„Belgica” w okowach lodu

Pawel Stachnik
Pawel Stachnik
„Belgica” uwięziona w lodzie, 1898 r. Zdjęcie wykonane przez Fredericka Cooka
„Belgica” uwięziona w lodzie, 1898 r. Zdjęcie wykonane przez Fredericka Cooka archiwum
14 MARCA 1899. Po trzynastu miesiącach uwięzienia u wybrzeży Antarktydy belgijski statek „Belgica” zostaje uwolniony z lodu. Na jej pokładzie było dwóch polskich naukowców.

W 1895 r. na Międzynarodowym Kongresie Geograficznym w Londynie przyjęto rezolucję wzywającą kraje do badania Antarktyki, czyli terenów leżących wokół bieguna południowego. Były to obszary rzeczywiście dziewicze, bo pierwsza udokumentowana wyprawa dotarła na Antarktydę w styczniu 1895 r. Była to norweska ekspedycja badawcza pod wodzą Henryka Bulla. Apelu Kongresu posłuchał młody oficer belgijskiej marynarki, 29-letni baron Adrien de Gerlache de Gomery, który już wcześniej nosił się z zamiarem zorganizowania wyprawy polarnej. Plan ekspedycji na południe przedstawił Belgijskiemu Towarzystwu Geograficznemu i uzyskał jego akceptację. Rychło rozpoczęto publiczną zbiórkę funduszy, Gerlach uzyskał także wsparcie rządowe i prywatnych sponsorów. Patronat nad wyprawą objął belgijski następca tronu książę Albert.

Belgowie, Norwedzy, Polacy

W 1896 r. Gerlach nabył w Norwegii drewniany trójmasztowiec „Patria” wykorzystywany do połowu fok i wielorybów. To na nim wyprawa miała popłynąć na dalekie południe. Gerlach chciał, by ekspedycja miała charakter naukowy, więc starał się ściągnąć do załogi ludzi z odpowiednim wykształceniem i przygotowaniem. Jako pierwszy zgłosił się mieszkający w Belgii Polak Henryk Arctowski. Urodził się w Warszawie jako Henryk Arzt, a potem wyjechał na Zachód. Studiował matematykę oraz fizykę w Belgii i Francji, później poświęcił się geologii i chemii. W belgijskim Liège opublikował 20 prac naukowych o zagadnieniach geologicznych. Tam też zmienił nazwisko na Arctowski, by podkreślić swoje polskie pochodzenie.

Obok dwóch Polaków ekipę tworzyło jeszcze ośmiu Belgów, sześciu Norwegów, Rumun i Amerykanin

Gerlach chętnie przyjął młodego naukowca i powierzył mu prowadzenie badań geologicznych, meteorologicznych i oceanograficznych. Arctowski przygotowywał się do wyprawy poznając lodowce alpejskie i konsultując z angielskimi specjalistami od meteorologii i mórz. Prócz niego do załogi „Belgiki” wszedł też 24-letni Antoni Bolesław Dobrowolski. Pochodził z zaboru rosyjskiego. Za działalność rewolucyjną został skazany na zesłanie na Kaukaz. Uciekł stamtąd i przedostał się na Zachód, gdzie studiował botanikę i zoologię. Gerlach włączył go do wyprawy jako prostego marynarza, jednocześnie jednak przydzielił Dobrowolskiemu funkcję asystenta meteorologa.

Obok Polaków ekipę tworzyło jeszcze ośmiu Belgów, sześciu Norwegów, Rumun i Amerykanin. Lekarzem i fotografem wyprawy został obywatel USA Frederick Albert Cook, drugim oficerem był 25-letni norweski podróżnik Roald Amundsen, późniejszy zdobywca bieguna południowego, Rumun Emil Racoviţa odpowiadał za badania zoologiczne i botaniczne, a Belg Emile Danco miał prowadzić obserwacje geofizyczne.

Na krańcu świata

16 sierpnia 1897 r. wyładowana zapasami, ekwipunkiem i przyrządami naukowymi „Belgica” wypłynęła z Antwerpii i ruszyła przez Atlantyk do Ameryki Południowej. „Na pokładzie było niewiele miejsca, za to nasze laboratorium było obszerne i nic w nim nie brakowało do prowadzenia badań naukowych, które były jedynym celem naszej wyprawy” - pisał potem Arctowski. Przystanki zrobiono na Maderze, w Brazylii i Urugwaju, a po przepłynięciu Cieśniny Magellana zatrzymano się w chilijskim porcie Punta Arenas, gdzie naukowcy przeprowadzili badania morza i okolicy. Po drodze doszło do zmian w składzie załogi: kilku marynarzy zrezygnowało, dwukrotnie zmieniono też pokładowego kucharza.

Kolejnym etapem podróży była Ziemia Ognista na południowym krańcu kontynentu. Tam wyprawa zatrzymała się na dłużej. Zacumowano w porcie Ushuaia nad Kanałem Beagle, najbardziej wysuniętym na południe mieście w Ameryce Południowej i zarazem na świecie. Tam członkowie wyprawy mieli okazję poznać miejscowych Indian. Gdy 1 stycznia 1898 r. „Belgica” wypływała z Kanału Beagle, nadziała się na rafę. By odciążyć statek załoga wyrzuciła do morza około 30 ton ładunku, w tym węgiel i wodę pitną. Niewiele to dało, a w dodatku nadszedł sztorm, który groził zatopieniem jednostki. Dopiero po dobie wyczerpujących załogę zmagań przypływ uwolnił statek. Ostatnim zamieszkanym miejscem na trasie wyprawy była należąca do Argentyny wyspa Isla de los Estados, gdzie uzupełniono zapas wody pitnej. Stamtąd „Belgica” ruszyła na południe i wpłynęła na wody antarktyczne. Tam właśnie, koło Wysp Szetlandzkich, podczas wielkiego sztormu 22 stycznia z pokładu został zmyty jeden z członków załogi, młody Norweg Carl Wiencke. Wypadek wywarł na podróżujących przygnębiające wrażenie.

Płynąc dalej wyprawa dotarła do archipelagu małych wysp leżących u północno-zachodnich brzegów Antarktydy. Gerlach nazwał je Archipelagiem Palmera na cześć amerykańskiego podróżnika Nathaniela Palmera, który podobno jako jeden z pierwszych dotarł na Antarktydę w 1820 r.

Cieśninę między wyspami a Antarktydą dowódca nazwał Belgica na cześć swojego statku, później jednak zmieniono nazwę na Cieśnina Gerlacha. Naukowcy wyprawy - Arctowski, Cook, Danco, Amundsen i Gerlach - spenetrowali kilkanaście okolicznych wysp, zaznaczając na mapie ich położenie i nadając im nazwy (m.in. Liège, Antwerpia i Gandawa). Pobrali też próbki skał. Tak tamtejszy krajobraz opisywał Arctowski: „Na południu i południo-wschodzie widać lodowce, gdzieniegdzie piętrzą się góry, ale przede wszystkim lód i śnieg; tyle lodu i śniegu na tych ziemiach, że trudno sobie wyobrazić większą gdziekolwiek ich ilość.

A całość jest tak potężna, tak nieoczekiwana, że robi wrażenie nadziemskich światów i mimo woli powstaje pytanie: czy to rzeczywistość, czy tylko złudzenie?”.

Uwięzieni w lodzie

Plan podróży przewidywał, że czterech członków załogi (Racoviţa, Arctowski, Cook, i Amundsen) zostanie wysadzonych na Ziemi Wiktorii na brzegu Antarktydy, zbuduje tam bazę i przezimuje. W tym czasie „Belgica” popłynie do Melbourne w Australii, by uzupełnić zapasy i załogę, a następnie powróci wiosną. Gerlach zdecydował jednak, że statek będzie żeglował na południe wzdłuż zachodnich wybrzeży Antarktydy, by spenetrować tamtejsze wyspy rozrzucone przy brzegu kontynentu. Nie bardzo podobało się to Amundsenowi i Cookowi - dwóm członkom wyprawy, którzy mieli doświadczenie w wyprawach podbiegunowych i obawiali się nadchodzącej zimy - ale ich głosy zostały zlekceważone.

Pesymistyczne przewidywania szybko się sprawdziły. 13 lutego 1898 r. statek wszedł w pak lodowy, a kilkanaście dni później, w marcu, lód zupełnie skuł morze. „Belgica” utknęła, a to oznaczało, że wyprawę czeka zimowanie w trudnych warunkach. Uwięziony statek dryfował wraz z pokrywą lodową. Gerlach spędzał wiele godzin w bocianim gnieździe, wypatrując przez lunetę, czy gdzieś na horyzoncie nie pojawi się ląd, na który można by zejść.

„Belgica” utknęła, a to oznaczało, że wyprawę czeka zimowanie w trudnych warunkach

„Wiatr wył w olinowaniach masztów bez chwili przerwy, monotonna symfonia jęków niepokoiła, targała napięte jak struny nerwy. Kadłub statku drgał, trzeszczał w spojeniach, postękiwał żałośnie dzień i noc. Nie sposób było ani na chwilę zapomnieć, że lód wokół »Belgiki« żyje nieznanym, utajonym życiem” - tak zimowanie statku opisywali w jednej ze swoich książek Alina i Czesław Centkiewiczowie.

A tak relacjonował to na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” sam Arctowski: „Życie wśród lodów było bardzo monotonne; na szczęście liczne zajęcia zaprzątały całkowicie naszą myśl i zapełniały czas. A było co do roboty: trzeba było zbierać spostrzeżenia astronomiczne, magnetyczne, meteorologiczne, obserwować zjawiska południowej zorzy; dużo czasu zajmowały sondowania, pomiary temperatury głębin morskich, łowienie zwierząt, polowanie na pingwiny i foki, wycieczki, wreszcie liczne codzienne zatrudnienia”.

Pokład statku nakryto prowizorycznym dachem, a pod nim urządzono małą kuźnię do napraw sprzętu i ekwipunku. Obok zbudowano niewielki barak, w którym Arctowski urządził sobie pracownię. W lodzie wyrąbano przerębel i wpuszczono weń sondę geologiczną. Wyprawiano się w okolice używając rakiet śnieżnych, nart i sanek. Antoni Dobrowolski został awansowany na samodzielnego naukowca i przeprowadzał codziennie obserwacje meteorologiczne i oceaniczne.

Depresja zimowej nocy

Trudna dla załogi okazała się noc polarna. Zaczęła się w maju 1898 r. i trwała kilka miesięcy. Temperatura spadłą do minus 30, a potem nawet do minus 45 stopni C. Często pojawiały się zamiecie śnieżne. Nie można było wykonywać zwyczajowych zajęć, ciemność oddziaływała na ludzi przygnębiająco, pojawiło się wyczerpanie i depresja, a także szkorbut. Z tych właśnie przyczyn a także z powodu osłabienia serca i nerek 5 czerwca zmarł geofizyk Emile Danco.

Statek cały czas przemieszczał się wraz z trzymającym go lodem. Według pomiarów załogi pokonywał od 5 do 40 mil dziennie, a w ciągu całej zimy przebył około 2 tys. mil. Pomiary położenia pokazały też, że w październiku 1898 r. „Belgica” wróciła na miejsce, w którym została uwieziona w marcu. Wreszcie 16 listopada skończyła się noc polarna i pojawiło się światło, przynosząc radość załodze. Pojawiła się też nadzieja, że lody puszczą i uwolnią statek. Niestety, lodowa płyta trzymała się mocno. Dopiero w styczniu 1899 r. dostrzeżono około 700 m od „Belgiki” pękającą szczelinę. Frederick Cook wpadł wtedy na pomysł, by wykuć do niej kanał i w ten sposób uwolnić statek. Cała załoga pracowała więc przez pięć tygodni, w dzień i w nocy, na trzy zmiany, wycinając trójkątne tafle lodu i odciągając je do tyłu. Prócz siekier, pił i łopat użyto też dynamitu. Wreszcie 14 lutego „Belgica” wypłynęła rufą przez wykuty kanał i dotarła na otwarte morze.

Dobrowolski poświęcił się tworzeniu nowej dyscypliny nauki - kriologii, zajmującej się badaniem lodu

Radość nie trwała jednak długo. Już po dwóch dniach żeglugi statek znowu utknął w gęstym lodzie. Hałas napierających na siebie i pękających brył był tak duży, że na pokładzie nie dało się rozmawiać. Tym razem jednak szczęście sprzyjało podróżnikom: wiatr wypchnął „Belgikę” z lodu i 14 marca 1899 r. jednostka wydostała się na czystą wodę. Dwa tygodnie później dopłynęła do Punta Arenas. Statek wymagał napraw, więc pozostał dłużej w Ameryce Południowej, natomiast Arctowski, chcący jak najszybciej rozpocząć naukowe opracowywanie zgromadzonych danych, popłynął parowcem do Europy w sierpniu 1899 r. „Belgica” wróciła dopiero w listopadzie.

Naukowe owoce

Badawcze osiągnięcia wyprawy były znaczące. Po raz pierwszy zebrano bogate dane na temat Antarktyki dotyczące temperatury, wilgotności, ciśnienia, wiatrów i opadów. Zgromadzono próbki gruntu, skał, flory i fauny. Na mapy naniesiono wiele nieznanych wcześniej wysp i cieśnin, którym nadano nazwy. Dzięki badaniom terenowym Arctowski mógł zaleźć argumenty dla swojej wcześniejszej hipotezy, że Antarktyda była kiedyś połączona z kontynentem południowoamerykańskim, a Andy mają przedłużenie na Półwyspie Antarktycznym. Zebrane podczas wyprawy materiały zostały opracowane we współpracy z europejskimi naukowcami i wydane w dziesięciotomowej publikacji Belgijskiej Akademii Nauk pt. „Expedition Antarctique Belge. (...)”.

Jakie były dalsze losy uczestników wyprawy? Amundsen w 1911 r. jako pierwszy dotarł do bieguna południowego i zdobył sławę wielkiego polarnika. Frederick Cook wyprawił się na biegun północny i twierdził, że był tam wcześniej niż Robert Peary, ale jego relacja została zdemaskowana jako oszustwo. Antoni Dobrowolski poświęcił się tworzeniu nowej dyscypliny nauki - kriologii, zajmującej się badaniem lodu. Pracował w Międzynarodowym Biurze Polarnym w Brukseli, a po powrocie do Polski przez wiele lat kierował Państwowym Instytutem Meteorologicznym w Warszawie.

Henryk Arctowski wrócił do Belgii i propagował badania Antarktyki. W 1910 r. wziął udział we francuskiej ekspedycji na Spitsbergen i Lofoty. Ożenił się z Amerykanką i wyjechał do USA, gdzie pracował w dziale przyrodniczym Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. W odrodzonej Polsce nie chciał być ministrem oświaty, ale objął Katedrę Geofizyki i Meteorologii na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Tuż przed wybuchem wojny wyjechał na konferencję do USA i tam już pozostał. Pracował w Smithsonian Institution w Waszyngtonie. Zmarł w 1958 r.

Rok później, w 1959, ZSRR przekazał Polsce stację polarną na Antarktydzie Wschodniej. Nadano jej imię Antoniego Dobrowolskiego. Działała do 1979 r. Z kolei w 1977 Polska sama zbudowała na Wyspie Króla Jerzego na Szetlandach Południowych stację naukową im. Henryka Arctowskiego. Jest ona czynna do dziś i prowadzi badania naukowe.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Belgica” w okowach lodu - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl