Każdy z nas ma ponoć swoją szczęśliwą liczbę

Dorota Kowalska
pixabay
Jeśli wierzyć numerologom, nic nie dzieje się przez przypadek, bo też ogromny wpływ na nasze życie mają liczby. Specjalne znaczenie nadawali im Babilończycy, Hindusi, Egipcjanie, Inkowie, Fenicjanie, Majowie, Aztekowie, Sumerowie, a nawet Chińczycy. My też przywiązujemy się do liczb.

Ta historia kilka lat temu obiegła cały świat. Sodeto, położona na uboczu, licząca zaledwie 70 gospodarstw hiszpańska wioska rolnicza zmagała się z problemami wywołanymi kryzysem gospodarczym i stratami po ciężkiej suszy, aż do bożonarodzeniowej loterii „El Gordo”, która w Hiszpanii jest ogromnym wydarzeniem. Mimo nie najlepszych nastrojów mieszkańcy Sodeto kupili losy, trochę ze względu na dobro koła gospodyń domowych, które otrzymuje niewielki procent od ich sprzedaży. Ich kupony okazały się warte 950 milionów dolarów - najwięcej w historii loterii. Jak pisał „New York Times News Service” w wygranej mieli udział mieszkańcy wszystkich domów w Sodeto - z wyjątkiem jednego pechowca. Niektórzy, w większości rolnicy i bezrobotni pracownicy budowlani, wygrali miliony. Ci, którzy mieli najmniej szczęścia, zgarnęli co najmniej 130 tysięcy dolarów. Szczęście mieszkańców Sodeto miało jednak swoją cenę. Bo oto od czasu wygranej wioskę wciąż nawiedzają kupcy i wszelkiej maści poszukiwacze szczęścia. Do domów mieszkańców pukali na zmianę: bankowcy oferujący lokaty z wysokim oprocentowaniem, dealerzy samochodowi kuszący nowymi bmw i reklamujący swój towar sprzedawcy mebli.

Ale bądźmy szczerzy, cóż znaczą te drobne niedogodności w obliczu tysięcy dolarów, jakie spłynęły do zapomnianej przez świat hiszpańskiej osady.

Umówmy sie, każdy z nas marzy o wygranej, wielu wydaje na losy przeróżnych loterii majątek, w każdym razie z badań przeprowadzonych w 2014 wynika, że co drugi dorosły Polak grywa w Lotto. Właśnie w Polsce pierwsza gra liczbowa Totalizatora Sportowego Toto-Lotek pojawiła się w 1957 roku. Przez 16 lat była jedyną grą liczbową, w jaką można było grać nad Wisłą. Właścicielem pierwszego, historycznego już kuponu, został Mieczysław Kamiński spod Siemiatycz. W 1975 roku Toto-Lotek zmienił nazwę na Duży Lotek, potem na Lotto. I zaczął się szał numerów! Które są szczęśliwe, które przynoszą pecha?

Ludzie na kuponach skreślają daty swoich urodzin, daty urodzin dzieci, wnucząt, małżonków. Niektórzy przez całe życie zaznaczają te same cyferki, licząc, że wreszcie kiedyś trafią, ale 59 procent grających w Lotto kupuje zakłady na chybił trafił. Zresztą, im wyższa kumulacja, tym więcej osób wybiera właśnie tę metodę.

A jeśli już skreślamy sami, jakie najchętniej wybieramy numery? Trudno w to uwierzyć, ale 1, 2, 3, 4, 5, 6. Chociaż w tym roku, najczęściej, bo aż 33 razy, w losowaniu Lotto padła liczba 34.

W Lotto najczęściej padają te liczby:

Liczba Ilość/Procent losowań
34 33 / 27%
38 23 / 19%
6 22 / 18%
28 21 / 17%
36 20 / 16%
11 19 / 15%
47 19 / 15%
37 19 / 15%
23 18 / 15%
25 18 / 15%

Antoni Pawełczyk, mechanik samochodowy, już na emeryturze, gra w „lotka” od 30 lat, na te same numery. Nie poda ich oczywiście, ale przyniosły mu szczęście już kilkakrotnie. - Dwa razy miałem „piątkę”, jednej cyfry zabrakło - wzdycha. Były też „czwórki”, „trójki”.

Żona się tym jego graniem trochę denerwuje. Mówi, że za pieniądze, które wydaje na kupony, zjechaliby pół świata. - Ale mąż nie pije, nie pali, tylko te numery, więc machnęłam ręką - śmieje się. Pan Antoni zakłady kupuje zawsze w tym samym kiosku, od 30 lat u tego samego kioskarza. Znają się - porozmawiają zawsze, pośmieją się. To już właściwie rytuał z tym wysyłaniem „lotka”.

- Ta niepewność, to lekkie podenerwowanie podczas losowania - po prostu uzależniają. Dwa razy nie grałem: w 2013 roku, kiedy leżałem w szpitalu - przyznaje. Numerów, które skreśla nie zmieni. Wie, że mu sprzyjają i że za którymś razem trafi „szóstkę”.

Niektórzy szukając swoich liczb, sięgają do nawet numerologii. Numerologia to, najkrócej mówiąc, prognozowanie z liczb, opierające się na przekonaniu, że numer przyporządkowany danemu obiektowi (numer domu, samochodu, telefonu, zakodowane pod postacią liczby imię itp.) ma związek z jego losem. Numerologia uważana jest przez naukowców za pseudonaukę, niemającą żadnych racjonalnych ani eksperymentalnych podstaw. Ale naukowcy swoje, a życie swoje.

Bo według numerologów nic nie dzieje się przypadkowo: ani to, że ktoś urodził się w jakimś kraju, ani że posiada takie, a nie inne imiona i nazwiska, czy datę urodzenia. Duch wstępuje w ciało, żeby idąc przez całe życie, stale się doskonalić. Nauka numerologiczna pozwala określić jakie etapy są przed, a jakie już za nami. Ułatwia przede wszystkim poznanie siebie. W pradawnych czasach uznawana była za jedną z nauk świętych rozpowszechnianą poprzez kapłanów.

Może warto w tym miejscu wspomnieć, że to Pitagoras często uważany jest za ojca współczesnej numerologii, choć nie jest jej autorem. Jego zdaniem wszelkie zjawiska zachodzące we wszechświecie można sprowadzić do wzorów liczbowych. Specjalne znaczenie liczbom nadawali Babilończycy, Hindusi, Egipcjanie, Inkowie, Fenicjanie, Majowie, Aztekowie, Sumerowie, a nawet Chińczycy. U podstaw numerologii wymienia się dwa źródła - wierzenia (pochodzące z kabały) oraz tradycję pitagorejską.

Numerologię można wykorzystać na wiele sposobów. Do najczęstszych należą przygotowanie horoskopu, dobór partnera czy partnerki, wsparcie decyzji biznesowych i wiele innych. Numerologia uwzględnia cyfry do 0 do 9 oraz 11 i 22. Każdej liczbie przypisane jest odpowiednie znaczenie. Na każdego z nas wpływają liczby, z którymi jesteśmy w jakiś sposób związani. Niektórzy uważają, że liczbą, której należy się wystrzegać, jest 13, a szczęście przyniesie liczba 7, ale to ponoć błędne wioski. Każda liczba jest inna i niesie ze sobą inny rodzaj energii. Jednak wśród numerologów panuje przekonanie, że jest jedna liczba, która przynosi szczęście - to trójka.

Może i tak. W każdym razie, niektórym się udaje. W historii Totalizatora Sportowego aż szesnaście razy wygrana przekroczyła 30 milionów złotych, w marcu 2017 roku padł rekord - ktoś zgarnął 36 726 210,20 zł. Z kolei w 1994 roku aż 80 szczęśliwców trafiło główną wygraną. Wylosowano wówczas liczby: 11, 16, 23, 30, 35 i 41. Rok później po raz pierwszy dwie „szóstki” zasiliły konto jednego gracza. Szczęśliwiec zagrał w Olsztynie i trafił główne wygrane w losowaniach 26 sierpnia i 6 września.

Dwadzieścia lat później dotrali do niego dziennikarze „Faktu” - nie ułożyło mu się życie. Ale wróćmy do początku tej historii: Romanowi W., bo to on rozbił bank Totalizatora Sportowego, nie wiodło się najlepiej. Mieszkał z żoną i synkiem w małym domku, a raczej altance na skraju wsi Kalisty pod Dobrym Miastem na Warmii i Mazurach. Zdesperowany, w 1995 roku, zastawił w lombardzie ślubną obrączkę i wypełnił zakład w pobliskiej kolekturze totalizatora. Trafił szóstkę. Kiedy odebrał nagrodę, po tygodniu wysłał drugi los i znowu wygrał fortunę. Roman W. najpierw pojechał z rodziną na wycieczkę, a potem zaczął inwestować. Kupił najnowszą na tamte czasy limuzynę renault, rozpoczął budowę domu, kupił dwa mieszkania w Olsztynie i w pomieszczeniach po byłym PGR w Rogiedlach założył klub disco polo.

„W pięć lat wszystko stracił, mieszkania i niedokończony dom zostały sprzedane, a on wyprowadził się z rodziną za Zamość do starego domu po zmarłym ojcu. Romek całą wygraną przepuścił, stawiając też w wielkiej ilości kolejne zakłady w kolekturach. Pewnie myślał, że ma nieskończone szczęście, a tak nie było” - mówiła dziennikarzom sąsiadka mężczyzny. Ci dotarli do byłego milionera, mieszkającego we wsi pod Zamościem. Nie chciał z „Faktem” rozmawiać. Ale, jak zauważyli dziennikarze, jedyne, co pozostało po jego majątku, to zarośnięta altanka i rozpadająca się wiejska dyskoteka.

Ale też to wcale nie taki odosobniony przypadek. Psychologowie mówią wprost, że czasami tak wielkie pieniądze mogą być przyczyną kłopotów, nie szczęścia. Z wielu zresztą powodów. Jedne leżą w nas samych, inne - w ludziach, którzy nas otaczają, zwłaszcza w rodzinie.

W 1988 roku William „Bud” Post wygrał 16 milionów dolarów w stanowej loterii w stanie Pensylwania. Niestety, zamiast cieszyć się życiem i majątkiem, „Bud” spotkał się z masą dodatkowych problemów. Jego była partnerka pozwała go, twierdząc, że należy jej się część wygranej. Wygrała w sądzie. Brat zatrudnił płatnego zabójcę, aby po śmierci milionera przejąć jego tysiące dolarów. Nie udało mu się i trafił do więzienia. Reszta rodziny konsekwentnie chciała od Posta pieniędzy. W ciągu roku świeżo upieczony milioner został człowiekiem z długiem o wysokości 1 mln dolarów. Żyje, a przynajmniej żył, z bonów żywnościowych i zasiłku wynoszącego 450 dolarów miesięcznie.

Dolores McNamara nie posiadała się z radości, gdy w 2005 roku wygrała aż 115 milionów euro na loterii EuroMillions. Matka szóstki dzieci miała nadzieję, że jedyną zmianą w jej życiu będzie to, że nie będzie musiała martwić się o pieniądze. Była w błędzie, bo jej życie zamieniło się w koszmar.

W ciągu pół roku kilkakrotnie grożono jej i członkom jej rodziny porwaniem, a policja ujęła gangsterów zasadzających się na jej syna. Ostatecznie rodzina McDolores wynajęła agencję ochrony i zamknęła się w wielkim, 600-metrowym domu ogrodzonym płotem, pod nadzorem kamer.

Obecnie jej jednym problemem są ciągłe prośby, przybywające drogą pocztową. Listonosz przywozi do niej pocztę trzy razy dziennie. Często listy adresowane są tylko: Dolores McNamara, Limerick.

Luke Pittard zgarnął w 2006 roku 1,3 miliona funtów. Wydawałoby się, że z taką kasą może zafundować sobie spokojne życie przez kilkanaście lat. Jednak już półtora roku później szczęściarz musiał wrócić do pracy w McDonalds. Pieniądze wydał na wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie, kupno wymarzonego domu i wesele.

Jak mówi, nie jest mu z tego powodu przykro. Wszystko, co kupił, dało mu sporo radości, a to, co pozostało z wygranej, umieścił na lokatach, aby nadal przynosiło zysk. Sama praca w McDonalds nie przynosi mu ujmy. Twierdzi, że bez niej nudziłby się jak mops.

Rhoda i Alex Toth wygrali 13 milionów dolarów w 1990 roku (dziś to równowartość 23 mln dolarów - czyli ok. 74 mln zł). Stracili wszystko w 15 lat. Po kilkunastu latach żyli nie tylko w biedzie, ale mieli wielkie kłopoty - bo służby skarbowe oskarżyły ich o przestępstwa podatkowe. Alex nie dożył końca procesu, a Rhoda Toth została skazana na dwa lata więzienia.

Z kolei Gerald Muswagon wygrał 10 milionów dolarów w 1998 r. Kanadyjczyk zaczął imprezować. W ciągu 7 lat przepuścił 10 milionów dolarów. W 2005 roku, gdy już roztrwonił wszystko, powiesił się w garażu swoich rodziców.

Evelyn Adams w połowie lat 80. wygrała na loterii aż dwa razy - w 1985 i 1986 roku. Mieszkanka New Jersey zgromadziła ogólnie 5,4 miliona dolarów. Problem tylko w tym, że była uzależniona od hazardu. W kilka lat roztrwoniła swój majątek w Atlantic City. Mieszka w przyczepie kempingowej.

Może dlatego w psychologii istnieje termin „syndromu nagłego bogactwa” (sudden wealth syndrome). Duże, a przy tym dość zaskakujące zmiany w życiu najczęściej kojarzą nam się z jakimś nieszczęściem - utratą pracy, śmiercią kogoś bliskiego, chorobą. Tymczasem nawet dobre wieści mogą okazać się traumatyczne - właśnie ze względu na ilość zmian, jakie za sobą pociągają. Te związane z wygraniem na loterii to nie tylko nagłe zwiększenie standardu życia i luksusowe przyjemności. To również ogromne wyzwanie dla psychiki. Naukowcy zajmujący się syndromem nagłego bogactwa podnoszą, że osoby, które w jednej chwili znacznie się wzbogaciły, często nie potrafią sobie z tym poradzić emocjonalnie. Mają poczucie winy, bo niby dlaczego właśnie im się poszczęściło, kiedy są tysiące innych, którym te pieniądze bardziej by się przydały? Nagły przypływ dużej gotówki może też zrodzić inne konflikty emocjonalne i pytania.

Ale też wysokość wygranych na świecie przyprawia Polaków o ból głowy. W 2013 roku w Stanach Zjednoczonych odnotowano największą w historii wygraną w loterii Powerball. Zwycięzca zagrał na Florydzie w markecie Zephyrhills i trafił sześć szczęśliwych liczb, choć statystyczne szanse każdego kuponu wynosiły ledwie jeden do 175 milionów. W losowaniu trzeba poprawnie wytypować pięć spośród 59 liczb oraz jedną specjalną - tzw. powerball - spośród 35. W sobotę wieczorem udało się to jednemu graczowi, który postawił na numery 10, 13, 14, 22, 52 i powerball - 11. Dzięki temu obywatel USA wygrał aż 590,5 mln dolarów.

W listopadzie 2010 roku gigantyczną kwotę 588 mln dolarów wygrał kolejny Amerykanin. Rekord świata należy jednak do zwycięzcy 656 mln dolarów w Mega Milions. W 1984 roku 40 milionów dolarów wygrał Polak mieszkający w Illinois - Michael Witkowski.

W Europie zwycięskie numery w loterii EuroMilions wytypowały dwie osoby mieszkające we Francji oraz jedna w Portugalii - wygrały po 180 mln euro. W loterii EuroMillions bierze udział dziewięć krajów europejskich: Wielka Brytania, Irlandia, Francja, Hiszpania, Portugalia, Austria, Szwajcaria, Belgia i Luksemburg. We Włoszech najwyższa wygrana opiewała na kwotę 147 mln euro.

Może właśnie dlatego, wielu, zwłaszcza zagranicznych, szczęśliwców decyduje się podzielić swoja wygraną z innymi. A może kieruje nimi przekonanie, że pieniądze szczęścia jednak nie dają.

W każdym razie pewne kanadyjskie małżeństwo po siedemdziesiątce, które w 2010 roku wygrało na loterii ponad 11 mln dolarów - w ciągu pięciu miesięcy pozbyło się wszystkich pieniędzy. Para stwierdziła, że lepiej czują się, dając coś innym, niż biorąc, dlatego zdecydowali pomóc tym, dla których los jest mniej łaskawy. Po tym, jak zadbali o swoich bliskich, resztę pieniędzy przekazali na cele charytatywne, usługi publiczne, kościół czy cmentarze. Znaczna sumka została oddana szpitalowi, w którym kobieta leczyła się na raka. - Zrobiliśmy tyle dobrego tymi pieniędzmi. My jesteśmy już wystarczająco szczęśliwi: mamy siebie - powiedział zwycięski małżonek.

Z kolei w 1983 roku 55-letni policjant jadł śniadanie w jednej z knajpek w miejscowości Dobbs Ferry w USA. Na koniec posiłku zawarł z kelnerką układ - nie da jej napiwku, ale w zamian odda jej połowę wygranej w loterii, na którą kupon ma w kieszeni. Kelnerka zgodziła się i pomogła skreślić liczby. Kilka dni później w nocy ze snu wybudził ją telefon. Dzwonił 55-letni policjant, który szczęśliwy oznajmił kobiecie, że właśnie wygrali 6 mln dolarów i zgodnie z obietnicą połowa należy do niej. Po 24 latach pracy w barze kelnerka nie zamierzała odchodzić. Za to 55-latek był pełen obaw przed powrotem do pracy, po odebraniu nagrody mówił, że przez całe życie był prostym człowiekiem i ma nadzieję, że pieniądze go nie zmienią.

Ale zdarzają się też historie zupełnie niewiarygodne, bo bywa i tak, że wygrani zwlekają z odebraniem nagrody albo w ogóle się po nią nie zgłaszają. Chyba najgłośniejsza sprawa długo nieodbieranej wygranej zdarzyła się siedem lat temu. Dokładnie 25 marca 2010 r. jeden z graczy trafił „szóstkę” w Lotto i ponad miesiąc nie zgłaszał się po jej odbiór. Dzięki pomocy mediów oraz poszukiwaniach milionera w całych Tarnowskich Górach, w końcu zgłosił się do oddziału Totalizatora Sportowego z kuponem wartym 10 637 066,30 zł! Wiele też mówiło się o długo nieodbieranej rekordowo wysokiej wygranej, która padła 22 września 2012 r. w Bolimowie. Jej właściciel czekał na odbiór pieniędzy około półtora miesiąca. A był bogatszy o 29 465 370,60 zł.

W Chojnicach ktoś inny wygrał 17 112 504,60 i w ogóle nie zgłosił się po wgraną, podobnie w Wejherowie w grudniu 2008 roku. Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie pewnie nigdy nie poznamy, ale być może gracz kupił kupon, zapomniał o nim, wreszcie go wyrzucił. Bo jednak mało prawdopodobne, mimo że, pieniądze oczywiście szczęścia nie dają, aby świadomie zrezygnował z tych milionów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl