Mimo sukcesów odnoszonych od lat na europejskich scenach, Jerzy Jeszke nie "gwiazdorzy", podkreśla, że wciąż jest chłopakiem z bytowskiej ulicy.
- Fakt. Udało mi się dostać do obsady musicalu reżyserowanego przez Romana Polańskiego. Cieszę się z tego bardzo, ale nie jest to powód do wywyższania się - podkreśla artysta.
Jerzemu Jeszke powiodło się, a przecież kilkanaście lat wcześniej nikt nie sądził, że zrobi karierę na scenach europejskich oper, teatrów i na planach filmowych. Po zawodówce otrzymał zawód ślusarza, ale czuł w sobie powołanie do sztuki. Do śpiewu i aktorstwa.
Już w szkole zawodowej prowadził teatr poetycki. Później poszedł do Studium Wokalno-Aktorskiego Danuty Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Tam się rozwinął i go zauważono.
W międzyczasie uczył się jeszcze w zaocznym liceum ogólnokształcącym. Zdał maturę i zakończył naukę. Dwa lata śpiewał jako solista w gdyńskim Teatrze Muzycznym i angażował się w role w polskich filmach.
Wybuchł stan wojenny. Jeszke pojechał do Warszawy. Został solistą w obecnym teatrze Roma.
- Byliśmy wtedy za młodzi na "żołnierzy Solidarności", a z drugiej strony odbierano nam szanse kariery artystycznej, bo dostaliśmy zakazy występowania z powodu aktorskiego bojkotu - wspomina.
Planował ruszyć na Broadway, ale zabrano mu paszport. To był 1986 rok. Zaczął też mniej grać i założył rodzinę. Zabrakło mu środków do życia. Później dostał posadę w teatrze muzycznym na terenie byłej NRD.
Był już bliżej Zachodu i wtedy dano mu szansę. Dostał posadę chórzysty, gorszą od solisty, ale na terenie republiki RFN. Jeszke uciekł na Zachód. Niestety, jego teatr w Oberhausen zamknięto zaraz po upadku muru berlińskiego. Znowu został bez pracy i wylądował na ulicy.
Stał się ulicznym artystą i jeździł po świecie z trupami operowymi. Po siedmiu latach oczekiwania dostał szansę w postaci głównej roli w wielkim musicalu, który kosztował prawie miliard marek niemieckich. Tak się zaczęła kariera Jerzego Jeszke na deskach europejskich teatrów i oper.
- Jestem aktorem, który śpiewa i ma wysoki baryton rockowy. To duży atut, ale ja nie gram na swojej popularności, ale na fachowości i to się utrzymuje od 32 lat - dodaje artysta.
Mieszkańcy Bytowa wciąż znają go jako "równego chłopa" z podwórka.
- Podziwiam go, ale to też wciąż mój kolega. Wszyscy cieszymy się, że zagra u Polańskiego. Okazją do gratulacji będą kolejne odwiedziny w Bytowie - mówi Józef Jaszewski, kolega artysty z bloku, w którym mieszkał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?