Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Raciborzu ludzkie szczątki leżą pod płotem

Aleksander Król
Józef Malcharczyk uważa, że odkryte właśnie ludzkie kości trafiły do Brzezia przed wojną
Józef Malcharczyk uważa, że odkryte właśnie ludzkie kości trafiły do Brzezia przed wojną FOT. ALEKSANDER KRÓL
Czaszki i piszczele. Szczątki setek mężczyzn, kobiet i dzieci zmieszane bezładnie w szerokim na 2o metrów dole bieleją od niemal tygodnia przy kościele w raciborskiej dzielnicy Brzezie, przykryte folią.

Bezradny proboszcz nie wie, co począć z masowym grobem, parafianie są przerażeni. Tymczasem mogiłą nie chce się zająć żadna państwowa instytucja. W każdej mają swój urzędowy powód, by nie musieć zaprzątać sobie głowy tą sprawą.

A wszystko przez to, że ksiądz Kazimierz Kopeć postanowił zbudować parking przy kościele. W ubiegły czwartek metr pod ziemią robotnicy natrafili na ludzkie kości.

- Gdy odkryto pierwsze szczątki, kazałem wykopać na cmentarzu grób i z szacunkiem te kości tam poskładać. Ale okazało się, że ich są setki. Nie zmieściłyby się - mówi ks. Kopeć.

Zawiadomił więc urząd miasta, a ten wysłał pismo do prokuratury. Jednak, jak podkreśla Danuta Kozakiewicz, prok. rejonowa w Raciborzu, prokuratura "nie jest od tego, by zajmować się każdym grobem sprzed I czy II wojny".

Ta I wojna to być może jest dobry trop, by ustalić, kim byli ludzie z masowego grobu. Może to ofiary pomoru, do którego w podraciborskiej Lubomi doszło na początku XX wieku? Nie wiadomo, trzeba by zrobić badania. Mógłby je przeprowadzić IPN. Tyle że od prokurator Ewy Koj, szefowej katowickiego oddziału Instytutu, słyszymy, że IPN nie zajmie się grobem, dopóki nie będzie dowodów, że są w nim szczątki ofiar zbrodni przeciw narodowi polskiemu i to z czasów II wojny światowej.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest równie stanowcze: odsyła nas do wojewódzkiego konserwatora zabytków. Ale konserwator Barbara Klajmon mówi krótko: - To nie jest zabytek kultury. I radzi uderzyć do urzędu wojewódzkiego.

W Raciborzu sprawa wygląda równie beznadziejnie. Gdy miejski konserwator zabytków doniósł o grobie policji, z komendy wysłano patrol, który przykrył kości folią. By nikt ich nie zbezcześcił, postawiono też przy dole strażnika miejskiego. Miał pilnować na okrągło, ale wczoraj przy grobie go nie było.
- To nie do pomyślenia! - łapie się za głowę Andrzej Przewoźnik, szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, gdy opowiadamy mu o sprawie. I wylicza, kto musi się wziąć do roboty: - Najpierw prokuratura, by zbadać, czy są to szczątki np. z II wojny światowej. Jeśli tak - można rozpoczynać procedurę wyjaśniającą u wojewody.
Żadna instytucja nie chce zająć się sprawą makabrycznego odkrycia w raciborskim Brzeziu - wielkiego masowego grobu wypełnionego ludzkimi kośćmi? Dziesiątki czaszek i setki wymieszanych piszczeli i goleni przez lata ukrywała ziemia obok miejscowego kościoła. Odkryli je w zeszły czwartek robotnicy, którzy budują parking przy kościele i starym cmentarzu w Brzeziu. Od tego czasu szczątki leżą przykryte folią, ale żaden urząd, muzeum, prokuratura, a nawet IPN nie chcą się sprawą zająć, zbadać, ustalić czy ludzie ci zostali wymordowani, zginęli na wojnie czy zmarli w czasie zarazy.

- Spodziewaliśmy się, że przy płocie cmentarza mogą zostać odkryte pojedyncze groby, bo dawniej był on nieco większy. Ale to, co znaleziono, nie mieści się w głowie - mówi ks. Kazimierz Kopeć, proboszcz parafii św. Apostołów Mateusza i Macieja w Brzeziu. - Gdy odkryto pierwsze kości, kazałem wykopać na cmentarzu grób i z szacunkiem je tam składać. Potem okazało się, że duże ich ilości się tam nie zmieszczą. To szczątki kilkuset ludzi - mówi proboszcz. - Co ciekawe, w ziemi znajdują się tylko czaszki i fragmenty goleni.

Przy szczątkach nie znaleziono też żadnych innych przedmiotów. - Dlatego trudno powiedzieć, z jakiego okresu pochodzą i w jaki sposób się tam znalazły. Nie ma tam drewna z trumien, fragmentów ubrań, ani jednego guzika, który naprowadziłby nas na jakiś ślad. Nie ma niczego, co można by zbadać - mówi Joanna Muszała-Ciałowicz, miejski konserwator zabytków.

Dla urzędników to wystarczający powód, by sprawę po prostu zlekceważyć. - Zgłosiliśmy rzecz na policję, to wszystko, co mogliśmy zrobić - mówi Muszała-Ciałowicz. Policja ograniczyła się jedynie do przykrycia znaleziska grubą folią.

- Nie ma podstaw do tego, by sądzić, że popełniono przestępstwo, więc nie będziemy się tym zajmować - mówi Anna Wróblewska z raciborskiej komendy.

W podobnym tonie wypowiada się Danuta Kozakiewicz, prokurator rejonowy z Raciborza. - Otrzymaliśmy pismo z urzędu miasta o znalezisku, ale ma ono charakter informacyjny. Dlatego odesłaliśmy je z powrotem. Póki nie otrzymamy oficjalnego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, sprawa nas nie interesuje - mówi Kozakiewicz.

Podobną odpowiedź usłyszeliśmy w gliwickiej Prokuraturze Okręgowej. - Służby miejskie powinny stwierdzić, czy szczątki pochodzą z II wojny światowej. Ale to nie jest zadanie prokuratury - mówi Michał Szułczyński, rzecznik okręgówki.
Z zupełną obojętnością spotkaliśmy się także w katowickim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. Gdy przedstawiliśmy sprawę, poinformowano nas, że nie zainteresują się grobem, dopóki nie otrzymają potwierdzonych informacji na temat tego, że sprawa dotyczy zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z czasów II wojny światowej.
- Dawniejszymi sprawami IPN się nie zajmuje. Muszą być też mocne przesłanki do tego, żeby wydawać pieniądze na badania - mówi Ewa Koj, naczelnik Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. - A jeśli to odkrycie pokroju Jedwabnego? - pytamy. - To niech to ktoś uzasadni - odpowiada Koj.
Sławomir Kulpa, archeolog i dyrektor muzeum w Wodzisławiu (ok. 20 km od Raciborza), uważa natomiast, że przeprowadzenie badań to kwestia przyzwoitości.

- Nie można tych ludzi znowu zasypać. Trzeba wyjaśnić jak zginęli - mówi Kulpa. - Gdy niedawno znaleźliśmy pochówki w parku w Wodzisławiu, natychmiast sprowadziliśmy antropologów z Krakowa, którzy byli w stanie za parę groszy zbadać szczątki. W przypadku tak dużej mogiły sprawę tym bardziej trzeba wyjaśnić. Dzięki takim badaniom będzie można stwierdzić, co to za grupa społeczna, jakiej płci byli zmarli, czy zostali zamordowani - dodaje.

- W XVIII wieku bardzo często wykopywano zmarłych na cmentarzach, by zrobić miejsce dla nowych. Potem wykopane szczątki składowano w jednej mogile na cmentarzu albo zaraz obok. Zastanawia jednak, dlaczego w Brzeziu są tylko czaszki i fragmenty goleni. Tego nie sposób już wytłumaczyć - dziwi się Sławomir Kulpa.

Wśród starszych mieszkańców i miejscowych historyków istnieje kilka hipotez na temat mogiły. - Ludzie we wsi mówią między innymi o tym, że przywieziono tu szczątki mieszkańców Lubomi, którzy pomarli z powodu jakiejś zarazy. To było jeszcze przed I wojną światową - mówi ks. Kazimierz Kopeć.
W Brzeziu żyje starszy człowiek, który ma zupełnie inną teorię. Józef Malcharczyk ostrzegał nawet robotników, że w ziemi jest wielki grób, nim ci wjechali na teren koparką. - Byłem małym szkrabem, gdy mój ojciec, Wincenty, był komendantem straży pożarnej i ludzie przychodzili do niego ze wszystkim. To było w latach 1910-1934 - mówi pan Józef. - U nas na Dębiczu jeszcze przed I wojną światową znajdowała się kościarnia Ceres. W zakładzie mielono kości zwierzęce i przetwarzano je na klej. Dostarczano je kolejką wąskotorową, która jeździła z Gliwic do Raciborza. Pewnego razu z transportem w wagonach przywieziono do nas kości ludzkie - opowiada Malcharczyk.
Starszy mężczyzna pamięta, jakie było wówczas we wsi poruszenie. - Powołano komisję, która zdecydowała, by zakopać wszystko w jednym miejscu na cmentarzu. Pamiętam, że kiedyś była tam tablica nagrobkowa, ale potem zniknęła - dodaje.

Jednak takiego zdarzenia nie odnotowano w księgach parafialnych. Ten fakt zastanawia Grzegorza Wawocznego, historyka z Raciborza. - To mogłoby sugerować, że całej operacji dokonano po cichu, w tajemnicy przed ludźmi. Być może kości wrzucano do ziemi po zmroku - mówi. Według Pawła Newerli, również historyka, autora wielu publikacji na temat dziejów Raciborza, pan Józef może mieć rację. - Z pewnością można wykluczyć to, że pochowano w Brzeziu jeńców obozu przejściowego, który w czasie II wojny istniał w niedalekim Pogrzebieniu. To nie był obóz koncentracyjny - mówi Newerla. - Ktoś musi wyjaśnić tę sprawę - dodaje.

Sławomirowi Kulpie trudno tymczasem uwierzyć w wersję o transporcie kości ludzkich na przemiał. - Jeśli ktoś zamierzał pozbyć się kości w zakładzie przetwórczym, to mówimy tu o barbarzyństwie, znanym jedynie w okresie II wojny światowej. Wodzisławski archeolog dodaje, że gdyby takie odkrycie zostało dokonane "na jego terenie" na pewno sprawą by się zajął.

We wtorek urzędnicy miejscy postanowili zawiadomić o sprawie... sanepid.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!