Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katowicka uczelnia na czarnej liście nauki

Aldona Minorczyk-Cichy
06 Polska Picture Caption benton 8.5pt Red
06 Polska Picture Caption benton 8.5pt Red 06 Photo Credit/Source all caps ranged right 5.5pt
Wyższa Szkoła Humanistyczna w Katowicach Murckach prawie od dwóch lat nie płaci wykładowcom i części firm, u których kupuje m.in. sprzęt komputerowy i meble. Zalega też ze składkami ZUS. Na kontach firmy siedzą komornicy.

Studenci boją się, że od października uczelnia po prostu przestanie działać. Rekrutacji na nowy rok akademicki nie ma. Kontrolerzy z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego stwierdzili, że szkoła nie spełnia standardów i zawiesili prowadzenie jedynego kierunku - dziennikarstwo i komunikacja społeczna.

Współwłaściciel prywatnej szkoły, Krzysztof Kumór, mimo to roztacza świetlane wizje: - Przetrwaliśmy już najgorsze. Wakacje to czas na uporządkowanie pewnych rzeczy. Szukamy inwestorów. Parę poważnych instytucji jest zainteresowanych współpracą. Otworzymy nowe wydziały.
Kumór to znana postać. Pięć lat temu, jako szef Diagnostycznego Centrum Medycznego, a potem także członek jego zarządu, narobił ogromnych długów. Nie płacił pracownikom, dostawcom i właścicielowi lokalu.

Ile jego słowa mają wspólnego z rzeczywistością? - Długo wierzyłem temu panu, ale to się już skończyło. Większość wykładowców odeszła. Ci, którzy zostali mimo niepłaconych pensji i ZUS-u, robią to tylko dla studentów - wyjaśnia dr Marian Gierlich, dziekan wydziału nauk humanistycznych WSH.

- Żal mi młodszych kolegów. Powinni jak najszybciej ewakuować się z tej szkoły. Ja na szczęście obroniłam licencjat. Nadal jednak walczę ze szkołą. Nie chce mi wydać dyplomu - mówi studentka, Magda Polańska.

Studiowanie w niepublicznych szkołach wyższych ciągle przypomina rosyjską ruletkę. Jest ich około 300. Obok tych zapewniających wysoki poziom nauczania i świetną kadrę, są i takie, jak katowicka WSH. Prof. Jerzy Malec w imieniu Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich potępił takie nieetyczne działania: "Niestety, coraz częściej, obok uczelni działających z poszanowaniem przepisów prawa i uczciwości akademickiej, pojawiają się zjawiska typu "sale zamiejscowe", "punkty kształcenia", "punkty konsultacyjne", "uczelnie w rejestracji", funkcjonujące bez podstawy prawnej, nie spełniające wymogów kadrowych oraz wymogów dotyczących jakości kształcenia".

Wyższa Szkoła Humanistyczna usadowiła się w pięknym, murckowskim lesie w Katowicach. Okolica niewątpliwie jest urokliwa, co zdaniem władz uczelni stanowi atut szkoły. Niestety - jeden z nielicznych. Wykładowcy od prawie dwóch lat nie dostają pensji, a studenci żyją w strachu, czy pieniądze na czesne nie są wyrzucone w błoto.

Istnieje groźba, że w październiku drzwi szkoły zostaną zamknięte z powodu plajty. "Studia inne niż wszystkie"- tak reklamuje się w internecie szkoła. Niestety, to prawda.
Magda Polańska drugi raz szkołę wyższą będzie wybierać ostrożniej. W WSH zrobiła licencjat. Teraz nie może doprosić się dyplomu.

- Początkowo szkoła wydawała się świetna. Wykładowcy naprawdę chcieli nas czegoś nauczyć. Gdy dwa lata temu pojawił się nowy właściciel, poziom strasznie spadł. Odwoływano zajęcia, atmosfera stała się nieznośna. Nie dbano o nas, za to wprowadzano nowe opłaty - irytuje się pani Magda.
Szuka prawnika, który pomoże jej wydostać z uczelni dyplom. - Zawaliłam terminy z winy szkoły. Wykładowcy odeszli. Nie miał nam kto zrobić wpisów do indeksu. Ciągle ginęły jakieś dokumenty. Mimo to żąda się ode mnie dodatkowych 700 zł za okres wakacyjny. Ani mi się śni płacić. Pójdę z tym do sądu. Dosyć oszustw - zapowiada.

Zaniepokojony sytuacją w uczelni jest też Marcin. - Pierwsze ostrzegawcze sygnały pojawiły się po przyjściu nowego właściciela. Nagle obsada w dziekanacie zaczęła się zmieniać co miesiąc. Tak jakby jego pracownicy rezygnowali z powodu braku wypłaty. Potem wykładowcy zaczęli coraz głośniej mówić o tym, że nie dostają pieniędzy. To było nie fair, bo my musieliśmy płacić czesne. Ścigano nas za każde najmniejsze nawet spóźnienie - opowiada Marcin.

W najgorszej sytuacji są studenci pierwszego i drugiego roku. Najchętniej już teraz pożegnaliby się z WSH. Boją się, że i tak w październiku drzwi szkoły zastaną zamknięte. A nawet jeśli rok akademicki się rozpocznie, to kto będzie ich uczyć? Współpracy odmówiła już większość wykładowców. Inni się zastanawiają.

- Do pracy na uczelni zostałem zaproszony przez rektora prof. Wacława Długoborskiego. Ciągle mam nadzieję, że ktoś uratuje tę szkołę. Jestem mocno zaniepokojony jej problemami finansowymi. Mimo braku płatności, starałem się normalnie prowadzić zajęcia ze studentami. Tych dwóch roczników nie można ot tak, zostawić bez pomocy - wyjaśnia prof. Sławomir Kolo.

Jedną z poszkodowanych jest Janina Gierula. W WSH uczyła języka angielskiego. Wynagrodzenia nie dostawała od dwóch lat. Z odsetkami ta zaległość urosła do 50 tys. zł.
- Zwlekałam z oddaniem sprawy do sądu, bo wyjaśnienia prorektora i właściciela wydawały się logiczne. Szkoła miała długi. Trzeba było przyciągnąć pasa, przeczekać ciężki okres i zaczekać na lepsze czasy. Niestety, po prostu mnie oszukano - ubolewa Janina Gierula.

Dr Marian Gerlich, dziekan wydziału nauk humanistycznych, dodaje, że jego i kolegów wykładowców trzyma w uczelni potrzeba bycia uczciwym wobec studentów. Pensji nie dostaje od kilku miesięcy, więc i ZUS ma nieopłacany.
- Żal mi tych młodych ludzi. Oni zaufali szkole. Większości z nich się nie przelewa. WSH miała być przepustką do lepszego życia. Tej młodzieży trzeba pójść na rękę. Albo zakończyć proces kształcenia, albo pomóc im w uzyskaniu możliwości kontynuowania kształcenia w innych placówkach - mówi dr Gerlich.

Taką możliwość obiecuje współwłaściciel szkoły, Krzysztof Kumór. Czy można mu wierzyć? Spółkę EURO, założoną do prowadzenia uczelni, kupił - jak twierdzi "okazyjnie" - dwa lata temu. Wcześniej z biznesem edukacyjnym nie miał nic wspólnego.
- To wyglądało na dobry interes. Jednak okazało się, że są duże długi, a szkoła jest źle zarządzana. Problemy były też z samym nauczaniem i wykładowcami. Komisja z ministerstwa zawiesiła nam prawo do prowadzenia kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna - opowiada Krzysztof Kumór.

Twierdzi, że szuka inwestora, a właściwie, że go już ma i to nie jednego. Dogadanie się ma być kwestią czasu. Szczegółów zdradzić nie chce, bo konkurencja nie śpi. Roztacza wizję uczelni w 2010 roku, kiedy to zostaną otwarte nowe wydziały.

- Uruchomiliśmy pracownię komputerową. Wyremontowaliśmy sale, umeblowaliśmy je - podkreśla.
To prawda. Jednak jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, uczelnia zalega za te inwestycje dostawcom i usługodawcom duże pieniądze.

- Komornicy nie schodzą z kont spółki EURO. Jej kapitał zakładowy to tylko 100 tys. zł. To nie pokryje roszczeń. Uczelnia nie płaci ZUS-u i pensji. Zamawia towary, mając świadomość, że jest niewypłacalna. To już zwykłe oszustwo. Tym się powinna zająć prokuratura - irytuje się jeden z wykładowców. Nazwiska ujawnić nie chce, bo wstyd mu, że dał się nabrać.

Wśród uczelni niepublicznych można trafić na karygodne przypadki łamania prawa.
Tygodnik "Polityka" w 2007 roku opublikował ranking szkół wyższych. Wynika z niego, że już od kilku lat widać kształtowanie się czołówki wśród uczelni niepublicznych. Potwierdził też, że oprócz szkół spełniających surowe kryteria Państwowej Komisji Akredytacyjnej oraz instytucji międzynarodowych, istnieją szkoły uprawiające swoistą grę pozorów.
"Polityka" podaje kuriozalny przypadek uczelni legitymującej się zajęciami prowadzonymi przez profesora, który... nie żyje od kilku lat. Jego wykłady zostały zarejestrowane i były studentom prezentowane z nagrań wideo.

Komisja zawiesiła kierunek
Nad szkolnictwem wyższym czuwa Państwowa Komisja Akredytacyjna. Po jej kontroli co dwunasta szkoła niepubliczna dostała negatywną ocenę. Powód? Głównie niespełnienie wymagań kadrowych, zbyt małe zaangażowanie wykładowców i zbyt mała ich liczba.

Kontrolerzy wykryli także, że w niektórych szkołach wykłady z przedmiotów kierunkowych prowadzili magistrowie, a plany studiów nie zgadzały się z tym, co naprawdę realizowano. Na przykład zmniejszano liczbę godzin i źle weryfikowano wiedzę studentów. Biblioteki i pracownie były niewystarczająco wyposażone, a księgozbiór i sprzęt często przestarzałe.
Państwowa Komisja Akredytacyjna przeprowadziła kontrolę w WSH zgodnie z planem wizytacji, a nie na wniosek ministerstwa. Resort może zlecić taką wizytację w sytuacji, gdy docierają skargi lub niepokojące sygnały dotyczące działalności szkoły.

- W tym przypadku takich przesłanek nie było. Ponieważ ocena jakości kształcenia na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna była negatywna, resort zawiesił uczelni uprawnienia do prowadzenia kształcenia na tym kierunku - wyjaśnia Katarzyna Dziedzik, rzecznik prasowy MNiSW.
Dodaje, że zarzuty wobec WSH Państwowej Komisji Akredytacyjnej dotyczą m.in.: niespełnienia wymagań kadrowych, sposobu organizacji i programu praktyk zawodowych oraz nazbyt wysokich ocen prac dyplomowych.

Uczelni niepublicznych w Polsce wciąż przybywa.
Z danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wynika, że w kraju działa 300 wyższych niepublicznych szkół. Resort, by pomóc studentom w trafnym doborze uczelni, już dwa lata temu zamieścił na swojej stronie internetowej wykaz szkół, którym cofnięto lub zawieszono uprawnienia do prowadzenie niektórych kierunków. Zanim podejmie się decyzję o wyborze szkoły, warto zajrzeć do tego wykazu i sprawdzić, czy szkoła nie jest na czarnej liście (

www.nauka.gov.pl

).
Z kolei Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (

www.uokik.gov.pl

) kontroluje regularnie umowy podpisywane przez studentów i uczelnie.

Niestety, nadal roi się w nich od niedozwolonych klauzul, zwykle niezgodnych z prawem i bardzo niekorzystnych dla studentów zapisów.
Zgodnie z przepisami, jeśli w umowach znajdują się zapisy rażąco sprzeczne z dobrym obyczajem lub gdy prawa konsumenta i przedsiębiorcy są nierówne, to - mimo złożonego podpisu - po wyroku sądu można się do zakazanych klauzuli nie stosować.
Jedyną dotkliwą restrykcją, jaka spotka niepaństwowe uczelnie, będące na bakier z prawem, tak naprawdę jest utrata zaufania studentów. To zaś powinno odbić się na portfelu właścicieli szkół.

Dobra umowa dla studenta

Przyszli studenci powinni uważnie czytać i przemyśleć zapisy umowy z wyższą szkołą, w której zamierzają podjąć naukę. Dobra umowa z uczelnią, zarówno państwową, jak i niepubliczną, powinna określać: warunki kształcenia, a więc określać program studiów, terminy zajęć, liczbę praktyk, warunki prowadzenia zajęć, zasady odpłatności za studia, w tym ich wysokość, terminy uiszczania, a także powody, granice i warunki zgody studenta na ich zmiany - ważne jest, aby umowa nie dotyczyła tylko najbliższego roku studiów, ale całego okresu nauki, powody odstąpienia od umowy - student powinien mieć możliwość zrezygnowania z nauki, np. w przypadku znacznego podwyższenia czesnego, albo też w sytuacji niewywiązywania się przez uczelnię ze swoich zobowiązań względem uczniów, zbyt niskiego poziomu studiów, a także z powodu przyczyn losowych.

Z danych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wynika, że szkoły wyższe mają sporo na sumieniu.

Najczęściej w umowach dopuszczają się: rezerwowania sobie prawa do jednostronnej zmiany umowy lub jej istotnych punktów, niewywiązywania się z obowiązku dostarczenia zmienionego wzorca umowy, przyznawania wyłącznie sobie prawa do wiążącej interpretacji umowy, zatrzymywania opłaty wniesionej przez studenta w przypadku jego rezygnacji z umowy, pobierania rażąco wysokich odsetek, w niektórych szkołach niepaństwowych sięgają nawet 360 proc. w skali roku.
Dla porównania odsetki ustawowe to około 12,25 proc.; kształtowania praw i obowiązków studenta w sposób rażąco naruszający jego interesy, sprzeczny z dobrymi obyczajami, zastrzegania, że ewentualne spory rozstrzygać będzie sąd właściwy miejscowo dla siedziby uczelni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!