Radziwiłł chce zatrzymać młodych lekarzy w Polsce

Spotkanie było przełomowe przede wszystkim dlatego, że... w ogóle się odbyło. Żaden z poprzednich szefów resortu nie znalazł czasu na rozmowę z młodymi lekarzami (rezydentami).

PRZECZYTAJ KOMENTARZ AUTORKI: W kształceniu lekarzy konieczna rewolucja

Tymczasem problemów związanych z ich kształceniem przybywa i sprawiają one, że coraz więcej młodych medyków po ukończeniu studiów wyjeżdża za granicę, np. do Niemiec. Tam warunki nauki są nieporównywalnie korzystniejsze niż u nas. A w Polsce brak lekarzy staje się coraz bardziej dotkliwy.

- Jesteśmy ostrożnymi optymistami - powiedział nam po zakończeniu rozmów dr Damian Patecki, przewodniczący Porozumienia Rezydentów. - Potwierdziło ono, że minister, wcześniej przez wiele lat członek władz samorządu lekarskiego, świetnie zna i rozumie nasze bolączki - podkreślił Patecki.

Jedną z nich jest niskie wynagrodzenie wypłacane przez resort zdrowia. W zależności od rodzaju specjalizacji i etapu kształcenia waha się ono w granicach 2200 do 2800 zł na rękę. Kwoty te nie były waloryzowane do 7 lat. Za te pieniądze rezydent musi nie tylko utrzymać siebie i nierzadko rodzinę, ale też sfinansować koszty podręczników, kursów i szkoleń. - Niedawno zapłaciłem za kurs 1600 zł. Ile mi zostało? - pyta retorycznie Patecki.

W trakcie 4-5 lat kształcenia lekarze przez cały czas pracują w szpitalach, w ramach ministerialnego wynagrodzenia. Niestety, częstokroć - jak zauważa dr Jerzy Friediger, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie - „zapycha się nimi dziury”. Oznacza to, że muszą wykonywać czynności niezwiązane z kierunkiem ich nauki. Zmiana tego stanu rzeczy to jedna z ważniejszych omawianych wczoraj spraw.

Rezydenci domagają się też wynagrodzeń dla kierowników specjalizacji, którzy za tę pracę nie otrzymują żadnej gratyfikacji. Przedstawiciele porozumienia nie wątpią, że poprawiłoby to jakość kształcenia młodych lekarzy.