Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twarde "nie"oznacza wielkie kłopoty

Piotr Weltrowski, Szymon Szadurski, Paweł Rydzyński
Kłopoty w Gdyni
Kłopoty w Gdyni Opracowanie własne
Nie brak pieniędzy i kryzys gospodarczy, a małe czasami "nie" właścicieli bądź dzierżawców spornych działek oraz protesty mieszkańców mogą utrudniać realizację kluczowych dla Trójmiasta inwestycji. Jaskrawym przykładem jest tu sprawa sporu między władzami Sopotu a dzierżawcami nieruchomości, znajdujących się na terenach, po których przeprowadzona ma zostać tak zwana Droga Zielona.

Chociaż sopoccy urzędnicy wydają się być pewni swoich racji, to wiele wskazuje na to, iż sprawa finał znajdzie w sądzie. Właściciele parkingu i hotelu, znajdujących się na terenie, na którym powstać ma tak zwana Droga Zielona, podpisali z należącą do miasta spółką Hipodrom wieloletnie umowy, w których nie przewidziano możliwości wypowiedzenia.

W grudniu zeszłego roku zaczęli negocjacje z miastem w sprawie rozwiązania owych umów. Trwały do maja. Później nastąpiła kilkumiesięczna cisza. Dopiero teraz wznowiono rozmowy, okazuje się jednak, iż tylko na chwilę.

- Spotkaliśmy się z Pawłem Orłowskim, wiceprezydentem miasta, a później z reprezentującym miasto prawnikiem - relacjonuje Wojciech Daniell, właściciel hotelu. - Powiedziano nam, że wszystkie wcześniejsze ustalenia są już nieważne.

W tym samym czasie do przedsiębiorców trafiły też pisma z sopockiego magistratu.
- Poinformowano nas, że podpisane wcześniej umowy wygasły. Według naszego prawnika to zwykły bubel prawny - dodaje Daniell.

Co na to miasto?
- Własność gruntów przeznaczonych pod budowę Drogi Zielonej, we fragmencie przebiegającym przez teren Hipodromu, została przejęta z mocy prawa przez Sopot w trybie artykułu 98 ustęp 1-3 ustawy o gospodarce nieruchomościami - informuje Zofia Kaszkur, naczelnik Wydziału Strategii Rozwoju Miasta w sopockim magistracie.
- Zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego, miasto nie wstąpiło w prawa wydzierżawiającego zarówno jeżeli chodzi o dzierżawę parkingu, jak również obiektów hotelowych. Grunty te w chwili obecnej zajmowane są więc bez tytułu prawnego.
Urzędnicy mają też swoje zdanie, jeżeli chodzi o przebieg negocjacji prowadzonych z przedsiębiorcami.

- Miasto zamierzało uregulować sytuację i przedstawiło poprzednim dzierżawcom oferty zawarcia umów dzierżaw do czasu rozpoczęcia inwestycji na tym terenie. Oferty te nie spotkały się jednak z zainteresowaniem - dodaje Kaszkur.
Pracownicy sopockiego magistratu zastrzegają też, że wcześniejsze negocjacje prowadzono po to, aby "zbadać oczekiwania dzierżawców".

Druga strona sporu kwituje sprawę krótko, określając decyzje podejmowane przez urzędników mianem absurdalnych. Obaj biznesmeni twierdzą, że w żadnym wypadku nie czują się "byłymi" dzierżawcami, a sprawę chcą w najbliższych dniach skierować na drogę sądową. Zaznaczają, że nie zamierzają się ruszać z zajmowanych przez siebie miejsc, gdyż, według opinii ich prawników, nadal obowiązują umowy z Hipodromem.

Miasto, które w styczniu 2009 roku planuje złożenie wniosku w sprawie dofinansowania ze środków unijnych budowy Drogi Zielonej, twardo utrzymuje, że całe zamieszanie nie wpłynie z żaden sposób na dotrzymanie tego terminu, a ewentualna sprawa w sądzie może dotyczyć co najwyżej odszkodowania, a nie samego faktu przejęcia działek. To o tyle istotne, iż aby złożyć wniosek o dofinansowanie, gmina musi mieć uregulowaną kwestię działek, na których realizowana ma być inwestycja.
Niezależnie od całej sprawy Wojciech Daniell zapowiada, że zgłosi sprawę prokuraturze. Twierdzi, że urzędnicy negocjując z nim wcześniej wysokość odszkodowania, grozili odebraniem koncesji na sprzedaż alkoholu w hotelu, nie wliczając zysków przypadających z tytułu posiadania jej do ogólnego bilansu.

- Nie można było założyć z góry, że dzierżawca uzyska koncesję na sprzedaż alkoholu w kolejnych latach. Wnioskodawca spełnić musi szereg przesłanek niezależnych od decyzji Urzędu Miasta, w tym obowiązany jest przedstawić decyzję sanepidu w zakresie spełnienia warunków sprzedaży i podawania napojów alkoholowych - odpowiada Kaszkur.

Urzędnicy dodają też, że w skorygowanej analizie wykonywanej przez firmę doradczą w zakresie oszacowania tzw. nieosiągniętych korzyści uwzględniono posiadaną przez dzierżawcę koncesję na sprzedaż alkoholu.

Kłopot tuż przy granicy

Sopot w tego typu problemach nie jest odosobniony. Kilkaset metrów od hotelu i parkingu, naprzeciw powstającej na granicy kurortu i Gdańska Wielofunkcyjnej Hali Sportowo-Widowiskowej, rozpoczyna się ulica Gospody. Ta niepozorna, dzielnicowa uliczka to w tej chwili najbardziej zapalny punkt inwestycyjny w Gdańsku.

Za kilka lat przy hali powstanie wielkie rondo, z którego w jedną stronę będzie można dojechać do Sopotu przebudowaną ulicą Łokietka, w drugą - do Oliwy ulicą Gospody. Prostopadle do nich przejdzie Droga Zielona. Tak będzie jednak nie wcześniej niż w 2013 r.
Do tego czasu główną arterię dojazdową do hali miała stanowić (w zamyśle gdańskich urzędników) właśnie ulica Gospody. Powstały zatem plany jej poszerzenia o jeden pas w każdą stronę. Ale te pomysły natrafiły na stanowczy opór mieszkańców.

W 2006 przy Spółdzielni Mieszkaniowej "Żabianka" zawiązał się Komitet Protestacyjny, który zebrał ponad dwa tysiące podpisów właśnie między innymi przeciwko poszerzaniu ulicy Gospody. Przedstawiciele władz Gdańska wielokrotnie jeździli na Żabiankę na negocjacje, ale w końcu ulegli. Przed kilkoma miesiącami zdecydowano, że ulica Gospody pozostanie jednojezdniowa. Jedyne, co udało się wywalczyć, to jej niewielkie poszerzenie, w sumie o półtora metra. Wzdłuż ulicy powstanie też ciąg pieszo-rowerowy. Gospody ma być "rozbudowana" przed otwarciem hali, czyli do września 2009.

Zupełnie inna sytuacja miała miejsce pod koniec lat 90., gdy rozpoczynał się pierwszy etap przebudowy ulicy Słowackiego, na odcinku między obwodnicą i ulicą Potokową.
- Mieliśmy problem z wykupieniem jednej z działek. Małej, o powierzchni raptem kilkuset metrów kwadratowych - wspomina Mieczysław Kotłowski, wówczas wicedyrektor, a obecnie p.o. dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. - Jej właścicielka liczyła na wyższą cenę niż zaproponowana przez inwestora. Przez to, że zablokowała sprzedaż, o rok opóźnił się proces przygotowywania inwestycji. Ostatecznie nie wpłynęło to jednak na harmonogram samej budowy.

Przepisy wówczas obowiązujące nie pozwalały na przejęcie tej działki bez zawarcia ugody.
- Ratunkiem było wydanie decyzji administracyjnej o przejęciu działki, z rygorem natychmiastowej wykonalności. Wysokość odszkodowania rozstrzygał potem sąd - dodaje Kotłowski.
Czy skala takich problemów jest duża?
- To zależy, jaką przyjąć miarę. Jeśli mała działka blokuje dużą drogę, to skala jest ogromna - uważa dyrektor.
Znacznie poważniejsza sprawa niż kilkusetmetrowa działka może zablokować budowę wysokościowców w pasie nadmorskim. Do końca listopada mają powstać ekspertyzy, które orzekną, czy planowana budowa pięciu wysokościowców pomiędzy molem w Brzeźnie a al. Hallera nie wpłynie negatywnie na pobliskie ujęcia źródeł wody.
- Ich ochrona jest bardzo ważna. Korzysta z nich 30 procent Gdańska - mówi Małgorzata Chmiel, przewodnicząca Komisji Rozwoju Przestrzennego Rady Miasta Gdańska. Badania prowadzone są na zlecenie tej właśnie komisji.

Małgorzata Chmiel zwraca uwagę, że "wieże" w Brzeźnie chce postawić prywatny inwestor.
- Plan zagospodarowania przestrzennego uchwalono dawno, nie mamy możliwości odmówienia przeprowadzenia inwestycji - zaznacza radna. - Trzeba byłoby płacić bardzo wysokie odszkodowanie, na które miasta nie stać.

Nie ukrywa, że osobiście jest przeciwna wysokościowcom w pasie nadmorskim. Zwraca uwagę, że ich budowa spowoduje między innymi wzmożony ruch samochodów. Pojawią się problemy z miejscami do parkowania.
- W tym miejscu są wody gruntowe. Wstępne ekspertyzy geologiczne mówią, że może być problem z budową nawet jednej kondygnacji parkingów podziemnych - uważa radna.

Gdynia świetnie sobie radzi

W stosunkowo najlepszej sytuacji jest Gdynia. Co prawda miasto zbudowane jest na prywatnych gruntach, wykupywanie działek pod inwestycje przez samorządowców jest więc koniecznością. Nie ma innej możliwości, aby wybudować nowe drogi czy skanalizować rozwijającą się dynamicznie zachodnią część miasta, głównie Wiczlino i Chwarzno.

Urzędnicy deklarują jednak, że z wykupem działek nie mają większych problemów. Właściciele chcą sprzedawać swoje nieruchomości, czasami nawet aż za bardzo. Tak było, gdy budowano Drogę Różową. Część właścicieli domów przylegających do tej inwestycji miała do gdyńskich włodarzy pretensje, iż ci nie chcą wykupić ich posesji.

Gdynia może mieć jednak poważny problem z wykupem nieruchomości, które zostały skomunalizowane po drugiej wojnie światowej z naruszeniem prawa, a teraz sądy nakazują ich zwrot prywatnym właścicielom. Podobnych sytuacji notuje się tutaj coraz więcej.

Na prywatnym gruncie stoi między innymi Zespół Sportowych Szkół Ogólnokształcących przy ulicy Władysława IV w centrum miasta. Gdyńscy włodarze otwarcie przyznają, iż trzeba będzie siąść z właścicielem, któremu sąd nakazał zwrócić ten grunt, do trudnych negocjacji.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki