Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patryk Małecki. Powrót wiecznego buntownika wierzącego w Boga i w piłkę nożną

Bartosz Karcz
Andrzej Banas / Polska Press
Przez całe lata Patryk Małecki przeplatał sukcesy sportowe aferami. Strzelał piękne bramki, ale... wchodził w konflikty z trenerami. Teraz piłkarz twierdzi, że spoważniał. Niedawno ożenił się i znów będzie grał dla Wisły Kraków, której chce pomóc wyjść z kryzysu

W ostatniej dekadzie nie było w polskiej ekstraklasie piłkarza, wzbudzającego tak skrajne emocje jak Patryk Małecki. Wygwizdywany, często niemiłosiernie wyzywany na większości stadionów w Polsce, uwielbiany przy ul. Reymonta, choć i tutaj nie przez wszystkich, bo „Mały” zdołał podzielić nawet kibiców Wisły. Wrócił po dwóch latach gry w Szczecinie z mocnym zamiarem udowodnienia, że się zmienił.

Miał zaledwie kilkanaście lat i grał w rodzinnych Suwałkach w trampkarzach Wigier.

Pewnego razu drużyna miała wyjechać na mecz już o godz. 6 rano. Gdy trenerzy przyszli do klubu, zastali Patryka śpiącego na ławce. Okazało się, że przyszedł już wieczorem i spędził noc pod stadionem, bo... bał się, że spóźni się na zbiórkę. - Nie mam w domu budzika - tłumaczył.

Ta krótka historia pokazuje stosunek Małeckiego do piłki nożnej, która w jego życiu od początku była wszystkim.

Wychowywał się w trudnych warunkach, opiekowała się nim tylko mama. Oferta z Wisły dla zdolnego trzynastolatka była zatem jak dar niebios. To, że trafił do Krakowa zawdzięcza swojemu trenerowi i ówczesnemu prezesowi Wisły Bogdanowi Basałajowi, który, tak jak piłkarz, pochodzi z Suwałk.

- Z Bogdanem skontaktował się Dariusz Drażba, trener drużyn młodzieżowych w Wigrach - opowiada brat Bogdana, Janusz Basałaj, który w późniejszym czasie sam został prezesem Wisły. - Powiedział mu, że mają takiego utalentowanego chłopaka i warto byłoby się nim zająć. Mama Patryka pewnie bała się puścić go na drugi koniec Polski, ale rozumiała też, jaka szansa otwiera się przed synem.

Szansa była duża, ale młody chłopak z Suwałk o mały włos nie zmarnował jej jeszcze zanim usłyszała o nim szerzej futbolowa Polska.

To wtedy, jeszcze w juniorach, dał o sobie znać jego trudny charakter, który przyniesie mu w późniejszym czasie tyle problemów. Po jednym z treningów Małecki dotkliwie pobił kolegę z drużyny. „Mały” opowiadał później, że nie wytrzymał, bo ten obraził jego matkę.

Ale jego przyszłość w Wiśle zawisła na włosku. Uratował go Henryk Kasperczak, ówczesny trener pierwszej drużyny. Miał zapytać, czy chłopak ma duży talent? Ponieważ odpowiedź była twierdząca, szkoleniowiec odparł: - To trzeba go wychowywać, a nie wyrzucać.

Problemy z trenerami i nie tylko

Małecki został, ale kłopoty go nie omijały. Gubiło go to, że nie potrafił trzymać języka za zębami. W boiskowej walce tak się zatracał, że przekraczał granicę, m.in. obrażając rywali w niewybredny sposób. Przekonali się o tym choćby Saidi Ntibazonkiza z Cracovii, czy grający wtedy w Ruchu Chorzów Maciej Sadlok.

Nie zawsze po drodze było mu również z trenerami.

Henrykowi Kasperczakowi odmówił wejścia na boisko w sparingu. Miał konflikt z Kazimierzem Moskalem, choć wszyscy, którzy znają tego ostatniego, zachodzili w głowę, jak to w ogóle możliwe. W tym przypadku poszło o zachowanie piłkarza w czasie meczu Ligi Europy ze Standardem Liege. Małecki został zmieniony, ale zamiast usiąść na ławce czy pójść spokojnie do szatni i tam ochłonąć, nawet nie podał ręki trenerowi, tylko - jeszcze zanim mecz się zakończył - wykąpał się i pojechał do domu. Spokojny zwykle Moskal nie mógł tak tego zostawić, choć chciał sprawę załatwić polubownie.

- Oczekiwałem, że Patryk po prostu przyjdzie do szatni i przeprosi za swoje zachowanie. Zrobiłby to i nie byłoby sprawy - mówi szkoleniowiec. - Podobno zastanawiał się, walczył z sobą, ale ostatecznie przeprosin nie było, więc nie mógł dalej funkcjonować w drużynie.

Sprawa jednak szybko została załatwiona w inny sposób. Pracę w Wiśle stracił bowiem Moskal, a jego następca, Michał Probierz przywrócił Małeckiego do zespołu.

Przychodzi dzień, kiedy trzeba powiedzieć sobie dość, trzeba się ustatkować - i ja takim człowiekiem już jestem

Po drodze „Mały” nie miał również z Franciszkiem Smudą. Jeszcze gdy ten ostatni prowadził reprezentację, Małecki był w formie, która uprawniała go do myślenia o grze w kadrze. Smuda opowiadał, że spotkał się specjalnie w tej sprawie z piłkarzem w jednej z krakowskich kawiarni. Małecki szybko jednak zdementował te pogłoski, tłumacząc, że owszem widział się z trenerem, ale było to tylko przypadkowe spotkanie.

Jeszcze gorzej ich stosunki układały się, gdy Smuda ponownie został trenerem Wisły. Małecki źle znosił specyficzne poczucie humoru „Franza”. Całą złość na szkoleniowca wylał w wywiadzie dla naszej gazety, gdy już wiadomo było, że odejdzie do Pogoni. - Odszedłem z Wisły wyłącznie z powodu trenera - powiedział.

Już w Pogoni stosunki z trenerami też nie do końca układały się Małeckiemu najlepiej. Była „pyskówka” na oczach całego stadionu i kamer z Dariuszem Wdowczykiem, a ostatnio, już po odejściu z drużyny „Portowców”, kilka „ciepłych” słów poświęcił Czesławowi Michniewiczowi.

„Mały” potrafił podpaść również części kibiców Wisły. Po jednym z przegranych meczów - tych, którzy gwizdali, wysyłał na drugą stronę Błoń, a gdy przyjechał na ul. Reymonta z Pogonią Szczecin, schodząc z boiska pokazał gest Kozakiewicza. Jak później tłumaczył, było to skierowane do niektórych ludzi z władz klubu, którzy razem ze Smudą przyczynili się do tego, że z Wisły musiał odejść. Niesmak jednak pozostał...

Inna, lepsza twarz

Mamy więc chłopaka krnąbrnego, który walczy z całym światem. Ale to tylko pozory, bo jest też druga twarz Małeckiego. Człowieka głęboko wierzącego, który ma wytatuowany wizerunek papieża Jana Pawła II i regularnie chodzi do kościoła. Życzliwego, takiego, który nie odwraca się od potrzebujących. Dba o mamę, której tyle zawdzięcza. Kiedyś powiedział nawet, że za to, co dla niego zrobiła, już nigdy nie będzie musiała pracować, bo on ją będzie utrzymywał. Wspomógł również znajdującego się w trudnej sytuacji byłego bramkarza Wisły Janusza Adamczyka i wcale nie zabiegał o to, żeby zrobiło się o tym głośno.

Prywatnie Małecki potrafi być też zwykłym, wesołym chłopakiem, który nie stroni od żartów. A to, że czasami powie coś szybciej niż pomyśli... Cóż, sam twierdzi, że takie podejście to już przeszłość, że dojrzał. - Przychodzi dzień, kiedy trzeba powiedzieć sobie dość, trzeba się ustatkować i ja takim człowiekiem już jestem - powiedział nam 27-letni dziś zawodnik.

- Jeśli chodzi o moje zachowanie poza boiskiem to jest naprawdę dużo lepiej. Teraz się skupiam na jak najlepszej grze w Wiśle. Nie chciałbym aby były ze mną związane jakieś afery, nie-afery - dodaje. Na tę przemianę wpływ ma mieć również żona Edyta, z którą wziął niedawno romantyczny ślub w Mediolanie.

Ma przy tym Patryk Małecki jeszcze coś do udowodnienia. Od najlepszego w jego karierze 2011 roku, gdy najpierw był jednym z piłkarzy, który ciągnął Wisłę do ostatniego na razie mistrzostwa Polski, a później strzelił piękną bramkę APOEL-owi Nikozja w eliminacjach Ligi Mistrzów, minęło już sporo czasu. Ostatnie lata nie były już tak udane na boisku. „Mały” nie grał najlepiej, zmagał się też z poważną kontuzją i długo dochodził do pełni sił. Teraz chce przekonać wszystkich, że jeszcze potrafi dobrze grać w piłkę, a zapytany, czy nie zastanawiał się czy jest sens w ogóle wracać do Wisły, której obecnie daleko do świetności sprzed kilku lat, mówi w swoim stylu: - Łatwo byłoby wrócić, gdyby Wisła była na topie. Dla mnie natomiast wyzwaniem jest to, żeby wrócić teraz, gdy sytuacja jest trudna, i pomóc klubowi, któremu tyle zawdzięczam.

***
Patryk Małecki
Urodził się 1 sierpnia 1988 roku w Suwałkach. Jest wychowankiem miejscowych Wigier, z których w wieku 13 lat trafił do Wisły Kraków. Z nią odnosił swoje największe sukcesy. Trzy razy zdobył m.in. mistrzostwo Polski.
Rozegrał osiem meczów w reprezentacji kraju, dla której strzelił dwie bramki. Przez ostatnie dwa lata grał w Pogoni Szczecin, z której wrócił do Wisły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska