Hiszpańskie złoto i saudyjskie miraże. Eksport broni z II Rzeczpospolitej

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Czołgi Renault FT-17
Czołgi Renault FT-17 Wikipedia Commons/Domena publiczna
W międzywojniu Polska przebojem wdarła się do czołówki eksporterów broni. Sprzedawano ją nawet do Chin i Arabii Saudyjskiej. Niektóre kontrakty trzeba było jednak utajnić.

W 1930 r. jazda Saudów tłumiła powstanie zbuntowanych plemion przy użyciu karabinków wz. 29 Mauser wyprodukowanych w Radomiu. Broń z tych samych zakładów trafiła także do pogrążonych w krwawych walkach Chin - używali jej m.in. żołnierze Kuomintangu. Poza tym to właśnie Polska była piątym największym dostawcą sprzętu wojennego dla obu stron wojny domowej w Hiszpanii. II RP zbudowała od zera przemysł zbrojeniowy, którego produkty docierały we wszystkie zakątki świata, generując spore zyski, i to zaledwie kilkanaście lat od odzyskania niepodległości. Oto co wiemy o tym kontrowersyjnym procederze.

SEPEWE

Władze II Rzeczypospolitej, mimo często bardzo skromnych środków budżetowych, konsekwentnie inwestowały w budowę własnego przemysłu obronnego. O strategicznej konieczności tych posunięć przekonano się dobitnie podczas wojny polsko-bolszewickiej. Broń kupowana wtedy za granicą nie dość, że była droga i nierzadko kiepskiej jakości, to często nie docierała na czas. Transporty były znacząco opóźnione np. przez strajki niemieckich dokerów czy czeskich kolejarzy. W takich warunkach nie można było prowadzić długotrwałej wojny. Dlatego też polskie koła polityczne i wojskowe uznały, że jedyny materiał wojenny, na którym można polegać, to ten zmagazynowany i wyprodukowany w kraju.

Od początku lat dwudziestych do 1939 r. powstawały kolejne zakłady zbrojeniowe. Państwowa Fabryka Broni w Radomiu, Państwowa Fabryka Prochu w Pionkach, Państwowe Zakłady Lotnicze w Warszawie czy Zakłady Starachowickie to tylko niektóre z nich. Władze zdawały sobie sprawę, że te nowe fabryki nie będą rentowne, o ile ograniczą się tylko i wyłącznie do produkcji na potrzeby polskiej armii. II RP po prostu nie było stać na zbrojenia w odpowiednio wielkiej skali. Jednakże utrzymanie mocy produkcyjnej było konieczne, by zachować płynność dostaw sprzętu i amunicji w czasie wojny. Rozpoczęto więc poszukiwanie nowych rynków zbytu na wyroby krajowej zbrojeniówki.

Fabryka Karabinów w Warszawie
Fabryka Karabinów w Warszawie fot. Warszawa1939.pl

Początkowo eksport broni szedł opornie. Pojedynczym polskim producentom ciężko się było przebić na rynku międzynarodowym zdominowanym przez firmy z krajów o długich tradycjach, takie jak francuski Hotchkiss, niemiecki Waffenfabrik Mauser czy czeska Škoda. Sytuacja poprawiła się po przewrocie majowym. Wojskowi z sanacyjnej elity, generałowie Aleksander Litwinowicz i Mieczysław Norwid-Neugebauer, uznali, że na tym odcinku konieczne jest wsparcie ze strony państwa. To dzięki m. in. ich zabiegom w listopadzie 1926 r. powołano do życia spółkę SEPEWE Eksport Przemysłu Obronnego Sp. z o. o. z siedzibą w Warszawie. Syndykat, którego udziałowcami były największe polskie zakłady zbrojeniowe, miał za zadanie koordynować handel bronią i reprezentować jej producentów za granicą. Nadzór nad przedsięwzięciem sprawowały wywiad (Oddział II SG) i MSZ, które czuwało nad „polityczną poprawnością” transakcji.

SEPEWE pozyskiwała klientów przez swoich etatowych agentów, przez polskie placówki dyplomatyczne lub za pośrednictwem międzynarodowych firm handlujących bronią, jak belgijski Edward Grimard lub hamburski Chaim Wolff, bez pomocy których dostęp do wielu rynków byłby niemożliwy. Miała swoich reprezentantów w całej Europie, Ameryce Łacińskiej i nawet niektórych krajach Azji. O jej wielkich ambicjach świadczy to, że w 1939 r. posiadała już 90 akwizytorów na etacie i 150 przedstawicieli honorowych.
Wytężona praca handlowców wspierana przez powszechne w tym biznesie praktyki korupcyjne szybko przyniosła efekty. Już w 1930 r. SEPEWE zaczęła wykazywać czysty zysk, a w 1934 r. suma zysków przekroczyła poniesione od początku istnienia firmy straty. Absolutne apogeum powodzenia spółka osiągnęła w 1937 r., gdy wyeksportowała towar za 135 mln zł, co stanowiło połowę wartości materiału wojennego sprzedanego przez II RP w całym dwudziestoleciu.

W historii syndykatu nie brakowało barwnych postaci i spektakularnych transakcji. Nie obyło się także bez kilku wpadek. Oto kilka najciekawszych epizodów z dziejów SEPEWE.

Następca tronu Królestwa Al-Hidżaz Faisal ibn Abd al-Aziz as-Saud (czwarty z lewej) w towarzystwie świty i polskich wojskowych na dziedzińcu koszar I
Następca tronu Królestwa Al-Hidżaz Faisal ibn Abd al-Aziz as-Saud (czwarty z lewej) w towarzystwie świty i polskich wojskowych na dziedzińcu koszar I Dywizjonu Artylerii Konnej. Widoczni m.in.: adiutant następcy tronu Królestwa Al-Hidżaz Kaled al-Ajubi (pierwszy z lewej), radca legacyjny Królestwa Al-Hidżaz Sciaher Samman (trzeci z lewej) oraz generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski (drugi z lewej) NAC

Saudyjskie miraże

Największe zamówienie, jakie wykonała polska spółka w pierwszym pięcioleciu swojego istnienia, spłynęło aż z Bliskiego Wschodu. Złożyli je emisariusze króla Hedżasu, czyli Ibn Sauda. Władca ten potrzebował broni, ponieważ prowadził podbój ziem Półwyspu Arabskiego, dążąc do ich zjednoczenia. Poza tym często musiał tłumić bunty różnych plemion, którym jego władza zanadto ciążyła.
Pierwsza partia trzech tysięcy mauserów wz. 29e, wraz z bagnetami i częściami zamiennymi, trafiła w ręce Arabów w 1929 r. Następnie zawarto drugi kontrakt, tym razem na 10 tys. karabinów z tym samym oprzyrządowaniem. Zamówienie to wykonano do końca 1930 r.
Polacy uznali podwójną umowę za duży sukces. Mieli nadzieję, że przejmą z rąk Brytyjczyków większość zamówień wojskowych dla Saudów. Liczyli, że królestwo stanie się dla SEPEWE przyczółkiem do ekspansji na cały region. Dlatego też gdy w maju 1932 r. do Warszawy przybył królewicz Fajsal, pełniący funkcję szefa dyplomacji Hedżasu, witano go z wielkimi honorami. Tygodnik „Światowid” poświęcił wizycie egzotycznego gościa kilka stron. Zachwycano się jego wspaniałą posturą, „ciekawym uśmiechem” i „dziwnie przenikliwymi oczami, które bardzo magnetycznie działają na nadobne warszawianki”. Z upodobaniem przytaczano komplementy, jakie pod adresem polskiej armii wygłaszał w obecności dziennikarzy. Oczekiwano, że podpisanie kolejnych intratnych umów jest tylko kwestią czasu. Niestety - szybko przyszło rozczarowanie.

Karabinek Mauser wz. 29
Karabinek Mauser wz. 29 Wikipedia Commons/Domena publiczna

Druga z umów na dostawę mauserów nie zawierała gwarancji bankowych, a władcy Arabii Saudyjskiej, bo tak od września 1932 r. nazywał się Hedżas, nie kwapili się do uiszczenia zaległych należności sięgających 3 mln zł. Królestwo, dziś naftowy potentat, borykało się wówczas z wielkimi kłopotami finansowymi. Jego głównym źródłem dochodu były opłaty pobierane od pobożnych muzułmanów pielgrzymujących do Mekki. Ponieważ na początku lat trzydziestych liczba pielgrzymów spadła, w budżecie Saudów zabrakło środków nawet na podstawowe potrzeby.

Mimo to Polacy nie tracili nadziei na odzyskanie długu i kolejne kontrakty. Od 1933 r. w SEPEWE miała w Arabii swoje oficjalne przedstawicielstwo. Reprezentował ją brytyjski urzędnik kolonialny Harry St. John Philby, ojciec... jednego z najsłynniejszych sowieckich szpiegów z czasów zimnej wojny Kima Philby’ego.

Jeden z polskich dyplomatów Tytus Komarnicki określił go sceptycznie jako „sympatycznego fantastę”, „ryzykanta”, „szaławiłę, o ile nie filuta”. W zupełności miał rację - jego działalność na saudyjskim dworze nie przyniosła żadnych wymiernych rezultatów. Arabowie nie oddali długów, a nowych umów ze względu na asekuracyjne warunki transakcji dyktowane przez Polaków nie nawiązano. Tym samym nadzieje na pozyskanie silnego sojusznika i kontrahenta na Bliskim Wschodzie prysły.

Hiszpańskie złoto

Kiedy latem 1936 r. w Hiszpanii wybuchła wojna domowa, Polska, za namową Francji, zobowiązała się do nieudzielania pomocy żadnej ze stron konfliktu. Nad przestrzeganiem embarga na dostawy broni miał czuwać Międzynarodowy Komitet na rzecz Stosowania Układu o Nieinterwencji w Hiszpanii (ang. skrót ICAARNIS) z siedzibą w Londynie. W praktyce była to tylko arena niekończących się starć słownych pomiędzy krajami, które nieoficjalnie wspierały albo frankistów, albo republikanów (na przykład Włochy z ZSRR). Ciało to w najmniejszym stopniu nie wypełniało swojej zasadniczej funkcji, wobec czego transporty broni z całego świata trafiały do iberyjskich portów.

Czołgi Renault FT-17
Czołgi Renault FT-17 Wikipedia Commons/Domena publiczna

Pomimo że ICAARNIS nie działała nazbyt sprawnie, eksport broni do Hiszpanii odbywał się z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. SEPEWE sprzedawała ją tylko i wyłącznie przez międzynarodowych pośredników, jak Grimard czy nawet powiązana z Hermannem Göringiem firma Veltjens. Statki, które transportowały materiały wojenne z polskich portów na Półwysep, zaopatrywano w fikcyjne dokumenty przewozowe, wystawione np. przez przekupionych dyplomatów państw latynoamerykańskich.

Samolot myśliwski PWS-10 w służbie lotnictwa nacjonalistycznej Hiszpanii
Samolot myśliwski PWS-10 w służbie lotnictwa nacjonalistycznej Hiszpanii Wikipedia Commons/Domena publiczna

Najczęściej z Meksyku, Urugwaju, Peru czy Haiti. Ostatnim elementem kamuflażu było pozbawienie broni jakichkolwiek elementów świadczących o jej polskim pochodzeniu. Pomimo wszystkich tych zabiegów, stosowanych zresztą nie tylko przez Polskę, istnienie przepływu broni pomiędzy większością członków ICAARNIS a Hiszpanią było międzynarodową tajemnicą poliszynela.

II RP sprzedawała Hiszpanom głównie tzw. stoki, czy sprzęt przestarzały, często wyprodukowany jeszcze w czasie I wojny światowej. Wśród wysyłanego towaru dominowały karabiny (np. cieszące się wyjątkowo złą sławą austriackie mannlichery), ręczne karabiny maszynowe, działa polowe, moździerze oraz tony amunicji do wszystkich typów broni. Poza tym w ręce republikanów trafiło 96 lekkich czołgów Renault FT-17, a frankiści zakupili 40 wysłużonych myśliwców (20 Breguet XIX i 20 PWS-10) wraz z częściami zamiennymi. Ogółem Polska wyekspediowała na Półwysep Iberyjski broń pozwalającą wyekwipować, jak piszą w książce „Na krawędzi ryzyka” historycy Deszczyński i Mazur, „armię liczącą 10-15 dywizji piechoty wspartych artylerią ciężką, bronią pancerną i lotnictwem”. II RP była więc prawdopodobnie piątym największym - po Włoszech, ZSRR, Niemczech i Francji - dostawcą sprzętu wojennego w ten rejon konfliktu. Jego wartość wynosiła łącznie 190 mln zł, co stanowiło dwie trzecie wartości polskiego eksportu uzbrojenia w całym międzywojniu.

Złote czasy

Był to złoty czas nie tylko dla SEPEWE. Świetnie zarabiali także pomniejsi biznesmeni z tej branży. Jednym z nich był inż. Stefan Czarnecki, urodzony w 1904 r. oficer rezerwy WP. Już na początku lat trzydziestych posiadał spory majątek - posiadłość ziemską pod Kutnem, składy towarowe w Warszawie, a także salon samochodowy w Hotelu Europejskim. Znacznie go pomnożył, gdy zajął się handlem uzbrojeniem na międzynarodową skalę. Pierwszą partię samolotów Fokker F-XII - o których feralnym transporcie pisaliśmy w numerze „NH” z marca 2015 r. - dostarczył siłom zbrojnym generała Franco już latem 1936 r. Potem, według informacji zebranych przez „Dwójkę”, założył w Warszawie spółkę przykrywkę, która oficjalnie miała obracać surowcami i maszynami. W rzeczywistości zajmowała się dostarczaniem broni od producentów - Czarnecki miał kontrahentów i koneksje m.in. w USA, Czechosłowacji, Austrii i oczywiście na warszawskich salonach - do rozpalonej konfliktem Hiszpanii. Chociaż szemrany biznesmen był na celowniku polskich służb, szczegóły jego działalności pozostają tajemnicą. Wiadomo jedynie, że na spekulacji militariami zbił spory, jak na owe czasy, majątek. Szacuje się, jak podają Deszczyński i Mazur, że w 1939 r. Czarnecki mógł dysponować fortuną sięgającą nawet 500 tys. funtów, czyli aż 12,5 mln zł.
Poza Hiszpanią największymi odbiorcami polskiej broni były państwa bałkańskie - Rumunia, Bułgaria, Grecja - i Turcja. Nabywcy z tych krajów preferowali zakup najnowocześniejszych produktów przemysłu zbrojeniowego. II RP handlowała z nimi tym chętniej, że kraje z południa Europy nie stanowiły dla niej potencjalnego zagrożenia.

Myśliwiec P.24
Myśliwiec P.24 Wikipedia Commons/Domena publiczna

Oprócz mauserów, zapalników, amunicji i masek gazowych prawdziwym hitem eksportowym do tego regionu były samoloty myśliwskie. Modele P.11 i P.24 zostały zakupione przez siły powietrzne Bułgarii, Grecji, Rumunii i Turcji. Co ważne, w tych dwóch ostatnich krajach podjęto ich produkcję licencyjną. Gdyby nie wybuch wojny, zapewne dołączyłby do nich także bombowiec P.37 Łoś konstrukcji Jerzego Dąbrowskiego. Jego kupno, wraz z licencją, negocjowali partnerzy SEPEWE z Bałkanów i krajów nadbałtyckich.
Dużą popularnością cieszyły się także wytwarzane w Polsce, na licencji szwedzkiego Boforsa, działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Po kilkaset sztuk tej znakomitej broni zamówiły armie m.in. Wielkiej Brytanii, Rumunii i Holandii. Wielu z tych kontraktów nie udało się w całości zrealizować z powodu wybuchu II wojny światowej.

Myśliwiec P.11
Myśliwiec P.11 Wikipedia Commons/Domena publiczna

Z nikłym zainteresowaniem spotykały się natomiast pojazdy pancerne polskiej produkcji. Jedyne, jakie sprzedano w całym międzywojniu czołgi rozpoznawcze TKS w „zawrotnej” ilości sześciu sztuk z motocyklem „w gratisie”, zasiliły wojska malutkiej Estonii.

40 mm armata przeciwlotnicza Bofors. Tutaj uzywana przez amerykańskich żołnierzy w Algierii
40 mm armata przeciwlotnicza Bofors. Tutaj uzywana przez amerykańskich żołnierzy w Algierii Wikipedia Commons/Domena publiczna

Warto zaznaczyć, że uzbrojenie wyprodukowane w II RP, oprócz Hadżesu, trafiało także do tak egzotycznych krajów, jak: Abisynia, Afganistan czy Chiny. Te ostatnie stanowiły olbrzymi i wyjątkowo chłonny rynek ze względu na trwającą tam wyniszczającą wojnę pomiędzy narodowcami z Kuomintangu, komunistami a armią japońską. Polska wysyłała tam, przez pośredników z firmy Grimard, kilkadziesiąt tysięcy mauserów wraz z milionami sztuk amunicji, z których większość prawdopodobnie trafiła w ręce żołnierzy Czang Kaj-szeka. Władze SEPEWE, zdając sobie sprawę z potencjału tego rynku, poczyniły wiele działań organizacyjno-reklamowych, by zainteresować strony chińskiego konfliktu swoimi wyrobami. Bez skutku. Do wybuchu II wojny światowej nie zawarto na Dalekim Wschodzie żadnej bezpośredniej umowy.

Zgubna pazerność

Ogółem SEPEWE sprzedała zagranicznym kontrahentom broń o wartości około 320-350 mln zł. Największymi odbiorcami polskiego sprzętu wojennego byli Hiszpanie (190 mln zł) i kraje bałkańskie (105 mln zł). Wyniki te stawiały nas w czołówce światowych eksporterów. Było to osiągnięcie niebagatelne z dwóch powodów. Po pierwsze, nasz przemysł wojenny powstał w krótkim czasie właściwie od zera. Po drugie, zdołał w przeciągu zaledwie kilku lat pozyskać wiele intratnych kontraktów, pomimo olbrzymiej konkurencji zachodnich firm zbrojeniowych o długich tradycjach i wspieranych przez bardziej wpływowe rządy. Efektem sukcesu SEPEWE było zasilenie budżetu obronnego Polski dziesiątkami milionów złotych, które zainwestowano w rozbudowę zakładów zbrojeniowych, innowacje i zakup nowej broni dla WP.

37 mm armata przeciwpancerna Bofors
37 mm armata przeciwpancerna Bofors Wikipedia Commons/Domena publiczna

Mimo tych wszystkich pozytywnych efektów historycy, w tym Deszczyński i Mazur, wytykają decydentom syndykatu błędy w zarządzaniu eksportem i inwestycjach wojskowych, które mogły ułatwić Niemcom zwycięstwo w czasie kampanii wrześniowej. Chodzi m.in. o to, że wytworzoną w Polsce broń, tak potrzebną WP, wysyłano za granicę nawet latem 1939 r., pomimo wyczuwalnego zagrożenia wybuchem wojny. Jest to temat, który z racji swej złożoności wykracza poza ramy tego artykułu. Zainteresowanych odsyłam do wielokrotnie tu przytaczanej książki pt. „Na krawędzi ryzyka” autorstwa Deszczyńskiego i Mazura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl