZP już dawno zniknie z rynku. Będą inne środki, równie skutecznie symulujące działanie narkotyków. Substancje te są w Polsce sprzedawane w coraz większych ilościach i - niestety - jak najbardziej zgodnie z prawem.

Handlowcy, również w katowickim sklepie polecają je jako doskonałe substytuty LSD, amfetaminy, grzybów halucynogennych, czy marihuany. Informują więc, że po ich zażyciu będziesz miał świetny humor, niespożytą energię, halucynacje i większy popęd seksualny.

Wbrew temu, co mówią sprzedawcy, lekarze nie mają wątpliwości - branie takich używek jest niebezpieczne dla zdrowia i przyzwyczaja do rytuału odurzania się, co jest pierwszym krokiem do narkomanii. - Jak można twierdzić, że tego typu środki nie wywołują uzależnień? Przecież uzależnić możemy się od wszystkiego, nawet od coca-coli. Co dopiero od specyfików o charakterze odurzającym - podkreśla psycholog Renata Romanowska.

Sklepów z legalnymi używkami jest już w Polsce kilkanaście. Działają między innymi w Krakowie, Łodzi i Sopocie. W piątek taki interes rusza w Olsztynie, w sobotę w Warszawie i Gdyni. Na otwarcie czeka około dwudziestu kolejnych punktów. Sprzedaż dopalaczy kwitnie też w internecie. Czy naprawdę nie ma na to rady?

W Polsce lawinowo rośnie liczba sklepów oferujących środki odurzające działające podobnie do narkotyków. Lekarze nie mają wątpliwości, te specyfiki niszczą zdrowie. Problem jednak w tym, że obrót substancjami chemicznymi, które oferowane są w tych sklepach nie jest w Polsce zabroniony.
Pierwszy na Śląsku sklep z legalnymi środkami odurzającymi działa od trzech tygodni w Katowicach. Można tam kupić substancje o działaniu podobnym do marihuany, amfetaminy, extasy oraz LSD. Bez żadnej reklamy każdego dnia ten punkt odwiedza co najmniej dwustu klientów. Ściągają ich specyfiki podobne do tych, które wcześniej można było dostać tylko na czarnym rynku.

Ceny nie są wygórowane - za 3 gramy mieszanki ziół do palenia zapłacimy od 60 do 125 zł. Dla porównania, cena grama marihuany to ok. 25-40 zł. Tabletki pobudzające jak popularne "spidy" kosztują od 28 do 100 zł (dwie lub pięć tabletek). Na czarnym rynku za amfetaminę trzeba zapłacić ok. 20-25 zł za gram, pigułki extasy kosztują od 7 do 12 zł za sztukę.

- Dopalacze stworzono po to, by wywoływały efekty podobne do narkotyków - przyznaje właściciel sklepu, Michał Skowronek. - Ale to środki bezpieczniejsze od narkotyków. Na przykład nie wywołują uzależnienia - zapewnia.

Z tym poglądem nie zgadzają się lekarze i psychologowie. Prof. Andrzej Pilc z Instytutu Farmakologii Polskiej Akademii Nauk podkreśla, że legalność dopalaczy wcale nie oznacza, że nie są one szkodliwe. - Skutki ich zażywania są podobne jak zwykłych narkotyków - zaznacza profesor. Z kolei według psycholog Renaty Romanowskiej teza, że dopalacze nie uzależniają jest bardzo ryzykowna.
- Skoro uzależnienie może wywołać nawet coca-cola, to nie ma możliwości, by ze środkami odurzającymi było inaczej. Fakt, że są w wolnorynkowej sprzedaży o niczym nie świadczy. A skoro są ogólnodostępne, to sięgnąć po nie mogą również niepełnoletni - obawia się Romanowska.
Poza tym sięganie po tego typu używki wyrabia wśród młodych ludzi nawyk "brania prochów", by dobrze się bawić. A to pierwszy krok do narkomanii.

Michał Skowronek zapewnia, że każdy klient w jego sklepie musi potwierdzić swój wiek. - Najczęściej przychodzą studenci. Ale to nie reguła. Zaglądają różni ludzie - od dziwnych typów po prawników. Żeby coś kupić, trzeba jednak pokazać dowód - dodaje Skowronek.

Ale w internecie takie ograniczenia już nie obowiązują. A w sieci interes kręci się jeszcze lepiej niż w punktach sprzedaży bezpośredniej. - Kupuję i to przynajmniej raz w miesiącu. Kiedyś sięgałem po tradycyjne dragi, ale teraz mam szałwię, kratom, niebieski lotos i różne mieszanki ziołowe. Gwarantują doznania równie silne jak większość dostępnych na czarnym rynku, a oficjalnie zakazanych narkotyków - mówi Marcin, 30-letni przedsiębiorca z Mysłowic.

Moda na zabawę w branie narkotyków przyszła do Polski z Wielkiej Brytanii, gdzie od lat rozwijają się sieci sklepów z takimi specyfikami. W Polsce większość z nich powstaje na licencji zachodniej firmy, która otworzyła swoje sklepy na zasadzie franszyzy m.in. w Łodzi, Krakowie, Rzeszowie i Sopocie. Kolejnych 20 powstanie w takich miastach jak Warszawa, Olsztyn, Wrocław i Zabrze. Ich właściciele bronią się, że obrót oferowanymi przez nich substancjami nie jest w Polsce zabroniony. Każda z nich, zanim trafi do sprzedaży, jest badana pod kątem zawierania substancji zabronionych w policyjnych laboratoriach kryminalistycznych.

Choć ludzie handlujący tymi specyfikami, zapewniają o ich legalności i bezpieczeństwie, z jakiegoś powodu przy ofertach zamieszczają klauzulę mówiącą, że środki te nie są przeznaczone do spożycia dla ludzi, a sprzedawane są jedynie dla celów... kolekcjonerskich, naukowych, edukacyjnych i obrzędowo-religijnych.

- To wykorzystywanie luk w prawie. Ale nie widzę możliwości na ich załatanie - mówi prawnik Konrad Wyrębowski. - W Szwecji problem ten rozwiązano w dość prosty sposób. Za posiadanie lub sprzedaż substancji uznanej za niebezpieczną dla zdrowia lub życia można trafić na rok do więzienia. Tylko jak w tej sytuacji traktować papierosy czy alkohol? Jak widać, ciężko o złoty środek - dodaje.

Ministerstwo Zdrowia od kilku miesięcy próbuje znaleźć złoty środek do walki ze sprzedawcami dopalaczy. Urzędnicy próbowali szukać wsparcia u inspektora sanitarnego, w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym, a nawet w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Bezskutecznie. Na razie, zgodnie z nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (w myśl decyzji Rady UE), której projekt został przyjęty we wtorek, na listę zakazanych substancji ma trafić benzylopiperazyna, zwana też BZP, która działaniem przypomina amfetaminę. Problem w tym, że to tylko składnik jednej grupy dopalaczy. - Już wycofujemy ze sprzedaży środki oparte na BZP. Będą inne, równie skuteczne - informuje właściciel katowickiego sklepu.

Specjaliści przewidują, że przez dopalacze w Polsce zdecydowanie powiększy się problem narkomanii. Według najnowszego raportu Europejskiego Centrum Monitoringu Narkotyków i Narkomanii, w naszym kraju do palenia marihuany przyznaje się 9 procent społeczeństwa, kontakt z kokainą miał niecały procent ludzi. W Danii, Hiszpanii czy Irlandii, te liczby są kilkakrotnie większe. W Polsce za kilka lat może być podobnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!