Lew Starowicz: Kobiety nie potrafią wyjść poza schemat miłości jak z harlequina

Kinga Lewandowska
Lew Starowicz
Lew Starowicz FOT.BARTEK SYTA /POLSKAPRESSE
- Kobiety tęsknią za silnymi, dominującymi mężczyznami. To są stare archetypy, które w nas tkwią. Trudno ot tak zmienić dziedzictwo przekazywane od pokoleń - mówi prof. Lew Starowicz, seksuolog, w rozmowie z Kingą Lewandowską.

Zaczyna się lato, czas większej swobody również w kwestiach obyczajowych. Czy Polacy chętnie nawiązują wakacyjne romanse? Jak wypadamy na tle tak kochliwych narodów jak Francuzi, Latynosi czy Włosi?
Niestety dość mizernie. Ale na razie spróbujmy odejść od porównań narodowych, bo za dużo za tym się kryje mitologii. Rozumiem, że chcemy utwierdzić się w przekonaniu, że jesteśmy lepszymi kochankami od Anglików, Francuzów, Hiszpanów czy Włochów. My chcemy być najlepsi we wszystkim - taka już jest natura Polaków. Powiedzmy sobie jednak szczerze , że jesteśmy dość przeciętni w kwestii kompetencji seksualnych, za to - co istotne - mamy o sobie bardzo wysokie mniemanie. I to wysokie mniemanie jest potwierdzone badaniami.

Nie ma w tym chyba nic złego?
Oczywiście, bo dzięki temu czujemy się zdrowi psychicznie. Jesteśmy zadowolonymi z siebie przeciętnymi kochankami. Natomiast jeśli chodzi o wakacyjne romanse, to można je podzielić na kilka kategorii. Pierwsza z nich to tak zwane romanse zaplanowane. Ktoś jedzie, żeby mieć romans. Egipt, Turcja, Tunezja - to nie ma znaczenia. Wiele osób jedzie tylko w jednym celu - nawiązać wakacyjną znajomość.

Jak by Pan scharakteryzował osoby, którzy decydują się na taki wyjazd? Można ich jakoś uogólnić?
Trudno o jednoznaczną definicję. Mamy tu do czynienia zarówno z singlami pragnącymi przeżyć wakacyjną przygodę, zrobić coś szalonego, bo pogoda sprzyja, słoneczko świeci. Ale mamy również osoby, które znudziły się swoim dotychczasowym partnerem. Małżeństwo się właściwie rozpada, życie ma się jedno, trzeba więc z niego czerpać możliwie jak najwięcej. Taka filozofia życiowa. Oczywiście, jak się bardzo chce znaleźć adresatkę czy adresata naszych zalotów, to się go znajdzie. Bo takie rzeczy się czyta w oczach. I to jest jedna kategoria.

A druga?
Druga grupa romansów to romanse niezaplanowane - takie, w których pojawia się strzała Amora. Po prostu nagle poznajemy kogoś i jest zawrót głowy. I wtedy zaczyna się prawdziwy romans. Naturalnie sprzyjają temu warunki. Bo jak się jest w domu, pracuje, to blokuje nas cała masa przyziemnych obowiązków, chociażby gotowanie obiadu. A tutaj nic nas nie powstrzymuje. Możemy się więc bez przeszkód oddać flirtowaniu, pójść na romantyczny spacer. Już nie mówiąc o tym, że na wakacjach jesteśmy bardziej wyluzowani, bardziej podatni na magię chwili, bardziej skorzy do uniesień.

A których romansów jest statystycznie więcej? Tych zaplanowanych czy rodzących się pod wpływem chwili?
Badań pod tym kątem nikt nie robił. Natomiast na podstawie moich obserwacji mogę powiedzieć, że tych drugich jest chyba więcej.

I to wszystko? Czy jest jeszcze wariant trzeci?
Jest. Trzeci wariant to tak zwany seks niechciany. I to już jest zdecydowanie poważniejszy problem. Mam z nim dość specyficzne doświadczenia z pracy biegłego sądowego. Chodzi o fałszywe oskarżenia o gwałt. Na przykład dziewczyna poszła na dyskotekę, za dużo wypiła, doszło do zbliżenia seksualnego. Dziewczyna jest przerażona, zdezorientowana i rzuca oskarżenie. Jest jeszcze czwarty wariant. Świadome szukanie zdrady. Ktoś podejmuje decyzję o zdradzeniu swojego partnera.

Co jest najczęstszą tego przyczyną?
Powodów jest wiele. Chęć odwetu, odegrania się na partnerze, który nas zdradził. Chęć udowodnienia partnerowi, że jest się atrakcyjnym, że jednak można się jeszcze komuś podobać. Wiele kobiet słyszy w domu od męża, że i tak nikt by ich nie chciał. Inny powód jest taki, że niektórzy czują się w swoim związku nie do końca usatysfakcjonowani seksualnie, seksu jest za mało albo nie ma go wcale. Czasem nawet nie ma rozmów na ten temat. To sprzyja poszukiwaniu wrażeń poza związkiem. Pozostaje też kwestia trójkątów i tak zwanych wyjazdów łączonych. Mężczyzna najpierw wyjeżdża na wakacje ze swoją prawowitą rodziną, a później udaje się na tak zwany wyjazd służbowy, w trakcie którego spędza czas z kochanką. Przy czym należy zauważyć prawidłowość, że te legalne wyjazdy trwają jednak nieco dłużej.

Mam wrażenie, że mówi Pan o życiu uczuciowym z perspektywy mężczyzn. Czy kobiety też wpisują się w systematyki, o których Pan mówi? Czemu skrywane przez nie namiętności wyszły na jaw przy okazji serii książek o Christianie Greyu?
Nie wiem. Grey to straszny nudziarz. Książki o nim zupełnie mnie nie wciągnęły.

Abstrahując od warsztatu literackiego autorki, który pozostawia wiele do życzenia, coś jednak jej bohater musi w sobie mieć, skoro zachwycają się nim kobiety na całym świecie. Powstaje nawet o nim film. Na czym polega fenomen tego Greya? Jestem ciekawa, jak Pan do tego podchodzi z punktu widzenia seksuologa.
Ten bohater niczym mnie nie zaskoczył. Powiem nawet, że opisy scen erotycznych zawarte w książce wydały mi się nudne. Natomiast trzeba przyznać, że powieść została świetnie wypromowana. Przypomnijmy sobie, że jej pojawienie się na rynku poprzedzone było gigantyczną kampanią reklamową. Książkę "opakowano" marketingowo przekazem: chcesz być fajna, chcesz być trendy - musisz to koniecznie przeczytać. To była genialna zagrywka marketingowa. Na to jeszcze nałożył się inny mechanizm: seks zawsze się dobrze sprzedaje. W wydaniu standardowym już nam się opatrzył, a tutaj jednak mamy do czynienia z czymś nowym, bardziej wyrafinowanym. I wreszcie po trzecie - mamy tu realizację pewnego archetypu. Bohaterem jest mężczyzna, który może być atrakcyjny dla kobiet, bo reprezentuje pewien ginący gatunek.
Czy teraz nawiązuje Pan do często opisywanego kryzysu współczesnego mężczyzny? O to, że mamy do czynienia z tak zwaną generacją Piotrusia Pana? Z czego wynika to zjawisko? Jak Pan je tłumaczy?
Wydaje mi się , że przyczyn jest co najmniej kilka. Po pierwsze, proces dojrzewania niesłychanie się wydłużył. Popatrzmy na typową drogę życiową młodego człowieka, który stale jest stawiany w roli ucznia. Jedne studia, drugie studia. Cały czas się czegoś uczymy, dokształcamy. Inaczej to wygląda w przypadku mężczyzn, którzy nie studiują. Oni szybciej dojrzewają, bo szybciej zaczynają zarabiać pieniądze, przez co szybciej uniezależniają się finansowo od rodziców, szybciej zaczynają podejmować kluczowe decyzje, brać odpowiedzialność za swoje życie. Poza tym bardzo dużo osób długo mieszka z rodzicami, co u mężczyzn skutkuje późniejszym dojrzewaniem.

To konsekwencja pogoni za wygodnym życiem czy raczej konieczność wymuszona prozaiczną codziennością?
Młodzi ludzie nie chcą się usamodzielniać, odwlekają w czasie moment odejścia z rodzinnego domu, bo tak jest prościej, wygodniej. U rodziców mają wikt i opierunek. Po co z tego rezygnować, zwłaszcza gdy rodzice to akceptują? Ale na ten brak umiejętności odcięcia pępowiny nakłada się inne zjawisko. Od pewnego czasu widać kult ciała u młodych mężczyzn. Te wszystkie siłownie, kluby fitness.

To źle, ze mężczyźni dbają o swoją fizyczną atrakcyjność?
Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią. Czasami odnoszę wrażenie, że męskość została ograniczona do krótkiej szyi i napompowanych ramion. Nie ma w tym za grosz naturalności.

Same kobiety też się chyba trochę zmieniły?
Z pewnością. Przede wszystkim mentalnie. Współczesne kobiety są aktywne zawodowo, dobrze zarabiają, co jest dla nich impulsem do otwartej rywalizacji z mężczyznami. Singielki narzuciły pewien model myślenia. Kiedyś kobieta oczekiwała od mężczyzny, że ten się nią zaopiekuje, będzie się o nią troszczył, będzie jej przewodnikiem. Teraz rzuca mu wyzwanie, wysyła wyraźny sygnał: zabaw mnie, dostarcz mi rozrywki, chodź ze mną na zakupy, do kina, posprzątaj mieszkanie, ugotuj mi coś. Bądź dla mnie równorzędnym partnerem w każdej dziedzinie życia. Zaimponuj mi.

To konsekwencja postępującego równouprawnienia. Mężczyzn to przerasta?
Myślę, że tak. Nie zapominajmy też o tym, że mężczyzna musi się dzisiaj zmierzyć z porównaniami do poprzednich partnerów swojej wybranki. A to jest sytuacja daleko wykraczająca poza strefę jego psychicznego komfortu. Kiedyś mężczyzna był nauczycielem miłości. Jego pozycja była więc niezagrożona. Tymczasem dzisiaj coraz częściej ma do czynienia z rozbudzoną seksualnie partnerką, świadomą swojego ciała, oczekującą domyślenia się tego, czego chce i potrzebuje, zaspokojenia jej upodobań, doprowadzenia jej do orgazmu. Nic więc dziwnego, że wielu mężczyzn odczuwa lęk i frustrację taką sytuacją. Boją się odrzucenia, tego, że nie sprostają wygórowanym oczekiwaniom.

Jak to się ma do popularności Greya? Czy nie jest trochę tak, że kobiety w skrytości ducha tęsknią do silnych, dominujących mężczyzn, że są już zmęczone niańczeniem wiecznych chłopców?
Zgadza się. Ale z drugiej strony - same się w tę sytuację uwikłały. To są stare archetypy, które w nas tkwią. Trudno ot tak zmienić dziedzictwo przekazywane od pokoleń. Seria o Greyu jest de facto współczesną wersją harlequinów, czyli tanich romansów, które kupuje się w księgarniach z tanią książką.

W tym miejscu się z Panem nie zgodzę. Harlequiny były jednak bardziej subtelne w opisie.
O tak, to prawda. W harlequinach mieliśmy głębokie spojrzenia w oczy, trzymanie się za rączki. Ale na tym różnice się kończą. W gruncie rzeczy chodzi o to samo. Tyle że w Greyu jest więcej seksu, więcej się o seksie mówi, może w bardziej otwarty sposób. Ale typ mężczyzny jest mniej więcej podobny - silny, obdarzony wyrazistym ego.

Samiec alfa.
Tak. Poza tym jeśli już mówimy o obwinianiu kogokolwiek za kryzys męskości, to nie wolno nam zapominać o nadopiekuńczych matkach. To właśnie te troskliwe mamy starające się swoim synom nieba uchylić, wyręczając ich we wszystkim, nieświadomie robią im wielką krzywdę. Mężczyzna, mając taki wzorzec kobiety wyniesiony z domu, szuka jego kontynuacji w życiowej partnerce. Dlatego apeluję do mam, żeby dla dobra własnych synów i ich partnerek skończyły z tym rozpieszczaniem.

Seks bez miłości ma, Pana zdaniem, rację bytu?
Seks bez miłości istniał zawsze. Tyle że się o tym otwarcie nie mówiło. Bo nie wypadało, bo byliśmy podporządkowani konwenansowi, że miłość fizyczna i psychiczna są ze sobą ściśle powiązane. Nawet jeśli komuś się zdarzył skok w bok, to zawsze musiał być z miłości. Powiedzenie: Idę z tobą do łóżka tylko dla seksu, wydawało się bardzo cyniczne, nieludzkie. Teraz mówi się o tym otwarcie. Nie jesteśmy już więźniami konwenansów. Seks zaczął być traktowany przez niektórych jako rekreacja, jako pewna forma spędzania czasu.

Jak uniknąć nieporozumień na linii kobieta - mężczyzna? Zna Pan receptę na udany związek?
Uniwersalna recepta nie istnieje. Każdy musi ją sobie wypracować indywidualnie. Przede wszystkim trzeba rozmawiać o swoich oczekiwaniach. Podam przykład. Jeśli kobieta nie chce i nie lubi gotować, a coraz więcej kobiet mówi o tym otwarcie, to mężczyźnie pozostają tak naprawdę dwa wyjścia: może wziąć sprawy w swoje ręce i zająć się gotowaniem albo zmienić partnerkę. Innej drogi nie ma. Nie bójmy się mówić otwarcie, co nam leży na sercu.
Rozmawiała Kinga Lewandowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl