Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głowacki: Nogi jak z waty, w głowie szum? To nie powód, żeby się poddać [ZDJĘCIA, WIDEO]

Redakcja
Krzysztof Głowacki podczas wizyty w Poznaniu, 3-4 lutego 2016 roku
Krzysztof Głowacki podczas wizyty w Poznaniu, 3-4 lutego 2016 roku Adrian Wykrota /Polska Press
Krzysztof Głowacki, jedyny polski mistrz świata w boksie zawodowym, szykuje się do obrony pasa. Jego przeciwnikiem będzie najpewniej dobrze znany w Polsce Amerykanin - Steve Cunningham.

Przyjechał Pan na nasze spotkanie swoim nowym volvo?
Nie (śmiech). Po zwycięskiej walce o mistrzowski pas WBO z Marco Huckiem mój promotor Tomasz Babiloński faktycznie obiecał mi nowe volvo. Jednak jeszcze go nie dostałem.

Czyli obietnice promotora były pod publiczkę?
To też nie tak. Na razie dał mi swoje audi, ale... kiedy wracałem z Zakopanego, popsuło się. Na volvo czekam (śmiech).

Podobno duże, bezpieczne , rodzinne volvo znacznie bardziej pasuje do Pana charakteru niż sportowy mercedes.
Do boksu trafiają głównie chłopaki, których „nosi”. Mnie też za dzieciaka „nosiło”, najgrzeczniejszy nie byłem, ale generalnie jestem spokojnym człowiekiem. Jeżeli się biłem poza ringiem, to dlatego, że musiałem.

Pana życie stanęło na głowie po tym, jak w sierpniu ubiegłego roku znokautował Pan Hucka?
Bez dwóch zdań. Gratulacje, wywiady, zaproszenia. Dla spokojnego człowieka to spora odmiana. Szczerze mówiąc, za bardzo pokazywać się w mediach nie lubię, ale to teraz część mojej pracy.

NAJLEPSZE FRAGMENTY ZWYCIĘSKIEJ WALKI GŁOWACKIEGO Z HUCKIEM:

Nadal mieszka Pan jednak w Wałczu. Nie prościej byłoby, gdyby przeprowadził się Pan do Warszawy?
Pod tym względem nic się u mnie nie zmieniło. Moja rodzina mieszka w Wałczu, spędzam tam każdy weekend. Od poniedziałku do piątku jestem w Warszawie, gdzie trenuję. Oczywiście łatwiej byłoby, gdybyśmy się przeprowadzili do stolicy, bo takie kursowanie jest męczące. Może kiedyś się na to zdecydujemy.

O przeprowadzce do USA w ogóle Pan nie myśli? To tam jest wielki boks i wielkie pieniądze.
Nie, naprawdę mnie to nie kusi. Mieszkam w Polsce, jestem mistrzem świata, mam tu wspaniałych trenerów. Wszystko, czego mi trzeba mam na miejscu. Po co miałbym coś zmieniać i wyjeżdżać? Wyjazd nie zawsze przekłada się na sukces. Poza tym, to nie jest tak, że Stany mi się jakoś bardzo podobają. Fajnie jest tam wyjechać z zespołem na dwa tygodnie, potrenować, pozwiedzać – i wrócić. Zwłaszcza że jestem patriotą, wolę swój kraj.

Rok temu do USA wyjechał Pana przyjaciel, Artur Szpilka. Po kilku wygranych walkach dostał wielką szansę – zmierzył się z Deontayem Wilderem o pas mistrza świata WBC w wadze ciężkiej. Mimo ambitnej postawy przegrał przez ciężki nokaut. Jak Pan ocenia tę walkę?
Z Arturem jesteśmy przyjaciółmi od lat, zawsze się wspieramy. Szkoda, że ta walka mu nie wyszła – właściwie bardziej ta dziewiąta runda, w której został znokautowany, niż cała walka. Żałuję, że w tej akcji to Wilder trafił Artura, a nie Artur jego – mogliśmy mieć pierwszego w historii polskiego mistrza wagi ciężkiej...

Na razie mamy mistrza świata w wadze junior ciężkiej – Pana. Ile nocy nie spał Pan po tym, jak znokautował Pan Marco Hucka i odebrał mu pas?
Przez parę dni nie dochodziło do mnie to, że zostałem mistrzem świata. Po prostu – byłem na kolejnej walce, wygraliśmy, zeszliśmy z trenerem z ringu... Spałem normalnie, ale nie dochodziło do mnie, że zostałem mistrzem. Doszło dopiero później, kiedy dotarł do mnie pas WBO.

A jak Pan doszedł do siebie po nokdaunie, który Huck zafundował Panu w szóstej rundzie? Większość zawodników nie wstałaby po takim ciosie. Pan nie tylko wstał, ale ruszył na Niemca, bijąc potężnymi lewymi. To była najlepsza runda w zawodowym boksie w ubiegłym roku na świecie!
Ciężko mi powiedzieć, jak wstałem i doszedłem do siebie, bo w ogóle tego nie pamiętam. Pamiętam tylko, że sędzia puszcza walkę dalej, i że Huck znów na mnie idzie. Nogi miałem jak z waty, w głowie szum... A że najlepszą obroną jest atak, to ruszyłem na niego. Faktem jest, że bardzo ryzykowałem – mocno się wtedy otworzyłem i gdyby Huck był mądry, to by mnie wtedy skontrował i mogło być po walce.

NAJLEPSZA RUNDA W ZAWODOWYM BOKSIE W 2015 ROKU:

Po szóstej rundzie nie mógł Pan wygrać tej walki na punkty. Wierzył Pan, że znokautuje Hucka?
Widziałem, że z rundy na rundę był słabszy. Ja to czułem i „rosłem”. Po tym, kiedy w 11. rundzie Marco Huck poleciał na deski i był liczony, bardzo chciałem, żeby wstał.

Żeby wstał? Większość bokserów marzy w takiej chwili, żeby przeciwnik nie walczył dalej.
Chciałem go ciężko znokautować. Kiedy po puszczeniu walki zacząłem go znów trafiać, a sędzia ostatecznie przerwał, byłem trochę zawiedziony – jeszcze kilka ciosów mogłoby „wejść”. Żeby nie było żadnych wątpliwości, kto był lepszy.

Niedługo minie pół roku od tej walki. Kiedy wraca Pan na ring w obronie pasa WBO?
Plan jest taki, że wrócę w kwietniu, a moim przeciwnikiem będzie Amerykanin Steve Cunningham. To cały czas plan, bo kontrakty nie są jeszcze podpisane.

Pojedynek odbędzie się znów w USA?
Tak, to jest akurat pewne. Jesteśmy tam bardzo mile widziani, wspiera nas polonijna publiczność, tam są duże stacje telewizyjne.

Dla polskich kibiców to dobra wiadomość. Steve Cunningham jest u nas znany – walczył z Tomaszem Adamkiem i dwukrotnie z Krzysztofem Włodarczykiem – i lubiany.
Był też dwukrotnie mistrzem świata w mojej wadze, do której wraca po przygodzie z wagą ciężką. Ja się z takiego wyboru przeciwnika cieszę. Steve Cunningham jest znany w USA, nawet bardziej niż BJ Flores, z którym miałem pierwotnie walczyć.

Cunningham, walcząc w wadze ciężkiej, miał na deskach Tysona Fury’ego. Ostatecznie z pogromcą Władimira Kliczki przegrał, ale chyba nie nastawia się Pan na to, że walka będzie spacerkiem?
Amerykanin nigdy nie słynął z potężnego ciosu, ale jak widać potrafi uderzyć. Zresztą, kiedy ktoś trafi w punkt, to nie ma mocnych. Tak właśnie było, kiedy Cunningham trafił Tysona Fury’ego.

TYSON FURY NA DESKACH PO CIOSIE CUNNINGHAMA:

Czuje się Pan przed tą walką faworytem?
Jasne, że tak. Przed każdą walką czuję się faworytem, przed starciem z Huckiem też się nim czułem. Co oczywiście nie znaczy, że Cunninghama zlekceważę.

Jeżeli wygra Pan w pierwszej obronie pasa, to bierze Pan pod uwagę walkę unifikacyjną z którymś z pozostałych mistrzów kategorii cruiser – np. z Denisem Lebiediewem lub Grigorijem Drozdem?
Teraz o tym nie myślę. Chcę się w stu procentach skupić na Cunninghamie, a co będzie dalej, będziemy myśleć po walce. To jest boks, tu wszystko może się zdarzyć.

A jest opcja rewanżowej walki z Marco Huckiem? Niemiec z bośniackimi korzeniami tak przed walką, jak i po niej, nie okazywał Panu szacunku. Odpłaci mu Pan tym samym?
To prawda. Przed walką mówił, że wytrze mną ring, po walce szukał wymówek, żeby usprawiedliwić porażkę... Tak czy tak uważam, że rewanż mu się należy – był championem przez sześć lat i 13 obron pasa.

W boksie amatorskim, w seniorach, walczył Pan w wadze super ciężkiej. To oczywiście inne realia niż boks zawodowy, ale bierze Pan pod uwagę przejście za kilka lat do wagi ciężkiej?
Nie myślę o tym. Bardzo dobrze czuję się w wadze cruiser, poza tym jestem za drobny i za niski (183 cm – red.), mam też zbyt krótkie ręce. Obecni mistrzowie wagi ciężkiej mają około 2 metrów wzrostu.

Kto jest obecnie, według Pana, najlepszym bokserem świata bez podziału na kategorie wagowe?
Ktoś z dwójki: Giennadij Gołowkin – Siergiej Kowaliow.

Rozmawiał Michał Kopiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski