Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Zdzisława Janowska: "Szkolenia dla bezrobotnych to często patologia"

Marcin Darda
Marcin Darda
Krzysztof Szymczak
Z profesor Zdzisławą Janowską z Katedry Zarządzania Zasobami Ludzkimi Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego rozmawia Marcin Darda

NIK swoim raportem „rozniósł” tzw. programy specjalne dla bezrobotnych, o wiele droższe niż zwyczajowe formy aktywizacji, bo prawie połowa z nich w ocenie kontrolerów takimi programami nie była i nie trafiała w potrzeby rynku pracy.

W ogóle efektywność zwalczania bezrobocia jest w naszym kraju niewielka, a wskaźniki badania efektywności właściwie żadne. Mnie zawsze zastanawia fakt, że bada się tę efektywność po trzech miesiącach od ukończenia przez bezrobotnego szkolenia, gdzie wszyscy się cieszą, iż ten bezrobotny pracuje, ale nie wiadomo, czy on pracuje w czwartym miesiącu, nie mówiąc już o roku po szkoleniu. To jest żadna miara efektywności. Chodzi przecież o to, żeby trwałość takiego miejsca pracy była dłuższa, a pieniądze nie były marnotrawione. A są.

A jak te programy specjalne powinny wyglądać?

Weźmy na przykład grupę osób zwalnianych z zakładu pracy, która mogłaby być w dalszym ciągu wspomagana przez ten zakład. To jest tak zwane monitorowane zwolnienie, czyli współpraca z urzędem pracy na określone środki dla tych ludzi, by założyli firmę i mogli być podwykonawcami dla tego zakładu pracy. Zakład ich dalej potrzebuje, schodzi z kosztów, ale nadal kooperuje z byłymi pracownikami, bo ich potrzebuje. To jest dobry przykład, ale nie jedyny. Są przecież młodzi ludzie, bezrobotni, ale o wysokich kwalifikacjach. Przygotowując ich do założenia firmy, wyposaża się ich we wszelkie potrzebne im urządzenia. To handlowcy, informatycy, absolwenci historii sztuki czy plastycy, którzy tworzą spółdzielnie socjalne. Im organizuje się stanowisko pracy, dofinansowuje się marketing i wtedy wiadomo, że z tego coś wyjdzie. W tym raporcie NIK jest mowa o innych wspomagających środkach. Mogę sobie wyobrazić, że będą to bezrobotne matki, którym oprócz niezbędnych narzędzi, finansuje się pobyt dziecka w żłobku czy przedszkolu. Ale trzeba wiedzieć, kto na danym rynku pracy jest potrzebny i wtedy można efektywnie zwalczać bezrobocie. Dane z rynku pracy nie są rzetelnie prowadzone, choć akurat jeśli chodzi o Łódź, to mamy obserwatorium rynku pracy, które wskazuje pewne kierunki szkoleń i kształcenia. Ale na poziomie kraju to wszystko odbywa się sobie a muzom, bo nie ma współdziałania między instytucjami, rynkami pracy a instytucjami badania tego rynku, na przykład placówkami naukowymi. Porażający jest ten fakt, że ludzie w dalszym ciągu tracą pracę, ale gdy chcą stanąć na nogi, to tej pomocy nie ma. Generalnie zatem te programy specjalne powinny być adresowane do osób z zagrożonymi miejscami pracy, także dla osób bezrobotnych od dłuższego czasu, ale także do osób o wysokich kwalifikacjach, będących także osobami nieprzeciętnie kreatywnymi. Tymczasem wnioski z tego raportu Najwyższej Izby Kontroli są takie, że często te programy stosowane są przypadkowo, a w każdym razie bez żadnej logiki. To bardzo smutne, bo przecież w efekcie w ten sposób marnotrawione są ciężkie miliony.

A ja mam wrażenie, że to jest po prostu sygnał, za którym niekoniecznie pójdą działania naprawcze. Poprzednio tak było z powiatowymi urzędami pracy, w których przetargi wygrywały firmy niemające nic wspólnego z aktywizacją bezrobotnych, po czym zarabiając wynajmowały podwykonawców, co od razu odbijało się na jakości szkoleń.

Tak rzeczywiście było, bo zawsze gdzieś myśli się o „swoich”. To nie było nielegalne, za to kompletnie nonsensowne, jeśli idzie o efektywność. Na przykład w Łodzi te przetargi wygrywały firmy z Białegostoku, z Kielecczyzny albo z Lublina. Niby zgodnie z potrzebami rynku pracy, ale przecież te firmy nie znały specyfiki łódzkiego rynku pracy i jego problemów. Stąd szuka podwykonawców, którzy to dla niej robią, co niemal zawsze kończy się fikcją, choć w papierach wszystko się zgadza. Takich przykładów jest sporo także w branży pomocy społecznych. Do grupy osób, które same sobie pomóc nie mogą, adresowane są potężne środki. One muszą być bardzo wiarygodnie przebadane pod względem swoich predyspozycji i talentów. Tymczasem kieruje się na ich szkolenia spore pieniądze, nie zawsze rozpoznając ich predyspozycje. Spotkałam się kiedyś z protestem pracowników, którzy mówili, że szkolenia są beznadziejne, bo wszystkim paniom proponowano na przykład przeszkolenie w zawodzie manicurzystki. W stoczni gdyńskiej było podobnie. Zlikwidowano ją, a szkoleniami stoczniowców zajęły się firmy z Poznania. To była żałosna groteska, bo szkoleniowcy z biednych stoczniowców chcieli zrobić florystów, psich fryzjerów, barmanów i kelnerów. Nasi stoczniowcy mieli bardzo wysokie kwalifikacje, a jak to się skończyło? Biorąc odprawy, musieli zadeklarować, że w polskich stoczniach pracować nie będą. Szkolenia nic im nie dały, bo dać nie mogły, bo któż z ich kwalifikacjami chciałby strzyc psy albo rozlewać drinki i czy w ogóle miałby na to szanse, nie mówiąc już o godziwym zarobku? Natomiast firma szkoleniowa zarobiła krocie... Tymczasem oni swoje kwalifikacje pożytkują dziś dla stoczni niemieckich, norweskich czy chińskich.

Ale z czym my tu mamy do czynienia: ze świadomym działaniem, po prostu bylejakością, nonszalancją czy brakiem profesjonalizmu urzędników?

To nie są zazwyczaj działania nieświadome, a niestety działania patologiczne. Opiera się to wszystko przecież na tym, że te szkolenia to najpierw po prostu duże pieniądze, leżące na stole. Urzędy pracy podlegają przecież jakimś politykom, a politycy często mają też jakiś interes, choć nie zawsze osobisty, żeby przetarg na szkolenie wygrała ta, a nie inna firma i często właśnie o tego typu powiązania chodzi. Bezrobotny schodzi na drugi plan. Tych patologii, zasadzonych na publicznych pieniądzach, jest bardzo dużo. Wiem, bo od lat się patologiami w zarządzaniu zajmuję.

Zobacz filmowy skrót najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia
1 - 7 lutego 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki