Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Synoracki: Cały czas jestem głodny kolejnych zwycięstw

Grzegorz Szkiłądź
Henryk Synoracki (w środku) jest etatowym laureatem plebiscytu "Głosu"
Henryk Synoracki (w środku) jest etatowym laureatem plebiscytu "Głosu" Waldemar Wylegalski
Rozmowa z Henrykiem Synorackim z PKM LOK Poznań, laureatem siódmego miejsca w plebiscycie „Głosu”, mistrzem Europy w klasie 175.

Trudno zliczyć, ile razy był Pan wybierany przez Czytelników do finałowej dziesiątki. Mimo prawie 70 lat na karku za Panem kolejny bardzo udany sezon, okraszony mistrzostwem i wicemistrzostwem Europy. Jak Pan to robi?
- To prawda, jestem stary. Jeszcze nie jak Mojżesz, ale już niedługo... Tajemnica sukcesu? Staram się robić swoje, być zawsze głodnym zwycięstw i nie przyzwyczajać się do sukcesów. Nigdy nie musiałem się dodatkowo motywować. Ja się po prostu taki urodziłem i nie mam szczególnych problemów z psychiką. Jeżeli ktoś w sporcie musi szukać dodatkowej motywacji, to znaczy, że się do tego nie nadaje. Tak samo jest w innych dziedzinach życia, czy chociażby polityce. Cokolwiek człowiek robi, zawsze można coś poprawić. Ostatnio byłem pod ogromnym wrażeniem operacji, której dokonano we Wrocławiu. Sparaliżowany pacjent z poważnym urazem kręgosłupa stanął na nogi. To niesamowite.

Czy widać na motorowodnym horyzoncie następców Henryka Synorackiego?
- Tak, jednak z tym jest pewien problem. Młodych-gniewnych byłoby z pewnością więcej, ale niestety panuje opinia, że sport motorowodny jest bardzo niebezpieczny. Że trzeba się zabić, albo przeżyć śmierć kliniczną, by naprawdę móc się ścigać. A to nieprawda. To taka sama dyscyplina jak wyścigi motocyklowe, samochodowe, kolarstwo, czy boks. Oczywiście, jeżeli ktoś nie stosuje się do reguł, to nie powinien uprawiać tego sportu. Jeżeli czegoś nie umie, albo nie chce się nauczyć, to powinien dać sobie spokój. Bez wątpienia jest to trudna dyscyplina, do której trzeba mieć predyspozycje. Tymczasem teraz młodzież chce, żeby im wszystko z nieba spadło. A żeby osiągnąć sukces, trzeba się naprawdę dużo uczyć. Nic nie przychodzi łatwo.

Który kraj na świecie jest najbardziej zwariowany na punkcie sportów motorowodnych?
- Zdecydowanie Włosi. Oni naprawdę żyją w innym świecie. Tam jest bardzo dużo szumu wokół wszelkiego rodzaju wyścigów. Mnie z kolei bardzo smuci to, że mimo dużych tradycji w sportach motorowodnych, w Polsce jesteśmy może nie na szarym końcu, ale całkiem blisko końca stawki. Wszędzie, gdzie bywam za granicą, widzę na rzekach pełno łódek i motorówek. A u nas? Pusto. Chociażby w Poznaniu. Nasypano trochę piasku, zrobiono plażę i już ogłoszono, że jesteśmy blisko Warty. Tymczasem stolica Wielkopolski naprawdę zasługuje na to, żeby mieć drogę żeglowną z prawdziwego zdarzenia.

Gdzie najbardziej uwielbia się Pan ścigać?
- Oczywiście wszędzie tam, gdzie mi dobrze idzie (śmiech). Bezpieczne i widowiskowe zawody zawsze są w Chodzieży. Świetnym pomysłem była organizacja wyścigów na Wiśle w Toruniu, prawie tuż pod murami Starego Miasta. Niestety, w zeszłym roku poziom Wisły był tak niski, że zawody się nie odbyły. Kapitalnie ściga mi się także w Chełmży. Z kolei Włosi potrafią zorganizować imprezę motorowodną w samym środku Dolomitów. Widoki są przepiękne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski