To był feralny lot 002 z Chicago do Warszawy. Boeingiem 767-300 Polskich Linii Lotniczych LOT, który w sobotę rano został trafiony piorunem, podróżował Jacek Greinke z Bytowa. Samolot z 206 pasażerami na pokładzie kilkakrotnie pikował nad bezkresem wód Oceanu Atlantyckiego. Greinke przyznaje: w powietrzu rozpętało się prawdziwe piekło.
Na szczęście nie doszło do katastrofy, jak w przypadku tragedii Airbusa u wybrzeży Brazylii, choć okoliczności były podobne. W Boeingu również zawiódł czujnik prędkości. Tylko dzięki fachowości polskich pilotów samolot nie spadł do oceanu.
Jacek Greinke do dziś z drżeniem bierze do ręki bilet, który mógł dla niego oznaczać podróż w jedną stronę. Z Chicago leciał z grupą 20 osób reprezentujących Izbę Gospodarczą Przemysłu Drzewnego. Był z nim też jego szef, właściciel tartaku Łąccy z Kołczygłów, gdzie Greinke pracuje jako menedżer. I chociaż samolotami podróżował niemalże już 50 razy, to jak przyznaje, ten ostatni lot od samego początku był inny. - Jeszcze przed startem, nad Chicago rozszalała się burza, więc wylecieliśmy z 30 -minutowym opóźnieniem - opowiada Greinke. - Gdy w końcu samolot wystartował widać było, że coś jest nie tak, bo mieliśmy problem z wzniesieniem się - opowiada.
Podróżni uspokoili się, gdy pułap został osiągnięty. Po chwili jednak koszmar powrócił. Samolot na zmianę: ostro pikował i wznosił się w powietrze. Pasażerowie oszaleli ze strachu.
- Wielokrotnie latałem w turbulencjach, ale czegoś takiego nigdy nie przeżyłem. Gdy maszyna zaczęła opadać nie wiedziałem co zrobić. Gdyby kapitan wcześniej nie kazał zapiąć pasów, to głową uderzyłbym w sufit - relacjonuje bytowianin.
Ludzie wpadli w panikę, kobiety mdlały. Na pokładzie bezskutecznie próbowano znaleźć lekarza. Ostatecznie pomocy udzielały stewardesy, które omdlałym pasażerom podawały lekarstwa.
- Nikt do nikogo się nie odzywał. Gdy wygasły ekrany podające informacje o locie wszyscy osłupieli - kontynuuje Greinke.
Pasażerowie nie wiedzą co się działo w kabinie pilotów. Greinke pamięta, że podano jedynie komunikat o lądowaniu w Toronto. Dopiero tam dowiedział się, że w Boeingu wysiadła elektronika i to najprawdopodobniej z powodu trafienia piorunem. Piloci ręcznie i instynktownie kontrolowali prędkość, co, w samolotach, jest karkołomnym zadaniem (za duża lub za mała powoduje utratę siły nośnej), a skończyło się niekontrolowanymi "podskokami" w powietrzu. Według amerykańskiego portalu lotniczego - Boeing LOT-u kilkakrotnie tracił nawet 2 kilometry wysokości w ciągu 3 minut.
Po szczęśliwym wylądowaniu ludzie płakali i dziękowali Bogu. Sam Greinke nie mógł opanować drżenia rąk i nóg.
- A ktoś z obsługi kanadyjskiego lotniska powiedział mi, że życie zawdzięczamy naszym pilotom - mówi wzruszony Greinke.
Na czas naprawy samolotu pasażerowie zostali odwiezieni do hotelu. Nie wszyscy chcieli jednak wracać do Boeinga LOT. Także Jacek Greinke. Do Amsterdamu poleciał linią KLM.
- Nie chciałem już lecieć polskimi liniami, choć mówi się, że są najbezpieczniejsze. Bałem się, że i ich samolot spadnie... - wyznaje.
Podczas lotu do Amsterdamu strach powrócił. Więc wraz z grupą Polaków bytowianin dotarł do kraju pociągiem. - Teraz zaczynam drugie życie i nie wiem czy kiedykolwiek wejdę na pokład samolotu, bo sobotnie wydarzenia ciągle stoją mi przed oczami - wyznaje z zalęknionym wzrokiem pasażer lotu 002.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?