Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teraz strach tu będzie mieszkać

Sławomir Cichy
50 metrów pod blokiem przy ul. PCK są stare chodniki górnicze
50 metrów pod blokiem przy ul. PCK są stare chodniki górnicze lucyna nenow
To wyglądało tak, jakby samolot spuścił na blok gigantyczną bombę, a ta chybiła celu.

W sobotę 0 22.20 w 4-metrowej głębokości kraterze przed wejściem utkwił zielony volkswagen polo, groteskowo wbity maską w błoto. I choć tego wieczoru nikt nie bombardował mieszkańców bloku przy ul. PCK w Siemianowicach Śląskich, sześćdziesięciu ludzi w ciągu kilku minut w panice uciekło ze swoich mieszkań. Przed ich blokiem zapadła się ziemia odkrywając fundamenty budynku. Powstała wyrwa o powierzchni stu m kw. W każdej chwili gaz z uszkodzonej instalacji mógł roznieść blok w pył.

- Powołałem sztab antykryzysowy, bo po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z takim zjawiskiem - mówi nam prezydent miasta Jacek Guzy.

Guzy i prezydenci innych śląskich miast będą się jednak chyba musieli przyzwyczaić do podobnych wypadków, bo zdaniem ekspertów jest pewne, że będą się one powtarzać.

Po kilku godzinach było wiadomo, że przyczyną powstania wyrwy w ziemi mogły być nie tylko intensywne deszcze, które rozmiękczyły grunt, ale także to, że 50 metrów pod blokiem przebiega chodnik górniczy. Pozostał w tym miejscu po eksploatacji węgla jeszcze z lat 1929-30. Teren przywrócono do eksploatacji w latach 1960-61, a więc w czasie oddawania bloku przy ul. PCK 10-16 do użytku. Ostatnie zapisy na temat działalności górniczej w tym miejscu są datowane na rok 2000 r.

- Na Śląsku nawet w kilkadziesiąt lat po wygaszeniu eksploatacji chodnika można spodziewać się wystąpienia podobnych zjawisk - mówi prof. Krzysztof Cybulski, ekspert górniczy i dyrektor kopalni doświadczalnej "Barbara" w Mikołowie.

Po południu udało się zasypać zapadlisko, a po godz. 18 inspektor nadzoru budowlanego zezwolił na powrót ludzi do mieszkań.

- Mają już prąd i wodę. Nie wiem, jak długo potrwa usuwanie awarii sieci gazowniczej, telefonicznej i telewizji kablowej - mówi prezydent.
Całą niedzielę sztab antykryzysowy powołany przez prezydenta Siemianowic dyrygował akcją usuwania skutków zapadnięcia się ziemi przy ul. PCK.

Ale lokatorzy feralnego bloku, choć wrócili wczoraj wieczorem do mieszkań, nie czują się w nich bezpiecznie. Zabezpieczanie terenu, by ziemia znów się nie zapadła, potrwa jeszcze wiele dni - bo grunt pod osiedlem, poprzecinany starymi kopalnianymi chodnikami, wygląda jak kretowisko.

- Mieszkam tu od początku. Wprowadziłam się w styczniu 1960 roku i dopiero po pięćdziesięciu latach dowiedziałam się, że cały czas groziło nam niebezpieczeństwo - mówi Małgorzata Piskorska spod dwunastki. Jako jedna z czwórki lokatorów nie miała gdzie się podziać po katastrofie. Skorzystała więc z pomocy miasta i tymczasowo zamieszkała w Hali Zbornej KS Michał. Nie wzięła ze sobą z mieszkania nawet telefonu. Rodzina o jej dramacie dowiedziała się dopiero rano.

- Właśnie wchodziłam do łazienki. Złapałam za klamkę i usłyszałam taki dziwny dźwięk, jakby coś syczało. Potem jeszcze raz i lekki wstrząs. Wyszłam do okna i zobaczyłam wyrwę w ziemi - wspomina sobotni wieczór Małgorzata Przybyła.

Straż pożarna była na miejscu w ciągu kilku minut i od razu zdecydowała, by ewakuować ludzi. Nie było chwili do stracenia, bo z każdą minutą zapadlisko rosło w oczach. W wielkiej dziurze tkwił już i nie było wiadomo, czy budynek nie zacznie się walić.

- Kazali nam szybko wyłazić z mieszkań. Zarzuciłam na koszulę nocną tylko szlafrok, bo byłam przekonana, że zaraz wrócimy do mieszkań. W tym amoku takie dziwne pomysły przychodzą człowiekowi do głowy, o jakie w normalnej sytuacji bym się nie podejrzewała. Jestem diabetyczką i nawet nie pomyślałam, że insulina może mi być potrzebna - kręci z niedowierzaniem głową Maria Kleczkowska. Nawet nie chce myśleć, co by się stało, gdyby dziura powstała w środku nocy: - Wybuch gazu prawdopodobnie by nas pogrzebał w tym zapadlisku.
Strażacy kazali wszystkim zejść do piwnic i przebijali przejścia między klatkami. Po kwadransie w budynku było pusto. Policja pilnowała dobytku pozostawionego w opustoszałych mieszkaniach.

- Niemal wszyscy lokatorzy klatek 10-16 znaleźli schronienie u rodzin. Pomocy bezpośredniej musieliśmy udzielić czterem osobom. Mają zapewnione miejsce do spania i ciepłe posiłki - powiedział nam wczoraj rano prezydent Siemianowic Jacek Guzy.

Zasypywanie zapadliska zaczęło się dopiero w południe. Wcześniej na miejscu katastrofy musieli popracować specjaliści z Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach.

- Wróciłam do siebie wczoraj przed godz. 19. Jakoś tak nieswojo się czułam... Na szczęście wszystko w mieszkaniu było na miejscu. Podziękowałam policjantom, strażakom i prezydentowi, bo przecież wykonali kawał dobrej roboty - mówi Maria Przybyła.

Dzisiaj prace wokół bloku przy PCK rozpoczną geolodzy i specjaliści z OUG. Za pomocą georadarów sprawdzą, co znajduje się pod jezdnią, trawnikami i klombami. Prawdopodobnie wykonają też odwierty kontrolne.

- Mamy w budżecie miasta zarezerwowane pieniądze na takie wypadki i chociaż teren nie należy do gminy, uruchomimy je, bo jesteśmy odpowiedzialni za ludzi. Na jakie zabezpieczenie terenu zostaną wykorzystane te pieniądze - zdecydują specjaliści. Dziś mogę zapewnić, że wokół ul. PCK jest bezpiecznie - usłyszeliśmy od prezydenta Guzego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!