Dzieła Lema nie dały rady próbie czasu

Marek Oramus
Andrzej Wiktor/POLSKA
Do tej pory pisano o twórczości Stanisława niemal na klęczkach. Jednak trzy lata po jego śmierci stać nas na obiektywną ocenę. Niestety, młodych ludzi nie zainteresuje już twórczość polskiego klasyka - pisze znawca twórczości autora "Solaris".

O Stanisławie Lemie przywykło się u nas pisać w tonie hagiograficznym, niemalże na klęczkach. "Stanisław Lem, najczęściej tłumaczony polski pisarz, uwielbiany i podziwiany. Po prostu wielki." Tak rozpoczynała się reklama... "Sknoconego kryminału", kończącego ostatnie, piąte z kolei wydanie dzieł Lema firmowane przez "Gazetę Wyborczą". Wczoraj przypadła trzecia rocznica śmierci pisarza. Co przetrwało z jego twórczości, a co wydaje się już przebrzmiałe?

Próby wydawania dzieł Lema obejmujących całość dokonań pisarza podejmowano pod koniec ubiegłego wieku mniej więcej co dekadę. W latach 70. Wydawnictwo Literackie opublikowało ok. 20 tytułów w płótnie z obwolutami, w latach 80. WL podjęło kolejną próbę, wydając kilkanaście "małych, pękatych książeczek", jak określał je sam Lem. W latach 90. rękawicę podjął Interart, ale po 20 tytułach spasował i zbankrutował. Dopiero edycja z lat 1998-2005 firmowana znowu przez Wydawnictwo Literackie została ukończona, obejmując 33 tomy i niemal kompletny dorobek autora "Solaris". Nastąpiło to prawie w ostatniej chwili: końcowy tom dzieł pisarz obejrzał kilka miesięcy przed śmiercią, która nastąpiła 27 marca 2006 r.

Dwa lata później, w kwietniu 2008 r., Wydawnictwo Literackie opublikowało komunikat, że rezygnuje z wydawania utworów Stanisława Lema, co może się wydać dziwne - nikt nie pozbywa się kury znoszącej złote jaja. Szkopuł w tym, że Lem taką kurą nie był, książki z wysmakowanej plastycznie i porządnej edytorsko, ale drogiej serii sprzedawały się w kilku tysiącach, a niektóre tytuły, zwłaszcza mocno teoretyczne traktaty, są dostępne po dziś dzień. Trzeba jednak uwzględnić, że w Polsce wydano do tej pory 5 mln egzemplarzy książek Lema (dla porównania: w Niemczech 7,5 mln, w Rosji - 6 mln).

Tym bardziej zaskakujące było rozpoczęcie przez "Gazetę Wyborczą" nowej edycji "Dzieł Stanisława Lema", która ukazuje się od połowy października 2008 r. i poza rzeczonym "Sknoconym kryminałem" obejmuje 15 najpopularniejszych tytułów z beletrystyki autora. Nie było w niej "Astronautów", "Człowieka z Marsa", "Golema XIV", "Opowiadań", a przede wszystkim "Pokoju na Ziemi", "Wizji lokalnej" i "Fiaska". Po internecie poszła więc fama, że kolekcja "Wyborczej" ma obejmować 33 tytuły. I rzeczywiście: niedawno ogłoszono rozszerzenie serii do wspomnianych 33 tomów. Oprócz wymienionych w planie znalazły się opasłe traktaty, na których wywracały się poprzednie edycje dzieł: "Fantastyka i futurologia", "Summa technologiae", "Dialogi", "Filozofia przypadku".

Każdy z tomów otrzymał na końcu bonus w postaci posłowia Jerzego Jarzębskiego, haseł na temat twórczości Lema oraz wywiadu albo szkicu. Jako autorzy szkiców wystąpili m.in. Jacek Dukaj i Adam Michnik, wśród przepytywanych zaś: Edmund Wnuk-Lipiński, Aleksander Wolszczan, Michael Kandel (czołowy tłumacz Lema na angielski), Piotr Słonimski (genetyk) czy Władysław Bartoszewski. O dziwo, w całej kolekcji znalazł się tylko jeden wywiad z samym Lemem, autorstwa Ewy Lipskiej, dotyczący snów.

Wątpię, czy te dodatki miały jakąś siłę przyciągającą czytelnika, skoro posłowia Jarzębskiego wyjęto (z małymi poprawkami wynikłymi z innego podziału tomów) z serii WL, hasła z wydanej dwa lata wcześniej książki Wojciecha Orlińskiego, zaś pozostałe teksty widywałem wcześniej na łamach "Wyborczej". W nowej części edycji "Dzieł" z tych wątpliwych ozdóbek zrezygnowano, pozostawiając tylko posłowia Jarzębskiego.
"Sknocony kryminał", zapowiadany jako największa atrakcja "Dzieł" w tej edycji, kreowany niemal na sensację wydawniczą, został odnaleziony w papierach Lema po jego śmierci. Tytuł pochodzi od napisu uczynionego ręką autora na teczce. Utwór, wzorowany na powieściach klasyka gatunku, Raymonda Chandlera, pisany był, sądząc zgrubnie, w latach 60. XX w., już po "Śledztwie", ale przed "Katarem".

Z trzech podobnie zakrojonych powieści ta niedokończona wygląda najmniej ambitnie, a najbardziej konwencjonalnie, gdyż stawia przed czytelnikiem zagadkę, kto ukatrupił bogatego Maystersa i zagarnął jego dolary. Bez wątpienia byłby to kryminał ciekawy, godny lektury ze względu na nazwisko autora, ale w swej wymowie trywialny, pozbawiony wynalazku, jakim w "Katarze" i "Śledztwie" był nieosobowy sprawca zabójstw czy wykradania zwłok z podlondyńskich kostnic.

Na próżno szukalibyśmy w nim swoistej magii Lema, ujawniającej się w najlepszych jego powieściach.

Dla entuzjasty i badacza twórczości Lema jest to jednak tekst bezcenny: pozwala wniknąć w warsztat, w tajniki tego pisarstwa. Jest jak niedokończona rzeźba, częściowo wydobyta z kloca odrzuconego w kąt pracowni. Pisarz miał np. zwyczaj notowania alternatywnych wersji akcji, które się zachowały. Inną ciekawostką są nazwiska i adresy: Nancy Prancy to pewna barmanka, która źle skończyła, Amber Pamber 19 to adres lecznicy, Mirdyfirdy Ave - baru, gdzie można coś zjeść, Mumber Drumber - siedziba wydziału śledczego, Hops Clops - miejsce zaparkowania samochodu.

Widać więc, że Lem, nie mając gotowych wszystkich nazw i nazwisk, markował je tylko, w końcowej wersji dzieła zostałyby zamienione na "prawdziwe". Podobnie z samolotem o 7.30 do Pimparduły: to nieistniejące w USA miasto później zastąpiłyby np. Boston albo Filadelfia.

W latach 60. ubiegłego wieku nie było internetu, więc autor, który nigdy Ameryki nie odwiedził, a chciał oddać jej szczegóły, musiał się naszukać - Lem zostawiał sobie tę nudną robotę na później. Jeśli już przywołujemy tu "Śledztwo", to Ameryka "Sknoconego kryminału" ma tyle samo wspólnego z realną, co Londyn "Śledztwa" z Londynem autentycznym (np. w "Śledztwie" występują tramwaje, których w metropolii nad Tamizą nie uświadczysz).

"Sknocony kryminał" przemawia też za wnioskiem, że Lem pisał powieści w ten sposób, iż fabuły same go niosły. Przyznał to w stosunku np. do "Solaris", gdy oświadczył, że pisząc, nie wiedział, czego przestraszył się Snaut na stacji orbitalnej. Tam ta metoda dała jak najlepszy rezultat, tu - kompletnie zawiodła, prowadząc do węzła fabularnego, z którego w momencie przerwania pisania nie widać łatwego wyjścia. Sądzę więc, że przyczyny zarzucenia tego projektu były dwojakie: niedostateczny potencjał intrygi, która oferowała wyłącznie efekty standardowe, oraz owo zaplątanie, z którego autor nie potrafił wybrnąć.

W wywiadach i wypowiedziach Lem próbował stwarzać wrażenie rozrzutnego, jeśli chodzi o gospodarowanie swoimi nieudanymi tekstami. Zapewniał, że całe setki stron wyrzucał bądź palił i zaczynał od nowa. "Sknocony kryminał" świadczyłby o czym innym: że pisarz latami troskliwie przechowywał rozpoczęte prace i nie pozbywał się ich w nadziei, że uda mu się do nich wrócić. Na rzecz takiego przypuszczenia przemawia "Wizja lokalna", nad którą autor męczył się przez wiele lat, jak wyznaje w "Filozofii przypadku", a którą w przeciwieństwie do "Sknoconego kryminału" ukończył. Jest to jedna z jego najlepszych powieści.
Pozostała kwestia najważniejsza: czy proza Lema zachowała atrakcyjność dla odbiorcy, który do tej pory nie miał z nią do czynienia. Młodzi czytelnicy osaczeni mrowiem propozycji w całkiem innej konwencji odbierają ją jako bardzo staroświecką pod względem obyczajowym i przede wszystkim scenograficznym. Całe oprzyrządowanie techniczne z "Edenu", "Niezwyciężonego", "Opowieści o pilocie Pirxie" czy nawet "Powrotu z gwiazd" jest dojmująco archaiczne i coraz bardziej przypomina nawet nie Wellsa, a Verne'a.

W "Astronautach" statek Kosmokrator wiezie skrzynie pełne lamp do wymiany dla pokładowego komputera wzorowanego na ENIAC-u. Tamże nad Syberią ma być zapalone atomowe słońce. Efektem cieplarnianym ani konsekwencją stopienia lodów nikt się nie przejmuje. W "Edenie" załoganci do naprawy skomplikowanego statku kosmicznego używają m.in. lutownicy. W "Niezwyciężonym" wszędzie walają się atlasy gwiezdne - elektroniczna rejestracja danych nie istnieje. W "Powrocie z gwiazd" bohaterów co i raz wzywa się do telefonu, komórki są tam marzeniem ściętej głowy. (Po więcej szczegółów odsyłam do mojej książki "Bogowie Lema".)

Jest chyba jakaś racja w opinii, że technika w utworach Lema wzorowana była na latach 60. i niewiele się poza nie posunęła. Wobec osiągnięć kosmologii coraz bardziej przestarzały wydaje się model wszechświata w ujęciu Lema, i jego wynurzenia teoretyczne na ten temat szybko się dezaktualizują. Pozostają oczywiście pomysły, stawiane problemy, dowcipy, gry językowe, czyli przede wszystkim nieśmiertelne opowiadania z udziałem Ijona Tichego oraz Trurla i Klapaucjusza ("Dzienniki gwiazdowe" i "Cyberiada").

Tak więc pod koniec pierwszej dekady XXI w. twórczość Lema wydaje się naturalną koleją rzeczy podlegać niszczycielskiemu działaniu czasu. Wbrew zapewnieniom o jej nieprzemijalności i wiecznej aktualności pewna jej część już wyblakła. Dotyczy to przede wszystkim felietonów, które pisarz obficie produkował pod koniec życia, a także sążnistych traktatów, które w większości mają znaczenie już tylko historyczne. Lepiej ma się beletrystyka Lema, choć i ta w wielu miejscach trąci myszką. Nic w tym dziwnego: od opublikowania wielu tytułów minęło przecież pół wieku galopującego postępu we wszystkich dziedzinach.

Także sam Lem zastygł w pozie klasyka na początku lat 80., z własnego wyboru skazując się w dziedzinie beletrystyki na milczenie. Odmawiając produkowania coraz to nowych "Edenów" i "Niezwyciężonych", na pewno nie przyczynił się do wzmożenia zainteresowania swą twórczością, nie odświeżył jej nowymi dziełami. Mało przysłużyło się tej literaturze kino, do którego Lem nie miał szczęścia. Oprócz ostatniej ekranizacji "Solaris" (2002 r., reż. Steven Soderbergh) najbardziej znanym filmem według jego powieści pozostaje polsko-enerdowska "Milcząca gwiazda" z 1960 r.

Marek Oramus, pisarz fantastyki, publicysta. Znawca twórczości Stanisława Lema. Ostatnio ukazała się jego powieść political fiction "Kankan na wulkanie"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dzieła Lema nie dały rady próbie czasu - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl