Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gawron kroplą w morzu stoczniowych potrzeb

Redakcja
Stoczniowców z Gdyni nie uratuje nawet zwodowany kadłub
Stoczniowców z Gdyni nie uratuje nawet zwodowany kadłub Tomasz Bołt
Symbolem nieudolnych działań modernizacyjnych polskiej floty wojennej nazywana jest korweta typu Gawron, zwodowana wczoraj w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni.

Budowa jednostki ciągnie się już dziewiąty rok, czyli tyle, ile w innych państwach trwa skonstruowanie wielokrotnie większych pancerników i lotniskowców.

Po przystąpieniu Polski do NATO w 1999 r. politycy zapowiadali, że nowych korwet będzie siedem, na razie jest kadłub jednej, a nawet na tę inwestycję długimi latami brakowało finansowania. Absurdalna sytuacja powoduje powolny upadek Stoczni Marynarki Wojennej, a rokowania wesołe nie są.
Część ekspertów uważa, iż zakład, mimo programu restrukturyzacji i możliwości pozyskiwania zleceń pozaresortowych, bez kolejnych, poważnych zleceń od Ministerstwa Obrony Narodowej padnie. A zleceń takich na razie nie ma. Nic więc dziwnego, że stoczniowcy w trakcie wczorajszego wodowania mieli markotne miny.

Cieszyć się jednak nie mają z czego, skoro Gawron jest pierwszą od 15 lat jednostką budowaną dla potrzeb Marynarki Wojennej i zwodowaną w gdyńskiej stoczni, która teoretycznie powinna utrzymywać się dzięki zleceniom z MON. Wczorajsza uroczystość zbiegła się na dodatek z rozpoczęciem procedury zwolnień grupowych w zakładzie.

O wszczęciu takich działań zarząd SMW poinformował związki zawodowe i pracowników przed niespełna tygodniem. Według planu restrukturyzacji odejść ma aż 300 pracowników, głównie nieprodukcyjnych, z liczącej około 1,3 tys. osób załogi.

Właściciel przedsiębiorstwa, rządowa Agencja Rozwoju Przemysłu SA od dawna zresztą wskazywała, że przerost administracji w połączeniu z odcięciem zleceń od MON powoduje, że stocznia ma małe szanse na rentowność.

Już dziś wiadomo jednak, że procedura zwolnień nie obędzie się bez konfliktu, gwałtowne protesty zapowiedziały bowiem związki zawodowe. Sami pracownicy są mocno podłamani działaniami resortu wobec stoczni.

- Zapowiadanych zleceń na budowy statków nie ma - usłyszeliśmy wczoraj na wodowaniu od jednego ze stoczniowców. - Z samych remontów zaś trudno się utrzymać. Ale czemu za taką sytuację odpowiadać mają głowami pracownicy, skoro wcześniej obiecywano nam świetlaną przyszłość?
Roman Kraiński, prezes Stoczni Marynarki Wojennej, uważa jednak, że fakt wczorajszego wodowania może przyciągnąć do zakładu kontrahentów. Nie jest tajemnicą, że tacy byli i są poszukiwani, m.in. wśród rządów państw azjatyckich.

- To największy i najnowocześniejszy okręt, budowany obecnie w naszej stoczni - powiedział o korwecie Gawron prezes Kraiński. - Ten projekt na światowym poziomie może być naszą wizytówką.

SMW musi szukać kontrahentów za granicą, bo na poważne zlecenia od MON nie ma co liczyć. Choć stan uzbrojenia MW jest bardzo słaby, a do najnowocześniejszych okrętów należą dwie fregaty typu Oliver Hazard Perry, które w 2000 i 2002 r. otrzymaliśmy... za darmo od Stanów Zjednoczonych, o budowie kolejnych okrętów dla MW jest cicho. - Plany rozwoju technicznego Marynarki Wojennej RP są w dużej części tajne - ucina dyskusję na ten temat płk Wiesław Grzegorzewski z MON.

W podobnych tonach wypowiada się Bartosz Zajda z Marynarki Wojennej. - O nowe okręty proszę pytać w MON - usłyszeliśmy od Bartosza Zajdy.

Korweta gotowa będzie za trzy lata

Gawrona oficjalnie rozpoczęto budować w listopadzie 2001 r., a stępkę pod okręt położył ówczesny premier Leszek Miller. Prace zintensyfikowano jednak dopiero w 2006 r., kiedy to MON zapewniło pełne finansowanie projektu. Okręt wyposażony zostanie m.in. w rakiety, torpedy i lądowisko dla śmigłowca, kosztować ma około 1,2-1,5 mld zł. Minister obrony Bogdan Klich zapowiada, że będzie gotowy w 2012 r.

Stocznia jest w rękach Ministerstwa Obrony

Rozmowa z Januszem Walczakiem, ekspertem ds. obronności i wojskowości.
Stocznia Marynarki Wojennej zwodowała pierwszą i ostatnią korwetę ORP "Gawron", ale co dalej?

Zamówień z MON na budowę okrętów nie ma i nie będzie tyle, aby utrzymać stocznię, ponieważ brakuje funduszy na zbrojenia. Jeśli tak dalej pójdzie, stoczni grozi likwidacja. Uważam, że Ministerstwo Obrony Narodowej powinno w większym stopniu być resortem decyzyjnym i odpowiadać za stocznię. Obecnie zaledwie 1 procent udziałów należy do MON, reszta do Agencji Rozwoju Przemysłu.

Może należy pójść inną drogą i postawić na produkcję cywilną?
Ze stoczni można wydzielić część zbrojeniową, która powinna zostać spółką państwową. W jej posiadaniu pozostałoby wyposażenie i infrastruktura. Z niej można wydzielić spółki komercyjne, które mogą wynajmować majątek w celu realizacji kontraktów. Mogą one zdobywać kontrakty na rynku cywilnym i w ten sposób zrównoważyć kulejącą część zbrojeniową.

Stocznia jest wpisana w system obronny. Czy jest to faktycznie tak ważny podmiot dla bezpieczeństwa kraju?
Z punktu widzenia obronności kraju musi istnieć podmiot, który gwarantuje utrzymanie i wykonywanie usług na rzecz naszej Marynarki Wojennej w celu utrzymania zdolności bojowych jednostek floty. Resort obrony musi się jednak określić, czego właściwie chce od stoczni. Brak tego określenia zagraża dalszemu istnieniu zakładu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki