Clarkson: Koniec z terrorem ekoinspektorów

Jeremy Clarkson
Ekologowie domagają się tak wyśrubowanych limitów emisji CO2, że chcąc spełnić ich żądania, musielibyśmy zapomnieć o wszystkich zdobyczach cywilizacji. Jak można dopuszczać tych szaleńców do głosu? Ja bym się bał kredek im dać.

Niedawno burmistrz Londynu Boris Johnson pytał żartobliwie: Gdzie się podziali wszyscy ci trockiści i bolszewicy z lat 70. zeszłego stulecia. Boris, stary byku, goście wcale nie znikli. Nie zapadli się pod ziemię. Jest ich nawet o wiele więcej. Pętają się wśród nas, udając normalnych szanowanych członków ludzkiej rasy. Zmieniło się jedno - dziś nie nazywa się ich trockistami i bolszewikami. To ekolodzy i inspektorzy bhp. Ekoinspektorzy.

Pomyśl. Jeden gość od bhp może wyrządzić biznesowi i przemysłowi większe szkody niż cała armia czerwonych lewaków. Cele obrońców środowiska przewyższają aspiracje najbardziej nawet twardogłowych komunistów z lat 70. Wtedy taki lewak nad lewaki chciał nacjonalizować przemysł, odebrać mu wszelką siłę i wpływ, a wytwarzane przezeń bogactwo przekazać w ręce ludu. Dzisiejsi ekoobsesjoniści pragną w ogóle go zlikwidować. Nie chcą byśmy się bogacili. Wszyscy mamy klepać słodką biedę. Ekoterror.

Postulują taki poziom emisji CO2, którego nie sposób osiągnąć poprzez zwykłą drobną zmianę stylu życia. Musielibyśmy zupełnie zrezygnować z centralnego ogrzewania, klimatyzacji, supermarketów, transportu, światowego handlu i samolotów. Wszystkiego. Najlepiej żebyśmy przestali żyć. Coś takiego nie powstało nawet w głowie sławetnego Arthura Scargilla, byłego działacza związkowego i członka Ligi Młodych Komunistów - przybudówki Brytyjskiej Partii Komunistycznej.

Gdy chcesz dobudować kuchnię, musisz zapewnić radę miejską, że za nic w świecie nie zmarnujesz ani kapki energii. Zapomnij o taniej firmie budowlanej, bo jakieś 103 proc. z tego, co zarobi, musi wybulić na zakup kasków, wygłuszających słuchawek i kamizelek odblaskowych. Bez tego, jeśli któryś z budowlańców przypadkiem spadnie z drabiny, czeka ją sąd, a ubezpieczyciel za nic w świecie nie sięgnie do portfela.

Tylko się poskarż, a natychmiast dostaniesz po głowie oburęcznym młotem moralności. - Chcesz, znieczuleńcu bez serca, żeby ktoś zginął, boś poskąpił kasy na plastikowy kask? Nie, oczywiście nie. Ale nie chcę też, by mojej robocie przeszkadzał ktoś, kto pragnie przeszkodzić ewentualnemu wypadkowi - czemuś i tak przecież nieprzewidywalnemu. Niech nikt też nie trąbi mi nad uchem, że mam kupić toyotę prius czy kozła, bo jakiś brodaty porąbaniec na biegunie południowym poprosił komputer, by przewidział mu katastrofę. I ten istotnie - przewidział.

Oczywiście nikogo, kto śmie protestować przeciw temu obustronnemu młotowi ekologów i pasjonatów bhp, nie pokażą w żadnych wiadomościach. Te bowiem spełniają rolę ekospychacza, a bezstronnością przekazu dorównują radzieckiej "Prawdzie". W życiu nie dadzą wiary nikomu, kto przeczy, by człowiek miał cokolwiek wspólnego z globalnym ociepleniem. Toż to szaleniec. Albo jeszcze gorzej - George Bush. Gdzie się taki uchował?

Za to każdy lichy projekt badawczy - jeśli tylko dzięki niemu pokażą tonącego w topiącym się lodzie niedźwiedzia polarnego - zasługuje na pełną relację. Jeśli gdzieś morze wyrzuci na brzeg zdechłą rybę, natychmiast wysyła się trzęsącego tyłkiem z podniecenia reportera, by przekonał wszystkich, iż biedna żywina skończyła żywot tylko i wyłącznie z naszej winy. Informacja, że wyrąb lasów w Indonezji grozi wyginięciem chrząszczy, jest ważniejsza niż informacja o morderstwie czy wzroście bezrobocia o kolejnych 200 tys. pracowników.

Zobacz. W wiadomościach na okrągło słyszymy tekst, iż naukowcy zajmujący się problemem globalnego ocieplenia "odkryli, że...". Odbieramy go jako stwierdzenie faktu. Jednak już choćby przedstawiciele Shella czy BP zawsze "twierdzą, iż...". Aha, myślisz sobie. Mam ich - kłamią jak z nut. Różnica subtelna, ale działa.

Szef torysów David Cameron wie, że jeśli nie będzie jak wszyscy mruczał miękkim przymilnym głosem ekonowinek do ucha ludzi śledzących wiadomości, uznają go za oszołoma i odprawią z kwitkiem. Drwinom nie będzie końca. Są tacy, co mówią, iż Blair winien był odejść nie z powodu Iraku, lecz z powodu swoich zastrzeżeń do protokółu z Kioto. Jak można tym gościom dać do ręki choćby kredki? Dla pomyleńca los porzuconej żaby jest ważniejszy od losu kraju.

Tak właśnie pomyleniec coś z czymś myli. Nowy wspaniały ekoświat. Jeszcze w tym roku w BBC mają pojawić się - i zajmą w ramówce kawał miejsca - programy żądające w istocie, byśmy zostawili bryki w garażu, zamknęli biura na cztery spusty, wrócili do epoki kamienia. I nikomu z szefostwa tego największego i najbardziej poważanego nadawcy publicznego na świecie ani przez chwilę nie postaje w głowie, by skończyć z tymi praktykami. Kocham BBC całym sercem, ale z ekotelewizją oszaleli.

Oczywiście ofiarą tego zmasowanego zalewu propagandy i polityki pada zwykły poczciwy samochód. To zaś sprawia, że wstępuje we mnie diabeł. Za zachęcanie ludzi do szybkiej jazdy suchej nitki nie zostawił na mnie pewien szkocki komisarz policji. Jakiś deputowany walijskiego parlamentu zrównał mnie z ziemią, bo miałem czelność powiedzieć - co jest prawdą - iż transport publiczny jest dla biedaków. Moja zbrodnia jest tyleż prosta, co niewybaczalna - kocham bryki. Uwielbiam kształt ładnego auta, basowy gulgot silnika budzi we mnie zwierzę. Te przeciążenia, gdy brzuch podchodzi do gardła! Radocha. Taka sama, jakiej doświadczają ci, którzy trafią do celu z odległości 40 metrów. Co więcej, samochód to chyba jedyna maszyna w naszym codziennym życiu, która podczas monotonnej jazdy z miejscowości A do B potrafi wytworzyć w nas tony dopaminy. Toster tego nie zrobi.

Zobacz. Rzeczy przemawiające do naszego najgłębszego zwierzęcego instynktu - świetne jedzenie, seks, dramat - nie ochronią przed deszczem. Nie przywiozą ci ze sklepu mebli do składania. Bryka pociąga nas na wszystkich poziomach. Wolność osobista. Pragmatyzm. Ekscytacja i podniecenie. Aby nie chcieć samochodu, musiałbyś być chyba ślepą odnogą ewolucji.

O tym właśnie marzą dzisiejsi trockiści i bolszewicy. Goście przeoczyli, iż zeszliśmy z drzewa. Chcą, byś swoją beemkę zastąpił krową, chociaż ta, uwalniając gazy, bardziej przyczynia się do globalnego ocieplenia niż twoja bryczka. A poza tym nie ma elektrycznie regulowanych szyb. Jeszcze gorszego głupa rżnie rząd. Chce, byśmy płacili za brykę, potem VAT, potem zwykły podatek, następnie podatek od VAT. Mało? To jeszcze podatek od VAT za paliwo w zbiorniku.

A po tym wszystkim każą ci zostawić auto w domu i do roboty śmigać autobusem. Rządzą nami świry. Wiesz, że podatek drogowy za twoją bryczkę nie zależy od jej wielkości czy ilości kasy, jaką za nią zapłaciłeś, lecz od tego, ile CO2 emituje. Naprawdę! Chciałbym pożyć z pięćset lat, by zobaczyć, jak w XXV wieku historycy wytłumaczą, dlaczego Gordon Brown podjął taką decyzję. Będą zapewne patrzeć na niego tak, jak my patrzymy na propagatorów eugeniki z lat 30. zeszłego stulecia. Dziś wiemy, iż wprowadzeni w błąd przez naukowców mylili się w swoich rachunkach.

Co robić? Puszczać mimo uszu podnoszoną przez ekomaniaków ekowrzawę. Tak jak ludzie cierpiący na szum uszny z czasem uczą się - jakby to nie brzmiało - puszczać mimo uszu gwizd gwizdka.
Pierwsze. Gdy widzę w wiadomościach obrazek tonącego misia polarnego, któremu towarzyszy inny - niemiłosiernie dymiącego samochodu, zasłaniam dłońmi uszy i nucę ulubiony kawałek irlandzkiej kapeli Thin Lizzy.

Drugie. Musisz raz na zawsze zakumać, że benzyna będzie droga. Z Kioto i bez Kioto. Rząd ma do zatrudnienia ogromną armię inspektorów bhp. Rachunek zapłacimy wszyscy. Trzecie. Musisz pogodzić się, że od czasu do czasu stracisz prawo jazdy. W całym kraju czyha na ciebie 6 tys. radarów. Za każdym krzakiem, każdą zaparkowaną furgonetką. Goście nie poprzestaną, póki nie zmniejszą wskaźnika wypadków do zera... co jest oczywiście niemożliwe.

Zakumałeś? Świetnie. Kup więc najładniejszą i najszybszą brykę, na jaką cię stać. Wsiadaj do niej zawsze, gdy tylko poczujesz bicie serca. Jedź, gdzie chcesz. Płać grzywny, mandaty i opłaty za przejazd. Samochód to twoje narzędzie. Przedłużenie osobowości. Powinieneś się nią cieszyć. A także dziękować Bogu, że mam rację. Bo inaczej niż ekoobsejsoniści nie wiem, co jeszcze świat wymyśli. Wiem jednak na pewno, że nie ma nic groźniejszego niż złudzenie, iż wie się wszystko. Chyba, że zjadłeś wszystkie rozumy. Pozostawiając złudzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl