Hanna Gronkiewicz-Waltz - rywalka Wałęsy, szefowa NBP, gorliwa katoliczka. Oto jej historia

Barbara Dziedzic, Joanna Miziołek
Marcin Obara/Polskapresse
Choć dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz nie obnosi się już z wiarą jak kiedyś, wciąż cieszy się poparciem Kościoła. Czy jest drugą Ewą Kopacz Platformy i dlaczego media niedawno wynosiły ją na zastępcę Donalda Tuska w partii?

Kiedy w 1995 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz zdecydowała się na start w wyborach prezydenckich, była przekonana, że właśnie tego chciał Bóg. Po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski przekonywała współpracowników, że z ruchu warg papieża odczytała komunikat: "Hanno, zostaniesz prezydentem".

Bardziej prozaicznie do sprawy podszedł ówczesny szef ZChN. Ryszard Czarnecki widział w niej kandydatkę obozu Wałęsy na tyle silną, że mogłaby przejąć głosy zniechęconych do niego wyborców. - To ja byłem autorem pomysłu, by kandydowała. Uważałem, że Lech Wałęsa ma zbyt duży elektorat negatywny, by wygrać tamte wybory - relacjonuje w rozmowie z "Polską" Ryszard Czarnecki. Sytuacja jednak była dynamiczna i na chwilę przed dniem wyborów nie było już żadnych złudzeń, że kandydatka zwyczajnie nie ma szans. Czarnecki zmienił więc zdanie, pojechał do Szczecina, gdzie właśnie prowadziła kampanię, i starał się przekonać ją, by jednak się wycofała. Miała wówczas odpowiedzieć, że sam Duch Święty zapewnił ją o wygranej. Wynik okazał się jednak kompletną porażką, Gronkiewicz--Waltz uzyskała zaledwie 2,76 proc. głosów.

Trudno jednak się dziwić, że to właśnie ona jawiła się wówczas jako najbardziej trafiona kandydatka. Czarnecki wylicza: prezes NBP, fachowiec, pragmatyk, katoliczka, a więc osoba, która mogła liczyć na głosy wierzących. Chociaż jej zakrawający na dewocję wizerunek od tamtego czasu bardzo się zmienił, w Platformie i dziś można usłyszeć, że jeśli w Warszawie dojdzie do referendum, głos poparcia ze strony Kościoła wciąż może okazać bardzo dużym wsparciem. - Ze względu na nią proboszczowie raczej nie staną przed kościołami i nie zaczną agitować za referendum - mówi polityk z władz PO.

Pobożność Hanny Gronkiewicz-Waltz była natomiast w Platformie przedmiotem ustawicznych żartów. - Tusk się z niej nabijał. Była dla niego karykaturalnym, kościółkowym politykiem. Gdy zbierał się dwór, na myśl o niej zawsze ogarniał ich pusty śmiech - mówi "Polsce" Paweł Piskorski. Oczywiście wyśmiewano pobożność Gronkiewicz-Waltz. Kiedy ktoś z otoczenia Donalda Tuska dzwonił do członków zarządu, by ci stawili się na spotkanie, od pani prezydent miał usłyszeć: "Dziś po południu nie mogę, bo mam rekolekcje, jutro nie mogę, bo mam rekolekcje, pojutrze też. Najwcześniej mogę przyjść za cztery dni". Po czym dwór między kolejnymi wybuchami śmiechu relacjonował szefowi , że Hanka nie przyjdzie, bo ma spotkanie z Bogiem.

Choć dziś już nie tłumaczy się w ten sposób, nie zmienia to jej sytuacji w partii. - Aktyw jej nie lubi. Uważa, że jest zarozumiała - mówi nam jeden z polityków Platformy. Właśnie z ust polityków PO publicysta Robert Mazurek usłyszał miał usłyszeć po raz pierwszy przezwisko "Bufetowa". Podał je w satyrycznej rubryce, która otwierała tygodnik "Wprost". Zaś w biurach poselskich niektórych kolegów wisiały karykaturalne zdjęcia z panią prezydent, która objada się ciastkami. Przezwisko błyskawicznie się przyjęło. Hanna Gronkiewicz-Waltz potrafiła racjonalnie wytłumaczyć sobie jego etymologię. - Początkowo myślałam, że chodzi o to, że źle wyglądam, i to określenie odnosi się do mojej osoby. Ale córka mi wytłumaczyła, że bufetowa wzięła się stąd, że w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie podlegała mi administracja, a więc i stołówki, bufety. I o to tu chodzi - argumentowała podczas jednej z rozmów.
Rok temu media obiegła informacja, zgodnie z którą HGW miała być szykowana w partii na zastępcę Donalda Tuska. Jej pozycję w partii dziennikarze określali formułą "druga Ewa Kopacz". A ze zdaniem marszałek Sejmu premier naprawdę się liczy. Jednak kolejni politycy PO ucinają te spekulacje, przekonując, że to zupełnie nierealistyczna plotka. Do tego pozbawiona sensu. - Media lubią takie giełdy nazwisk. Ale dzisiaj na szefa PO kandyduje Donald Tusk - mówi "Polsce" Sławomir Nowak.

Zdania o tym, czy panią prezydent można określać mianem "człowiek Tuska", są jednak podzielone. I tak na przykład Janusz Palikot w książce "Kulisy Platformy" nazwał ją "kobietą Tuska", podkreślając, że to właśnie jemu zawdzięczała start i wygraną w wyborach na prezydenta Warszawy. "Nie znam nikogo, kto byłby przekonany o słuszności tego wyboru. Dochodziły do mnie słuchy, że swego czasu była jakaś sytuacja, w której ona udzieliła wielkiego wsparcia Tuskowi, na gruncie osobistym. O co chodziło konkretnie, nie dowiedziałem się. Była jakaś tajemnica z jej udziałem. Dwór o tym szeptał" - opowiadał na łamach książki Palikot.

Julia Pitera (PO) przekonuje jednak, że z tej informacji szczerze śmiała się sama zainteresowana. - To chyba plotka, która w pewnym momencie zaczęła żyć własnym życiem - ocenia partyjna koleżanka. Pitera widzi w przyszłości Gronkiewicz-Waltz na fotelu prezydenta Warszawy. - Czysta polityka nie jest jej żywiołem. Oczywiście funkcjonuje w niej, więc siłą rzeczy się nią interesuje. Odnoszę jednak wrażenie, że lepiej odnajduje się jako ta, która zarządza. Dlatego widzę ją jako prezydenta Warszawy. Niezależnie od tego, co się teraz dzieje i mówi - pointuje Julia Pitera. Paweł Piskorski mówi, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zyskała w partii własnej pozycji. - Ona nie wczuła się w politykę na tyle, że nawet jeśli przegra referendum, będzie chciała kandydować znów na prezydenta miasta. Gdyby nie została prezydentem Warszawy, to teraz pewnie zamiast Kwiatkowskiego byłaby kandydatem na szefa NIK - twierdzi.

Ireneusz Raś dorzuca: - Powinna dokończyć kadencję, żeby doprowadzić do końca sprawy, które zaczęła. To leży w interesie całego miasta - przekonuje poseł PO. Dokładnie przeciwnego zdania jest jej największy chyba dziś polityczny oponent, spiritus movens organizacji referendum w sprawie odowołania urzędującej prezydent miasta, burmistrz Ursynowa. Pytany o krótką charakterystykę urzędującej prezydent Warszawy Piotr Guział wyraża wątpliwość w sprawie jej politycznego doświadczenia, zwłaszcza jeśli chodzi o samorząd i administrację, oraz ocenia, że świeci ona blaskiem odbitym od PO. Po chwili dzieli się jednak również mniej oczywistą opinią. - Sympatyczna, bardzo zyskuje w kontakcie bezpośrednim. Polubiłem ją jako człowieka - przyznaje Guział w rozmowie z "Polską". - Co nie zmienia faktu, że nie umie myśleć w kategoriach strategicznych i słucha podszeptów nieodpowiednich osób - dorzuca.
W sprawie doświadczenia samorządowego Guział nie do końca ma jednak rację. Równo dziesięć lat po klęsce w wyborach prezydenckich Gronkiewicz-Waltz w 2005 r. dostaje się do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej. Zostaje wybrana największą liczbą głosów z listy PO w okręgu warszawskim. W Sejmie V kadencji przewodniczy Komisji Skarbu Państwa.

Niedługo potem startuje w wyścigu o fotel prezydenta miasta. W pierwszej turze zajmuje drugie miejsce, by w drugiej pokonać medialnego faworyta Kazimierza Marcinkiewicza. Urząd prezydenta stolicy sprawuje nieprzerwanie od 2006 r.

Po drodze wydarzyła się jednak jeszcze afera Rywina, jeden z ważniejszych momentów, bez których polityczna kariera Hanny Gronkiewicz-Waltz prawdopodobnie nie nabrałaby takiego rozpędu. - To był moment, w którym Tusk uświadomił sobie, że żadna lewica nie utrzyma władzy, więc trzeba być prawicowym. Andrzeja Olechowskiego i mnie zastąpili Julią Piterą, Stefanem Niesiołowskim, Hanną Gronkiewicz-Waltz - mówi "Polsce" Paweł Piskorski. Zdaniem byłego polityka Platformy gdyby w czasach powstania partii ktoś powiedział Donaldowi Tuskowi, że w roli trzech tenorów wystąpią ostatecznie konserwatyści, w tym Gronkiewicz-Waltz, ten zabiłby go śmiechem. - A jednak stało się to z jego inicjatywy - dodaje.

W początkach jej warszawskiego urzędowania kompetencje Hanny Gronkiewicz--Waltz, byłej szefowej NBP, miały zrobić na premierze duże wrażenie. Postrzegana była jako merytoryczna, kompetentna, wykształcona ekonomistka. - Teraz ten mit przestał funkcjonować. Stała się balastem PO - ocenia Piskorski. Wspomina, że premierowi była potrzebna szczególnie wtedy, gdy trzeba było zrobić porządek po jego prezydenturze. - Wyczyściła wszystkich ludzi. A później z nowymi nie potrafiła sobie poradzić. Była wykorzystywana zarówno przez frakcję Tuska, jak i Schetyny - tłumaczy. O to, czy rzeczywiście tak było, pytamy Andrzeja Halickiego (PO). - Pani prezydent sama zarządza miastem i dobiera swoich ludzi. Nie ma żadnych frakcji. Znam się z Hanną Gronkiewicz-Waltz kilka lat od strony praktycznej. Od 2005 r. przechodziliśmy różne etapy współpracy. Kiedy miała miejsce reorganizacja PO w Warszawie, ona była komisarzem, ja jej zastępcą. Później przygotowywałem strategię jej kampanii samorządowej - mówi "Polsce" Halicki. Pozytywnie o Hannie Gronkiewicz--Waltz wypowiada się obecny minister transportu Sławomir Nowak. - Bez niej Platforma nie byłaby tym, czym jest. Była nieocenionym wsparciem, tamą przeciwko polityce kolesiostwa - ocenia minister transportu.

Współpracy z nią nie wspomina dobrze z kolei Jacek Sasin. Były wojewoda mazowiecki, który w 2007 r. urzędował z panią prezydent na jednym piętrze w ratuszu. Jego obowiązkiem była kontrola samorządu, co z góry zakłada konflikt, a Gronkiewicz--Waltz wszystko brała do siebie, będąc dodatkowo mocno przewrażliwioną na swoim punkcie. W końcu złożyła w prokuraturze doniesienie na wojewodę. - Chodzi o bezustanne nękanie mnie jako prezydenta stolicy - wyznała w mediach.

Andrzej Halicki broni wiceprze-wodniczącej PO i przekonuje, że jej zaletą jest umiejętność słuchania innych ludzi. - Zawsze można podrzucić jakiś pomysł, a pani prezydent go rozważy - przekonuje Halicki. Jednak w PO można usłyszeć, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest osobą stanowczą. - Jak każdy ma swoje zdanie, nie zawsze się zgadza, ale jest po prostu dobrym człowiekiem. Mam do niej zaufanie. Wiem, że nie zrobi świństwa, a to w polityce bardzo ważne - mówi nam Sławomir Nowak.
Czas pokazał jednak, że potrafi być w polityce bezwzględna. Choć ojcem jej sukcesu można nazwać Lecha Wałęsę, stanęła do walki z nim w wyborach z 1995 r. A przecież cztery lata wcześniej to właśnie prezydent złożył w Sejmie wniosek o powołanie jej na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego. Za pierwszym razem nie udało się uzyskać wymaganej większości. Niezrażony Wałęsa ponowił jej kandydaturę w roku następnym, tym razem już z powodzeniem. I tak mimo sprzeciwów ze strony m.in. skonfliktowanego z prezydentem Porozumienia Centrum Jarosława Kaczyńskiego objęła stanowisko prezesa NBP, pozostając na stanowisku niemal dwie kadencje. Nie był to łatwy czas dla sprawowania tej funkcji chociażby w związku z koniecznością wprowadzenia ustawy o denominacji złotego (ostateczną decyzję o kształcie denominacji Sejm podjął w 1994 r.) Jednak była prezes jest "najbardziej dumna ze zbudowania efektywnego nadzoru bankowego, co sprawia, że dzisiaj nasze banki są bezpieczne i nikt się nie boi o swoje zdeponowane w nich środki", jak wynika z jej sylwetki zarysowanej na oficjalnym profilu na stronie partii.

Z kolei w 1998 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski złożył wniosek o powołanie jej przez Sejm na stanowisko prezesa NBP na kolejną kadencję, doceniając jej dokonania. Po latach przydał się znowu i namówił stołeczną lewicę do wsparcia jej w Warszawie. Kiedy w ostatnich wyborach Kwaśniewski zaliczył wizerunkową wpadkę w stanie nietrzeźwości, Gronkiewicz-Waltz jako jedna z pierwszych podsumowała: "Czas Kwaśniewskiego już się skończył".

Czy w związku z referendum teraz może się skończyć czas Gronkiewicz-Waltz? Nawet jeśli wziąć pod uwagę najgorszy dla Platformy warszawski scenariusz, zgodnie z którym referendum się odbywa, a pani prezydent zostaje odwołana, wcale nie musi to oznaczać jej politycznej klęski. - Tusk potrafi się odciąć od wielu, jednak pytanie, na ile chce się odciąć od pani prezydent. Na ogół nie porzuca swoich ludzi - mówi czołowy polityk PO. - Zwłaszcza przy deficycie kobiet w polityce - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl