Dzień Ojca. Tata nie podcinał nam skrzydeł, on w nie dmuchał...

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Bogumił  z córeczką Zosią, która przyszła na świat w ubiegłym roku
Bogumił z córeczką Zosią, która przyszła na świat w ubiegłym roku Fot. Archiwum prywatne
Sylwetka. O tym, jaki był jego ojciec i dlaczego stara się być takim samym tatą dla córki, w Dniu Ojca, opowiada nam Bogumił Pawlak

Bogumił Pawlak został tatą dziewięć miesięcy temu. To jego pierwsze dziecko, więc bardzo przydałyby mu się rady taty. Marcin Pawłak był cenionym samorządowcem i wieloletnim burmistrzem Dobczyc, ojcem czwórki dzieci i niekwestionowanym dla nich autorytetem. Zmarł w styczniu 2015 roku. - Cały czas się łapię na tym, że chcę mu wysłać sms-a, albo zadzwonić. Tata potrafił znaleźć rozwiązanie niemal każdego problemu. Czasem po prostu wystarczyła rozmowa z nim i już ten problem nie wydawał się aż taki duży. Kiedy mam jakieś zmartwienie często myślę „Tato, co byś Ty zrobił w tej sytuacji?” - mówi Bogumił.

Sinusoida życia, czyli choroba i oświadczyny

Kiedy tata zachorował właśnie on jeździł z nim do lekarzy. Dokładnie pamięta zwłaszcza jedną z wizyt. Było to cztery lata temu, dokładnie w Dzień Ojca. Lekarka, bez owijania w bawełnę, powiedziała, że rokowania są bardzo złe. Nie ma co liczyć na wyleczenie. - „W tym stadium rozwoju raka nie ma Pan szans” - tak mniej więcej to brzmiało, a tata był przecież optymistą, zawsze powtarzał, że nastawienie jest najważniejsze. Wróciliśmy do domu jak dwa zbite psy… - wspomina.

Tego samego dnia popołudniu zabrał dziewczynę na spacer. - Po drodze myślałem, jakie to życie jest... Potrzebowałem jakiejś przeciwwagi. Nie może być tak, że nie ma nadziei. Nie tak życie powinno wyglądać. I tak dość spontanicznie przyklęknąłem przed moją ówczesną dziewczyną a dziś żoną, i oświadczyłem się, Odpowiedziała „tak”. Wróciliśmy do domu. I po wielkim smutku rano, wieczór był czasem radości, wspólnego z rodzicami świętowania. Sinusoida życia... Od bliskich i od znajomych wiem, że po moich zaręczynach tata był o mnie spokojniejszy, cieszył się, że znalazłem kogoś z kim chcę spędzić życie.

Ślub wzięli po trzech miesiącach. Nie zwlekali z nim, bo chcieli, aby tata Bogumiła był z nimi. I był. Zmarł trzy miesiące później.

Pięciolatek na zebraniu „Solidarności”

Najstarsze wspomnienia, w których pojawia się postać ojca są związane z…. „Solidarnością”, którą ten zresztą w Dobczycach zakładał.

- Miałem 5-6 lat i chodziłem z tatą za rękę na zebrania Solidarności. Pamiętam ciepłą dłoń taty, która wydawała mi się wtedy taka duża. Trochę chowając się za nogawką taty patrzyłem na to, co się dzieje i po swojemu przeżywałem to wielkie wydarzenie. Pamiętam poważne osoby wokół i poczucie bezpieczeństwa, jakie dawała dłoń taty - mówi.

I to poczucie bezpieczeństwa dawał mu później przez całe życie.

- Nie podcinał skrzydeł, ale w nie dmuchał, żeby się rozwinęły, żeby można było polecieć. Pokazywał, że można, że da się. Nigdy nie mówił: „zrób to” lub „tego nie rób”. Mówił „zastanów się, na pewno podejmiesz dobrą decyzję, a nawet jak ci się powinie noga, jak się potkniesz, to ja tu będę i będę cię wspierał”. Dawał oparcie. W domu był filarem i w pracy też. Był takim samym burmistrzem, jak tatą. Tak samo uczciwy, autentyczny. Tak samo poważnie, jak współpracowników i mieszkańców, traktował mamę i nas - dzieci.

Nie pamięta, aby kiedykolwiek podniósł głos na niego, na braci lub siostrę. - Nie musiał. Wystarczyło, że spojrzał. Nigdy nie chcieliśmy zawieść taty, zrobić czegoś, aby było mu wstyd za nas - mówi Bogumił.

Co nie oznacza, że jako dzieci nie broili i nie nadwyrężali rodzicielskiej cierpliwości. Bury od taty lub mamy też jednak nie pamięta, a jeśli mama zareagowała bardziej emocjonalnie to pojawiał się tata i mówił do żony, że podarte spodnie, poobdzierane łokcie czy kolana, to nic. Nie ma o co kruszyć kopii. Przypomina sobie scenę jak kiedyś tata zastał jego i brata obrzucających się nawzajem błotem.

- Tata wziął węża ogrodowego i przed domem polewał nas wodą, bo byliśmy zbyt brudni, aby wejść do wanny - mówi.

Powrót syna... zwariowanego

Mocno zapadła mu w pamięć także inna scena. Już z dorosłego życia, kiedy to, po nie do końca udanej, samotnej wyprawie rowerem do Gruzji (dojechał tylko do Odessy) wrócił do domu, do Dobczyc. Choć się tego nie spodziewał tata tej nocy czekał na niego na rondzie, przy wjeździe do miasta. - To było takie symboliczne powitanie, choć bardziej niż syna marnotrawnego to syna... zwariowanego. Bo tata pewnie się bardzo denerwował tą moją eskapadą. Zwłaszcza, że to było po stracie córki. Na pewno się martwił, ale nie dawał tego po sobie poznać, wspierał mnie jak mógł. I czekał wtedy w nocy, kiedy wróciłem. Machał do mnie, uściskał mnie na powitanie, a potem pilotował na ostatnim odcinku drogi do domu - opowiada.

Bogumił odnajduje w tej scenie podobieństwo do ceny biblijnej. Jego tata był osobą głęboko wierzącą. On również tak wierzy i za najważniejszą radę od taty uznaje podpatrzoną u niego hierarchię wartości. - To rada nie wyrażona słowami, tata swoim życiem pokazał mi hierarchię ważności: najpierw jest Pan Bóg, potem żona, po niej dzieci i później cała reszta. To jak był silny wypływało z tego, że na pierwszym miejscu postawił Pana Boga. To wyniósł z rodzinnego domu w Wiśniowej, z domu dziadków, ludzi prostych, ale głęboko wierzących.

Narodziny córki i nowe życie „Wersja 2.0”

Bogumił swoje życie przed ślubem nazywa w żartach „wersją podstawową”, po ślubie zaczął „wersję 1.0”, lepszą w porównaniu do poprzedniej, ale najlepsze dopiero miało nadejść. Wraz z narodzinami córki zaczęło się „Życie. Wersja 2.0”. - Wersja całkowicie inna, chociażby dlatego, że z mniejszą ilością snu - mówi i przyznaje, że ostatnio całą noc przespał 9 miesięcy temu.

Te niedobory czasem skutkują snami, w których ktoś kradnie mu melexa, którego zaparkował na krakowskim Starym Mieście. Historia ponura, ale na szczęście to tylko sen. Bogumił nigdy melexa nie miał.

- Teraz życie jest pełniejsze. Jest wypełnione po brzegi córeczką, cały świat kręci się wokół niej, ale staram się nie zapominać, że żona jest pierwsza po Bogu i to ona powinna być najważniejsza, a później córeczka. To podpatrzona u taty hierarchia zawsze się sprawdzała, przejąłem ją więc jako swoją - mówi i dodaje: - Byłoby super, gdyby kiedyś przejęła ją ode mnie córka.

To nie wszystko, co jako tata, chciałby jej przekazać, czego chciałby ją nauczyć. Kiedy o tym myśli od razu do głowy przychodzą mu góry, jego pasja, którą notabene, wzięła swój początek z wypraw w góry, na które zabierali jego i rodzeństwo, rodzice. - Jeździliśmy na wakacje na kempingi, m.in. w Bieszczady - wspomina. Kiedy dorósł poszedł krok (a nawet dwa) dalej , bo uprawia taternictwo i alpinizm.

Z tatą nieraz wędrował po górach, choć tych bliższych Dobczycom. Szli np. na Księżą Górę. - To była odskocznia, dzięki której tata, jak sam mawiał, wracał do pracy ze „świeżą głową” - mówi.

Teraz wędruje z córką. Zabierają ją z żoną w góry. W nosidełku dotarła już m.in. na Turbacz.

Lekcja życia dla córki, do odrobienia w górach

- Byłby świetnie za kilkanaście lat, związać się liną z moją córką i pokazać jej piękno gór, pewne niebezpieczeństwo, jakie się tam czai i odpowiedzialność, z jaką trzeba do gór podchodzić. Przed wszystkimi swoimi wyprawami przygotowuję się, minimalizuję zagrożenia. Fajnie gdyby Zosia miała podobne podejście i gdyby przejęła to przeświadczenie, że jak po drodze jest pod górę to znaczy, że na końcu nagroda będzie większa - mówi i nasuwa mu się skojarzenie z tatą.

- Tata często miał „pod górę” - mówi i przypomina oskarżenia o przyjęcie łapówki i to jak spędził 9 lat w sądzie broniąc swojego dobrego imienia.

- Kosztowało o go mnóstwo zdrowia, ale dał radę, przetrwał to i po 9 latach odniósł całkowite zwycięstwo. Uniewinnienie. Prokurator wycofał się z wszelkich zarzutów stwierdzając, że takie zdarzenie w ogóle nie miało miejsca.

Potem, kiedy był już z nich oczyszczony, wydarzyła się tragedia, która dotknęła go najmocniej - śmierć córki.

Ktoś zapamiętał z dnia jej pogrzebu znamienną sceną, kiedy Marcin Pawlak, ojciec i mąż, skupił wokół siebie rodzinę. Wzięli się za ręce i stanęli nad grobem córki i siostry.

Bogumił w rocznicę śmierci taty napisał wspomnienie, a w nim: „Mój Tata zawsze starał się widzieć sens w tym, co go doświadczało. Przez lata różnych doświadczeń, tych dobrych i tych złych, budował swoje zawierzenie Bogu. Szukał Go i pozwalał się Mu znajdować. Obserwowałem, jak stara się pogodzić z faktem odejścia jego pierworodnej i jedynej córki. Mimo, że ogromnie cierpiał, to starał się chronić swoją rodzinę. Być jeszcze bardziej dla nas i dla innych ludzi. I ufać. Koronka do Bożego Miłosierdzia była stałym punktem Jego dnia.”

Jak to jest zobaczyć słowo „tata”

- Rolą taty jest być. Tak jak tata. Był zawsze przy nas mimo, że miał mnóstwo pracy. Nigdy nie mieliśmy poczucia, że praca jest ważniejsza, niż my. Dawał poczucie bezpieczeństwa- mówi Bogumił. - Kiedy urodziła się Zosia, wziąłem w pracy tyle wolnego, ile tylko mogłem wziąć.

Teraz Bogumił też nie unika domowych obowiązków. Wręcz przeciwnie, angażuje się w nie i nie wyobraża sobie, aby było inaczej. Jego działka, przynajmniej na tym etapie, to zmienianie pieluch, usypianie córki, kąpanie jej. - Zosia jeszcze nie mówi „tata”, Myślę, że to będzie coś wyjątkowego, a na razie jej „tata” jestem w stanie zobaczyć, nie usłyszeć - mówi. - Jej niewypowiedzianym „tata” jest szeroki uśmiech na mój widok, kiedy budzi się rano.

Wielki nieobecny

Bogumił nie poznał dziadka Franciszka. Jedynie z opowiadań taty wie jak wspaniałą był postacią. - Moja Zosia też nie pozna dziadka, będzie w jej życiu wielkim nieobecnym - mówi. - Będę jej o nim opowiadał, stawiał jej za przykład, a kiedy podrośnie i pójdzie do Regionalnego Centrum Oświatowo-Sportowego i zobaczy, że nosi ono jego imię, pewnie zapyta, czy to dziadek. Z dumą odpowiem, że tak.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dzień Ojca. Tata nie podcinał nam skrzydeł, on w nie dmuchał... - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl